Po raz trzeci ta sama notka, bo coś blox szwankuje i mi wyrzuca. Może uznał za niecenzuralną, ale jak pragnę zakwitnąć, nie mam pojęcia, co może być niewłaściwego w notce o zupie. Barszcz ukraiński uwielbiam. Kocham miłością wielką, zawsze, jak tylko miałam możliwość we wszelkich barach, knajpach i innych stołówkach, to brałam właśnie to. Równocześnie nigdy go nie robiłam - miałam jakieś poczucie, ze to potworna ilość roboty, trudne i w ogóle na pewno się nie uda. W końcu się zebrałam i zrobiłam. Znalazłam przepis, sprawdziłam składniki, żeby nie było w połowie, że czegoś brakuje, i ugotowałam. Powiem Wam - niebo w gębie. Wyszło dużo, bo buraki kupiłam gotowane - pół kilo, fasolka w puszce - też poszła cała. Kapustę znalazłam małą, wrzuciłam pół, a reszta składników proporcjonalnie i nagle okazało się, że jest na pułk wojska. Albo na dwa dni dla czteroosobowej rodziny. Wczoraj na obiad poszedł jeden garnek - normalnie jak robię w nim zupę, to wystarcza na dwa dni, a czasem nawet