Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2012

no to już wiemy

No i już wszystko jasne. Noszę Grzechotnika. To koncepcja Pytona, żeby pasowało do niego i mojej mamy, zwanej przez lata w niektórych kręgach Żmijówą.  Dziewczynka miała być Kobra. Herpetolog mi rośnie? W takim towarzystwie któryś powinien sie tym zająć. Poza tym - wszystko ok, tylko Pisklak jeszcze mały, wiec za 4 tygodnie powtórka, bo nie wszystko jeszcze widać.. W ten sposób dołączam do sporego grona ciężarówek z facetami - w okolicy też sami chłopcy ostatnio sie rodzą. A nie, przepraszam, żona kuzyna w środę urodzila córeczkę. I bratowa trzy miesiące temu również. Zaraz, zaraz, obie panienki maja tak samo na imię.... To ja już wiem, czemu nie mamy teraz dziewczynki!!! Wszystko przez to, że sie zarzekałam, ze moja córka nie będzie miała na imię Marysia!!!   PS. Komentarz Piotrka na moja uwagę, ze powinien zostać herpetologiem: - Nie, mamo, to ty będziesz herpetologiem, bo ty się nami zajmujesz!!!! Święta prawda. Musze zacząć się dokształcać w kompletnie nowym kierunku i kar

Pierwszy biuletyn szkolny

Znowu nie mogę spać. Od paru dni przewracam sie w łóżku od 3-4 rano, po czym zasypiam około 8. Akurat, gdy przychodzi roześmiany Pyton i melduje, że już sie ubrał, nakarmil zwierzaki, posłał łóżko i przygotował śniadanie. czyli nie mam żadnego zadania, które mogłabym mu wrzucić, a samej jeszcze chwilke pospać... Wieści ze szkoły za to wczoraj przyniosłam.  Otóż zebranie było, podział na klasy wreszcie, przydział wychowawców - ta informacja była chyba najpilniej strzeżoną tajemnica sezonu, nie bardzo wiem, czemu - pewnie z obawy przed napływem podań o zmianę nauczyciela.  Pyton trafił nieźle. Co prawda nie jest to pani, o której marzyłam, ale tez nie miałam zbyt wielu informacji o innych - ot, jeden typ bardzo pozytywny i jeden bardzo negatywny.  Wychowawczyni robi wrażenie sympatycznej, myślącej, życzliwej i komunikatywnej. Na początek wystarczy, co dalej - i tak wyjdzie w praniu.  Za to w klasie jest 28 dzieci na liście. Zgroza jakaś, co prawda jedni rodzice sie wahają, czy nie c

najlepsza żona

W czasie wakacji byliśmy w Bieszczadach u przyjaciół.  Przyjaciele mają trójkę dzieci, w tym córeczkę mającą rok z kawałkiem. I tę właśnie pannę Piotrek upatrzył sobie na żonę. Poinformował nas o tym od razu, na co któreś z nas parsknęło z radością, że będzie miał czas, żeby sobie wychować żonę. Wczoraj byliśmy u nich znowu, coś tam mieliśmy do omówienia. Pyton nie zapomniał o swoich planach, przypomniał wszystkim (informując przy okazji przyszłego teścia, który akurat sie nie ząłapał na tę scenkę). Po czym  uzasadnił: - Bo taka wychowana żona jest najlepsza! Coś w tym jest....

ech, gdzie ci dawni harcerze....

Skorupiak został poproszony o pomoc przy rozładunku transportu kwatermistrzowskiego z obozu Pytona. Rzecz była o tyle skomplikowana, że Piotrek jechał z drużyną spod Warszawy, która tworzyła podobóz z inną drużyną warszawską. My mieszkamy stosunkowo blisko punktu rozładunkowego, a brakowało rąk do pracy (swoją drogą, dziwne, ale to inna sprawa). Wcześniej mieliśmy rodzinną imprezę, spotkanie z masa ludzi dawno nie widzianych. Jedna z kuzynek w przyszłym tygodniu ma cesarkę,  od innej podpatrzyłam bardzo fajny patent - taka podstawka do sadzania sobie malucha na biodrze, pogadałam za wszystkie czasy.  W związku z rozładunkiem trzeba było sie urwać wczesniej, a Skorupiak musiał sie jeszcze przebrać - nie pójdzie przecież tachać ns-ów czy kanadyjek w garniturze, prawda? W trakcie imprezy dostął smsa z informacją o zmianie miejsca rozładunku. Niedużo dalej, nie ma sprawy.  Sprawy zaczeły sie komplikować na miejscu. Okazało sie, że magazyn jest, klucz do magazynu takoż, są nawett harcerz

Pierwszy zarobek

Pan Piotr po raz pierwszy dziś zarobil coś własną pracą. I nie mam na myśli płacenia za wyniesienie śmieci - jestem przeciwna temu systemowi, dom jest wspólny i wszyscy mamy swój udział w tym, zęby funkcjonował i żeby było przyjemnie. Tym razem praca została wykonana na zewnątrz, w obcym miejscu, rzeczywiście potrzebna, porządnie zrobiona. Pojechaliśy do Feu Vert po żarówkę - stwierdziłam, żę jeżdżę jak Cyklop i jak mnie policja złapie, to nie ma przebacz, będą mieli stuprocentową rację wlepiając mandat. Skorupiak wymontował przepaloną i potuptał do sklepu, a my z Pytonem oglądaliśmy sobie podnośniki w warsztacie i samochód od spodu.  Gdy przyszedł któryś z panów mechaników, zobaczył bystre oczka, to od razu zaproponował mu pracę. Wręczył szczotke i poprosił o pozamiatanie stanowiska, bo z samochodów się błoto sypie. Młody całkiem porządnie zamiótł, niezmiernie dumny z siebie, po czym dostał w nagrodę profesjonalny miernik do bieżników - z sugestią, ze może potem tacie wypożyczać za

no to się zaczyna...

... bezpłatna edukacja. dzisiaj zabrałam Pytona na zakupy, czego z definicji nie robię, jeśli mam jakiekolwiek inne wyjscie. Tym razem jednak był niezbędny - wyprawka do szkoły. W końcu to jemu ma sie podobać plecak, piórnik i parę innych drobiazgów. Co prawda nie kupiłabym mu różowego czy z wzorkiem w barbie, ale jednak warto, żeby wyrabiał gust (pod dyskretnym nadzorem i kierunkiem rodzicielki). Udało nam się znaleźć całkiem fajne, zachowując względnie przyzwoity stosunek jakości do ceny wypatrzyliśmy świetny plecak z tygrysem, całkiem przyjemny i funkcjonalny piórnik, kredki, ołówki, zeszyt do korespondencji zgodnie z zaleceniem szkoły. Do tego jeszcze złapałam mu dres (spodnie, bluza rozpinana i cienka z długim rękawem za niecałe 50 zł), spodenki na wf i jakąś drobnicę piśmienniczą.  Plus nieduże - naprawdę nieduże zakupy spożywcze i poszło 300 zł... z tego dobrze ponad połowa to dziecię nasze ukochane i jego bezpłatna szkoła. Jeszcze będą kolejne trzy setki na podręczniki, do t

Przesądy ciążowe - uzupełnienie

Notke o przesądach ciążowych juz machnęłam, ale to, co dziś znalazłam, powaliło mnie na kolana. Nie mogę, po prostu nie mogę tego nie zamieścić!!!! Otóż, moje drogie, jeśli kobieta krzyczy w czasie porodu, to znaczy, że ojcem dziecka nie jest mąż!!!! No to może jednak te cesarki są bezpieczniejsze, w razie czego sie nie wyda? Muszę jeszcze raz przemyśleć temat, czy na pewno wolę rodzić silami natury...

pomiar

Po obozie tak na oko wydawało mi sie, ze Potomek jest jakby wiekszy.  Przystawiłam go dzisiaj do szafy, sięgnęłam po centymetr... 122 cm. Przed obozem było coś około 118.... Czym oni ich tam karmili, paszą dla kurczaków???? Znowu muszę chyba szukać spodni...

rozrywka 102

znaleźliśmy sobie ostatnio ze Skorupiakiem rozrywkę. Grzebiąc po nieprzebranych zasobach You Tube trafiliśmy na koncert Jacka kowalskiego, podczas którego wykorzystał pewien dowcip językowy. Był to koncert piesni polskich, patriotycznych, czy jakichś podobnych, i między innymi śpiewali (wszycy, bo Jacek stara sie włączać publiczność w śpiewy) "O mój rozmarynie". Powszechnie znane, melodia niezbyt skomplikowana, jak wiadomo.  Ale żeby urozmaicić całość imprezy,  po odśpiewniu po polsku Jacek zapowiedział to samo... po łacinie. Wspomniał o profesorze Ryszardzie Gansińcu, który był filologiem i historykiem kultury. Onże profesor w ramach popularyzowania umiejętności śpiewania tudzież łaciny, znanej wówczas większości ludzi wykształconych, przygotował Śpiewnik filomaty - teksty piosenek, zarówno oryginalne łacińskie (sporo Horacego, Wergiliusza i innych takich), jak i tłumaczone polskie (i nie tylko) - w ramach zabaw językowych filologów klasycznych.  Odsłuchawszy łącinę zaczę

raport poobozowy

Dziecko wróciło wczoraj. Materiału na notkę mam aż za dużo, obawiam się, ze będzie tak, jak z bieszczadzką - tyle pomysłów  zalewało mi zwoje mózgowe, że w końcu notki raportującej niet. Ale spróbuije sie jakoś z tym pozbierać. Przede wszystkim było zamieszanie z godziną przyjazdu. Pierwsza informacja, jeszcze w materiałach przedobozowych, głosiła, że wracają ok. 18. nie ma sprawy. W środę, jak rozmawiałam z małym, to zeznał, ze autokar mają na 13. Targeo z kolei podaje czas przejazdu  na poziomie dwóch i pół godziny, co nijak mni sie nie chciało złozyć w sensowną całość, więc zadzwonilam do ciotki - matki komendantki. Komendantce nie chciałam zawracać głowy, bo pamiętałam, jak sama byłam wykończona pod koniec prowadzonych obozów. Okazało sie, że ona też nic nie wie, ale po przekopaniu poczty obozowej córki znalazła info, zę  mają WRÓCIĆ ok 13, ale zaraz potem dotarły wieści z obozu, że już 12 prawie, a oni nadal nie zapakowali sie do autokaru. W końcu dostałam smsa, zę będą ok. 16.

kaczka luzowana

Czuję sie ostatnio jak wyżej wymieniona. Kaczka luzowana. Kaczką byłam zwana od dawna, na długo  przed tym, zanim zaczęło byc głośno o pewnych bliźniakach, które zepsuły opinie tym pięknym ptakom.  Luzowana - bo ostatnio ciśnienie mam w dolnych rejonach stanów niskich. Czyli przeważnie tak około 100/60. czasem powyżej, czasem poniżej. Już sie zaczynałam martwić solidnie, bo myślałam, że moje przelewanie sie po ścianach wiąże sie z ciśnieniem wysokim, (zwłaszcza, że  - jakby to powiedzieć - elfa nie przypominam),  i miałam pietra, czy to sie gestozą nie skończy. Tym bardziej, że jak przychodziłam na badania, to miewałam albo normalne, albo górne w rejonach 140.  W związku z powyzszym wygarnęłam od mamy ustrojstwo do mierzenia ciśnienia - na szczęście miała. Sama powinna mierzyć regularnie, ale jakoś jej to nie wychodziło, teraz już będzie - bo Skorupiak co i rusz szuka pretekstu, żeby sie na rowerze przejechać. Trasa do teściów, żeby dostarczyć sprzęt pomiarowy jest w sam raz.  Ale

prezent 103

Obraz
Na zaprzyjaźnionym forum ktoś ostatnio wrzucil obrazek. ktoś inny od razu dołozył komentarz - przecież to dla Agry, ona ma Pytona!!! Faktycznie.  Potomek Pytonem zwany, ja węże zasadniczo lubię (to znaczy nie wrzeszczę na ich widok, mogę pogłaskać, wziąć do ręki. W domu hodować nie będę, bo one jakoś z uporem maniaka nie dość, że nie chcą przejść na dietę wegetariańską, co jeszcze mogłabym wybaczyć (w końcu sama jestem mięsożerna), to na domiar złego domagają sie, by obiad był żywy. A to już przekracza znacznie granice mojej tolerancji, nie dam takiemu żywej myszy i koniec.  A fotka jest piękna:   Pyton tygrysi w pełnej krasie. Sądząc po grubości - solidny osobnik, a to w ogóle są jedne z największych pytonów świata. Rekordzista miał ponad 8 metrów długości!!!   Jest tylko jedno drobniutkie "ale".     Śliczne, nieprawdaż?

zamieszanie emocjonalne

bałagan emocjonalny mi sie zrobił i jakoś nie moge tego wszystkiego ogarnąć. Co i rusz wypływa na wierzch inny temat, i zaczynam sie gubić. Jeszcze chwila i siądę sobie pochlipać nad własną głupotą, a Skorupiak jak wróci do domu, to wpadnie w histerię widzac mnie w takim stanie. Może po kolei, jak rozpiszę, to będzie łatwiej. Mam moralniaka z powodu Pytona. Wczorajszy telefon z obozu dużo mnie kosztował, mimo, że wiem, iż byl to tylko przypadek tęsknoty obozowej i zapewne dziś już jest wszystko w w porządku. Ale słuchanie tego płaczu i błagania "mamo, proszę, zabierz mnie jutro do domu" było po prostu straszne. Koniecznośc powiedzenia NIE - jeszcze gorsza. Czułam się jak wyrodna matka, pozostawiająca dziecko na pastwę losu, mimo, że sprawdziłam, nic groźnego się nie dzieje, dziewczyny go tam utulą i zaopiekują sie tak, jak trzeba.  Mam świadomość, że na dłuższą metę, gdybym go zabrała, to byłoby znacznie gorsze, bo pozostałby mu schemat - nie dam rady, nie umiem, boję się.

telefon z obozu

Żeby nie było za dobre, po tygodniu nieobecności Potomek wymiękł.  nie jest to do końca jego wina - ostatecznie on nieduży jeszcze, a jak wszystkie dzieci dzwoniły do rodziców (w ustalonych godzinach było to mozliwe), to on tez poprosił. i jak mnie usłyszał, to sie biedaczek rozkleił.... Nieco sie wystraszyłam, bo najpierw był grobowy głosik, a potem juz całkiem pękł i tylko płakał - mamo, zabierz mnie jutro do domu.... Przepytałam komendantkę, co się dzieje, czy jakieś traumatyczne zdarzenia, czy tylko solidny przypadek tęsknoty obozowej. Okazało sie na szczęście, ze jednak to drugie, więc powiedziałam młodemu, żę go nie zabiorę, za to jak wróci, to pokażę mu na mapie, skąd dostałam informacje, jak on sobie radzi na obozie. Trochę go tym zagadałam, zainteresował sie, gdzie leży Luxemburg, potem jeszcze opowiedziałam o zaproszeniu do jednej z lubianych przez niego ciotek - w tydzień po jego powrocie. I jak kategorycznie oznajmiłam, że go nie zabiorę, to chyba sie  zebrał w kupę i jak

zjazd...

Już wiem, czemu sie tak podle czuję. Myśolałam, że ciśnienie mi skacze w górę i zaczynałam sie tym powaznie martwić, więc zajrzałam do zabiegowego zmierzyć.  A tu niespodzianka. 100/60. W życiiu takiego niskiego nie miałam. No dobrze, nie w życiu, kiedyś pewnie było, ale daaaawno... Odpływam w niebyt. Dobranoc.

kolejny kawał

znalazłam następny śliczny kawał  w sieci.   Mężczyzna około 40 pomykał szosą w swoim nowiutkim Porsche. Kiedy już dwukrotnie przekroczył dozwolona prędkość, we wstecznym lusterku zobaczył charakterystyczne migające  niebieskie światełka. pewien mocy swojego samochodu ostro przyspieszył, ale wóz policyjny nie dawał za wygraną.  Po chwili zdał sobie jednak sprawę, zę w ten sposób może przysporzyć sobie wielu kłopotów i zjechał na pobocze. Policjant podszedł do niego, bez słowa sprawdził prawo jazdy, po czym powiedział: - To był dla mnie długi dzień, zbliża się koniec zmiany, do tego jest piątek trzynastego. Mam dość papierkowej roboty, więc jeśli znajdzie pan jakieś dobre wytłumaczenie na swoja ucieczkę, pozwolę panu odjechać bez mandatu. Mężczyzna pomyślał chwilę i mówi: - W zeszłym tygodniu moja żona zostawiła mnie dla jakiegoś policjanta, obawiałem sie, ze chce mi ją pan oddać. - Życzę miłego dnia - usłyszał w odpowiedzi....   wiem, zę to stare i krąży po sieci od dawna, ale

wieści z lasu

Nie ma jak duża rodzina. Jak juz pisałam, Pyton został wysłany na obóz. Trochę miałam cykora - on w końcu nie ma jeszcze 6 lat, ale znając mojego synka i komendantkę, (a jak sie potem okazało i kilkoro rodziców dzieciaków z obozu), uznałam, że można go bezpiecznie puścić. Od wyjazdu - czyli od soboty - mimo wiary we własne dziecko trochę sie denerwowałam. Ale ustaliliśmy z młodym, że nie będziemy dzwonić, odwiedzin i tak nie ma - urzędowo (i bardzo słusznie) zostało zakazane. To jednak strasznie rozwala pracę z grupą, dzieciak przypomina sobie, że miał przecież tęsknić, ci, do których nikt nie przyjechał - zazdroszczą... Bez sensu. Piotrek ma opracowany system komunikacji z nami, gdyby bardzo zatęsknił, więc jest wyjście awaryjne, ale gdy nie było telefonu przez pierwsze dwa-trzy dni, uznaliśmy, że dobrze jest. I  - jak sie okazuje - słusznie. Zadzwoniła dziś do mnie babcia. Rozmawiała z własną siostrą (mieszkającą zresztą w Luxemburgu), ta rozmawiała z jedną z moich moich ciotek

na pieńku z...

Mam z nim na pieńku.  Nie lubię go ostatnio, i to bardzo. Dokucza ze sprzecznych powodów, zdecydowanie wygląda, jakby chciał po prostu dokopać. Mój żołądek. Mdłości ciążowe - do przyjęcia, zwłaszcza, że, podobnie jak w ciąży pytoniej, były umiarkowane. Coś za coś, chcieliście ciąży, no to ją macie, mdłości w pakiecie.  Ale, do ciężkiej cholery, może już starczy? W tej chwili mdli mnie najczęściej z głodu - jak sie zasiedzę wieczorem (bo wreszcie są temperatury nadające sie do życia, a nie  chcę już jeść na noc). I nagle, z minuty na minutę - zonk! - bohater dnia stwierdza, że dziś jeszcze nie dał w kość. I wtedy nie ma przebacz, należy udać sie pełnym godności krokiem do toalety i złożyć pokłon Neptunowi. Całe szczęście, że mogę pójść, a nie muszę pędzić, tratując po drodze wszystkie plączące sie pod nogami zwierzaki (zawsze ich wtedy jakoś dziwnie przybywa). Przepraszam za te niesmaczne wynurzenia, ale ostatnio staje sie to najbardziej dokuczliwym problemem związanym z ciążą. I m

mądrość życiowa 104

Znalazłam dziś sygnaturkę przecudnej urody. Sama prawda życiowa płynie z klawiatury autora tych pereł mądrości, wie co pisze. A właściwie, nie autora, a autorki - jestem pewna, że to była kobieta.  Czytajcie i doceniajcie: Kobiety i koty zawsze będą robić to, co chcą, a mężczyźni i psy powinni się zrelaksować i powoli oswajać z tą myślą.   Howgh!

zamorduję własnego męża!

Piotrek wyjechał wczoraj rano.  Pod dobrą opieką, z kuzynami, dziećmi moich dawnych znajomych - słowem, warunki kontrolowane. Skorupiak sie denerwuje. Bardzo się denerwuje.  BARDZO BARDZO się denerwuje. Każda rozmowa, niezależnie od tematu początkowego, i tak prędzej czy później (raczej prędzej) dryfuje w kierunku "ciekawe, co Pyton teraz robi", "Pewnie jest już po obiedzie", "jak sobie radzi" i tak dalej.  W chwilowym napadzie samokrytycyzmu Skorupiak zaproponował, zebym zaznaczała karbami każdą jego wypowiedź na ten temat, ale nie mam pojecia, na czym miałabym zaznaczać, zęby mi miejsca starczyło. Jakaś solidna decha z tartaku, taka gruba, to po obu stronach, dwa brzegi - jakby miała ze trzy metry, to może by dało radę... Tak w ogóle, to jakoś dziwnie, bo to przecież Mamuśka - czyli ja - powinna obgryzać paznokcie z nerwów, a Rodziciel powinien ją uspokajać. Ja mam jednak wbite z dzieciństwa hasło mojego taty - brak wiadomości to dobra wiadomość,

Pojechał!

Nareszcie! Dziecię nasze pierworodne zostało zapakowane do autokaru i wyekspediowane w siną dal. Po odbiór przesyłki zgłosić sie w to samo miejsce za dwa tygodnie. A nawet o jeden dzień później, konkretnie 19 sierpnia o bliżej niesprecyzowanej porze.  Młody miał do wyboru - czy wsiada na Stegnach, bliżej, ale z mniej znanymi ludźmi, czy woli, zęby go odstawić do Wołomina, gdzie dosiadała sie druga część ekipy, w tym ukochany kuzyn Staś, jego siostra - komendantka podobozu zuchowego i jeszcze jeden kuzyn.  Wybrał Wołomin - niech mu będzie, nie jest to koniec świata, możemy pojechać. Okazało sie to świetnym pomysłem, bo udało mi sie spotkać pare osób nie widzianych od dwudziestu lat, a bardzo sympatycznych - też wysyłali dzieciaki na ten sam obóz. Jeszcze tylko drobna akcja - jeden z młodych miał finkę (Piotrkowi od razu zapowiedziałam, zę nie dam), starszy z kuzynów poprosił o pokazanie, po czym nadział sie na nią w sposób artystyczny. łapę sobie nieco rozkrwawił, mama podniosła lek

koszmarny sen

Obudziłam sie - jak zwykle ostatnio - o jakimś parszywym świcie. Niestety, jest gorąco, co przeszkadza w spaniu, do tego pęcherz ciężarówki ma swoje własne poglądy na zycie - słowem, taka pobudka jest każdej nocy. Pytanie tylko, o której, bywa 2 w nocy, bywa 6 rano. Dziś bbyła 5.45. A że dziś odwozimy Pytona na zbiórkę, wystawiamy do autokaru i zaczynamy wakacje - czyli budzik nastawiłam na 6, to i tak ni ema sensu kłaść się spać ponownie. Tym bardziej, że z powodu upału meczyły mnie idiotyczne sny.  Mianowicie śnilo mi sie, że moja kochana rodzicielka uparła się, że zmusi mnie do ponownego zdania matury - uzasadnieniem było to, że ja zdawałam jeszcze w czasach, kiedy matma nie była obowiązkowa.... A powinnam mieć dobrą ocenę, bo to od razu podnosi szansę na dobrą pracę. Tylko że ja z matmy nie pamiętam za wiele, jak rozwiązywałyśmy zadania wspólnie z przyjaciółką, to nie było na nas mocnych, w pojedynke - głupiałyśmy obie :) Nie wiem, skąd ten temat wrócił, już dawno nie miałam ta