Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2011

ręce opadają...

Może ktoś wie, jak wytłumaczyć chłopu (zaznaczam - bardzo inteligentnemu), że JABŁKA SIE MYJE PRZED JEDZENIEM??????  Nie dociera żadne tłumaczenie, ani prośbą, ani niczym, jemu sie nie chce i tyle. A potem płacze, ze ma rozwolnienie. Tak na co dzień to niegłupia jednostka, ale w pewnych sprawach gorzej niż dziecko.....

Co to jest?

Obraz
W czasie wyjazdu widzieliśmy masę bocianów. Normalne o tej porze roku.  Widzieliśmy również (oprócz innych różności, ptasie COŚ. A właściwie dwa COSIE. Oddzielone od siebie o kilkaset kilometrów, tak że nawet nie dam głowy, czy to takie same COSIE, czy każdy inny.  Cechy wspólne COSIÓW: wielkość - takie około kawki. nie przejmowały sie ludźmi chodziły sobie po trawie szukając obiadu   Pierwszy COŚ został namierzony na polach grunwaldzkich, drugi - tuptał koło domku w ośrodku nad jeziorem. Generalnie w lesie, ale do pól nie było specjalnie daleko.    Oto zdjęcia podejrzanych. Na pierwszy ogień idzie ptaszor grunwaldzki:   i     A teraz ten drugii, znad jeziora:     i      Zdjęcia nie są najlepsze - nie dysponowałam ani takim sprzętem, ani (przede wszystkim) umiejętnościami jak Weronika Pióro , ale tu już nic na to nie poradzę - słabości fotek wyszły na ekranie po fakcie, jak ptaki dawno odleciały, a ja wróciłam z wakacji.  A co do Weroniki - za każdym razem,

Zdjęcia

Siedzę i obrabiam zdjęcia z wyjazdu - głównie to robię sito, wywalam mnóstwo, pewnie dwie trzecie polecą do kosza.  Z resztą bawię się z ostrością, kontrastem i takimi tam. I opisuję. I klnę - co za idiota robił tyle fotek? Na co to i po co to? Oczywiście, jak juz skońćzę robotę, to sie będę bardzo cieszyć, że je mam. Cóż, tak już jest na tym świecie....

Jessica Watson - Prawdziwa odwaga

Od dawna zbierałam sie do tej notki, ale jakoś nie mogłam dotrzeć - stale były inne, bieżące tematy i jakoś umykało.  A będzie znowu o ksiące, która zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Jessica jest nastolatką z Australii. W maju skończyła 18 lat. Wcześniej, jescze zanim skończyła 17, opłynęła świat - samotnie, bez zatrzymywania sie w portach i bez żadnej asysty towarzyszącej jej podczas rejsu.  Brzmi wariacko, prawda? Jak szykowała sie do tego rejsu, dwa lata temu, w mediach rozpętała sie niezła burza - czy pozwolić takiej małolacie na to szaleństwo, czy, wręcz przeciwnie, zamknąć w wariatkowie, a przynajmniej odebrać rodzicom prawa rodzicielskie, skoro poważnie rozważają wyrażenie zgody. A jednak nie był to tak nieodpowiedzialny i nieprzemyślany wybryk. Wręcz przeciwnie, przemyslany w najdrobnijszych szczegółach i znakomicie przygotowany od strony techniczno-logistycznej. Nie wspominając już o sprawie podstawowej - kompetencjach żeglarskich samej Jessiki. W dniu 16 urodzin odebrała

Gdańsk - cd.

Obraz
Miał być ciąg dalszy, to będzie. Wieczorne wypady na plażę - spacer trochę przydługi, jak na małe nóżki - mea culpa, zapamiętałam, ze z domu brata jest 10 minut do plaży, ale nie dotarło juz do mnie, ze rowerem..... Za to potem skakanie na falach, uciekanie zanim woda zamoczy nogi, skrzek mew, fantastyczny zachód słońca, skoki w uprzęży (bungee w wersji dla mniej odważnych)   i turlanie sie po wodzie  w dużej plastikowej kuli....   już po powrocie znad jeziora pojechaliśmy do Centrum Naukowego Eksperyment - znacznie skromniejsza (ale fajna) wersja Kopernika.   Piotrek mógł obejrzeć różne złudzenia optyczne:   i jeszcze jedno:     dać sie zamknąć w welkiej bańce:    zbudować wielką wieżę z klocków:   pobawić się w rozpoznawanie tropów różnych zwierzaków i jeszcze trochę innych fajnych rzeczy.  Podsumowując - to był bardzo udany, zróżnicowany wyjazd. Piotrek będzie miał co opowiadać w poniedzialek w przedszkolu.

Powtórka z Pietruszki

Piotrek postanowil byc dorosły. Od wczoraj rano. W związkuz tym sam sie myje, ubira i szykuje matce (bo tata w pracy już) śniadanko. Wczoraj myslałam, ze to jednorazowa akcja, ale samodziene mycie było również wieczorem i dziś rano (i śniadanko też. Niestety, czymś sie przytrułam, albo co, w kazdym razie jedzenie jest jedną z ostatnich rzeczy, na jakie mam ochotę).  Jednak nie ma to jak marchewka i duża ilość pochwał, zwłaszcza za takie samoistne działania.  Mam nadzieję, ze mu ak zostanie na dłużej.

niech żyją wyprzedaże :)

pojechaliśmy z Małżem po buty dla niego, bo już bardzo było trzeba.  Łowy były udane - za 165 PLN w sumie udało sie upolować: buty dla Skotupiaka buty dla mnie* torbę dla nie koronkowe body (oczywiśce też dla mnie ;)) Żyć nie umierać, chyba trzeba będzie powtórzyć!!!!   * Kupienie butów dla mnie to jest święto lasu co najmniej. Mam gust kompletnie w poprzek mody, potwornie delikatne stopy i zawsze na początku w nowych butach muszę poobklejać sobie nogi plastrami. A te są idealnie wygodne, jak własna skóra, żadnych plastrów, bąbli, odparzeń!

Pietruszka Wspaniały!!!!

Dziś rano przeżywam wstrząs za wstrząsem.  A wszystko przez - właściwszym słowem bęche "dzięki" - Pietruszkowi. Moje niespełna pięcioletnie dziecko najpierw samo wstało i stwierdziło, ze idzie sie umyć. (Zwykle kąpiel jest wieczorem, wczoraj też była, ale jak rodzice biorą prysznic również rano, to on widocznie też). OK, nie będę sie przecież kłócić, zwłaszcza, że stwierdził, że umyje sie SAMODZIELNIE. Byki na to jak na lato, mogę sobie pogadać z mamą przez ten czas.  Jakiś czas później przytuptał do mnie stworek z prośbą o skarpetki - fakt, w szufladzie pustka - pranie powyjazdowe wolno schnie... Znalazłam czyste, podałam - zawinał sie na pięcie i popędził do łazienki.  Z łazienki dobiegały miłe, spokojne dźwięki, żadnych łomotów czy chlupania powodziowego - czyli wsio normalno, matka może się poobijać. Kolejne parę minut później przyszedł Pietruszek, kompletnie ubrany, z prośbą, żeby mu podłączyć suszarkę do włosów, bo umył piórka. Z oczami w słup podłączyłam. Następ

Gdańsk

Obraz
Dwa dni w Gdańsku (przed wyjazdem nad jezioro, mówiłam, ze wpisy będą w dziwnej kolejności) - okazja do powłóczenia sie po mieście. Właściwie pierwszy raz w życiu mam taką możliwość - byłam tam dwa razy w życiu, raz - przez parę godzin z koleżanką, wiele lat temu, drugi - w zeszłym roku, na ślubie brata. Łatwo sie domyślić, że byłam zajęta czym innym, niż zwiedzaniem... O Gdańsku nie ma co pisać - obraz jest skuteczniejszy. No bo jak opisać detale architektoniczne, które mnie po prostu urzekły? Dorwałam sie do aparatu fotograficznegoi pstrykałam jak oszalała (w sumie urobek z osmiu dni wyjazdu to prawie tysiąc zdjęć. oczywiście, sporo wyleci, ale to i tak nieźle).  Oto parę z nich - drobiazgi, które stanowią dla mnie o uroku architektury.     Uchwyt do latarni - można zrobić byle jak, a można ślicznie.....       zwieńczenie rynny....     I jeszcze jedno, w tym samym budynku     Krata balkonowa    Pietruszek prawie oszalał, jak zobaczył wodę i różnej maści jednostki pły

spotkanie 131

Nareszcie! Po wielu różnych perturbacjach i perypetiach udało sie dokonać niemożliwego. Razem z fioną i Mamą_G nie dość, ze sie spotkałyśmy, to jeszcze wyjechałyśmy współnie na przedłużony weekend - zabierając w sumie sześciu naszych mężczyzn (to znaczy, każda po jednym dużym i jednym małym). Umawiałyśmy sie na ten wyjazd tak mniej wiecej od roku (no, troszkę przesadziłam, ale o ile mnie pamięć nie myli, to od wczesnej jesieni). Nawet raz byłyśmy w dołku startowym, ale sie wszystko posypało, z różnych powodów. I teraz śpieszę donieść z radością, że wreszcie - dokonało się!!!! Taram, fanfary, dzwonki, trąbki i wodotryski poproszę!!!! W sobotę rano zameldowaliśmy się we trójkę (fiona ze swoimi chłopakami dotarła w środku nocy i daje sie, ze zrobili sobie jeszcze małą imprezkę, zamiast iść spać - wstręciuchy, bez nas!!!!) u Groszkowskich, zapakowaliśmy w samochody i jazda! Tu sie dość szybko zrobił pewien problem - po wyjechaniu z gdańskich korków jak Mama Groszkowa depneła po gaz

trajłobuz

Jedziemy samochodem do Gdyni.  Kiedyś uż rozmawialiśmy z Piotrkiem o różnych środkach komunikacji miejskkiej - i między innymi jakoś doszlismy do trolejbusów.  W Warszawie już nie jeżdżą, więc młody wiedzę w tym zakresie miał wyłącznie teoretyczną. Toteż jak zobaczyliśmy takie coś na drodze, to od razu zwróciliśmy Pietruszkową uwagę - niech sobie obejrzy, jak juz jest, a co. Jakiś czas później wracamydo Gdańska po obejrzeniu różności - i młody woła: - Mama a tam jest trajłobuz! podoba mi sie taka wersja :)

Kółko i krzyżyk

Piotrek gra w kółko i krzyżyk na telefonie taty. Wkurza się co chwila, złości – nie da się ukryć, przegrywa. W końcu wybucha ze złością: - ten komputer oszukuje!!!!!! Tata poszedł przytulić. Pietruszek wściekły ucieka na drugi koniec łóżka, ale po chwili na propozycję pomocy przypełza po łóżku do Skorupiaka. Grają przez chwile razem – oczywiście wygrywając z telefonem, i młody zmienia tonacje okrzyków: - Tato,   to wciąga!!!!! W końcu zaczyna grać sam, jeszcze czasem przegrywa, ale jaka satysfakcja, jak coraz częściej udaje mu się wygrać. Niestety, czas na wieczorną grę się kończy – akurat po przegranej kolejnej partii. Pietruszek znowu się złości,  ale tata udając, ze nie widzi jego fochów zaczyna wieczorne czytanie – tym razem na tapecie jest „Ronja, córka zbójnika”. Najprawdopodobniej za jakieś pół godziny Pietruszka będzie spać jak suseł….

ZOO

Obraz
Kolejna atrakcja wyjazdu - ZOOw Gdańsku - Oliwie.   Sama byłam tu wieki temu, jeszcze jako małolata – nawet nie pamiętam dokładnie, w każdym razie za życia naszego pierwszego psa – Bromby. To znaczy, że jakieś dwadzieścia lat temu… Łatwo się domyślić, ze nie pamiętam zbyt wiele – tak naprawdę dwie rzeczy: Po pierwsze – scenkę jak z kreskówki. Grupa małolatów zaczęła rzucać kamieniami w słonie i jeden z nich się delikatnie mówiąc   zirytował. Wsadził trąbę do bajorka, które jest na terenie wybiegu, i po chwili zafundował dzieciakom regularny prysznic. Drugą zapamiętaną rzeczą była woliera kondora – nie mam pojęcia, dlaczego, ani to ptaszysko piękne, ani sympatyczne. Ot, takie tam.  Tym razem   - mam nadzieję – w pamięci zostanie więcej. Wytrzaskaliśmy ponad trzysta zdjęć (oczywiście po pierwszej selekcji zostanie pewnie z połowa, a potem jeszcze mniej). Piotrek miał oczy dookoła głowy. Słonie, hipopotamy, żyrafy, surykatki, wielbłądy, krokodyle, papugi, lamy, kangury, foki, pingwi

zupka

Piotrek z kłopotami żołądkowymi, na diecie.  Zamarzył mu sie dobry obiad i prosi: - Mamo, ja już wiem, jaką chciałbym zupkę. - Jaką, kochanie? - Żwirek. - Słucham - zdębialam cokolwiek, bo to słowo kojarzy mi sie głównie ze żwirkiem dla kota, a to raczej nie jest jadalne. - No, żwirek. Z kiełbasą. - uzupełniłlo moje kochane dziecko. Widząc moje kompletnie ogłupiałe spojrzenie młody zastanowił sie głębiej i po chwili poprawił: - żurek poproszę. z kiełbasą. Zmieniamy nazwę, żwierek podoba mi sie o wiele bardziej.

Mama, a kiedy dojedziemy?...

Mam rażenie, ze jest to jedno z pytań, na które wszyscy rodzice reagują po chwili pokrzywką. I chyba nie ma takiego, który    - prędzej, czy później – nie usłyszał tego, jakże wkurzającego, tekstu. Ja w każdym razie dostawałam szału. I wierzcie mi, na trasie Warszawa – Gdańsk, nawet z przystankiem na Grunwaldzie, jest mnóstwo czasu na powtarzanie tego jednego zdania…. Jedyna możliwa odpowiedź: - Ośle!...      

realia...

Zaczęłąm wrzucać wpisy z wakacji - notowane na kolanie, na kartce, w wordzie, jak popadło. Ale radosna rzeczywistość warszawska nie daje o sobie zapomnieć. Dojechaliśmy wczoraj wieczorem - tak koło 21. Pietruszek po drodze marudził, że go boli brzszek i w pewnym momencie rzygnął w samochodzie. Na szczęście ma przygotowane torebki i wie, ze jak sie źle czuje, to wyciąga taką z kieszeni fotela i jakby co, to pluje do torby, a nie pawiem panoramicznym po całym pojeździe. W każdym razie pozbył sie z żołądka tego, co miał, pojechaliśmy dalej i myśleliśmy, zę problem z głowy. O, naiwni optymiści.... Dziś o 7 rano (przypominam, końcówka urlopu, mozna sie wyspać...) usłyszałam podejrane dźwięki z łazienki - Piotrek haftował do sedesu.  I to był początek, potem co 10 minut szła następna porcja - nie pomógł węgiel, wypluwał wszystko, co iał w brzuszku, a potem już samą wodą - bo pilnowałam, zęby wodę pił, żeby sie nie odwodnił. A jak skończył pluć, to zaczęło sie od drugiego końca - wylewało

Grunwald

Obraz
Grunwald to rycerze i bociany. Albo bociany i rycerze, nie jestem pewna, czego było więcej. No dobrze, może trochę więcej tych konserwowych, ale boćki stanowiły godną konkurencję ilościową. I były ładniejsze, choć z pewnością mniej zróżnicowane i częściej widywane w tym miejscu. W końcu zakute łby tylko raz do roku się tam zjeżdżają… Boćki w ogóle nie bały się ludzi (tak, jakby rycerze się bali J ), łaziły po łące pełniącej rolę parkingu i szukały śniadania. Piotrek miał oczy naokoło głowy – tyle ciekawych rzeczy! Tylu zakręconych wariatów w jednym miejscu robi wrażenie, średniowieczne namioty, białogłowy w barwnych strojach, kramy z dobrem wszelakim i wielki kawał przestrzeni do biegania. Nasz Pyton jak się rozpędził, to wyhamować nie mógł. W środę takie bieganie było możliwe, w sobotę – w dniu bitwy – absolutnie nierealne.   Ale na bitwę Piotrek jest jeszcze za mały, przydałby się jakiś podkład historyczny, nieco większy, niż obecny poziom wiedzy Pietruszka. Inaczej będzie to ty

powakacyjnie 132

wróciliśmy. Nie miałam za wiele czasu - ani nastroju - na tkwienie przy kompie, w końcu wakacje sa po to, zęby odpocząć. Tak więc teraz uzupełniam zaległości. Relacje będą może trochę poszatkowane - czasem udaławło mi sie wpisać jakąś notkę w Wordzie ( bo nie zawsze był zasięg), czasem - metodą średniowieczną - kartka + ołówek, żeby nie uciekło.  Tak krótko - wyjazd był rewelacyjny, na co najlepszym dowodem jest prawie tysiąc zdjęć wytrzaskanych w ciągy tygodnia. Oczywiśce, po selekcji zostanie pewnie ze trzysta, ale to i tak niezły wynik  :)

bańka na pasach

jedzieny samochodem - a ściślej rzecz ujmując, stoimy na swiatłach gdzieś w Sopocie (chyba). W pewnym momencie chyba wszyscy razem zauważyliśmy - bańkę. Całkiem sporą, z takich zwykłych, mydlanych, puszczanych przez dzieciaki. Wędrowała sobie na wysokości mniej wiecej 1,6m, równo nad ziemią. zastanawiające, jak to najzwyklejsza bańka mydklana potrafi zrozumieć zasady poruszania sie na drodze -  szła po pasach, na zielonym świetle. Zeby tak niektórzy ludzie potrafili.....   

krótko...

kawałek wakacji za nami. Nogi bolą, wrażeń pełno, nie ma czasu na kompa.  teraz dorałam na chwilę, ale tak konkretniej to będe pisać po powrocie. Czyli nie wcześniej niż w sobotę. Do zobaczenia :)

Piosenki Piotrka

idziemy dziś na bazarek po owoce. Piotrek śpiewa: - Na spacerek do Empiku, do Empiku.... Rośnie kolejne pokolenie moli książkowych. A dla markteingowców sieci na E - gratulacje. To sie nazywa wychowywanie sobie klienta.  

do pomyślenia...

Zaglądam sobie czasem na bloga siostry Małgorzaty Chmielewskiej.  Miałam okazję kiedyś ją poznać - wiele lat temu, ale wrażenie było mocne. Nie wiem, czy jest ktoś, kto o Niej nie słyszał - taka nasza polska matka Teresa. Ma poczucie humoru, dystans do siebie, zdrowy rozsądek i dobrze wie co i po co robi. Pomaga najbiedniejszym i bezdomnym dlatego, zę chce - nie z przyusu, mody, czy dlatego, że 'tak trzeba".  Jedna z ostatnich notek znowu mnie zwalila z nóg swą przenikliwością i celnością.  Tak potem pomyślałam, zę to, co Ona mówi jest daleko idącym rozwinięciem mojej teorii dotyczącej zabawek dziecinnych - teraz są takie wypasione, z milionem przycisków, światełek, dzwonków, słowem, gwiżdżą, chodzą, dzieci rodzą. I wszystko świetnie, tylko... są tak wszechstronne, że mogą bawić sie same, dziecko jest do tego kompletnie niepotrzebne. Siostra Małgorzata poszła dalej - jesliby świat był idealny, bez kłopotów, deszczu, ubogich, dziury w moście i brudnego talerza, to po co b

Pies - powtórka.....

Krew mnie zalewa. Pomału, ale skutecznie. Wczoraj mieliśmy dzień z dodatkowymi atrakcjami. Najpierw podczas naszej nieobecności okazało sie, ze psica dostała sie do kubla ze smieciami i wywlokła kości  z kurczaka - nie zdążyłam tego wynieść przed wyjściem, a po powrocie już było za późno. Głupia morda, szkodzi jej to jak licho, zawsze po tym ma kłopoty żołądkowe.  W związku z tym dziś - PO RAZ TRZECI W TYM TYGODIU!!!! WYWLOKŁA MNIE Z ŁÓŻKA o 5.40 rano i kazała sie wyprowadzić. A potem musiałam posprzątać po niej w kuchni.  Potem okazło sie, że klientka - moja kuzynka zresztą - usiłowała wydymać Skorupiaka na tle zawodowym. Jak dał do zrozumienia, zę kłamie, to rzuciła słuchawką, po czym po chwili zadzwoniła mamusia dziewczyny, żeby ochrzanić Małża, na co on sobie pozwala bo co to za sugestie, ona wychowała córkę na uczciwego człowieka. I wi ogóle czy on wie z kim rozmawia. Po czym w następnym zdaniu przyznała sie do takich działań, które tym zawodzie są uznawane za oszustwo. Choć z

a jeśli...

Młody ostatnio ma fazę  "a jeśli". Cieszyłam się, jak minął wiek "a dlaczego?" i udało nam się nie zwariować. Może dlatego, że jak Piotrek o coś pytał, to staraliśmy sie przedstawić mu wyjaśnienie obszerne, aczkolwiek dostosowane do jego możliwości zrozumienia - czyli maksymalnie uproszczone.  Mial tak dużo informacji do poukładania sobie w łepku, że nie dopominał sie o następne. Ale nic darmo. Obawiam sie, ze sami  z Małżonkiem Najszanowniejszym zgotowaliśmy sobie ten los. Syn jedyny, intensywnie przez nas edukowany w kierunku myślenia przyczynowo-skutkowego, zaczyna odkrywać samodzielnie, do czego to służy. I szuka związków między kolejnymi zdarzeniami, rezultatów różnych zależności. Zdaje sie, że powinnam sie cieszyć. Przecież to jest własnie to, co chcieliśmy u Piotrka wykształcić, prawda? Ostrożnie z życzeniami, bo się mogą spełniać - ta mądrość ludowa jest moim mottem od lat.  teraz Piotrek chodzi i po miliard razy dziennie zadaje pytanie "mama, a j

Gwiezdne Wojny

Dzieć mi od jakiegoś czasu nudził, ze chce obejrzeć Gwiezdne Wojny. Nasłuchał sie od kolegów w przedszkolu i koniecznie chciał wiedzieć, o co tam biega.  W końcu wyciągnęłam z półki zakurzone kasety wideo - tak, tak, jeszcze sie uchowały!!!  i odpaliłam młodemu, niech ma. I bardzo szybko zorientowałam sie, ze mamy pewien "drobny" problem. Mianowicie jest to wersja z podpisami, bez dubbingu czy lektora.  Jak na mnie wystarczy, ale co ma zrobić facet, który nie ma pięciu lat i jeszcze nie umie czytać, a na pewno nie w takim tempie?  Wredna matka stwierdziła krótko - uczyć sie angielskiego. I zapowiedziała, ze Piotrek bedzie mógł oglądać więcej filmów - ale po angielsku.... teraz siedzi i sie gapi. A ja się doszkalam przy okazji - aczkolwiek czarno to widzę, bo jak  nie patrzę na film, to przestaję rejestrować dźwięk, po polsku również.  Ale może chociaż troszkę....

pies

Chyba uduszę własnego psa.  Drugi dzień z rzędu budzi mnie o 5.53 i domaga się wyjścia na dwór. A do tego tym razem obs...a kuchnię. Wczoraj zachowała sie przyzwoiciej i darowała sobie przynajmniej ten punkt programu. Nie wiem, co jej jest, ale chyba będzie trzeba pojechać z nią do weta, i sprawdzić, co z tym brzuszkiem, bo ona dla zabawy tych numerów przecież nie robi.  Czyli kolejne parę złotych w plecy... Efekt tego wszystkiego jest taki , ze o dzikiej porze musiałam wstać, wyjść, umyć podłogę w kuchni (po zebraniu aromatycznych różności, odwykłam, jednak trening przy niemowlęcych kupkach swoje robił), i teraz wcale nie chce mi sie spać. Bo jeszcze mogę. Zacznę ziewać, jak Skorupiak pójdzie do pracy a Piotrek będzie chciał wyjść, albo w coś pograć, normalka. Do bani.

film 133

nosz cholera, zeżarło mi wpis. Dobra, powtórka, bo mi szczęka opadła z wrażenia. Za 0knem leje któryś dzień, młody sie nudzi. Zasoby rozrywek domowych jakieś tam są, ale większośc wymaga mojego udziału, a mnie głowa pęka od wczoraj i nie da sie powiedzieć, bym tryskała entuzjazmem. Pozwoliłam niepedagogicznie Piotrkowi pogapić sie w telewizor. Włączył i..... wszystko mi opadło jeszcze niżej. Trafił na Gwiezdne Wojny. Fajnie, od jakiegoś czasu chciał to obejrzeć - efekt rozmów z kolegami z przedszkola, ale to była wersja KRESKÓWKOWA. W pierwszej chwili nie uwierzyłam własnym oczom, ale R2D2 jest nie do pomylenia, zresztą wyraźnie wynikało z dialogu, ze to jest to. Teraz czekam aż narysują Przeminęło z wiatrem (najlepiej w wersji barbie), albo Braveheart. Wtedy to już naprawdę pora umierać.

doskonała kuracja odchudzająca

Młody popatrzył na matke krytycznie i powiedział: - Mama, ja bym chciał, żebyś ty schudła. Zatkało mnie. - Ja też, synku. - Bo wiesz, ja bardzo tęsknię za braciszkiem lub siostrzyczką, a ich nie będzie, jeśli nie schudniesz. Ale wiesz, ja ci powiem, jak masz schudnąć. Wystarczy, ze będziesz mniej jadła. No, psiakrew, ma rację. - Pół kanapki dziennie będzie dobrze. W tym momencie nie wytrzymałam i zaprotestowałam.  - Synu, na diecie dorożkarskiej to ja daleko nie zajadę, to niezdrowo tak. Masz rację, ze trzeba jeść mało, ale nie możę być za mało.  Dietetyk mi rośnie, ani chybi.

koncert

Mimo kiepskiej pogody udało nam sie jednak wyskoczyć na koncert muzyki celtyckiej - Carrantouhill, Duan, Reelandia - kto zna, temu nie musze tłumaczyć.  Było świetnie, najsłabsze jak dla mnie były solówki wokalistki Carrantouhillu - Kasi Sobek. Może dlatego, ze akustyk sie tu nie popisał.  Za to Reelandia jak zwykle bezbłędna. Że też im sie nogi na supełki nie zawiążą, coś nieprawdopodobnego. Najzwyklejszy krok stepowypieta-palce-palce-pięta na początku wygląda bardzo prosto, ale przyspieszają do takiego tempa, że ciężko to śledzić zrokiem, a co dopiero powtórzyć. Nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych układach.... Młodemu sie bardzo podobało. Najpierw biegał po całym amfiteatrze, potem siedział zasłuchany u mnie na kolanach. W koncu stwierdziłam, ze chciałabym podejść pod scene popatrzeć z bliska na kroki - taniec irlandzki to jest coś, czego chciałabym sie kiedyś nauczyć.  W końcu zmarzliśmy wszyscy późno sie zrobiło - decyzja o powrocie.  W samochodzie pytamy Piotrka, co pod

Szczeniak z ADHD

Dopadłam ostatnio książkę. Nie jest to nic nadzwyczajnego, jestem nałogowcem w tej dziedzinie. Ale tym razem książka zrobiła na mnie tak wielkie wrażenie, że muszę to jakoś uporządkować. Napisana jest przez nastolatka. Też można powiedzieć, ze nic specjalnego, coraz więcej małolatów z powodzeniem sięga po pióro (następna notka książkowa też będzie o małoletniej autorce).  A jednak - tym razem jest to niezwykłe.  Autorem jest Liam Creed, tytuł- "Szczeniak - jak labrador ocalił chłopca z ADHD". I o ile często takie tytuły sa mocno naciągane, żeby zwrócić uwagę potencjalnego czytelnika, to tym razem nie ma tu grama przesady.  Liam pisze o sobie. Ma kilkanaście lat, starszego brata, młodszą siostrę, kochających rodziców. I ADHD - zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi. Tym, którzy znają temat, tłumaczyć nie trzeba, ci którzy nie znają - niech sie cieszą. Uwierzcie mi, taki ktoś to dla otoczenia piekło i szatany, życie pod jednym dachem (a często w jednej dz

Pierwszy dzień wakacji.

To bynajmniej nie oznacza pierwszego dnia wypoczynku.  Oj, stanowczo nie użyłabym tego określenia. To tylko pierwszy dzień, kiedy Piotrek nie ma przedszkola. I od razu powiem, że nie wiem, jak przetrwam do sierpnia, kiedy to będzie chodził do innego przedszkola na dyżur. Pominę szczegóły, w każdym razie od połowy dnia młody zachowywał się coraz gorzej, my staraliśmy się bardzo nie wpaść w furię i nie zacząć ciskać przedmiotami, mięsem, tudzież samym Piotrkiem - z dumą pochwalę się, że się nam udało. Za to dostał szlaban na wszelkie filmy, czy to w telewizji czy DVD. po południu padłam, obudziły mnie dzikie wrzaski potomka, który nie chciał się myć. Szlag mnie trafił - w końcu to nic miłego, taka pobudka.  Żal mi małego w tym wszystkim, bo w rezultacie stracił również i czytanie wieczorne - potem poszliśmy się do niego przytulić, żeby nie czuł się porzucony i samotny. Trochę fukał, jak mały jeżyk, ale bardzo szybko zasnął.  Jednak taki krzyk i płacz bardzo męczy....   A ja się z