Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2018

co chcesz przez to powiedzieć?

Grzesiek ostatnio daje nam w kość. Póki Skorupiak nic do mnie nie mówi, to Grzesiek może się bawić sam, ale jak tylko coś powie, to Wężyk natychmiast wtrąca się z jakimś swoim tematem. Do tego próbuje wymuszać wrzaskiem, krótko mówiąc robi awantury co chwilę. Bardzo trudno jest nie przywalić w końcu w kuper po pół godzinie wrzasku o pietruszkę, bez żadnego sensu i uzasadnienia.  Próbowaliśmy już wielu rzeczy, logiki, przeczekania, rozmowy, zagadania tematu... Nie działa, każde słowo do Grześka, gdy wrzeszczy powodowało eskalację. Ostatnio zaczęłam zadawać pytanie, które o dziwo - skutkuje. A mianowicie - "Co takiego chciałeś mi przekazać tym krzykiem?". I Grzesiek cichnie, zaczyna spokojnie mówić, o co mu chodziło, gdzie leży problem - który najczęściej daje się zupełnie łatwo rozwiązać.  Może jeszcze uda nam się go ucywilizować, zanim go zamordujemy....

koniec bezkrólwia

Dzisiaj nastał wreszcie wielki dzień. U rodziców zamieszkała Granda. Po 2,5 miesiąca bez żadnego psa przyjechało kolejne futerko.  Procedury schroniskowe, trzy spacery, dokładny wywiad i casting na rodzinę adopcyjną  trwały parę dni, bo tego samego psa chciała wziąć jeszcze jedna rodzina. W końcu opiekun psa zadecydował, że  jednak akurat tej suni będzie lepiej u nas. A najpiękniejsze jest to, że Granda wygląda jak mała Mora - pies, którego prawie 30 lat temu wzięliśmy z tego samego schroniska Na Paluchu. Identyczny pyszczek, futerko - tylko sporo  mniejsza. Po prostu w sam raz. Na razie panienka się oswaja, ale widać, że z godziny na godzinę czuje się coraz lepiej. Węże są zakochane w niej, zwłaszcza Piotrek, który pojechał z Dużym ja odebrać, żeby było komu ją przytulić w samochodzie. Grzesiek, który jest narwany i szybkobieżny oraz hałaśliwy też zachowywał się idealnie, cicho, spokojnie, poczekał aż Granda podejdzie i zaczął drapać pod bródką. I tylko jeden cierń w tym wszystk

a żeby to szlag.....

Piotrek wymiotował w czwartek i jęczał, żeby go zabić, bo tak bolała głowa i gardło też dawało o sobie znać. W sobotę robił to samo Grzesiek. Dzisiaj Skorupiak, a mnie już zaczyna boleć gardło....   W tym tygodniu zawodowo siedzę w szpitalu i nie bardzo mam jak zorganizować zastępstwo. Na dworze leje jak z cebra i będzie lało przez następne dni, więc dzieciaki nawet jak wyzdrowieją, to będą siedzieć i marudzić.   Życie jest wyjątkowo złośliwe ostatnio.   No, to sobie ponarzekałam. Idę do roboty.

Joanna Chyłka i prawnicze korpo

Zbierałam się do tego wpisu od dawna, ale jak zwykle brakuje czasu.   Skorupiak ostatnio podrzucił mi do czytania (na szczęście w ebooku, inaczej nie miałabym szans) prawnicza serię modnego ostatnio (o czym się dowiedziałam później) Remigiusza Mroza z Mecenas Joanną Chyłką w roli głównej.   Czytało się świetnie, od razu powiem. Wartka akcja, bohaterowie z charakterem plus pewna porcja delikatnych aluzji pokazujących, co autor myśli o "dobrej zmianie" niszczącej obecnie Polskę Natomiast moja główna refleksja po tym cyklu jest raczej smętna. Nie, nie ze względu na walory książek, w żadnym wypadku. Raczej nie podoba mi się obraz świata. Przede wszystkim dlatego, że jest tak cholernie prawdziwy. Jako fikcja literacka nie przeszkadzałby mi specjalnie, nie takie rzeczy ludzie wymyślają. Jednak to nie jest fikcja.... Korporacyjny młyn, wyciskający bezlitośnie każdego. Pozbawiający złudzeń, odzierający z godności sposób traktowania przez przełożonych. Wymaganie wykonania zadań

oszczędne państwo....

Zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne. 1. Płacę w kasie pewnego urzędu sponsorowanego przez państwo. Żadna tam prywata, jak najbardziej publiczne pieniądze są tam pakowane. Abym mogła zapłacić, należało - ściągnąć z głębi Ważnego Urzędu kogoś do kasy, która oficjalnie była czynna (standard, nigdy nie ma kasjera), - przejrzeć wydrukowane listy płatności, - zaznaczyć na kartkach, które z pozycji na liście zostały uregulowane, - spisać kwoty na świstku, - zsumować na kalkulatorku, - wbić ręcznie w najstarszy chyba na świecie model kasy fiskalnej, - wydrukować paragony, osobny dla każdej płatności. Na biurku stoi zupełnie porządny laptop, na którym można było to wszystko obsłużyć trzema kliknięciami..... 2. Musze dostarczyć do pewnej Placówki Medycznej w Centrum Stolicy (przez litość pominę, której...) kartkę z prośbą o receptę na stałe leki. Nie po drodze mi to bardzo, więc dzwonię z pytaniem, czy mogę im to wysłać mailem. Otóż nie, muszę w zębach dowieźć wyświechtany kartelu

Dowcip od dziecia zasłyszany

Wracaliśmy już z ogniska dla rodziców w trakcie Piotrkowego obozu, gdy stęskniony syneczek zadzwonił. Nie ma co się dziwić, w końcu nie widział nas już cale półtorej godziny.... - Mama, wiesz, że ksiądz Rydzyk dostał Nobla? - usłyszałam poprzez trzaski zestawu samochodowego. - Yyyy??? - zatchnęło mnie cokolwiek, co przy maksymalnej prędkości dopuszczalnej na autostradzie w Polsce (bo przecież nie powiem, że jechałam szybciej...) nie było najzdrowsze. - Tak, za odkrycie ciemnej masy sterowanej falami radiowymi! Masa, materia, jeden pies. Kwiczeliśmy przez następne kilkadziesiąt kilometrów.

skleroza

Tyle rzeczy chciałam napisać... Notki kłębiły mi się w głowie jedna przez drugą. O książkach, o Wężach, o kotach, o życiu i jego przejawach...  I jak już mam chwilę, to wszystko ucieka.  Może zacznę nagrywać na dyktafon...