Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2014

lament maturalny

Lament sie podniósł wielki, że prawie 30 % maturzystów oblało egzamin dojrzałości. A ja się zastanawiam, czemu ten płacz. Jeśli ten egzamin ma mieć jakiekolwiek znaczenie, być jakimkolwiek sitem  przed wstępem na studia - bo przecież takie było uzasadnienie zniesienia egzaminów na uczelnie - to MUSI ciąć. Jeśli mają zdać wszycy, to może oszczędzimy ładnych parę milionów likwidując w calości tę farsę i wręcając świadectwo dojrzałości od razu wszystkim? Egzamin z założenia sprawdza poziom wiedzy / umiejętności w jakiejś dziedzinie. Jeśli przechodzą przez niego wszycy, to oznacza tylko tyle, że zosttał źle przygotowany i nie sprawdził niczego, sieć ma za grube oka i przepłynie przez nią wszystko, i drobna płoteczka i całkiem spory tuńczyk. Jeśli chcemy tuńczyki-obiboki wyłowić, to jedyną metodą jest zmniejszenie oczek / podniesienie pozimu trudno sci egzaminu. Inna sprawa to punktacja. Zdawałam w  zyciu trochę różnych egzaminów, testów, testów wielokrotnego wyboru, z punktami ujemnymi

co za dzień...

Masakra. Po prostu masakra. W piątek Skorupiak miał służbową imprezę. Zasadniczo powinien pojawić się na niej zdobny w małżonkę, czyli mnie, ale stawiłam opór - bo co ja zrobię z Grzechotnikiem? Nie mam kreacji, do której pasowałby mi zamiast boa na szyję :). Poszedł sam, zdegustowany mocno tym faktem. Wrócił o 3. Ja w tym czasie zabrałam chłopaków na plac zabaw. Po 18 już było, lekkie chmurki - nie kłóciłam sie z GRzechotem o czapkę, zwłaszcza, że utrzymanie jej u niego na głowie wymaga co najmniej gwoździa. Albo butaprenu. I to był błąd. Zaczęło się w sobotę rano. Rozkład jazdy miałam napięty - o 10.30 zdjąć tatę z lotniska, wcześniej zrobić ciasto, posprzątać, skoczyć na bazarek. Na 14 umówiliśmy się z piotrkową matką chrzestną - z okazji dzisiejszych imienin, po obiedzie zaplanowaliśmy wypad do parku linowego w Powsinie. Grzesiek mazał się od rana, Piotrek przyszedł no nas się poprzytulać - zmieścił się, bo po powrocie z nocnej imprezki Skorupiak skonstatował smutno, że jego

polszczyzna w tv

tak mi się przypomniało Parę dni temu moja mama usłyszałą w telewizji jakiegoś geniusza motoryzacyjnego (program moto, a nie ogólny), który opowiadał co s o samochodach z silnikiem hajbrydowym. Ja wiem, że polska język trudna jest, ale bez przesady, słowo "hybryda" istnieje w nim znacznie dłużej, niż silniki.

pilot

Właśnie zrobiłam pilota w pokoju mego starszego syna. Może to go nauczy, że polecenia sie wykonuje, wrzaskiem ze mną nic nie wygra a machanie łapami kończy sie źle. Jestem zła.

kajak

Konkurs bez nagród ogłosilam, ale i tak nikt nie zgadł, więc pora podać rozwiązanie. Otóż, proszę państwa, w jakże urozmaiconym słowniku mojego mlodszego syna "kajak" oznacza"kamień". Najlepiej taki, na który da sie wleźć.

słownik

ciąg dalszy słownika: buji - boli guj - kangur gaj - samochód kajak - żeby za łatwo nie było, to nie jest kajak. czy ktoś zgadnie? Pierwsza sylaba sie zgadza, reszta już nie :). Ale za to częściej spotykane przez półtoraroczniaka niż kajak.

udało mi się...

...utopić wczoraj telefon w sedesie.  Przez lata zastanawialam się, jak to możliwe, słuchając niezliczonych historii o takimż właśnie tragicznym wydarzeniu. I już wiem. Udało mi sie go wyłowić na tyle szybko, że po zaaplikowaniu  kuracji ryżowej nawet działa dalej, ale chyba jednak pora przesiąść sie na smartfona, przed czym broniłam  sie twardo od dawna. To znaczy, że dzisiaj powinnam pracowicie przestukać do googla kontakty. O rrranyy, jak mi sienie chce.... Śpiąca jestem przeraźliwie, mimo, że właśnie obudzilam sie z przedobiedniej drzemki - niekoniecznie dobrowolnej, zasnęłam przy usypianiu Gada Mniejszego. Na szczęście on jeszcze śpi, a ja nawet zdążyłam zjeść obiad, ha! Tak czy inaczej - pora się obudzić i brać do roboty!

to sie nazywa dobrze trafić...

Byliśmy dziś u znajomych - spotkanie na zakończenie sezonu scholi u dominikanów. BYło nas trzy rodziny plus dwóch ojców  - i dobre jedzonko oraz pogaduchy o wszystkim i o niczym.  Niestety Grzesiek, który najpierw z zapałem eksplorowal na balkonie dziecięcą kuchenkę córki gospodarzy i pracowicie gotował orzechy we wszystkich garnuszkach, jakie znalazł, około 19 padł. Zmęczony był juz bardzo, nawet noszenie w chuście przez tatę nie pomogło, więc zarządzilam odwrót.  Ojcowie szybciutko wystąpili wówczas z niespodzianka - postanowili przynieść parę drobiazgów w podziękowaniu za całoroczne śpiewy, a  żeby było weselej - zrobili coś w rodzaju loterii. Prezenty zostały zaopatrzone w numerki, przedstawiciele każdej rodziny mieli podawac liczbę i otrzymać odpowiedni pakuneczek.  Piotrek zapytał, czy on może w naszym imieniu - oczywiście. POdał liczbę, a ojcowie jakoś dziwnie sie rozchichotali, pytając go, czy jest pewien. Potwierdził. I dostał eleganckie pudełko zawierające wódkę orzechówk

chrząszcze

A raczej brak chrząszczy. Pamiętam, jak w dzieciństwie grywaliśmy z bratem w badmingtona, to o tej porze roku nie dawało się nie trafic rakietką w co najmniej jednego chrząszcza majowego lub czerwcowego, plątały sie wszędzie. Buczały, siadały na głowie, karku i łaskotały - chmary tego latały. Potem już było ich mniej. Ale były. Dzisiaj wracając ze spaceru uświadomiłam sobie, żw w tym roku nie widziałam ani jednego.   Wytruwamy sobie środowisko na potęgę. Pierwsze giną te małe, ale to nie znaczy, że nam sie omsknie, jak tak dalej pójdzie. Stanie sie to najwyżej nieco później, bo większy organizm da radę zmetabolizować większą ilośc trucizny, ale czarno to widzę, jeśli natychmiast z tym czegoś nie zrobimy. A chrząszczyków mi żal szczególnie - zawsze je lubiłam, na przekór wszystkim narzekającym na nie.

znalezione

Wczoraj poszliśmy sobie na spacer, a przy okazji jeszcze jakieś drobne zakupy zrobić.   Pakujemy sie już z siatką pod wózek grzesiowy, gdy widzę, że tuż przed moim nosem ląduje na ziemi stówa. Zmiętolona, taka prosto z kieszeni. Podniosłam więc nos i zidentyfikowałam właściciela kieszeni, który zguby nie zauwazył, po czym mu ją podałam. I wbił mnie w ziemię zdumiony komentarz jakiejś pani obok: -To jeszcze są uczciwi ludzie na tym świecie... Zrobiło mi sie przykro. Dla mnie to był zupełnie naturalny odruch, zobaczyłam, komu wypadło, to oddałam, proste. A tu ktoś z tego wielkie halo robi... Nie byla to pierwsza tego typu reakcja na oddanie zguby, ale za każdym razem mnie zaskakuje.  Może jestem naiwną optymistką, ale jednak wierzę w ludzką przyzwoitość. I nie zamierzam przestać, bo mój świat by stanął na  głowie.

głos

Umówiłam sie wczoraj z kuzynka na placu zabaw. Plotkujemy sobie o wszystkim i o niczym, co jakiś czas pędząc za jednym lub drugim dzieckiem. Na ławce siedzi dziewczyna, ktora mi sie przygląda spod oka.  Kuzynka zabrała dziecko i poszła - coś miała zalatwić, a dziewczyna podeszła. - Przepraszam, czy pani może ma na imię...? - Tak- odpowiedziałam zdziwiona, bo nijak mi sie twarz nie kojarzyła. Może mnie z kimś pomyliła. - A na nazwisko....? - Owszem - zdziwiona byłam już bardzo, bo dane sie zgadzały, a nie nazywam sie Anna Kowalska. Wtedy ona sie przedstawiła. I dopiero mnie zatkalo. To była córka dawnych znajomych rodziców, z ktorymi kontakt urwał sie jakieś dwadzieścia pięć lat temu. Ona jest ode mnie z pięć lat młodsza, czyli miała wtedy z 8 lat.  Poznala mnie po głosie. Podziwiam pamięć i słuch. A swoją drogą, plac zabaw i supermarket to najlepsze miejsca spotkań daeno nie widzianych ludzi.

łańcuszek

Łańcuszek m a`się znakomicie, właśnie zostal przedłużony o kolejne pare miesiecy. Trwa  już od paru lat - ściśle rzecz biorąc zaczął sie gdzieś w sierpniu 2011 i leci do dziś. Łańcuszek Prawnuków. Od trzech lat stale któraś z wnuczek moich Dziadków (albo żon wnuków) jest w ciąży. I właśnie sie dowiedziałam o kolejnym maluszku :). bardzo sie cieszę. Po  pierwsze, chłopaki będą miały wielu kuzynów - a duża rodzina to wielka frajda i potężna sila, a po drugie - ma gdzie podać wszystkie za małe ubranka Grzesia. Ciekawe, która następna?

serek 55

zupełnym przypadkiem udało nam sie zrobić serek domowy. Wszystko dlatego, że Skorupiak uwielbia zsiadłe mleko. Zamiast wydawać majątek na hektolitry tegoż, kupuje co jakiś czas kubeczek i nastawiam kolejne, dopóki się nie zagapimy i nie zjemy wszystkiego myjąc porządnie od razu naczynia. I nie zostawiając ani odrobiny na rozsadę. Tym razem zagapienie poszło w inną stronę - Skorupiak zapomniał, że nastawił. I jak sie zorientował, to zawartość kufla (bo nastawia zazwyczaj w litrowym kuflu na piwo) byla taka nieco za bardzo grudkowata. To poszliśmy za ciosem, wchlupałam całośc w gazę (potem dowiedzialam się, że należało to jeszcze odrobinkę podgrzać, ale trudno). Odciekło sobie i mamy pyszny twarożek domowej produkcji. Wieczorem wkroję szczypiorek i będziemy mlaskać, aż sie ściany będą trzęsły!

wagary 56

zrobiłam dziś sobie wagary. Trwały całe pół dnia, nie miałam na głowie żadnych dzieci a do tego mogłam sobie pobuszowac w ciuchach. Wszystko za sprawą Targów sizeplus. Bo niestety w normalnych sklepach coraz trudniej coś dla mnie znaleźć. Za to na targach - poprostu odżyłam, Tylu ciuchów dużo za dużych na mnie to ja w życiu nie widzialam. I wcale nie byłam tam jakoś monstrualnie gruba, raczej zaliczałam sie do szczupłych. Wiem, że to tylko wrażenie tła, ale i tak poprawia humor. Do tego jeszcze kupilam sobie parę rzeczy, aczkolwiek nie udało mi się tago, na czym mi najbardziej zalezało, czyli karmnika. Trudno sie mówi, i tak jestem do przodu :). Od razu mi się lepiej zrobiło, jak wreszcie mogłam zrobić coś tylko dla siebie nie ciągnąć przy tym dzieci...

dziewiąty na pokładzie

Dziewiąty ząb. Wylazł wczoraj z nocy. Oznaczało to raczej ciekawy wieczór - najpierw Wąż nie chcial sie dac utulić, tylko wrzeszczał, potem szochal, a jak wreszcie ząb sie przebił i przestalo boleć, to zaczął rozrabiać. I rozrabiał do północy, kiedy to wreszcie padł, przytulił sie do mamy jednym końcem, a drugi ułożył u taty na poduszce. Tata miał zapewne niłą niespodziankę, gdy wreszcie około 2 poszedł spać. Wszak to  bardzo przyjemnem zastać nogi potomka w miejscu, gdzie sie chciało złożyć skołataną głowę. Tak czy inaczej - zębacz z niego!

mistrzyni logistyki

Dzisiaj chyba już zarobilam na co najmniej złoty puchar (pełen czegoś dobrego) jako mistrzyni logistyki, organizacji i transportu. I jeszcze do tego sie nie wściekłam. DO południa było ok i nieszkodliwie - spacerek z Grzesiem, ukochana zjeżdżalnia. Zmęczyłam gada odpowiednio, padł spać.  I o to chodziło, bo  mialam w planach kolejną zaległą medycynę, więc poprosiłam moją Mamę, żeby posiedziala ze śpiącym Wężem. Obróciłam ekspresem, w godzinę bylam z powrotem. Młody cały czas spał - chwała niebiosom. Zaczęłam sie kręcić po domu usiłując przygotować i podgonić różne zaległości, pomna faktu, żę o 17.30 mam zebranie w szkole - obowiązkowe, a na 19.20 odwożę Mamę do lekarza - jak sie leczyć, to wespół zespół. Przed zebraniem muszę jeszcze odstawić Piotrka na zajęcia z matmy na 16.30. Piotrek po powrocie ze szkoły juz mi nieco podniósł ciśnienie wznosz\ac niewinne błękitne oczka do góry: - Mama, wiesz, ja zapomniałem ci o czymś powiedzieć.... - we mnie zalęgło sie tysiąc podejrzeń na te

oderwana od życia

Dzisiaj  stojąc w ogonku do kasy dowiedziałam sie, że właśnie zaczyna sie mundial. Potem nawet udało mi sie dowiedzieć, gdzie. Nie, żębym nie mogła żyć bez tej informacji, w żadnym razie. Ale jak sie przyznalam do poziomu zainteresowania tematem, to zostałam oświecona. Mam wrażenie, zę jestem jedyna tak niedoinformowaną /niezainteresowaną tematem jednostką w okolicy. A nie, nie jedyną. Następny taki siedzi obok mnie  i robi porządki w torbie.   Chwała niebiosom, że Skorupiak na piłkarskie szaleństwa patrzy równie lekceważąco jak ja. 

zagotowałam się

Nie wytrzymałam jednak. Będzie komentarz polityczno-społeczny, bo mi się już ulewa. Siedziałam cicho, jak wybuchła sprawa sudańskiej chrześcijanki skazanej na śmierć. (żeby było jasne, to nie znaczy, że się nie przejmuję losem dziewczyny. Przeciwnie, porusza mnie to bardzo głęboko, ale nie będę o tym pisać.) Nie odzywałam się, gdy zaczęła sie nagonka w sprawie podpisywania Deklaracji Wiary, chociaż od początku obawiałam się, że prędzej czy później spowoduje ona ludzką tragedię.  Nie spodziewałam się tylko, że tak wcześnie. Teraz jednak szlag mnie trafił na całego. Tak ogólnie, to ci "głęboko wierzący" (cudzysłów zamierzony, dla mnie ci ludzie kompletnie nie rozumieją tego, co mówią i w co wierzą. Przede wszystkim nie rozumieją najważniejszego przykazania  milości), powinni pochwalać sudański sąd i tamtejszych ekstremistów - w końcu coś analogicznego usiłują wprowadzić u nas. Tyle że na razie wygląda to na mentalność Kalego - jak ktoś gnębi chrześcijanina z powodu jego wi

1:0 dla Grzesia

Pierwsze`podejście do zakończenia karmienia - porażka.  Oczywiiście moja, bo Grzechot zadowolony. Zaczęłam od sposobu  najprostszego - posmarowałam brodawki aloesem, który nie zaszkodzi, ale smakuje obrzydliwie. Grzechot się nie przejął. Szukamy następnych pomysłów.

szachista 57

Szachista wrócil do domu. Zmęczony - nic dziwnego, w sumie 6 godzin nasiadówy, co jakiś czas rozgrywki, gorąco... I sfrustrowany nieco - przyzwyczail sie, ze jest najlepszy, a tu nic z tego... 63 miejsce na 98 zawodników.  Punktów makutko, z czego jeden wygrany walkowwerem, bo sie przeciwnik nie stawił przy planszy - pewnie wymiękł i poszedl do domu. ALbo nie zdążył wrócić z McDonalda. Nieważne, w kazdym razie to nie był punkt wygrany własnoręcznie, tylko poddany przez przeciwnika. Piotrek przeżywa, jak poszliśmy na spacer z kuzynem, to widac było, że w nim buzuje - rozrabiał bardziej niż standardowo.  A ja sie cieszę. Przegrywania też trzena sie nauczyć, niestety w życiu nie ma tak, że się zawsze jest pierwszym. I trzeba umieć sibie z tym radzią, nie obrażać sie jak panienka na wydaniu, tylko przekuć porażkę w mobilizację do poprawy umiejętności.  Tu było o tyle dobrze, że Piotrek pojechał z kolegą i jego mamą - kolega gra w szachy dłużej, oprócz lekcji w szkole (nie oszukujmy si

rozszerzamy słownik

Następne rozpracowane slowo: gułi - wszystkie ptaszory ze szczególnym uwzględnieniem gołębi. gie - samolot ga - zegar,  ge - samochód.    Literka G jak Grześ jest sponsorem niniejszego wpisu :)

nie miała baba kłopotu...

Grzechot kicha. Nie za bardzo, ale trochę i jednak systematycznie. Mnie dziś tez dopadło - mam zatkany nos, drapie mnie w gardle, które też - jak sobie obejrzałam - do najpiękniejszych nie należy.  Żeby tylko nie sprzedać zarazy Piotrkowi, który ma jutro turniej szachowy. I Skorupiakowi, który jutro co prawda nie ma nic, ale pojutrze zaczyna standardowy (czyli przeładowany) tydzień pracy, prawdopodobnie z trzydniowym wyjazdem po drodze. Szlag.

zakończenie

Pora sie przyznać przed samą sobą. Ciotka Deprecha wróciła. Teraz "tylko" trzeba odstawić dziecia od piersi i gnać do psychiatry po antydepresanty. Tylko jak to zrobić w sytuacji, gdy dzieć bardzo lubi ciamkać matkę, matka siedzi z nim cały dzień w domu i nie bardzo ma gdzie zwiać, a doły depresyjne odbierają jej moc nawet do wyjścia na spacer i zajęcia drania czymś? Kiedy Młody Człowiek w nocy okazuje sie być nader samoobsługowy - jak sie obudzi to włazi nam do łóżka i dobiera sie do dystrybutora bez żadnego matczynego udzialu a nawet świadomości? Niby troszke pomaga butelka z wodą dla niego, ale to mogę podać, jeśli się obudzę.  A jeśli nie? Zje co ma zjeść i tyle. Jak mu wytłumaczyć, żeby nie jadł? Woziłam sie z tą kwestią już od dawna, troche mi zajęło, zanim dojrzałam do zakończenia karmienia. Ale już wiem, że tego chcę, że mam zwyczajnie dość. Mimo, że jest to piękne, że te błękitne oczka patrzące na mnie z ufnością znad piersi to jest jeden z najpiękniejszych wido

dyplomatoza

Od jakiegoś czasu zastanawiałam się, co wymyśli JarKacz, żeby nie musieć świętować 4 czerwca. I to do tego z prezydentem Komorowskim przy jednym stole, nie wspominając o całej reszcie różnych waznych postaci, z Barakiem Obamą na czele. Bo przecież, jak wiadomo, tego dnia to można uczcić co najwyżej rocznicę upadku rzadu Olszewskiego, jak to którys z Pisiorów zauważył, a nie ten akt zdrady, jakim był Okrągły Stół i stanowiące jego konsekwencję czerwcowe wybory. No i wymyślili. Jakieś tęgie głowy musiały kombinować, tylko szkoda, że biedakom zabrakło czasu na dogranie szczegółów i trochę im się wersje nie zgadzają.  Pan Brudziński zarzekał się, że " To nie jest nic poważnego. Ale na tyle poważne, że rzeczywiście wymagało to badań i hospitalizacji pana prezesa". I twierdził, że juz dziś JarKacz jest w domu. NIe wiem, jakież to dolegliwości mogą nie byc niczym poważnym, ale równocześnie wymagającym natychmiastowej hospitalizacji bez możliwości odłożenia o dwa dni w sytuacji, gd

prezent 58

Marudziłam ostatnio sporo. Poza blogiem widać było, żę mi ciężko pewnie jeszcze bardziej niż na blogu. W związku z tym Rodzice postanowili zadbać o córeczkę. Dostałam laptopa. Oczywiście nie jest to nówka, ale i tak najlepszy sprzęt, jaki kiedykolwiek miałam - w końcu do pisania bloga, tekstów w Wordzie i obrabiania zdjęć nie potrzebuję jakiejś super maszyny.  Teraz Skorupiak siedzi obok i co chwila wydaje radosne okrzyki jak znajduje tam kolejne udgodnienia, możliwości i inne takie. Twierdzi, że będzie śmigało jak błyskawica.  A mnie mniej nawet obchodzą parametry techniczne. Oczywiście, bardzo sie cieszę, zę jest to porządny sprzęt i nie będzie i sie wieszał co chwila płacząc, żę mu pamięci brakuje, ale nie to jest istotne. Najważniejsze jest to, że jak bylo mi źle, to zostałam dogłaskana. Pocieszona. Że nagle, znienacka, dostałam coś tylko dla mnie, nie dla Grzesia, Piotrka, do użytku ogólnodomowego. Nie, to był prezent dla mnie i to bez okazji. Dziękuję. Prawdę mówiąc, do te

Własność

Grzechot wyje. Grzechot wrzeszczy. Grzechot się drze. Grzechot jest zazdrosny i życzy sobie mieć mamę do wyłącznej i nieustającej dyspozycji. Jego pech polega na tym, że podobne zakusy na mamę ma jeszcze pare osób, a i mama sama chcialaby móc być w jakimś, chociaż malutkim kawałku, dla siebie samej. W efekcie wrzeszczał dzis przez dwie godziny, aż się zmęczył. I zasnął.

właścicielka ziemska

Zajęłam się uprawami rolnymi. Konkretnie hodowlą pomidorów. Dostałam z okazji Dnia Dziecka zamówiony prezent - krzaczek pomidorka koktajlowego. Od dawna myślałam o takim pomidorku, zwąłszcza, że koktajlowe szybko dojrzewają i są bardzo plenne. W sam raz do sałatki - myk na balkon, cztery kulki, dwa liście sałaty, troche dodatków i jest przegryzka. I tylko mam jeden malutki zgryz związany z tematem. Otóż przypadkiem dowiedzialam sie, zę takie uprawy balkonowe stały sie bardzo modne. A ja cholernie nie lubię postępować jak owca leząca za stadem i niewolniczo nasladująca modę. Wkurza mnie to niemiłosiernie, raczej wolę nie mieć czegoś, co mi sie podoba, niż robić to, co pół Polski. Pocieszam sie tym, że ywmyśliłam mojego pomidorka, zanim sie dowiedziałam o popularności pomysłu. I trudno, najwyżej ktoś mnie obrazi, mówiąc, zę podążam za modą. A ja będe miec na balkonie takie śliczne czerwone kuleczki. Jeśli będa sie dobrze hodować, to w przyszłym roku bedą czerwone i żółte.

Piknik rodzinny

Wczoraj pojechaliśmy na rodzinny piknik. Zapowiadało sie ciekawie, zwłaszcza, że impreza była organizowana przez kawałek rodziny "nieco"dalszy,  o ktorym pojęcie miałam takie sobie. Owo "nieco" oznacza, że wspólnych przodków z gospodynią mam dopiero pięć pokoleń wstecz. Przy czym moja nieznajomośc nie wynika z odległości genealogicznej - jak na możliwości mojego klanu wcale nie jest taka straszna. Ale jakoś rzadko miałam okazję z tamtą stroną rodziny sie widywać. WIedziąlam że są i tyle. Wyszło zgodnie z zapowiedziami. Po pierwsze pogoda była jak na zamówienie - ostatnio lało, ale od czwartku już było coraz ładniej i w sobotę było w sam raz - bez patelni, lekki wiaterek - Idealnie. Sama impreza bardzo sympatyczna,  poznałam wiele osób, o których gdzieś tam slyszałam, ale jakoś nie miałam okazji poznać, powiązać nazwiska z osobą. To jest bardzo fajne, jak widzę kogoś pierwszy raz w życiu, ale wszyscy jesteśmy na ty (ewentualnie "ciociu" - w odniesieniu d

lepsi od Boga

Jest mi obrzydliwie. Chodzi o pogrzeb Generała Jaruzelskiego. Zaszokował mnie pomysł niejakiego posła Pięty - oczywiście z PIS -  żeby modlitwą różańcową zablokować uroczystość. Żeby jeszcze coś takiego wymyślili jacyś neopoganie, wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti czy coś. Ale nie, osoby uważające sie za chrześcijan, katolików. Cóż, po piątkowej awanturze na cmentarzu ja tych państwa za katolików nie uwazam na pewno. Nie mają nic wspólnego z wiarą w Chrystusa i Jego najważniejszym przykazaniem - miłością bliźniego. A koncepcja modlitwy jako sposobu na osiągnięcie tak paskudnego celu - czegoś bardziej ohydnego dawno nie widziałam. Krzyż znowu - podobnie jak cztery lata temu  na Krakowskim Przedmieściu - staje sie narzędziem do walenia po łbie inaczej myślących.  Jakoś wątpię, żeby to był cel Jezusa, gdy pozwolił sie ukrzyżować. Pomijam już zwyczajnie szacunek należny Zmarłemu, niezależnie od tego, kim był i co robił. On juz nie może sie bronić. Podjął kiedyś decyzje, które zawa