Stres
Tradycyjnie nieprzyjemny moment - składanie PITów. Jak zwykle chcialam to zrobić wcześniej, jak zwykle obiecywałam sobie, ze zrobię to dzis wieczorem, najdalej jutro. I to jutro trwało i trwało.... Jak zwykle. Wróciliśmy z obiadu u tesciowej h.c., Piotrek szalał z jej wnukiem, potem jeszcze pojechaliśmy kupić kask do roweru - i nie było siły, trzeba było wziąć sie za tą nieprzyjemną robotę. Składamy przez internet - nie dlatego, ze tacyśmy nowocześni. Raczej dlatego, zę tacyśmy leniwi i nie chce nam sie latać do urzedów. Małż wstukał swoje dane, po chwili z zadowoleniem zaczął pomrukiwać, że tym razem system łyknął od razu (w zeszłym roku jakoś ciężko szło). Po czym zabrał sie za moje. Ja w tym czasie poszłam do kuchni, nakarmić Piotrka. A tu po chwili rozlega sie dziki ryk. Poszłam sprawdzić, co jest grane, Małż toczy pianę z pyska i wrzeszczy, ze mam zwrócić do US prawie dwa tysiące. Zdrętwiałam. To jest właśnie powód, dla którego zawsze postanawiam sobie, ze zajmę sie tym wcześ