matka ma wakacje
W piątek porzuciłam wszystkich moich facetów i godnym krokiem oddaliłam się w stronę dworca PKP. Oczywiście wszystko przez Skorupiaka - wysłał mailem bilety na pociąg i zapowiedział, ze mam spadać i nie wracać przed końcem weekendu. Brzmi paskudnie, prawda? Cieszyłam się jak prosię w deszcz i do tej pory jestem mu bardzo wdzięczna. Dogadał z przyjaciółmi, ze mnie przygarną i od paru miesięcy usiłowali skleić dogodny termin. Wreszcie się udało. Udało się tym bardziej, ze pogoda była piękna, a M wreszcie skończył pisać książkę, o którą go długo piłowałam i mogłam wreszcie przeczytać. Co prawda drukarnia nie zdążyła, ale od czego Kindle? Przeczytałam dwa razy ciurkiem, powzruszałam się, pochichotałam. Przegadaliśmy cały weekend, włócząc się po Krakowie i okolicach i było cudownie. Muszę częściej powtarzać takie wyskoki, są znacznie lepsze niż wyjazd do SPA (co byłoby straszne).