Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2015

dzień jak co dzień...

siedzę w domu ze znudzonym starym psem (domaga się rzucania piłeczki i wściekle piszczy, jeśli protestuję), znudzonym zdrowiejącym Grześkiem (do przedszkola nie może jeszcze pójść, ale energii ma mnóstwo) i dwoma wariującymi kotami. Zrobienie czegokolwiek pożytecznego wydaje sie być mało realne...

zdechlak 20

Huśtawka temperatury od 37, 4 do 39,9 z amplitudą 5 godzin to lekka przesada. Grzegorzu, proszę się zacząć właściwie zachowywać!

a jednak politycznie...

Od miesiąca spoglądam z osłupieniem na naszą rzeczywistość. Codziennie wieczorem mam oczy w pięć złotych i dochodzę do wniosku, że to już chyba szczyt możłiwości PISu jeśli chodzi o przekręty, rujnowanie państwa i takie tam drobiazgi. Codziennie rano okazuje się, że jednak niekoniecznie. Ich bezczelność przekroczyła wszelkie moje granice pojmowania już dawno, wydawało mi się, że będą przynajmniej próbowali zachować pozory rządów prawa. Nic z tego. Numer z ułaskawieniem Kamińskiego - kuriozum, pomijając jużto,żew ten sposób Duda potwierdził, że facet był winny, ale to chyba umknęło panu prawnikowi. Skład rządu i sposób jego wybierania - brak słów. Nawiasem mówiąc,  znacie najkrótszy polski dowcip polityczny? Rząd Beaty Szydło. Draka o wyjazd na Maltę i termin zaprzysiężenia Sejmu? kompromitacja. Sprawa rotacyjnego przewodnictwa w komisji ds służb? - zwłaszcza wobec cytowanych różnych wypowiedzi pisowskich polityków - skandal w biały dzień. Ustawa o TK i całe zamieszanie z zaprz

inwokacja

Grzechot ostatnio zwraca się domnie w sposób,który nieodmiennie powoduje u mnie zduszony chichot. - Matko święta pracująca! -słyszę co chwilę, jeszcze do tego ze ściągniętym pyszczkiem i takim specjalnym tonem - niestety nie umiem tegood daćw piśmie, a szkoda. Czy mogę sobie ten nowy tytuł wpisać do CV? Może sie przyda przy szukaniu pracy...

plany

Dwa dni w tygodniu, które Grzesiek spędza w przedszkolu są dla mnie skarbem. Mogę coś zrobić, załatwić, nadgonić, odpocząć. Co prawda na ten ostatni punkt zwykle nie starcza mi czasu, ale i tak wyczekuję środy niczym kania dżdżu. Tym razem czekałam jeszcze bardziej, bo zachomikował się nam jeden dzień i miał spędzić w placówce nie dwa a trzy dni. Prawie urlop dla skonanej matki. Niestety Grześ zarządził inaczej. Jest chory. Jakaś wirusówka żołądkowa, w każdym razie leje się z niego, ma prawie 39 stopni - no ni du du, nigdzie nie pójdzie. A miałam wielkie plany, które gremialnie poszły się gwizdać... To się nazywa impreza imieninowa, zwłaszcza, że sama nie czuję sie rewelacyjnie :( Zaprawdę, słuszne jest powiedzenie, że jak chcesz rozśmieszyć Boga, to opowiedz mu o swoich planach...

łup

Zastanowiły mnie ostatnio nogi wystające zza fotela. Bezsprzecznie należały do Węża Młodszego. Starszy wystawałby bardziej, a Skorupiaka  nie było w domu. Czyli nie jego.Moje raczej nie - były razem ze mną na drugim końcu pokoju. czyli - Minor. Wiedziona ciekawością zajrzałam sprawdzić, co też dzieć knuje - bo że knuje, to było pewne. I mnie zatkało. Młody człowiek leżał sobie na podłodze z moją komórką w łapce i grał w diamenty...  Poległam.

polowanie

obudziłam sie w środku nocy i nie bardzo mogłam zasnąć. Nie jest to nic nadzwyczajnego, raczej codzienność (conocność), więc mam już opracowany sposób na zaśnięcie. Gram sobie w diamenty na komórce. Z reguły kwadrans diamentów mnie tak nudzi,że zasypiam. nie tym razem jednak. Gdy tylko zaczęłam grać, na półce obok łóżka zmaterializował się Brams. Usiadł, przyjrzał siĘ przez chwilę i zaczął polować. Na MOJE OKO!!!! Trochę niepewnie się poczułam, gdy dostałam packa kocią łapką w oko. Co prawda wszystkie pazurki były starannie schowane, ale jednak były nieprzyjemnie blisko...   W rezultacie odłożyłam telefon, bokotu zabawa podobała sie bardzo -  w przeciwieństwie do mnie. W rezultacie zamiast polować na moje oko, polował na palce u nóg. Chyba będę spać w pełnej zbroi, żeby nie drapały i nie gryzły.   jak się łatwo domyślić - nie wyspałam się...

trening

Pobiegam dziś. Nie teraz,bo z Grześkiem już próbowałam, przerąbane.Wieczorem. Wieczorem okazuje się, że jeszcze trzeba nakarmić zoo (5 sztuk), wykąpać/zmobilizować do mycia (2 sztuki),wyprowadzić na spacer (1 sztuka), powiesić pranie (mnóstwo skarpetek)... I poczekać na powrót Skorupiaka, boć nie zostawię zoologu samego - jeśli nie będą już spać obaj, to mi rozniosą chałupę, a ja potem będę przez pół nocy pacyfikować i usypiać towarzystwo. Skorupiak wrócił o 22.30 - klient rozmowny i ze stertą papierów, złachany jak pies. Pójdę pobiegać jutro.   I tak codziennie...

Jest!!!

Moja śliczna, nowa lodóweczka. umyta, zapakowana już częściowo wiktuałami - po resztę muszę pojechać do zaprzyjaźnionej zamrażarki. I tak sobie pomyślałam o głównym haśle wyborczym PISu - Polska w ruinie. Ruina? Oni chyba za młodzi są, żeby pamiętać, jak to po lodówkę/pralkę czy inny tego typu sprzęt stało się w czasem wielodniowej kolejce, bez żadnej gwarancji, bo mogli rzucić dwie. Na kilkusetosobową kolejkę. Dzisiaj -  wystarczyło trochę klikania po internecie, nawet z domu nie musiałam wyjść - panowie przywieźli, wnieśli, ustawili, zabrali starą i pojechali. Zamówiłam wczoraj, przyjechała dzisiaj, żadnego czekania miesiącami. Czasy się zmieniły, proszę państwa, i nikt mi nie wmówi, że za komuny było lepiej.

lekcja chemii kuchennej

W związku z wymianą lodówki na czystą (bo jako sie rzekło w którymś poprzednim wpisie, nie chciało mi się jej myć) w kuchni panuje pewien nieład. Po pierwsze zawartość lodówki trzeba było upchnąć poza lodówką, żeby nam panowie potem nie wynieśli schabu i mrożonych porzeczek. Schab bym odżałowała, porzeczek nie. Po drugie - trzeba było zdemontować szafkę nad lodówką, gdyż nowa będzie wyższa - wymagane pewne przeróbki. Czyli - przemieścić zawartość szafki. Sporej. Po trzecie - wyszorować różne kawałki dotychczas małodostępne - wierzch lodówki, kawałki instalacji okapowej i takie tam. I tu sie zaczęła chemia. Po pępkowym Piotrka (tak, to nie pomyłka, tym sprzed dziewięciui lat) została nam butelka siwuchy - kumpel przyniósł słusznie przewidując, że u nas takiego woltażu to nie ma. No i stoi, ledwo co wóczas napoczęta przez kumpla. Potem jeszcze trochę zeszło do różnych celów technicznych, ale ponad pół zostało. Piotrek dostał do łapki gąbkę, siwuchę i instruktaż mycia, po czym podzi

spóźnione urodziny

Obraz
Znowu przegapiłam, podobnie jak w zeszłym roku. Mój blog obchodzi 7 urodziny. Tak dokładnie, to obchodził je w poprzednią sobotę, ale zapomniałam - Grzesiek był chory, Piotrek też zaczynał prychać, w rezultacie nie pojechaliśmy na chrzciny najmłodszego z moich stryjecznych bratanków (chwilowo najmłodszego, czwórka kolejnych już w dołkach startowych ). Zaczynając nie sądziłam,że tak to sie potoczy. Że będzie mi sie chciało pisać tyle lat - a chce, i to jak!!! Uwielbiam to. Że poznam tyle fajnych osób - nie tylko w rzeczywistości wirtualnej, część tych znajmości przeszła w świat jak najbardziej rzeczywisty - i bardzo je sobie cenię! Dziękuję! Znajomi "sieciowi"  - pokazujecie, jak wiele można dać drugiemu człowiekowi samą obecnością i dobrym słowem, odrobiną uwagi. Dziękuję! Wszyscy, którzy chociaż raz zajrzeli do mnie, skomentowali albo i nie - dziękuję Wam wszystkim!!!!   dla Was  - moich Gości i Czytelników!                        

ustalanie reguł

Grzesiek konieczniechce się bawićz kotami. one z nim - jakby mniej, to znaczy bawić tak,  ale mniej intensywnie. Jest dla nich za szybki i za energiczny. W rezultacie on gania,a one wieją. Kotom się to nie podoba, czemu dają wyraz. Sikają mu do łóżka. Karniak musi być, skoro nie dociera inaczej. Grzesiek, na smycz cię wezmę, jeśli nie dasz im spokoju!!!! Same do ciebie przyjdą, lubią się bawić, ale daj im trochę przestrzeni. Nie chce mi  się prać codziennie kocy, a ten zapaszek też mi nie odpowiada...

Luksusowe wymagania

Co robi kobieta luksusowa gdy stwierdzi, że lodówka wymaga pewnych czynności kosmetycznych (umycia, odmrożenia)? Kupuje sobie nową. Pół dnia wybierania, dopasowywania, przymiarek do przeróbki szafki, bo lodówkę chcę wyższą, niż poprzednia. Babskie fanaberie.

wazeliniarstwo na najwyższym szczeblu

Znowu będzie politycznie, ale aż mi sie mdło robi po dzisiejszym cyrku. Kurczę, desygnacja kogokolwiek na premiera to chyba moment, kiedy właśnie na tej osobie powinny sie skupić światła reflektorów. Ale nie, Duda wygłosił wiernopoddańczy pean na cześć... któż zgadnie? Prezesa, jakby inaczej. A "droga Beata'? Cóż, miło że wpadła, to niech Beata teraz poda kawę, tylko niech porządnie wymyje cukierniczkę! Wazeliniarstwo na potęgę, jeśli ktokolwiek miał cień złudzeń, że Duda będzie prezydentem wszystkich Polaków, to gratuluję optymizmu, ale niestety nie w tej bajce. Zmiany już się zaczynają, Beata  z Dudą robią za marionetki prezesa, który pociąga za sznurki i pozwala sie uwielbiać.  Trybunał Konstytucyjny już jest be, to do odstrzału, jak ktoś jest prawdziwym patriotą, to może łamać prawo, bo on tak przecież z miłości do Ojczyzny (Kamiński, jakby ktoś ostatnio przespał), a Episkopat już łapki zaciera i tupie  z niecierpliwości czekając, aż będą mogli dyktować zmiany w ustawod

mordercze plany

Zamorduję własnego brata. Kiedyś tam, jako dobry ojciec chrzestny, sprawił Piotrkowi zabawkę. Ciężarówę z lawetą, koparką i czymś tam jeszcze. Pyton był szczęśliwy. My mniej, bo to cholerstwo strasznie hałasuje podczas jazdy. teraz wyciągnął to Grzesiek.   Nasz błąd że nie wywaliliśmy jak tylko Piotrek przestał sie tym interesować, ale trudno.   Nie, mam lepszy pomysł. Nie zamroduję drania. Za miesiąc urodzi mu się syn. I dostanie od nas podobnie hałaśliwy pojazd. <zaciera rączki i złośliwie chichocze>

inwentarz

- Piotrek, przyjdź do kuchni - poprosiłam. I zdębiałam słysząc odpowiedź: -Zaraz, muszę jeszcze nakarmić bakterie! - Nakarmić CO???? - zapytałam,pewna,że się przesłyszałam. - Bakterie - odpowiedział spokojnie synek. - Jakie bakterie? - usiłowałam zrozumieć cokolwiek. - Różne, żółte, niebieskie, czerwone - wyjaśnił Piotr.   Aha. Wszystko jasne. Przynajmniej dla niego,bo ja nadal nic nie rozumiem....

zabawka

Jeden kasztan. Ile to radości dla parki kociaków. Grają w hokeja, kiwają się, strzelają sobie bramki, słuchają, jak stuka przetaczany po  podłodze... I tylko Agra usiłuje im zabrać zabawkę i pogryźć. A koty potem siedzą przed jej gniazdem i patrzą oburzone :)

wycieczka

Nareszcie się udało!!! Rowery sprawne, dostaliśmy fotelik dla Grześka (M., dzięki wielkie!!!), został zamontowany - i jazda. Pierwszy raz we czwórkę. Okazało się,  że z moją kondycją nie jest tak źle jak myslałam po pierwszej wycieczce ze Skorupiakiem - po prostu wtedy rower jeszcze znacznie niedomagał, a nie ja. Jak oddałam moje dwa kółka w ręce fachowca, to od razu się przyjemniej jedzie - wtedy po trzech kilometrach umierałam a teraz po dziesięciu mogłam dalej jechać,  ale Grzesiek już zaczynał smarkać :))). Pogoda była piękna - wiało solidnie, ale ciepłym, więc nie dokuczliwie, słońce, mało ludzi - bajka. Poproszę o takie warunki na dłużej :)

Prawie arka Noego

Zaroiło sie u nas od zwierząt. I tak jakoś - wszystko podwójnie. Bo tak: Skorupiak i Kaczka -  para Alfa. Węże - dwa. Koty - dwa. Psy - dwa, przynajmniej do jutra jak wrócą moi rodzice, to jeden wraca na własne śmieci. Prawie jak u Noego. Jest tylko jedno ale: Węże - dwa samce. KOty - takoż. Psy - dla odmiany dwie panienki. Czyli bez szans na rozmnażanie - ja już swoje zrobiłam w tej dziedzinie, a reszta - z definicji. Jakoś niepoprawnie politycznie, chyba należy zacząć się bać....

apel wieczorny

- Jak chcesz się zmieścić w łóżku to lepiej sie pospiesz - zakomunikowałam Skorupiakowi kładąc się spać. Faktycznie,robi sie coraz ciaśniej. Skorupiak jest osobnikiem słusznych rozmiarów, ja również. Do tego należy doliczyć Agrafkę - starsza pani, należy się. Grzechot - czasem zdarzają sie noce, kiedy nie wlezie do nas, ale nie a często. Zwykle gdzieś nad ranem przyłazi i wpycha się w środek (to jest ta  lepsza wersja, wgorszej domaga się ubrania i śniadania).  Teraz doszły jeszcze koty - zwykle zanim zdążę przenieść Grześka do jego łóżka i położyć się  sama, to już są. NIby nieduże, ale miejsca zajmują sporo,do tego strach takiego nadepnąć, bo będzie naleśnik. Trzeba chyba pomyśleć o kupnie większego łóżka.

to sie nazywa tempo!

Zaspaliśmy. To znaczy ja nie nastawiłam swojego budzika, Skorupiak znowu pracował w nocy, a Grzechot - o dziwo - nie zaczął dnia o 6 rano. W rezultacie, jak otworzyłam błękitne oczęta, to wszystkie zegarki złośliwie pokazywały 8.00.  Czyli początek ukochanej piotrkowej matmy... przyspieszenia dostałam takiego, że osiem minut później Piotrek był za drzwiami, po śniadaniu. Uważam, że to niezłe tempo :)   Ale że koparko-spycharka z funkcją budzika nawaliła akurat dziś, to świństwo, mógł poczekać do soboty...

porównawczy

Tak sobie niedawno uświadomiłam, że sześć lat temu, jak Piotrek był w tym samym wieku, co obecnie Grzesiek, zabraliśy go w Bieszczady. Było świetnie, zasuwał po górach jak stary,przeszedł Połoninę Wetlińską, zdobył Małą Rawkę i parę innych górek (nie pamiętam dokładnie, bo ja wtedy prowadziłam tam obóz,a Piotrem zajmował się Skorupiak). Teraz doszłam downiosku, że nie odważyłabym się na taką wyprawę z Grzechotem. Jest od Piotra szybszy, bardziej nieusłuchany, więcej się awanturuje. Na szlaku jakby mi zwiał, to bym go nie dogoniła, a pewnie szybko by wpadł na  to, żeby się schować w jakimś krzaku (tak, w domu też robbi takie kawały). Wniosek jest niezbyt optymistyczny. Piotrek ostatnio daje w kość ostro. Co będziez Grześkiem? A jak zaczną obaj naraz, to ja poproszę o bilet w jedną stronę. Gdzieś bardzo daleko.

kłębek

Od dawna w szufladzie z szyciem pętał mi się kłębek zielonej włóczki. Kolor miał przepiękny, natomiast ilość była taka ni w pięć ni w dziewięć - swetra z tego  żadnego nie zrobię, opaskę zrobiłam dla Skorupiaka, dla małego Piotrka i nadal było.  Do tego wystawał mi z szuflady i utrudniał jej zamknięcie. Paskud jeden. Nie wyrzucę go jednakowoż, bo ten kolor..... W końcu stwierdziłam,że coś z nim trzeba zrobić i wydziergałam kolejną opaskę dla Piotrka - z tamtej zdążył wyrosnąć. Zostało jeszcze sporo, ale przynajmniej szufladę da się zamknąć. Mimo to chciałabym się go pozbyć, bo takie resztki to potrafią latami zalegać. No  to robimy kolejną opaskę - dla mnie. Te opaski nie są zbyt wyrafinowane, ale stanowią szczyt moich możliwości. I teraz zaczyna się problem. CHYBA MI NIE STARCZY WŁÓCZKI. Złośliwość losu, nie sądzicie?

dlaczego?

Skorupiak robi porządki w swoich narzędziowych przydasiach. - Tata, czemu to robisz? - zapytał ciekawie Minor. - Bo chcę mieć tu porządek - odparł spokojnie tata. - Ale dlaczego? - dopytywał dalej młody. - Żeby było łatwiej znaleźć różne rzeczy - cierpliwie odpowiada Skorupiak. - Ale dlaczego? - naciska Grzechot. - Bo był bałagan - W głosie taty słychać niejaką irytację. - Ale dlaczego? - Bo mi tu gtrzebałeś bez upoważnienia i nie poodkładałeśna miejsce - warczy tata. - Ale dlaczego???? - Grzesiek zaczyna sie złościć. ......   I tak dalej.  Ciekawe, ile wytrzymają i któy pierwszy sie wścieknie :). Jak dobrze,że tymrazemmęczy kogoś innego a nie mnie :)))

rusz się :)

Po latach leniwca parę dni temu zaczęłam biegać. Nie jakoś imponująco, przy wieloletnim braku kondycji i nadmiarowych kilogramach byłoby to samobójstwo rozłożone na całkiem niewiele rat - ot truchtam sobie po okolicy na spacerach z psem. A czasem nawet sie uda bez psa, ale to rzadkość. Tak czy inaczej, mam swoją trasę pomiarową, od której zaczynam - w wersji podstawowej to troszkę ponad 720 metrów, ale mam policzone również kawałki dodatkowe. Pierwszego dnia to tego truchtania było niewiele - dostawałam zadyszki, nogi mnie bolały i błogosławilam psa za każdym razem, jak kucał pod krzaczkiem i musiałam sie zatrzymać.  Większość tego podstawowego odcinka przeszłam, z kilkoma odcinkami nieco szybszymi. Teraz całe kółeczko przebiegam bez problemów, a psie przystanki są okazją do truchtania w miejscu, zamiast zipania :). Mam niestety problem z wydłużaniem trasy - Agra mi protestuje, w końcu to juz poważna starsza pani... Ale spróbuję się częściej  urywać bez niej. W każdym razie - drgn