Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2011

nie ma jak kot

Ponieważ ostatnio były niejakie problemy z porannym wstawaniem, Piotrek usłyszał, ze o godzinie 20.00 ma byc w łóżku, po przytulaniu i czytaniu - to jest pora, o jakiej wychodzimy od niego. Dziś zapakował sie pod kołdrę, ja sie ułożyłam obok, kot leżał sobie z boku - i obaj słuchali jak czytam. Piotrek sie troszke kręcił, jak zwykle - do czasu, aż Czort postanowil zmienić lokalizację. Ułożył mu sie na brzuchu i zaczął mruczeć  - i w ciągu dwóch minut Piotrek spał jak suseł.  Po co ja sie tak produkuje wieczorami? Muszę zawrzeć spółkę z kotem i będzie o wiele łatwiej.  Tak czy inaczej o godzinie 19.53 już mialam młodego z głowy - aż do jutra rano. Tak to my lubimy.

antyklerykalizm czy uwielbienie?

Antyklerykalizm - zwłaszcza wojujący, agresywny - staje się coraz bardziej widoczny. W sumie nie ma co się dziwić, jak ktoś chce, żeby go zauważyli, to musi powiedzieć coś kontrowersyjnego, niepopularnego, albo chociaż obrzydliwego - zgodnie ze starą zasadą rządzącą światem reklamy (i nie tylko) - nie jest ważne jak mówią, byle mówili. I coraz więcej osób usiłuje robić karierę medialną poprzez wieszanie psów na instytucji Kościoła, księżach jako takich i poszczególnych osobach.  Oczywiście podając przykłady - często prawdziwe. Bo tu ksiądz odprawiał mszę pijany. A tam ma słony cennik za sakramenty, mimo, że zalecenia kanoniczne są całkiem inne. A jeszcze gdzie indziej ma kochankę i dziecko. I.... Przykłady można mnożyć. Bo faktycznie są takie sytuacje, zdarzają się księża robiący różne rzeczy niekiedy naprawde straszne.  Ale... Czy akurat ta grupa, nazwijmy ją "zawodowa", tak bardzo odbiega od średniej krajowej? Czy nie ma, dajmy na to, lekarzy, którzy w szpitalu nie us

Piotr Budowniczy

Obraz
Jak juz pisałam, koło nas remontują drogę. I chwała wszystkim instancjom zamieszanym w ten proces. Dla Piotrka jest to atrakcja wprost niezwykła. Jak już pisałam, wczoraj staliśmy półtorej godziny i patrzyliśmy, jak panowie kładą kolejne warstwy - sama nie wiem, czego, jakieś podkładowe. No, tego, grunt pod farbę, czy jak to tam zwał. Nie znam sie, nie moja branża. Dzisiaj  droga powrotna z przedszkola też nam się mocno wydłużyła - jak go odebrałam około 17, to w domu byliśmy około 20.30 (normalnym tempem droga zajmuje nam 7-10 minut). Wszystko przez tę budowę, oczywiście. Po pierwsze, spotkailśmy sąsiadkę z synkiem i obaj panowie wykazali zainteresowanie pracami budowlanymi. Nie ma sprawy, my pogadamy przy okazji. Po drugie, jeden z panów budowniczych powiedział nam, że możemy sobie pójść na drugi koniec ulicy, tam są walce drogowe. I możemy wleźć i popatrzeć.  No tośmy poszli. Chłopaki bardzo zainteresowane, powspinali sie, ale że w okolicy nie bylo nikogo, to wolałam do środk

jednak politycznie...

Staram sie zazwyczaj unikać polityki w tym miejscu, ale czasem nie wytrzymuję. Zwłaszcza, jak widzę takie zagrania, jak ostatnio pana Hofmana. Najpierw po chamsku obraził część wyborców. Co z tego, ze nie był to raczej elektorat PiSu. To nie ma znaczenia, człowiek zajmujący sie polityką ma psi obowiązek panować nad swoim językiem i emocjami i takie kwiatki nie mogą sie zdarzać. Stwierdzenie " Z PSL-em to jest tak, że te chłopy wyjechali ze swoich miasteczek, wsi, trafili do Warszawy - zdziczeli, zbaranieli: tańczą, śpiewają, głosują za ustawami np. (...) za związkami partnerskimi. Chłopy wyjechały ze wsi i kompletnie im odbiło." świadczy nie o tych "chłopach" - jest wyłącznie dowodem na poziom pana Hofmana. Niski poziom, dodajmy. Następny numer PiSowsko-Hofmanwski - wymyślone poparcie dwóch biskupów. Sami zainteresowani nic o tym nie wiedzą, ale Jarkacz na konwencji we Wrocławiu sie pochwalił. Hofman odmawia komentarza. W sumie słusznie, bo co może powiedzieć. Pr

festiwal nauki 125

jesień, wrzesień, początek roku szkolno-przedszkolnego - i Festiwal Nauki. Coroczna impreza, która jednocześnie mnie zachwyca i wpędza w głęboką frustrację. No bo jak mam wybrać pomiędzy warsztatami dialogu społecznego, wykładzie o wachlarzach, ich historii i sztuce używania, czy malowaniu zwoju Tory z Piotrkiem? Albo między fizyką dla przedszkolaków, czy warsztatami dla dzieci o otaczającym nas powietrzu? Jedno i drugie Piotrka by zainteresowało bardzo, a odbywa sie o tej samej porze w oddalonych od siebie częściach miasta? Nic tylko teleportować sie, zaopatrzywszy wcześniej w zmieniacz czasu.  Jeszcze gorzej, jeśli musze wybrać między czymś, na co sama bym poszła, a czymś, na co poszedłby Piotrek. Czasem sie da zrobić tak, ze wtedy idzie Skorupiak, a czasem nie.  Poproszę o informację, jak mam sie multiplikować!!!!. Może na tym festiwalu ktoś będzie wiedział, w końcu tam tylu mądrych ludzi....

rozrywka (jak dla kogo....)

ano właśnie. Co jednemu rozrywką przednią, to drugiemu... tak jakby niekoniecznie. Koło nas robią nawierzchnie ulicy. Niedługi kawałek, ale dla mnie ważny - często nim jeżdżę, a po każdej zimie wyrwy w asfalcie pojawiały sie z podziwu godną systematycznością. Już w sobotę Piotrek dłuższy czas przyglądał sie frezowaniu. Uważnie oglądał frezarkę, dopytywał się, po co do koparki przyczepiona jest szczotka, wpatrywał sie w taśmociąg przenoszący urobek do ciężarówki. Dziś, gdy szliśmy rano do przedszkola, z trudem go wywlokłam stamtąd. Pomogła jedynie obietnica, że jak bedziemy wracać, to wtedy się zatrzymamy na dłużej i popatrzymy, ale to pod warunkiem, ze teraz pędzimy na śniadanie przedszkolne. Słowo sie rzekło, kobyłka u płotu - trzeba było zrealizować. To jedna z naszych świętych zasad. Wszystkie inne dotyczące konsekwencji, pory kładzenia sie spać, ni innych takich można elastycznie dostosować do rzeczywistości, ale słowo dane musi byc dotrzymane bezwzględnie i już. Po półtorej g

Wieczorne czytanie.

Od jakiegoś czasu lekturą wybraną przez Piotrka jest Biblia dla dzieci. Czytamy, tłumaczę mu trudniejsze słowa , oglądamy na globusie, gdzie to wszystko sie działo. Dzisiaj zapytał, czy to wszystko było naprawdę. - Tak, synku, naprawdę. Masz podane daty, nazwy państw, które były zamieszane, królów....  - A dawno to było? - Bardzo dawno, to jest jedna z najstarszych książek na świecie (dobra, trochę naciągnęłam, ale nie bardzo, a za skomplikowane to na przysypiającego dzieciaka, jeszcze by mi sie wybudził i zażądał dokładniejszych wyjaśnień :). - to bardzo dobrze, że nadal sie robi takie pouczające książki. Można sie z nich dużo dowiedzieć o historii. Padłam. Pod pretekstem odniesienia słuchawki telefonicznej poleciałam odraportować ten tekst Skorupiakowi, który najpierw fukał, że sie nie moge wysłowić (bo sie krztusiłam ze śmiechu), a potem sam też stracił mowę na dłuższy czas. Przy okazji doszliśmy jeszcze do typowo dziecinnych tematów, takich jak Przejście Północno - Zachodnie

kreskówki

Tyle sie mówi o zgubnym wpływie telewizji na dzieci. O konieczności kontrolowania, co też potomstwo ogląda, o związku pomiędzy agresywnymi grami/filmami a agresywnym zachowaniem progenitury. Nie da sie ukryć, zę problem - i związek pomiędzy jednym a drugim - istnieje. Na Piotrku też to widać. Ostatnio parę razy został przyłapany na tym, że zaiast oglądać Minimini albo Discovery - na co miął zgodę, cichcem przeskakiwał na Cartoon Network. Na co zgody nie miał, a wręcz przeciwnie. I za każdym razem, jak oglądał te różne okropieństa na CN, to potem były zabawy w zabijanie, krzyki, bicie, wyzwiska. A potem budził sie w środku nocy z płaczem, ze sie boi. Dziwnym trafem jakoś sie jedno z drugim zbiegło. Raz - może przypadek, drugi - no, niech tam. Ale kilka? NIe wierzę.   Przegadałam z Piotrkiem. Wytłumaczyłam mu, dlaczego nie lubię, jak ogląda CN. Że potem sie robi bardziej agresywny, ja sie denerwuję, on nie słucha, ja w końcu zaczynam wyciągać konsekwencje... Że nie lubię mu czego

moje, nie rusz!!!

czasem sie zastanawiam, czego my właściwie wymagamy od dzieci.  Mają być grzeczne.  mają sie dobrze uczyć. Mają słuchać starszych. Mają się dzielić z innymi. Mają pomagać. Mają.....   Równocześnie, gdzie nie popatrzeć, tam dorośli jakoś tych  - wymaganych od dzieci - cech ani sami nie prezentują, ani nie szanują ich zbytnio u innych. Bo bycie grzecznym jest uznawane za bycie mięczakiem, któremu każdy może nawrzucać. Jak ktoś sie dobrze uczy - kujon. Jak słucha starszych - również mięczak, zero asertywności chłopie!!!!! Jak sie dzieli z innymi? Frajer. A w najgoszym układzie to go fiskus wyprostuje. W życiu twardym trza być, nie miętkim i jak ktoś nie umie, to jego problem. Pomagać? A ktoś mi pomagał????   Tak naszło mnie na te niewesołe refleksje, gdy razu pewnego wracałam z Piotrkiem z okolicznego, nowootwartego placu zabaw. Placyk śliczny był, nowiutki, kolorowe miał obwódki.... Wytartanowany, zabawki fajne, różnorodne - słowem - ideał. Dobra, do  pełni szczęścia brak

lekarstwo

Nie ma jak lekarstwo. Co prawda ciocia Pol (czarodziejka Polgara z Belgariady D. Eddingsa) twierdzila zawsze, ze lekarstwo nie może byc smaczne, jesli ma byc skuteczne, ale to było znakomite. Znalazłam dziś w sklepie, rzuciłam sie niczym drapieżnik na uciekający obiad. Co prawda, jako żywo nic mi nie uciekało, ale i tak sie rzuciłam. Na wszelki wypadek, jakby ktoś chciał mi zabrać. Przytuliłam potem czule buteleczki (dwie, druga dla Skorupiaka - nie będę wredna) i aż zamruczałam, niczym kot. Sok z kapusty kiszonej. I wcale nie było to lekarstwo na kaca, tylko zwyczajnie końska dawka witaminy c w przepysznej formie.

eeee....

Zasmarkana jestem.  NIe nadaję sie do niczego. Katar, jak wiadomo, ma to do siebie, ze sie przez niego nie umrze, alę żyć z nim też raczej trudno. Udało mi sie zużyć dzisiaj całe pudełko (90szt) chusteczek. Pewnie trochę więcej, bo są strategicznie porozstawiane w każdym pomieszczeniu, wiec nie tylko z tego jednego bralam. Piotrek za to starał sie ulżyć mi, jak tylko mógł. Zapowiedział, ze mam nie przychodzić za wcześnie do przedszkola (normalnie byłam tak troche po 16). Co prawda to raczej nie wynikało z troski o rodzicielkę, tylko z faktu, ze sie tam po prostu dobrze bawi, ale i tak z mojego punktu widzenia - plus. Jak wrócił - wrąbał serek ze szczypiorkiem, koperkiem i rzodkiewką, pozmywał, poustawiał buty, poskładał swoje ubranka z prania do szuflady... I co chwila przylatywał z prośbą o nowe zadanie, aż mi sie fantazja kończyła. POtem idealnie zajął sie sobą, a matka dogorywała czekając na powrót Skorupiaka. Ogólnie elokwencja mi siadła.  Stąd tytułowe eeee.... Na wiele wie

pomocnik 126

zdechła jestem. Zakatarzona, chrypiąca. Słaba jak nowonarodzony kociak. Po obiedzie kiwam sie nad talerzem i  zastanawiam nad losami sterty garów w zlewie. Może nie jest duża w sensie ilościowym, ale za to jej podstawę stanowi przypalony garnek. I psia miska. Na szczęście już nie przypalona, tylko zwyczajnie używana. Piotrek skończył wcinać twarożek z dodatkami (szczypiorkiem, koperkiem i rzodkiewką, ulubiony przysmak ostatnio) i popatrzył na gary i na mnie, gmerającą niemrawo widelcem w talerzu. - Mamo, pamiętasz jak ostatnio zmywałem naczynia? - Pamiętam, synku. - To ja dziś też pozmywam, mogę? Nie zwariowałam, zeby na takie pytanie odpowiadać "nie".  - Oczywiście, że możesz, kochanie.  - A dotrzymasz mi towarzystwa? Będzie mi przyjemniej, jeśli będziesz tu ze mną. - Jasne, kochanie. Tą metodą mam czysty zlew (z wyjątkiem tego gara, solidnie go przypaliłam, niech jeszcze poodmaka), szczęśliwe i dumne z siebie dziecko, lepszy nastrój i do tego nie musialam w tym ce

pyskate dziecko :)

Poganiam młodego, zeby sie juz przebierał w piżamkę.  On ma jeszcze tysiąc różnych zajęć, ogania sie jak od upryzkrzonej muchy. W pewnym momencie rzuca: - A idź do diaska! - Coś ty powiedział, synu??? - zagrzmiał groźnie rodziciel. - No co, trzeba było mi nie czytać Ronji - odpaliło nasze pyskate dziecko. Fakt, nie reklama, w "Ronji, córce zbójnika" ten zwrot pojawia sie wielokrotnie.   Chyba nie bedzie miał kłopotów z czytaniem ze zrozumieniem.

jesień idzie...

Obraz
... nie ma narady na to. Tak mi sie przypomniała ta piosenka.  Siedziałam i zajmowałam sie koperkiem. Roztrząsałam delikatne gałązki - z kropelkami wody zatrzymującymi sie pomiędzy listkami. Obcinałam korzonki - jędrne łodyżki chrupały mi pod nożem. ten dźwięk jest jedyny w swoim rodzaju.  Świeża, soczysta zieleń - mój ulubiony kolor - biła po oczach.  Zapach roznosił sie po całej kuchni.  Robilam zapasy na zimę. To, co zimą można kupić w sklepach jako koperek woła o pomstę do nieba.  Ani smaku to nie ma. Ani tej jędrności. Kolor też nie do końca ten, a o zapachu mozna tylko pomarzyć. Całkiem plastikowy, jak ta sałata produkowana w filmie "Skrzydełko czy nóżka". Nie mówiąc juz o tym, ze za trzy smętne gałązki żądają jakichś wariackich zupełnie pieniędzy. Więc co roku szykuję sobie ze dwa pudełka mrożonego koperku. I mam potem do ziemniaków, sosów,zupy, kotletów - do wszystkiego, co mi przyjdzie do głowy. A piosenka skojarzyla mi sie nie bez powodu. Jak już mrożę ko

cytaty...

Byłam dziś na ślubie dalekiego kuzyna. Oczywiście tabun ludzi, ale nie o to chodzi. Do dzikiej radości doprowadziło mnie jedno zdanie na koniec - zaprzjaźnionego z młodymi księdza: "Kogo Pan Bóg kocha, temu daje krzyż. Kogo nie kocha, temu daje żonę".    

moskitiera

Zamontowaliśmy sobie w oknach moskitiery. Nie we wszystkich, muszę jeszcze dokupić, ale w sypialniach - i  naszej i Piotrka są. Wszystko przez komary, jak sie łatwo domyslić. I meszki. gryzło cholerstwo na potęgę, Skorupiaka najbardziej - nogi ma już całe powygryzane w dziury co sugreuje nalot meszek, bo one tak żrą.  W związku z powyższym uznaliśmy, ze najwyższa pora coś z tym zrobić.  i są . Estetyczne siatki w oknach, przez które te paskudy nie wlatują.  W nocy już nie budzi mnie cieniutkie bzyczenie spragnionej mojej krwi komarzycy.  Może sobie bzyczeć, ile sie jej tylko podoba, na drugim końcu tej ławki*. To znaczy, przepraszam, po drugiej stronie moskitiery. A przy okazji rozwiązał sie jeszcze jeden problem - kocich nocnych wycieczek. Skorupiak przed spaniem lubi otwierać okno na oścież, żeby sie solidnie przewietrzyło. A Czort, paskud jeden, regularnie zeskakiwał z okna i szedł w Polskę. Niestety zwierzątko moje najdroższe już nie jest pierwszej młodości i wolę go nie zost

telefon 127

zwijam sie jak w ukropie - równocześnie robię obiad w kuchni i wieszam pranie na balkonie. Wymaga to pewnej ekwilibrystyki i niezłego biegania, ale sie da, nawet, jesli na patelni smaży sie rybka.  Dzwoni telefon. Oczywiście w najgorszym momencie, kiedy właśnie wygospodarowałam sobie pół minutki, zeby pobiec do łazienki na siusiu. Trudno, łapię słuchawkę, w końcu rzadko ktoś do mnie dzwoni, jeśli już, to może byc coś ważnego. I słyszę... automat: - Dzień dobry. Witamy w serwisie Twój Tygodniowy Horoskop.... Nie wiem, co dalej, rzuciłam słuchawka i popędziłam do łazienki. Ale mnie zezłościli. I rozbawili równocześnie.  Że też ktoś jeszcze w XXI wieku wierzy w takie bzdury...

marzenie 128

nosz zeżarło mi wpis. A sobie tylko krótką przerwę w pracy zrobiłam, żeby nie uciekło. Opatrzność nie daje pisać tego, co powinnam, złośliwa jakaś. A było o kierowcach.  Chodzimy sobie ostatnio z Pietruszkiem do przedszkola dyżurującego, które znajduje się w sympatycznej (o tej porze roku) odległości spacerowej. W sezonie deszczowo-błotnisto-śnieżnym byłoby nieco gorzej, ale wtedy mamy nasze przedszkole pod oknem.  Chodzimy sobie więc co rano na spacerek w towarzystwie psa. Pogadujemy o tym i owym. czasem samolot - Piotruś stanie, zęby mu śrubki podokręcać. Ogólnie miło i przyjemnie.  A mnie sie nóż w kieszeni otwiera. I zaraz będę miała tam dziurę. Wzdłuż chodników są zatoki parkingowe. I dobrze, miejsc na pojazdy mało, a jeszcze nikt nie wymyślił takiego, który dałby sie po użyciu złożyć w zgrabny pakiecik i wsunąć do teczki.   Tylko niech mi ktoś mądrzejszy ode mnie wytłumaczy, dlaczego tak wielu kierowców za punkt honoru stawia sobie dojechać kołami do samego krawężnika, wysu

pomyłka 129

Wieczorne mycie Pietruszki. Tym razem dla odmiany pod prysznicem - tak zarządził, w ramach kolejnego napadu oszczędzania wody. W pewnym momencie coś mu powiedziałam - nie spodobało mu sie wyraźnie, bo swoją dezaprobatę wyraził bardzo dosadnie: - Mama, jesteś głupia! - Słucham, synu? - zapytałam lodowatym tonem, ostatecznie nie jest to słownictwo, do jakiego przywykłam, a już własne dziecko na pewno nie będzie mnie wyzywać. Pijaczka pod sklepem wychowywać nie będę, ale Piotrka tak. - Przepraszam , mamo, ja tylko chciałem zapytać, czy mi poczytasz, ale mi sie słowa pomyliły... - zaczął sie plątać bezładnie Piotrek. Widocznie moja mina i ton były wystarczająco zbliżone temperaturą do Bieguna Południowego, żeby załapał, ze przegiął. Chwilę jeszcze sie tłumaczył, przepraszał, w końcu przytulił i zaczął cicho posapywać z nosem wetkniętym w moją szyję.  Zaniosłam go do łóżka - znowu zapomniał wziąć klapki do łazienki, a ja korzystam z ostatnich okazji do wzięcia go na ręce:). Chłopisko wa

Chwalenia sie dzieckiem ciąg dalszy.

Moje niezwykłe dziecko wstało dziś - zgodnie z wczorajszą zapowiedzią - wcześnie. czyli przed ósmą.  obudziło nas szuranie i chlupanie w łazience - młody człowiek sam sie umył, ubrał, następnie  nakarmił zwierzaki i sam zjadł śniadanie. po czym po nim posprzątał i poszedł pochwalić sie rodzicom. Ponieważ najlepszym sposobem na porządki w mieszkaniu są goście, zaprosiliśmy sobie dziś chrzestną Pietruszka. I musze powiedzieć, zę Piotrek pomagał jak szalony - odkurzał podłogi, odkładał na miejsce różne rzeczy, sprzątal swój pokój, zmiatał śmieci a na koniec pozmywał to, co nie zmieściło sie do zmywarki.  sam z siebie, słowo daję, ze nie stałam mu z batem nad głową. Zamiast stać z batem, stałam z wytrzeszczem - on za mały jeszcze na kombinowanie w rodzaju "jak będę bardzo grzeczny przez cały dzień, to mama mi kupi....", wiec to nie to. Po prostu sprawia mu przyjemność bycie docenionym, chwalonym. Miał z tego znacznie większą frajdę, niż gdybym mu kupiła kolejną zabawkę, którą

zażalenie

Chciałam zgłosić skargę do Wszelakich Instancji Pogodowych.  Dlaczego dwa dni temu (w nocy z piątku 12 sierpnia na sobotę 13 sierpnia) niebo nie mogło wygladac tak jak dzisiaj???? Od paru lat próbuje obejrzeć Perseidy,  i zawsze jest coś, co mi to uniemożliwia. Tym razem niebo zasnute chmurami.  Dzisiaj - kiedy jest już po herbacie - niebo bez jednej chmurki, pełnia, wszystko widać. Ktoś tam chyba po prostu robi społeczeństwu na złość.

rogate łóżko

Piotrek przyszedł wściekły i zapłakany. - Co sie stało? - Boli mnie noga. I to wasza wina!!!!! Zbaranieliśmy cokolwiek, jako że oboje w tym momencie siedzieliśmy grzecznie na odwłokach w salonie i omawialiśmy plany na dziś. - Mógłbyś to wytłumaczyć? - Tak!!! Bo wy kupiliście zbyt rogate łóżko!!!!! I ono mnie uderzyło!!!! Nostra culpa. Wstrętne łóżko, rzuca sie nam na dziecko i bierze na rogi. I do tego, cholerstwo jedne, maskuje sie niczym kameleon, bo ile razy ja na nie patrzyłam, to narożniki miało pięknie zaokrąglone - to było jedno z kryteriów wyboru te dwanaście lat temu, bo przewidywałam takie właśnie obijanie kolan..... \tak czy inaczej, trzeba będzie przeprowadzić z łóżkiem rozmowę wychowawczą.

Oskar - kot, który przeczuwa śmierć

kolejna dobra książka. Niezwykła, tak jak niezwykły jest jej bohater - kot.  Oskar - i parę innych kotów - mieszka w domu opieki. Juz samo to jest dla mnie niezwykłe - u nas natychmiast wrzask by podniosły różne Sanepidy i inne urzędowe złe duchy - że niehigienicznie, ze zwierzaki brudzą, że mogą jakąś zarazę przynieść, że kłaki w powietrzu fruwają i w kuchni nie będzie idealnie sterylnie...  Na szczęście tam trafiło na nieco mądrzejszych ludzi. koty mieszkają i dobrze sie mają, a pacjenci są zachwyceni. Jest ktoś, z kim można porozmawiać, kto powoduje, ze jest tam nieco bardzej domowo... Oskar nie lubi sie spoufalać z ludźmi. Czasem pozwala sie pogłaskać, ale ogólnie to uprzejmie pozwala korzystać personelowi ze swojego gabinetu - i dba, zeby nikt o tym nie zapomniał. Spojrzeniem potrafi doprowadzić do pionu lekarza, który zapomniał, kto tu rzadzi.  Niezwykłośc Oskara polega jednak na czym innym. Bezbłędęnie wyczuwa, gdy któryś z pacjentów ma umrzeć  - i wtedy pojawia sie u niego

Pora na dobranoc, bo już księżyc świeci...

Piotrek dziś dla odmiany zażyczył sobie grania na dobranoc.  To znaczy, trudno mówić o odmianie, miała byc wersja rozszerzona - i czytanie i granie całkiem jak powiekszony zestaw w McDonaldzie.  W związku z pomysłem młodego powększyłam zestaw, nastroiłam gitarę, wyciągnęłam śpiewnik... i Piotrek nieuprzejmie zasnął w połowie pierwszej piosenki. O żadnym czytaniu oczywiście mowy nie było. Może to i lepiej - sama już ziewam jak krokodyl.....

żrą

Oczywiście komary. Sa wszędzie, wlezą w każdą szparę. W nocy słyszę ten cholerny cieniutki bzyk i skóra mi cierpnie. Nienawidzę tego.  Nie chce używac odstraszaczy, bo to jednak chemia, trutka - nie tylko na komary, również na pająki, żuczki, biedronki, motyle i całą tę latającą drobnicę. Oraz psa, kota, dziecko... Niestety, nie ma siły, te paskudztwa wpływają również na ludzi. Więc nie kupuję.  Jutro zamontuję sobie siatki w oknach.

trudne pytania

Do wieczornego rytuału należy czytanie. Jest to absolutnie obowiązkowy punkt programu, obcięcie go jest najgorszą karą istniejącą w repertuarze. Wczoraj skończyliśmy czytać "Ronję, córkę zbójnika" Astrid Lindgren i przyszla pora na wybranie następnej lektury. Młody ostatnio przebąkiwał o Kubusiu Puchatku - poprzednie podejście było chyba za wcześnie - jakieś półtora roku temu, w każdym razie znudziło mu sie szybko. Ale dziś okazało się,z e Piotrek ma inny pomysł w tej kwestii. Wyciągnął z półki solidną (jak na swoją półkę) księgę i powiedział: - Mama, poproszę  książkę od Mi. była to Biblia dla dzieci. Od jakiegoś czasu szukałyśmy z mamą sensownej wersji, bo większość tego, co jest na rynku to jest cukierkowa i śliczniutka, ale niezbyt wiele tłumacząca - a chodziło o to, ze by taki mały pędrak mógł rozumieć. W końcu udało nam sie znaleźć coś, co wyglądało sensownie. Dostał na imieniny - i czekało sobie. Rzeczywiście, wydanie rozsądne, ładnie tłumaczące również rozbieżnoś

dyżur wakacyjny

Pietruszka chodzi do przedszkola na dyżur wakacyjny. Nie dało sie inaczej, ja bym go chyba zamordowała jakby siedział w domu przez całe wakacje, zwłaszcza przy takiej kiepskiej pogodzie - bo jak leje, to ja zasypiam, na dwór nie pójdzie i jakoś podejrzanie często chciałby gapić sie w telewizor. Matka dzielnie sie broni przed tym, ale TV jest podstępnym przeciwnikiem i łatwo nie  odpuszcza. jak trzeba dziecia na chwile skanalizować, zeby na przykład załatwić jakieś telefoniczne konieczności, upichcić obiad albo porozmawiać z kimś, kto właśnie przyszedł, to najłatwiej zgodzić sie na marudzenie "mama, czy mogę pooglądać?...". Zwłaszcza, ze młody pokochał ostatnio Discovery i ogląda w większości całkiem niegłupie programy. Tylko suma  czasu spędzonego przed ekranem czasem przekracza moje granice i wtedy mam kaca moralnego, ze pozwoliłam. Wracając do dyżuru, zaczęło się kiepsko - młody protestował, ze nie chce, żeby go szybko zabrać i takie tam. W szoku byłam lekkim, bo dotychcz

Dzielny pacjent

W wyniku ostatnich wizyt u medycyny wszelakiej dysponowaliśmy plikiem skierowań do laboratorium. Celowo poczekałam, aż odfajkujemy wszystkie wizyty, mając  (słuszną) nadzieję, ze będe mogła po prostu przynieść wszystko razem i załatwi sie jednym kłuciem. I dzisiaj przyszedł ten straszny dzień, kiedy trzeba bylo pójść z Piotrkiem i nadstawić łapke do kłucia. Zaczęliśmy od poważnej rozmowy - z zasady nie robię dziecku takich niespodzianek, uprzedzam, jak ma być nieprzyjemnie i dokładnie omawiam, co może być, a czego na pewno nie będzie. I widzę, ze to działa. Piotrek jest spokojniejszy, jak wie, czego sie spodziewać.  Niezbyt to odkrywcze, w sumie też jestem spokojniejsza, jak wiem, co mnie czeka a nie musze sobie wyobrażać nie wiadomo czego. Dlatego też od początku przyjęłąm taką strategię. Inna sprawa, że oszukiwanie dziecka, czy też ukrywanie przed nim prawdy uważam nie tylko za nieetyczne, ale również nieskuteczne. Bo dzieciaki głupie nie są, może raz czy drugi dadzą sie na taki n

Pyskacz 130

Młody zdeklarował się, ze sprzątnie dziś swój pokój. Plany chwalebne, wykonanie trochę szwankuje - trwa to cały dzień, z licznymi dyskusjami - "bo mi sie już nie chce", "juz mi sie znudziło" i tak dalej. W końcu Skorupiak stwierdza ostrzegawczo: - Piotrek, nie przeginaj - Bo co, bo będe przegięty? opadliśmy z sił...

zroumieć niezrozumiałe

komentarz jakiegoś osobnika do sztuki "planeta Lem". - właściwie chyba nie zrozumiałem tej sztuki, ale i tak była bardzo interesująca. załamka.

mastermind

Piotrek znalazł sobie rozrywkę. Mastermind . Pokazałam mu to jakiś czas temu i przepadło... Gadzina pokochała grę. Na razie woli sam ustawiać i patrzeć, jak matką sie gimnastykuje odgadując. A gimnastykuje sie nieźle, bo dziecięciu jedynemu (póki co) czasem nieco plącze sie system kodowania odpowiedzi - innymi słowy, wpuszcza mnie w maliny i patrzy, jak się męczę. Do tego jeśli ośmielę się niecnie zasugerować, ze w odpowiedziach jest błąd (co widać gołym okiem), to protestuje, twierdząc, ze go szkaluję, bo nie umiem odpowiedzieć i tyle. trudniej jest, jesli sam rozpracowuje ustawione przeze mnie pionki - jeszcze ciężko wytrzymać, niecierpliwy jest... Ale wychodzi mu to coraz lepiej.  Ma po mamusi - ja też w tym wieku zamęczałam rodziców żeby ze mną zagrali - i z tego, co rodzinne legendy niosą, nieźle mi szło, do tego stopnia, zę rodzice w osłupieniu zaczęli mnie podejrzewać o jakieś zdolności telepatyczne (mimo, ze sa racjonalni i w żadne czary astrologiczno - bioenergocośtam nie

takie tam....

dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem sprawdzania Pietruszka. Zaczęło się od alergologa. Jak wczoraj pisałam, głupi mają szczęście, udało mi sie dostać do pani dr, właściwie z marszu, mimo, ze do konca roku nie ma juz miejsc. ktoś zrezygnował, a ja zadzwonilam w odpowiednim momencie. Pani dr jest świetna, nie certoli sie z maluchami, a równocześnie jest niezwykle ciepła - taka lekko szorstka, ale serdecznie i na wesoło. Nienawidzę, jak ktoś mówi do dziecka jak do idioty, ciapcioląc na potęgę - otwórz buziunię, pokaż gardziołko... Zdecydowanie wolę hasło "pokaż dziób". Z marszu zrobiliśmy jeszcze Piotrkowi testy skórne -nie byłam do nich wcześniej przekonana, bo miałam poczucie, ze Piotrek jest za mały - skierowanie dostał, jak miał trzy lata. teraz ma prawie pięć więc różnica jest spora. Tak czy inaczej, testy wyszły czyściusieńko i ogólnie  - po sprawdzeniu jeszcze IgE całkowitego - wygląda na to, ze na parę lat możemy odpuścić temat. następnym odcinkiem Pietruszki poddan

głupi mają szczęście

Wszystko przez moją sklerozę. Zaawansowane zmiany starcze mnie dopadły i wiosną po zaklepaniu wizyty u alergologa dla Piotrka zapomniałam donieść im skierowanie. A jeśli sie tego nie zrobi w ciągu dwóch tygodni, to wizyta przepada - takie są niezbadane wyroki wszechmocnego NFZ-tu. No i przepadła. A ja sobie tkwiłam w błogiej nieświadomości tego faktu - aż do poniedziałku. Spokojna, zę na początku września idziemy do pani dr, skorzystałam z okazji, że i tak byliśmy u pediatry naszej  i poprosiłam o skierowanie na wymagane do wizyty badania. Okazało się, ze NFZ niczym kobieta, zmienny jest i teraz już nie trzeba badań. Zadzwoniłam do poradni upewnić się, zeby nie było wtopy pod drzwiami - i sie dowiedziałam. I nie mogłam niestety mieć pretensji do nikogo, poza samą sobą.... To ostatnie bolesne jest bardzo, jak można kogoś solidnie obsobaczyć, to sie od razu człowiekowi humor poprawia. A tu nic.... Na szczęście pani pielęgniarka jest bardzo sympatyczną osobą. Co prawda miejsc na ten r

pierwsza miłość

Wbrew temu, co zapewne sobie niektórzy pomyśleli, wcale nie chodzi o Piotruszkowe miłości przedszkolne. To byłby ten typ wpisów, których nie znoszę i mam nadzieję, ze nigdy nie zrobię mu takiego świństwa. W końcu uczucia to rzecz delikatna, a już na pewno nie mam prawa opowiadać publicznie o życiu emocjonalnym mojego dziecka. Tyle na temat, o czym to nie będe pisać, teraz pora na to, o czym pisac zamierzam. A zamierzam o psie. Naszym psie, konkretnie rzecz biorąc. Agra jest kundlem, zwanym pieszczotliwie wyżłem kabackim. Urodzila sie na działce rodziców - ktoregoś dnia dziesięć lat temu (równo, to bbył początek sierpnia) pojechali tam i zorientowali sie, ze mają pod werandą jakichś lokatorów. Historia była prosta - niedaleko jest chałupa, w której mieszka towarzystwo... umiarkowanie ciekawe, mówiąc bardzo oględnie. Matka właściciela Sary - mamy naszej Agrafki lubi tęgo popijać, a po pijaku startowała z drągiem do psa. Sara rozsądnie doszła do wniosku, ze nie jest to wlaściwy sposó

bojowa pieśń tygrysicy

nad jeziorem pożyczylam od fiony książkę. Zaczęłam czytać i od razu coś mnie trafiło.  Chodzi mi o "Bojową pieśń tygrysicy" autorstwa Amy Chua. Reklamują to różnie - jako świetną książkę, która wywróci do góry nogami nasze teorie wychowawcze, rzecz bardzo śmieszną, i takie tam. A ja przeczytałam i nie dość, że jestem zła, to czuję sie jak matołek, bo za Chiny ludowe nie wiem, co tam było takiego śmiesznego, ani też co mogłabym przenieść na swoje poletko w kwestii wychowywania dzieci. No bo co? Wrzaski na dzieci, żeby wykonaly moje polecenia? Oszukiwanie ich po to, żeby jednak zrobiły to, czego chcę? Hipokryzję? Kompletne lekceważenie własnego dziecka, jego potrzeb, uczuć, prawa do szcześcia? Łamanie psychiki dziecka, żeby było posłuszne za wszelką cenę? Cięcie równo z trawą wszelkich przejawów samodzielnego myślenia, bo zdanie inne niż matki nie ma prawa istnieć? (mimo, ze wcześniej chwali sie, ze sama wyłamała sie ojcu i poszła na studia nie tam, gdzie chciał). Chore spo