Wiosna przyszła, czas edukować koty w kwestii wychodzenia. Zaczęłam od Dorsza - Bramsla (taki buras, w ciapki niczym filet z dorsza, zwłazcza, gdy sie rozlewa leniwie na kolanach). Dostał szelki i poszliśmy. Na początku - przerażenie. Nowe zapachy, dżwięki, wiatr rozwiewa futerko, przestrzeń jakaś przeogromna - już sie zapomniało dawno, że w takim świecie sie przyszło na świat, od tylu miesięcy mieszka z nami.... Potem zaczął się interesować coraz bardziej. Zszedł mi z ramienia, zaczął węsszyć. I koniecznie chciał póść za płot, na teren szkoły. Nisko skanalizowany, wyglądał jak filet z dorsza, taki rozpłaszczony na trawniku. Po jakimś czasie uznałam, że starczy tego dobrego, pora na Rympałka. I okazało się, że nic z tego. Rupeczek maleńki nie mieści mi sie w szelkach. Brams też ledwo ledwo. Musszę pokombinować.