Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2011

Satelita

Młody dostał na urodziny Atlas Wszechświata. Czytamy teraz o planetach, oblserwatoriach, mgławicach gwiazdach zmiennych, Pasie Kuipera i innych takich ciekawostkach.  Dowiaduję sie mnóstwa rzeczy, o jakich dotąd nie miałam najbledszego pojęcia. Dzisiaj zaczął wykorzystywać wiedze w praktyce. Zapytałam dzisiaj, w co sie bawi - zabawka składała sie z dwóch kubeczków po serku wiejskim, ukochanego Zygzaka, bryłki soli kamiennej ( w kolorze pomarańczowym) i flamastra.  Konstrukcja wyglądała jakby znajomo, ale nie byłam w stanie skojarzyć co mi to przypomina. - To jest satelita, mamo - wyjaśniło mi dziecko. Tego słowa mi brakowało.

poziomki

Obraz
Wczoraj była większa feta - taty piernikalia, czyli 60 urodziny i moje imieniny. Nie mam siły pisać o całości, może sie jutro zbiorę. Bedzie tylko o prezencie od jednej z sympatyczniejszych ciotek.  Dostaliśmy wspólne życzenia  i zdjęcie.  Zdjęcie zrobione parę godzin wczesniej we własnym ogródku Cioci.   O takie:   Piękne, prawda? Szkoda, zę te poziomki rosną o jakieś 1300 kilometrów od Warszawy....

baba za kierownicą

No dobrze, nie baba, tylko starsza pani - ale nie powinna miec prawa jazdy.  Stałam sobie na światłach. Pod górkę - w tamtym miejscu tak jest i już, nie jest to żadna nowość, górka nie zmieniła kierunku, tkwi sobie spokojnie od setek lat. Nagle widzę - samochód przede mną zaczyna sie staczać. NA MNIE!!!!. Nosz, myślę sobie, lebiego jedna, naciśnij hamulec. Myślenie nie pomogło. Kwiknęłam klaksonem - zwykle takie krótkie kwiknięcie pomaga na zagapionego. Tym razem nic. No to sie rozdarłam tą syreną bardziej i na wszelki wypadek cofnęłam o pół metra. Więcej nie mogłam, bo za plecami miałam autobus.  Nic, pani nadal sie toczy. W końcu przestała.  Jak palnęła mnie w zderzak. Zdenerwowana niezmiernie - w sumie sie nie dziwię, pani dobrze po siedemdziesiątce, bliżej osiemdziesiątki - i tłumaczy, że ona sie zamyśliła!!! I nie słyszała trąbienia? Nie widziała, nie czuła, zę sie stacza????? Przykro mi to mówić, rozumiem, że dla osoby starszej oddanie kluczyków to po pierwsze znaczne o

piernikalia

Uffff.... wróciłam do domu padnięta jak pies Pluto. dzisiaj była "niewielka impreza rodzinna" - 60 urodziny taty zwane pieszczotliwie piernikaliami, połączone z moimi imieninami.  Przyszło - drobiażdżek - 21 osób ( nie mam co narzekać na nadmiar pracy, zaproszonych - tych najbliższych było ze 40) razem z nami i rodzicami, u których rzecz cała miała miejsce 26. Tak to jest, jak sie ma 5 braci  i ze wszystkimi utrzymuje kontakty. Dalszych krewnych już sie zaprosić nie dało, bo by trzeba łyzką do butów upychać. Nie zjadłam prawie nic, usiadłam na moment pod koniec i nogi mi uszami wychodzą, ale jestem zadowolona - pogadałam sobie z ludźmi, których lubię, a dawno niektórych nie widziałam.  Kulinarnie też fajnie wyszło,  - uznałyśmy, zę nie bawimy sie z mamą w katering, robimy same, bo wtedy przynajmniej wiemy, co w środku. I wyszło super, przekąski wyglądały znakomicie i były całkiem smaczne., a reszta tez sie udała :) Muszę jeszcze bardzo pochwalić Pytona. niestety nie by

akcja wychowawcza...

padam na dziób.  Nie tylko ja, Skorupiak też. A wszystko za sprawą naszego potomka. Potomek, jak powszechnie wiadomo, jest osobnikiem inteligentnym. I w związku z tym sprawdza co czas jakiś, czy przypadkiem nie uda sie nagiąć, lub wręcz przesunąc granic obowiązujących w domu. Od paru dni demonstrował mniejsze lub większe fochy i fumy przy wykonywaniu poleceń, zwlekał, olewał, "zapominał" o umowach - słowem dawał nam w kość. Nienajlepiej tylko wybrał termin - jutro jest w planie większa impreza - połączone urodziny Taty i moje imieniny, zaproszona tylko naj-najbliższa rodzina (czyli jakieś 30-40 osób). W sumie oznacza to, że jestem nieco zmęczona i zdecydowanie nie mam ochoty na wykłócanie sie z dzieckiem. Innymi słowy mam wyjątkowo krótki lont. I dzisiaj przegiął. Po kolejnej akcji z serii "nie umiem, nie chcę, nie zrobię" usłyszał, że ma posprzątać swój pokój i dopiero jak zaakceptuje wykonanie, to można rozmawiać o zaplanowanej na dziś produkcji wieńca adw

trochę techniki i kobieta się gubi....

jak w temacie. Ostatnio ze trzy razy juz zdarzyło mi sie, że chciałam puścić pranie. Niby nic wielkiego, ostatecznie robię to od lat i jakoś działa.  Ale... Wrzuciłam, wsypałam, co należy, ustawiłam program, wcisnęłam stosowny guziczek i wyszłam. Po jakimś czasie - nie słysząc już hurgotu pacującej pralki - z miską w garści podążyłam wyjąć mokre ciuchy. A tu zonk! Ciuchy sa całkiem suche. Ciekawostka przyrodnicza, myślę sobie, nasza palka ma już parę latek i nie ma takiej mocy wirowania  ani nie jest pralko - suszarką. Coś tu nie gra. Do tego mój nos zdecydowanie tłumaczy, zę te ciuchy są, hm, jakby tu powiedzieć... no, mucha drugiej świeżości. Gdy zdarzyło sie raz - pomyślałam - ok, skleroza nie boli, zapomniałam włączyć i tyle. Drugi - nie miałam czasu na myślenie, puściłam pranie i poleciałam dalej, klnąc tylko z cicha pod nosem. Ale za trzecim - na przestrzeni stosunkowo krótkiego czasu - zaczęłam analizowac sytuację. I nawet doszłam do konstruktywnych wniosków.  Otóż w

Bóg stworzył dzieci

  BOG STWORZY L  DZIECI   (I W REZULTACIE TAKŻE WNUKI)  Dla tych z nas, w których   życiu s ą    dzieci, czy to własne czy tez pod   postaciami wnuków, siostrzeńców, bratanków, czy uczniów, oto cos, co  sprawi,   ze zachichoczesz.      Kiedykolwiek twoje dzieci wymkną się spod kontroli,  możesz   się opanować i przypomnieć sobie, ze nawet wszechmoc Boga nie rozciągała  się na Jego własne dzieci.      Po stworzeniu nieba i ziemi Bóg stworzył Adama i Ewę. I pierwsze, co do nich powiedział to: - Nie róbcie tego! - Nie róbcie czego?-  odpowiedział Adam.  - Nie jedzcie zakazanego owocu. - powiedział Bóg.  - Zakazanego owocu? Mamy zakazany owoc? Hej, Ewa... mamy zakazany  owoc!!!!! - Nie ma mowy!  - Jest mowa!  - NIE jedzcie tego owocu! -  powiedział Bóg.   - Dlaczego?  - Bo jestem twoim Ojcem i tak powiedziałem! -  odpowiedział Bóg zastanawiając się, dlaczego nie zaprzestał kreacji po stworzeniu słoni. Kilka minut  później Bóg zobaczył Swoje dzieci, jak robią sobie przerwę na

owczy pęd

trafiłam ostatnio przypadkiem na jakąś reklamę w telewizorni. Oglądam rzadko, na reklamy włącza mi sie natychmiast wygłuszacz - przestaję odbierać sygnał dźwiękowy.  Tym razem jakoś mi sie zahaczyło, coś mnie zdenerwowało, bo następnym razem wsłuchałam sie dokładniej. I już wiem, co mnie wkurzyło. Reklama popularnego leku na stawy. Pani sie cieszy, ze może chodzić po schodach (czy jakoś podobnie nie zwracałam uwagi na wątek fabularny).  Koleżanka tez coś zaczyna na ten sam temat. Pan narzeka, ze on ma kłopoty, ale na stwierdzenie obu pań, zeone biorą coś tam i im pomaga, wykrzykuje gromko: - To w takim razie ja też będę brał! Debilizm reklamy (jakby nie było leku!!!) jest dla mnie porażający. Metoda leczenia "na Goździkową" (to z innej, równie głupiej reklamy skonstruowanej według tego samego schematu) jest dowodem na ogłupienie obywateli. Propagowanie tej metody leczenia jest nieetyczne i niemoralne - potem zdarzają się geniusze, którzy każdego by leczyli tym samym,

rzymskie liczby

Ostatni z tematów dyskusji z naszym synem - rzymski zapis liczb.  Skoro dzieć pyta, to dostaje odpowiedź (jeśli pyta z sensem, bo jak zaczyna sie przekomarzać w niekończący się łańcuszek "a dlaczego", to ucinamy). Nie wiem, skąd mu ten temat wyszedł, ale wyszedł.  No to pokazałam kilka znaków. W najbliższej okolicy - na drzwiach sali w przedszkolu widnieje dumnie V, obok VI. Na budynku niedaleko nas, gdzie poszliśmy popatrzeć - jest na zwieńczeniu data budowy, MCMXCVIII.... Pozastanawialiśmy sie wspólnie, dlaczego niektóre rzeczy zapisuje sie przy pomocy liczb rzymskich, a niektóre arabskich (nie mam pojęcia, jeśli ktoś wie, to poproszę o wsparcie przed klasówką).   następnym razem chyba zaczniemy cyrylicę.

Dzień Czarnego Kota

Właśnie sie dowiedziałam, zę dwa dni temu był taki. 17 listopada.  Nie miałam pojęcia o istnieniu czegoś takiego, ale w końcu nie muszę wiedzieć o wszystkich Dniach Czegoś Tam.  Tak czy inaczej - Koteczku najkochańszy, dużo wygodnych kolan do układania sie, rąk chętnych do głaskania, srok do denerwowania, kurzej wątróbki w miseczce i okazji do prztulania sie do Piotrka!!!!  

prezentacje maturalne

Jakoś przypadkiem trafiłam na gazetowe   Forum Liceum . Przejrzałam sobie pierwsza stronę wątków - i po raz kolejny zwątpiłam we wszystko i wszystkich. Nauczycieli, rodziców, polityków, wychowawców, a także służby powołane do ścigania nieuczciwości (delikatnie rzecz ujmując). na pierwszej stronie na 50 wątków 18 z nich jest jawną ofertą napisania nowej bądź sprzedaży już używanej przez kogoś prezentacji maturalnej z polskiego. Strona druga - kolejne 10.  Innymi słowy, na sto wątków jest 28 zawierających propozycje popełnienia przestępstwa.  I nikt z tym nic nie robi. Nauczyciele i wychowawcy - przyjmują na gębę prace, o których czasem na kilometr widać, że dany uczeń nie byłby w stanie czegoś takiego napisać. Rodzice - widocznie jakoś pominęli kwestię uczciwości w procesie wychowywania potomstwa.  Nie widzą nic złego w tym, raczej uważają za "zaradność".  Politycy, policja i inni acy - potem będą sie bardzo dziwić i martwić, zę ludzie dają i biorą łapówki, popełniają p

Ksiądz Boniecki ma głos w moim domu

Obraz
Sprawa zbulwersowała mnie od początku, ale starałam sie jednak wstrzymać z komentarzem - poczekać, aż moje emocje nieco opadną, bo nie ukrywam, że cholera mnie trzęsła potężna. Odczekiwanie nie na wiele sie zdało, gdyż moje nadzieje na jakieś rozsądne decyzje wierchuszki marianów pozostały płonne. Zakaz wypowiedzi dla mediów podtrzymano bezterminowo. Uzasadnienie?  Nie bo nie. Nawet Piotrek - mający równe czterdzieści lat mniej niż ojciec Naumowicz (autor tego "genialnego" pomysłu) wie, że osobnik myślący jeśli z kimś sie o coś spiera, to uzasadnia swoje zdanie. Jesli młody przypadkiem uzna, że nie podaliśmy mu powodu jakiejś naszej decyzji, to natychmiast słyszymy: - "nie bo nie" to nie jest żaden argument! - (najczęściej wtedy, kiedy właśnie nabieramy powietrza, by to uzasadnienie podać - ale on bywa szybszy ;) Ksiądz Adam, wbrew temu, co różne osoby mu zarzucają, nie twierdzi, że krzyż należy usunąć z sejmu, że Nergal był w porządku drąc Biblię. On pyta. Za

Pierogi

Kiedyś tam, dawno bardzo, przygoowałam sobie kapustę z grzybami do pierogów. Ponieważ nie miałam czasu (albo ochoty, albo czegokolwiek innego) na lepienie w tamtym momencie, kapustka powędrowała do zamrażarki. Ostatnio sobie o niej przypomniałam i stwierdzilam, ze może warto by wreszcie przerobić ją na pierogi. Ku memu zdumieniu okazało sie, że mam świetnego pomocnika - myslałam, ze lepienie będzie zbyt nudne dla Pytona, ale nie. Bawil sie znakomicie. A w efekcie tej zabawy w zamrażarce zaistniało 90 pierogów z kapustką. I jeszcze została bryłka ciasta - starannie zawinięta przeczekała dwa dni. Po wczorajszym obiedzie zostało z kolei trochę za dużo ziemniaków (nie będe ukrywać, nie był to przypadek...). I dziś po przedszkolu znowu zasiedliśmy do lepienia. W efekcie mamy około 40 pierogów ruskich.  Znowu zostało ciasta, więc powinnam chyba nabyć kawał wołowiny i zrobic farsz do mięsnych. Albo może takie z kasza gryczaną.  Potem znowu będzie farsz, a skonczy sie ciasto, wiec znowu

łup 118

Skorupiak wrócił z pracy niezmiernie dumny z siebie i położył mi przed nosem torbę słonecznika w kolorowej czekoladzie. Duma miała swoje uzasadnienie, gdyż uzywałam ich z lubością do działań ozdobno - kulinarnych, a od ponad roku nie mogłam nigdzie znaleźć. Ale... - Mężu, kochanie, czy przypadkiem nie pomyliły ci sie święta? Ja tego używam do mazurków wielkanocnych? Skorupiak jakby skląsł, zamarł w bezruchu. Widać, ze trybiki zaczęły sie obracć w przyspieszonym tempie. - No... faktycznie, jakoś tak mi sie zafiksowało, używasz tego przy wypiekach świątecznych, a niedługo święta... Ale chyba rzeczywiście nie te....  Zdecydowanie nie te.  Nie szkodzi. Piotrek tez bardzo je lubi, więc nie ma szans, żeby sie zmarnowały.

Skorupiak w ciąży?

Skorupiak chyba w ciązy jest. Naszło mnie strasznie na jakieś coś do schrupania, więc poszłam zapytać, czy nie ma czegoś - to on jest specem od takich zapasów. Owszem, miał. Obok siebie miał torebkę ze śmietankowymi wafelkami. Wygarnęłam sobie kilka i... zastopowało mnie.  przyjrzałam sie jeszcze raz. Nie chce byc inaczej. Miseczka z ... - Kochanie, czy ty jadłeś te wafle z keczapem????? - A tak mi jakoś podpasowało...

Wino panów wajców...

Poprzednia notka  skojarzyła mi sie z jeszcze jedną rodzinną historyjką dotyczącą tego, jak śliczne efekty daje niezrozumienie przez dzieciaki słów modlitw - i ogólnie nietłumaczenie im, co sie dzieje w kościele, w czasie mszy i tak dalej. Ciotkavusłyszała kiedys jakies dziwne szmery w piwnicy. Poszła sprawdzić, co sie tam dzieje - a tam były jej osobiste dzieci.  Szur szur szur, szep szep szep... i do ciotczynych uszu dobiega tekst: - A wino dla panów wajców odpuścimy w piwnicy.....   PS. Niewykluczone, że poplątałam nieco okoliczności, to mógł byc ogród zamiast piwnicy, ale tekst zasadniczy pozostaje bez zmian :)

Święty atrament

Młody chodzi na religię w przedszkolu i z tego, co opowiada, nawet niegłupio prowadzoną. Ale czasem coś mu sie poplącze.  Chodzi dziś po domu i powtarza różne kawałki modlitw, podśpiewuje fragmenty z mszy św.  W pewnym momencie usłyszałam: - Niech będzie pochwalony przenajświętszy atrament.   Hm.... Mieści sie w świętym kałamarzu?

przydział

Chyba powinnam zmienić kategorię mojego bloga. z "dzieci" na "pamiętnik osobisty" na przykład. Bo w sumie wcale nie piszę tylko o Pietruszce. Ani nawet głównie o Pietruszce.  Piszę o wszystkim, co mi wpadnie do głowy i na klawiaturę, książkach, wydarzeniach bieżących, czasem mi sie zbierze na filozofię, czasem ogólnie o wychowywaniu i psychologii.... Słowem, ryż, mysz i powidło.  Ale chyba jednak zostanie jak jest.  Dobrze mi tu i tyle. Nie  chce mi sie zmieniać.

głęboka kocia jaźń

Jest sobie taka pani weterynarz, Dorota Sumińska. Napisała (wspólnie z dwiema innymi paniami) książkę o zwierzakach - "Jak wychować dziecko, psa, kota... i faceta". Nie czytałam całej, wstarczyły mi kawałki podsunięte przez mamę, która to dzieło zmęczyła, żeby zwątpić we wszystko. Powalił mnie na kolana zwłaszcza kawałek o tym, jak to kot siedzi i wgłębia sie w swoją jaźń (albo jakoś podobnie idiotycznie to szło).  Albo wątek o tym, że psa nie można ograniczać smyczą, bo będzie sfrustrowany. W związku z tym szanowna pani weterynarz, póki jeszcze mieszkała w mieście, z drżeniem serca puszczała w parku swego amstaffa luzem (głowy nie dam, czy to amstaff na pewno, ale w kazdym razie któraś z tych agresywnych ras) i rozglądała sie, czy nie widać innego zwierzaka. Na szczęscie wyprowadziła sie gdzieś na wieś  i chyba ma dom z ogrodem.  Oczywiście nie można przywiązywać psa przed sklepem, bo biedne zwierzątko czuje sie opuszczone i porzucone. Smycz jest pogwałceniem psiej woln

kolejny rok....

Namierzałam sie na notkę z okazji trzecich urodzin mojego bloga.  Odczekałam starannie do dziś, bo jakoś mi sie tak zapamiętało, zę zaczęłam 8 listopada.  Otóż nie, okazuje sie, ze mam (oprócz różnych innych przypadłości) zaawansowaną sklerozę.  Urodziny bloga były dwa dni temu, 6 listopada.  Już trzy lata pisze sobie o wszystkim i o niczym, notuję różne pietruszkowe kwiatki, moje przemyślenia i wydumki na tematy różniste, słowem - blog o wszystkim i o niczym. Dzięki niemu poznałam wielu naprawdę fajnych ludzi, z którymi inaczej w żaden sposób nie miałabym szansy sie zetknąć - a nawet, gdybym wpadała na którąś z tych osób na ulicy, to powiedziałabym "przepraszam" - i poszlibyśmy dalej.  Dziękuję Wam wszystkim za kolejny rok.  Potrzebuję tego bloga bardzo, jest moją odskocznią, mogę sobie poplotkować, pozastanawiać sie nad rzeczywistością, pomądrzyć na tematy wychowawcze (a co, mój blog, to mogę ;).  Tutaj czasem ubieram w słowa to, co gdzieś tam telepie mi sie po głowi

puzzle

Od razu na wstępie powiem, ze jestem puzzlomaniaczką. A nawet nałogowcem. Ciężkim i nieuleczalnym. Co jakiś czas zaczynają mnie świerzbieć palce i nie uspokoję się, póki sobie czegoś nie ułożę. Nie musi byc bardzo duże - na większe, niż 1500 kawałków po prostu nie mam miejsca i czasu. Ale dobre i to, układam w dwa-trzy dni (bo jednak czasem trzeba sie oderwać od ukochanej rozrywki....) i mam na pare miesięcy spokój.  Od czasu, kiedy urodzil sie Piotrek, marzyłam, jak to będziemy sobie wspólnie układać. Oczywiście nie zamierzałam go rzucać na głęboką wodę  i dawać 1000 na początek - zaczęliśmy skromnie, 24 kawałki czy coś.  Wczoraj Pyton dostał od znajomej zestaw - 3x49 kawałków. Po powrocie z przedszkola (i porcji biegania na dworze) wyciągnął układanki i pracuje. Jedną zrobił całkowicie sam, przy drugiej minimalnie pomogłam przy ramce, a środek już byl samodzielnie, teraz trzecia. I nie jest bynajmniej tak, że Piotrek potrafi poradzić sobie tylko z takimi dziecinnymi. Jak niedawn

"pomocna" Straż Miejska

wkurzyłam sie dziś na Straż Miejską. I to tak solidnie. Rano wychodząc z psem na spacer namierzyłam przed pobliską szkołą zaparkowany samochód.  Dodajmy, zaparkowany w sposób absolutna urągający wszelkim przepisom. Czterema kołami na trawniku, gdzie wpasował sie pomiędzy motylami zagradzającymi przejazd a płotkiem ogradzającym (przed takimi właśnie wandalami) sąsiedni trawnik.  Samochód służbowy, oklejony nazwą firmy schneider-electric - zapewne po to, żeby wszyscy wiedzieli, że całe marketingowe chrzanienie o trosce o środowisko jest tym właśnie. Chrzanieniem. Po powrocie do domu (bo nie wzięłam komórki) zadzwoniłam do Straży Miejskiej - w końcu za coś pieniądze biorą, a przynajmniej mi bardziej przeszkadza taki pojazd na trawniku utrzymywanym z mojego czynszu, niż staruszka handlująca trzema pęczkami natki. Pan przyjął zgłoszenie, podziękowałam i sie rozłączyłam. Jakiś czas później samochodu już nie było. Wróciliśmy do domu z kościoła i potem od rodziców około 14, Skorupiak wzi

do Gości z blogspota!

Drodzy goście z Blogspota (czyli GzB),  Dzięki za coraz częstsze odwiedziny. Chciałam sie zbiorowo usprawiedliwić z braku jakichkolwek komentarzy u Was - otóż próbuję. Wielokrotnie, i szlag mnie trafia, jak za każdym razem dostaję odpowiedź, ze nie ma mozliwości zweryfikowania mojego adresu. Nosz cholera jasna, a musi weryfikować? Co on, komisja lustracyjna?  W każdym razie miło mi Was widzieć na moich śmieciach, GzB, i mam nadzieję, ze bedziecie zaglądać dalej, niezrażeni moim milczeniem. Jak tylko uda mi sie zwalczyć złośliwość przedmiotów martwych, a komputerów w szczególności, to zacznę być bardziej gadatliwa.

młody Newton...

Pyton dostał ostatnio Atlas Wszechświata. czytamy sobie wieczorem, oglądamy rysunki, zdjęcia, tłumaczę mu różne rzeczy. Młody łapie w lot, aż mnie zadziwia. Dzisiaj znowu czytam kolejny kawałek, o pierwszych lotach w przestrzeń i lądowaniu na księżycu i pokazuję rysunek - jak to najpierw rakieta zrobila dwa kółka wokół Ziemi, gubiąc kolejne człony napędu i dopiero potem nabrała odpowiedniej prędkości,  żeby przezwyciężyć przyciąganie ziemskie. A młody podsumował krótko: - No bo grawitacja działa tylko do takiej odległości (pokazał łapkami), a jak jest dalej od Ziemi, to już nie.  Czyli streścił newtonowskie prawo powszechnego ciążenia.   Wszak to jest dziecinnie proste. Powtórzę po raz kolejny - w szkole nas zamordują.

kultura słowa

Kluła mi sie ta notka od paru dni. A własciwie nawet niejedna. A równocześnie zwyczajnie nie chciało mi sie pisać. Miałam co robić, nie siedziałam tyle przy kompie i nie było kiedy. A nawet jak było, to nie miałam melodii, co było cokolwiek denerwujące, zważywszy ową wykluwającą sie notkę. Temat pierwszy, który mi sie kotłował pod czaszką był związany z dwiema sprawami, które spowodowały zagotowanie internetu w ostatnim czasie. Czyli, po pierwsze, mistrzowskie lądowanie kapitana Wrony, a po drugie - zakaz kontaktów z mediami dla księdza Adama Bonieckiego wydany mu przez generała zakonu Marianów. Dwie sprawy, wydawałoby się niezmiernie odległe, nic ich nie łączy. I może samych tematów faktycznie nie łączy zbyt wiele, ale w wypowiedziach dotyczących zarówno jednego jak i drugiego wydarzenia uderzyła mnie jedna rzecz. Kolosalna ilość chamstwa. Wypowiedzi agresywnych, wulgarnych, powiedziałabym wręcz - prymitywnych. Obliczonych na obrażenie przeciwnika, poniżenie, zmieszanie z błotem.