Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2009

Szlag mnie trafia...

Tak ogólnie, o wszystko. Piotrek dziś sprawdzał, na ile może sobie ze mną pozwolić, i wyszło mu, ze chyba sie to nie opłaca. Ignorowanie zakazu wychodzenia z ogródka moich rodziców i zwiewanie wokół bloku oznacza natychmiastowe skrócenie wizyty, powrót do domu, natychmiastową kolację, koąpiel i spanie. I mamę, która nie bardzo chce rozmawiać z synkiem. Ale wyczuł blyskawicznie, że przegiął i nie było żadnych dyskusji o kolacje i wannę. Ponieważ na tym etapie zachowywał sie właściwie, dostał zgodę na obejrzenie Misia - ulubionej dobranocki. Przy okazji wyszło, ze nie wiem, gdzie jest pilot od telewizora. Jak sie skupiłam, to doszłam do wniosku, żę nie widziałam go juz chyba z tydzień. To nieźle ilustruje nasze astawienie do telewizji. Ale jakie ma być inne, skoro nadają głównie potworny chłam, jak leci coś sensownego, to o durnych porach i na tyle rzadko, ze nie warto kupowac gazety z programem, żeby go przejrzeć podczas posiedzenia na klozecie. A po internecie szukać mi sie nie chce.

Zabawa w chowanego

Piotrek znalazł sobie nową zabawę. W chowanego. Raz on sie chowa, raz ja. Dziś rano wylazłam z łóżka jeszcze nieco otumaniona, poczłapałam do łazienki, potem do kuchni - po chwili słysze klap klap bosych nóżek o podłogę. Myślałam, że jak zwykle przyjdzie sie przytulić na dzień dobry, ale nastąpiła zmiana tradycyjnego programu. Młody człowiek jak mnie zobaczył to stanął w kącie, nosem do ściany (tuż obok mnie) i zaordynował: - Mama, siukaj. No to grzecznie zajrzałam do łazienki, która była najbliżej. Ale okazało sie, że młody nie uznaje odwalania roboty. - Mama, siukaj wsiędzie! no dobrze, obleciałam wszsytkie pokoje głośno komentując, że tu i tam nie ma Piotrusia i dopiero wtedy mogłam go "znaleźć" i przytulić. :)  

Prezent 185

Piotrek dostał dziś od dziadków prezent. Wypatrzyłyśmy z mamą parę dni temu przy okazji zakupów w supermarkecie. Śliczna, kolorowa, właściwych rozmiarów, wygodnie składana, bezpieczna - kosiarka. Wszystko dlatego, że Pietruszek uwielbia jeździć na działkę. Na działce trzeba kosić trawę, i w zeszłym roku często sie to robiło z Piotrkiem siedzącym "na barana". W tym już nie, bo za ciężki. Ale drepcze obok i poucza :). No to teraz będzie miał własną kosiarkę i będzie sam kosił. Pełnia szcześcia. Dziś wybraliśmy się na spacerek. Początkowo miało być po osiedlu - bo z kosiarką i psem, ale potem poszliśmy zobaczyć koparkę, potem przez pole, potem bażant był gdzieś daleko... i tak łaziliśmy ponad dwie godziny, Piotrek cały czas dzielnie prowadził kosiarkę. Wróciliśmy, delikwent do wanny. Małż dyplomatycznie po angielsku zadaje jakieś pytanie dotyczące Piotrka - czy coś tam jeszcze przed spaniem może. A mały, który od jakiegoś czasu strasznie się buntuje przeciwko spaniu, nawet jak

nocny gość 186

W nocy "ktoś" wlazł nam do łóżka. Posunęłam sie  i śpię dalej, rano będę wyjaśniać. Rano pytanie - dlaczego, co sie stało. - -"mama, mokpo". No to sprawdzam spodenki - ciężko zasiusiać łóżko tak, zeby spodnie od piżamy były na miejscu i suche. A tu wszystko w porządku. Sprawdzam łóżko - sucho. Mały ściemniacz wie, że jak jest mokre łóżko, to na pewno ma prawo do nas wleźć - bo przecież nie będzie spał w kałuży... Za cwane jest to dziecko jak na moje potrzeby. Rozwożę moją menażerię - Jeden do żłobka, drugi do pracy (blisko, to sie załapuje na transport). Piotrek jak zwykle wypatruje koparek. Dziś nędznie - tylko jedna. Ale za to jest traktor, tam gdzie powinien - na parkingu sobie stoi. Małż do Potomka - Piotrusiu, zobacz, jakie traktor ma wielkie koła, większe niez piotruś!. A mały na to ze zdumieniem w głosie - Ja mam koła? odpadłam...  

Spacerek

Po żłobku poszliśmy sobie z Piotrusiem do lasu. Mamy blisko, więc czemu nie? Fajnie było, słuchaliśmy, jak ptaki ćwierkają, obserwowaliśmy jak jeden kos grzebie w zeszłorocznych liściach szukając zapewne czegośdo zjedzenia. Patrzylkiśmy na barwinki, fiołki i inne niezidentyfikowane kwiatki. I było po prostu miło. Cicho, spokojnie, bez tłumu  - tylko czasem ktoś przebiegło obok. Zdaje się, zę byliśmy jedynymi osobami , które nie przyszły tam potruchtać.Chodziliśmy sobie powoli po ścieżkach. Piotruś powiedział żę tęskni za tatą i żebym mu wysłała smsa - trochę mnie zatkało bo zarówno słowa "tęsknić", jak i "sms" nie spodziewałam sie u faceta w tym wieku. Ale to, ze umie wyrazić uczucia, że rozumie, co sie z nim dzieje, kiedy tęskni, to jest bardzo dużo, jak na ten wiek.  Połaziliśmy po lesie dwie godziny, potem wróciliśmy do domu. Po drodze piotrek recytował mi marki spotkanych samochodów. Opel, nissan, ford, honda, toyota, renault i peugeot - rozróżnia bezbłędnie zna

Ufff.....

Listy przedszkolne ogłoszone, Piotrka zakwalifikowali tam , gdzie chcieliśmy - przedszkole u nas pod oknem. jednak internet bardzo ułatwia życie, zamiast pchać się pod drzwiami w tłumie zdenerwowanych rodziców po prostu sprawdziłam w sieci nie ruszając sie od biurka. Teraz od razu wydrukuję sobie Kartę Potwierdzenia Woli Zapisu Dziecka Do Przedszkola  (ale fajna nazwa, nie dało sie dłuższej wykombinowac?) i  zaniosę w ząbkach do Szanownej Dyrekcji. Teraz jeszcze do 30 pozostaje ślad niepewności - na KPWZDDP (Karcie Potwierdzenia...) jest rubryczka - decyzja dyrektora. Czyli może mogą mi jeszcze odrzucić? Kurczę, nie rozumiem tego , chyba specjalnie tak pokręcili, żeby rodzice głowy nie zawracali. Bo rozumie,m, że jeśli ktoś nie potwierdzi, to na jego miejsce wskakuje następny z listy rezerwowej. A co ma do tego dyrektor? Chyba pójdę sie dowiedzieć na miejscu....   Wieczorem...   Młody został wykapany, wysuszyłam mu piórka (bo na działce wysypał sobie porcje piachu na głowę), zapakowany

Oczekiwanie

Denerwuję się. Dziś o 13 mają być wywieszone listy dzieci przyjętych do przedszkoli. Czyli mam jeszcze dwie godziny i 45 minut. Z jednej strony wiem, że nawet jeśli Piotrek się nie dostanie, to nie ma dramatu, bo wtedy zostaje w żłobku, z drugiej - zależy mi. Przedszkole jest pod oknem, bliziutko. Jeśli myślimy i rodzeństwie dla niego - a myślimy - to nie chcemy mu fundować wszystkich zmian na raz. Z trzeciej strony - żłobek jest już znany i kochany, o przedszkolu słyszeliśmy dobrze - odpytałam starannie sąsiadów, którzy posyłają lub posyłali niedawno tam swoje dzieci. Pełen entuzjazm. Żłobek jest tańszy. W przedszkolu ma już pierwszy kontakt z angielskim, podobno z bardzo fajną i rozsądną panią. Kurczę, myślówa na całego, chyba sobie ukręcę głowę od tego kręcenia w prawo i lewo. Przedszkole - żłobek, żłobek - przedszkole. I bądź tu człowieku mądrym i odpowiedzialnym rodzicem... Z tych nerwów siadłam do pisania projektu, do którego się nie mogłam wczoraj zabrać. I dobrze, bo w czwartek

Marzenie mego syna

Kąpiel wieczorna. To znaczy - mnóstwo zabawek w wannie, wody na podłodze i moich spodniach, roześmiany pyszczek.  Piotrek właśnie rzucił do wanny litrowym opakowaniem po mojej odżywce do włosów - pełnym wody. Zachlapał sporo. Dumny z siebie wypiął brzuszek i ogląda efekty destrukcyjnej działaności. Popatrzyłam na niego - Piotrek, masz brzuch jabyś był w ciąży. - Tak, ja w cioji. No to sie nieco zdziwiłam, a zaraz potem zdziwiłam sie jeszcze bardziej, bo potomek dokończył złotą myśl. - mama teś w cioji! Ja wiem, że kobieta o wielu rzeczach dowiaduje sie ostatnia, ale wydawało mi się, że akurat ta sprawa się nie zalicza do wyżej wzmiankowanej kategorii....

Jajko, Pasożyt, Karaluch

Znalazłam sobie kolejnego bloga do czytania. http://wylegarnia.blox.pl/html/ . Kurczę, nie wiem, jak to przerobić, żeby wyglądało tak, jak bym chciała. Na razie zostanie jak jest. Nieważne. jak czytałam, chichocząc z lekka,  jak nazywany jest Przyszły Potomek, to mi sie przypomniała kolejna nasza ciążowa dykteryjka, która do dziś nas cieszy.  Otóż z przyczyn różnych od urodzenia zwana byłam Kaczorem. Wiem, ze to obecnie bardzo obraźliwe i niepolityczne, ale ja byłam Kaczorem dawno, zanim usłyszałam o Zjawisku Bioogicznym, i nie dam sobie tego odebrać. Howgh. W każdym razie, kaczki, jak wiadomo, są ptakami, co za tym idzie , znosza jajka. Więc jak sie okazało, zę jestem w ciąży, to początkowo mówiliśmy do malucha - Jajko. Jajko, kocham cię, Jajko to, Jajko tamto.  W końcu po I trymestrze pojechaliśmy powiedzieć Dziadkom. Wcześniej raczej nie trąbiliśmy, wiedzieli rodzice, kilka moich koleżanek i tyle. ogłosiliśmy Wielką Nowinę w sposób dość spokojny,  - ot, po prostu będziemy mieć Jajk

o chlebie i wodzie

Ostatnio mam wrażenie, że tak właśnie żywię moje dziecko. Chlebem i wodą. I mam duży problem, jak mu wetknąć do paszczy coś innego. Do tego facecik ma obniżony lekko poziom żelaza, więc powinien dużo mięsa, szpinak, zieleninę, a on ostatnio tyllko chleb  i chleb. Fakt, jest pyszny - kupuję w piekarni jak odwożę moich chłopaków - praca jednego P i żłobek drugiego P są niedaleko siebie, a obok jest świetna piekarnia, gdzie do tego kupuję znacznie taniej, niż w osiedlowym sklepiku. I jeszcze ciepły ten chlebek... Wrzucam do zamrażarki i jak potrzebuję to mam - jak sie rozmrozi to jest świeżutki, mimo, że może mieć już tydzień :). Mniam :P Wracam do pracy, tak tylko zajrzałam sobie na chwilkę, powinnam robić zupełnie co innego :)

Z rodziną najlepiej na zdjęciu...

Może nie zawsze i nie wszędzie - przy tak ogromnej rodzinie zawsze mogą sie zdarzyć mniej miłe sytuacje. I właśnie wczoraj tak było. Spotkanie rodzinne, mniejsza o okazję. Była spora grupa moich kuzynów, których słabiej znam, a ja ogólnie jestem zwierzęciem rodzinnym i lubię mieć kontakt z krewnymi. W związku z tym staram się na takich spotkaniach bywać, jeśli mogę, pogadać i w ogóle. Jedna z kuzynek była ze swoim stadkiem dzieci, (trójka), ja przyszłam z Piotrkiem, za to bez Małża, bo on biedaczek jeszcze siedział w pracy. Ogólnie fajnie było, tylko to potomstwo kuzynki... Starsza dwójka (ok 4 i 2 lata) się tłukła, szarpała, goniła i wrzeszczała. Kuzynka patrzyła na to pobłażliwie, komentując, że dzieci zawsze się leją. Ok, jej dzieci. Ale jak starszy synek zaczął zabierać mojemu Piotrkowi ukochanego misia, szarpać mi dziecko, dusić, szczypać i bić, to mnie już trochę trafiło. Na spokojnie spróbowałam raz i drugi zaproponować wspólną zabawę, a ten mały drań udając, że Piotrka przytula

Wpuścić dziecko do samochodu...

Piotrek lubi jeździć samochodem. A jeszcze bardziej lubi wleźć na przednie siedzxenie i kręcić wszystkim, czym sie da. W związku z tym wyjęcie  go z samochodu bywa skomplikowane, bo on natychmiast po odpięciu szelek fotelika pryska do przodu, przełazi na fotel kierowcy i zaczyna sie bawwić. Czasem zdążę go złapać. Czasem nie. Wczoraj nie zdążyłam. Pogrzebał w schowku, powyciągał różne rzeczy, potem przelazł na fotelk kierowcy, włączył światła, wycieraczki, zatrąbił... i wrzucił na luz. Samochód zaczął sie toczyć, a przed nami następny zaparkowany... Na szczęście zdążyłam zaciągnąć ręczny.  Kasowanie samochodu sąsiada, zwłaszczagdy  tenże sąsiad stoi obok stanowczo nie zajmuje wysokiego miejsca na mojej liście priorytetów. Za to okazało się, że do alergologa będziemy mogli pójść wcześniej. Zwolniła sie jakaś wizyta, więc zamiast 21 maja idziemy 30 kwietnia. Hura!!

wyniki badań :(

Pietruszek całą jesień i zimę przechorował, w lutym pani dr wysłuchała mu świsty obturacyjne w oskrzelach i kazała do alergologa. Skierowanie, termin, badania... trochę trwało, ale dziś mam je już w ręku. I mój zachwyt jest co najmniej ograniczony. Teoretycznie zawsze wiedziałam, że moje dzieci mają dużą szansę na astmę lub alergie. Wiem, że medycyna poszła do przodu ogromnie, w tej dziedzinie postęp jest naprawdę wielki. Wiem, że z astmą można żyć i to nawet całkiem aktywnie (dzięki Przemie, to dla mnie bardzo ważne w tej chwili). A jednak, mimo całej tej wiedzy, zdrowego rozsądku i całej reszty po prostu sie cholernie boję o moje dziecko. I nie pomaga mi przypominanie, ze na razie nie ma o co panikować, bo on mi sie nie dusi, nie obsypuje pryszczami od nie wiadomo czego, czy czort wie, co jeszcze. Ale jak zobaczyłam wyniki badań Ige, które ponad dziesięciokrotnie przekraczały normę, to mnie łupnęło jak cegłą w czerep. A do tego wiem, że to ja będę głosem zdrowego rozsądku, bo Małżon

Czemu dzieci nie pomagają w domu?

Ano temu, proszę państwa, że rodzice starannie uczą, że nie warto, nie należy, nie potrafisz i tak dalej. Taki maluch aż rwie sie do pomocy, robienie tego, co mama czy tata jest świetną atrakcją i bardzo interesującą zabawą. A tu mama pędzi z kuchni, bo sama zrobi szybciej lepiej i w ogóle "nie plącz mi sie tu pod nogami". Pewnie, zę po takiej "pomocy" trzeba najczęsciej zrobić jeszcze raz, poprawić, posprzątać. Przez pierwszy okres. Potem malec nabiera wprawy, wystarczy już tylko patrzeć na łapki i podpowiadać, a w końcu będzie robił sam, szczęśliwy i dumny, że może pomóc. A mama będzie mogła sobie usiąść z książką w fotelu i poczekać, aż dziecko przyniesie jej wymarzoną herbatkę.... Na te filozoficzne rozważania wzięło mnie z racji porządków przedświątecznych i szaleństwa kulinarnego. Dwaj panowie P razem myli podłogę. Piotrek byl niesamowicie dumny z siebie, miał swoją szmatkę, razem z tatą ją wykręcali, żeby nie była zbyt mokra,  szorował dziarsko. Zachwyt pełe

Znalezisko

Zmiana pościeli w łóżęczku u Piotrka. Lista rzeczy wyjętych: misie, przytulanki różne - sztuk 14 książeczki (|Franklin i inne) - sztuk 11 samochodziki - sztuk 2 forsa - dużo, jeszcze przeddenominacyjna. Kwotowo ma dużo wiecej niż rodzice. pieluchy nieużywane - sztuk 2 prezerwatywa w opakowaniu - sztuk 1.  - nie za wcześnie trochę???????   I na tym wszystkim śpi Piotrek.... Codzienne wyławianie zabawek nic nie daje, zawsze jakoś migrują, teleportują sie, czy co, ale wieczorem  w łóżku naszego dziecka jest mnóstwo różnych dziwnych rzeczy. Chociż tej ostatniej pozycji to sie nie spodziewałam...   Wesołych Świąt tak w ogóle - przy dzieciach są wesołe z definicji...    

Ludzie są dziwne....

Ludzie bywają bardzo dziwne, nawet jak na oko wyglądają normalnie. Ostatnio jeden taki egzemplarz sie ujawnił. To sąsiadka rodziców. Kobieta niby wykształcona, inteligentna, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, ze powinna sie leczyć. Zaczęło sie od tego, że pani przeszkadzała winorośl na ścianie budynku. To ją po prostu ścięła. Wieloletnia roślina, kilkadziesiąt metrów kwadratowych zieleni w ponurym blokowisku. Postępowanie administracyjne jest w toku. No to  pani wymyśliła, że NIESPRAWIEDLIWE  jest, ze moi rodzice mają trzy wyjścia z mieszkania, podczas gdy wszyscy inni mieszkańcy mają dwa, i ona sobie życzy, zeby przestali chodzić przez ogródek. (wyjście z mieszkania jest normalnie jedno, z klatki schodowej są dwa). A do tego markiza, która jest podwieszona do ich balkonu obciąża go w takim stopniu, ze grozi to zawaleniem i mają ją zdjąć. (Markiza jest w dużej mierze osłoną przed uporczywym podlewaniem kwiatków przez w/w panią, gdy tylko ktoś usiądzie na tarasie). ponieważ z

Dyktator

jako sie rzekło w poprzedniej notce, rośnie nam dyktator. Oto kolejny dowód: Wczorajsza kolacja. Małżyk wrócił zdechły i zaczął sie zastanawiać, czy nie zrobić sobie słabej kawy bo zaśnie z nosem w talerzu. Młodociany ujrzawszy słoik zakrzyknął gromko - Kawa nie! Pojęcia nie mam, skąd on wie, że kawa na noc to kiepski pomysł, bo my w ogóle kawę pijemy z rzadka. Poprzedni słoik (najmniejszy rozmiar neski) schodził przez dwa lata, i to głównie dzięki gościom. Ale Piotrek jakoś tę wiedzę nabył i z niej skorzestał. Mina małżonka - bezcenne!  Kolejny dowód na dyktatorskie zapędy potomka. Małż poszedł z Piotrkiem na plac zabaw, ja poleciałam na ostatnie zakupy na bazarek. Pietruszek stoi na kamieniu i podziwia koparkę. Obok jakiś burak parkuje na trawniku, co Piotrek zdecydowanie skomentował kategorycznym "fe, fuj". Tatuś potwierdził - "masz rację, Piotrusiu nie należy parkować samochodu na trawie". Burak sie obruszył i startuje do Piotrka - "a widzisz tu gdzieś jaką

Guncie

Konkurs ogłosiłam, a tu taka olewka... Cóż, rozumiem, zę po prostu pytanie  było za trudne. otóż , proszę państwa, Guncie oznacza Dziękuję. A w ogóle to nam dyktator rośnie. Wracamy ze żłobka. Piotrek wypatruje koparek. Próbuje z nim rozmawiać i słysze kategoryczne "mama, pać doga, ja kaja". W tłumaczeniu na ludzki język oznacza to tyle, ze Piotrek patrzy na koparki, a matka ma patrzeć na drogę. W naszym ulubionym sowim gnieździe pisklaki. Śmiesznie piszczą, ale już po dziupli przemieszczają się całkiem zgrabnie jak na istotki, które mają raptem kilka dni. Dobrze, zę Piotrek nie zaczynał tak wcześnie....  

na grilla lub na patelnię

Pojechałyśmy z rodzicielką na świąteczne zakupy. Panowie nasi rozbiegli sie w różne strony - jeden w żłobku, drugi w pracy, trzeci pojechał załatwiać coś po urzędach najjaśniejszych, a czwarty też gdzieś się wyniósł. I dobrze, nie będzie poganiania (to taty specjalność). Zapakowałyśmy do wózka według listy, nawet nie było to takie tragiczne, zważywszy Święta i dwa domy. przeszłyśmy przez kasy, nagle mama zobaczyła, zę ma do sukienki przyczepiona jakąś naklejkę. Patrzymy - a tuu wielki napis - "polecamy na grill lub na patelnię"....  Ryknęłyśmy śmiechem, dobrze nam zrobił taki absurdalny epizod. Obie lubimy absurdy, więc nam sie weselej zrobiło. Piotrkowe słownictwo wzbogaca się z dnia na dzień. I konia z rzędem temu, kto zgadnie, co oznacza słowo "guncie". Rozwiązanie w następnym odcinku, jak ktoś będzie miał jakiś pomysł, to poproszę o podanie go w komentarzu. Oprócz tego funkcjonuje juz nie tak niezwykłe słowo "kaja" - koparka (wielka miłość Piotrusiowa,

Wampiriada

Dziś był trudny dzień. Trzeba było zrobić wreszcie badania przed wizytą u alergologa - udało sie przekonać młodego człowieka, żeby nasiusiał do pojemniczka. Nie było to proste, przez ostatnie dwa dni bojkotował temat i lał do nocnika, a potem od razu wylewał, korzystając z faktu, zę matka była cokolwiek uziemiona. Ale sie udało. Potem bbyło trudniej - wyjście z domu bez śniadania - bunt, gabinet pobrań - wrzask na całego. Tyle dobrego, zę nasza przychodnia wprowadziła zasadę, zę dzieci do lat 6 na pobrania bez kolejki - nie wyobrażam sobie czekania ze znudzonym facecikiem, a potem jesszcze walki o podanie łapki do kłucia..... W nagrodę były ciasteczka i soczek, i przytulanki, a potem galopem do żłobka - i nawet zdążył na śniadanko :) Raport odzwierzęcy - nasze ulubione podglądane zwierzaki się mnożą. Sowa ma już pisklaki -  ostatnio widziałam trzy, ale to ciężko odróżnić. Orzeł na razie chyba jeszcze siedi na jaju. Za to dołożyli kolejna kamerę - czarny bocian. Przyleciał i zaczął sie

Smakosz

Porządki w toku, okna zaczynają przypominać okna, czasem nawet błyśnie kawałek podłogi. Na pocieszenie  (po braku pracy) postanowiłam zrobic tartę, znalazłam smakowicie brzmiący przepis na tartę cytrynową. Zrobiłam w przerwie pomiędzy obiadem, oknami a praniem. Piotrek jak zobaczył po porwrocie zplacu zabaw, to błysnął oczkiem i zrobił wdzięczną minkę, jak tylko on potrafi - "mama, ciasto, posę". Zarządziłąm mycie łapek - popędził prawie nogi gubiąc, jak rzadko. Dostał kawałek. Nabrał na łyżeczkę, włożył do buzi i ... wypluł - "fe, fuj". To jest najwyższy wyraz dezaprobaty, fuj jest takie średnie, fe - łagodne. Zapytałam czemu nie smakuje - okazało sie, zę za słodkie... Poprosił o ogórka kiszonego. I zjadł ze smakiem. Moje wysiłki, by dzieć nie był  słodyczożerny zostały uwieńczone sukcesem....

wygodnie

Piotrek przyczłapał w nocy do nas do łóżka. Zdarza się, zrobiliśmy mu odruchowo trochę miejsca i śpimy dalej.  Jakiś czas potem małż poszedł do łazienki. Wrócił, przetarł oczęta, ale widok sie nie zmienił. Na jego poduszce  w poprzek łóżka leżał Piotrek. Nie było jak sie zmieścić obok, przełożenie dziecia oznaczało obudzenie go i dłuższe brykannie potomka. nie w środku nocy takie numery.  Co miał zrobić, zabrał jakąś w miarę dostępną poduszkę, koc i pomaszerował do sąsiedniego pokoju na średnio wygodną wersalkę....

Jak zmęczyć dziecko?

Piotrek najpierw był w żłobku. Tam dzieci mają dużo różnych zajęć, były na dworze w ogródku, dziś była rytmika... OK. 16 zabrałam go ze żłobka i pojechaliśmy do Łazienek. Oczywiście biegał po alejkach jak szalony, karmił pawie, kaczki, nawet jedna wiewiórkę - no , powiedzmy, ja ją karmiłam, Piotrek patrzył. Przykucnął obok i patrzył, jak wiewiór wziął delikatnie orzeszka z ręku i zaczął zajadać. potem karmiliśmy razem pawie - krzyczał, zę mają ostre dzioby. Zgadza się, dzioby mają, z tą ostrością bym nie przesadzała... I karmiliśmy rybki. W parku są gigntyczne, łakome karpie, które żrą chleb jakby im kto za to płacił. Piotrek kwiczał z radości, nie dał sie odciągnąć dopóki był chociaż jeden kawałek. Znowu biegał. Potem stwierdził, ze jest zmęczony i na rączki. kawałek przeniosłam ja, kawałek moja mama, która pojechała z nami, resztę udało sie młodego wykiwać i nie zauważył, jak przetuptał sam.  odpoczął chwilę w samochodzie, jak dojechaliśmy to popędził na górkę - mama łap!! zbiegał z