kto kogo?...
Skorupiak zrobił wczoraj sałatkę na obiad. Rzodkiewka, ogórek i odrobina żółtego sera starte na tarce, do tego cebulka i sos śmietanowo-jogurtowy. Pyszota. Potomek ostatnio miewa fazę na "nie", a do tego zrobił się słodyczożerny, więc zależało nam, żeby tej zieleniny podjadł. W związku z tym normalne sposoby nie wchodziły w grę. Odbył się zatem następujący dialog: S: Daj tę sałatkę bliżej, zanim Pyton zje. Ja: Cicho, nie uświadamiaj go, może się nie zorientuje. S: dobrze by było, więcej dla nas. P: A właśnie że zjem! S: Kurczę, a już miałem nadzieję... P: Zjem wam i jeszcze wezmę dokładkę! Ja: to ja sobie włożę na talerz, póki jeszcze jest... Jeszcze chwilę poprzerzucaliśmy się podobnymi tekstami, ponarzekaliśmy, że to jednak straszne, mieć inteligentne dziecko, bo zawsze się zorientuje, że taka pyszna trawa na stole. Młody wsunął solidną porcję, a my po obiedzie przybiliśmy piątkę. Cel został osiągnięty, a do tego Pyton był zachwycony, że tak nas przerobił :)