wspinaczka
Piotrek w ramach atrakcji wyjazdowych został puszczony na ściankę wspinaczkową. Szczęśliwy był jak prosię w deszcz, zapiął sie w uprząż i pomknął do góry. Na torze obok wisiało jakieś dziecko - po chwili dobiegł do mnie komentarz "motywujący": Zobacz, jak tamten chłopiec sie wspina". Żal mi sie dzieciaka zrobiło, bo on sie bał, a takie porównywanie nie pomaga, ale cóż mogłam zrobić? Piotrek błyskawicznie znalazł sie 10 metrów nad moją głową - po czym zjechał na dół, odbijając się fachowo od ściany. I kolejny tor, i jeszcze jeden... Dwa dni później - powtórka. Widać, zę mu sie bardzo spodobało, będzie właził, jak tylko znajdzie okazję. Muszę go zabrać na plac zabaw na Służew, tam jest kawałek ścianki - niska, ale w poziomie się ciągnie, będzie mógł poćwiczyć na żywca - bez asekuracji :). Swoją drogą niesamowicie sprawny jest ten mój starszy Wąż :)