przekleństwa
Ostatnio młodemu poszerzył sie zasób przekleństw. mama słucha z coraz więszym zainteresowaniem, bo są coraz bardziej niezwykłe: - O kukurydza z marchewką!!! - Na marchewki w sosie!!! - Na ryby i rekiny!!! - O kukuryku!!! Jakoś mi to przypomina karła Zuchona z drugiej części kronik narnijskich, on też w kółko powtarzał "na raki i rosomaki". A "kukuryku" wzięło sie stad, że któregoś dnia potomek przyszedł z przedszkola i użył słowa zaczynającego sie całkiem podobnie, aczkolwiek znacznie mniej elegancko. Matka spojrzała na potomka tak, ze potomek aż sie skurczył, potem wytłumaczyła spokojnie, dlaczego nie należy rzucać mięsem (bo sie ściany brudzą). Następnie znaleźliśmy zamiennik i wszystko gra i buczy. Młody może rozładować emocje, a matka nie musi sie za niego wstydzić. I wszyscy są zadowoleni.