Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2017

język jest stanowczo żywym tworem....

Rozmowa z Grzechotem: - Z kim się bawiłeś dziś w przedszkolu? - Z Jasiem. On mnie gonił a ja byłem uciekarzystą. Polska język trudna jest :) 

Jupi!!!!

W ramach treningu z dbania o siebie i pozwalania sobie na marzenia (oj, ciężka sprawa, bardzo ciężka), kupiłam bilety na koncert Domu o Zielonych Progach.   Cieszę się jak kto głupi, bardzo ich lubię, te piosenki często się pojawiają na moich ulubionych śpiewankach i w ogóle fajne są. W ten sposób mam kilka przyjemności za jednym zamachem: Wyjście z domu BEZ dzieci (już zagospodarowane, zanocują u moich rodziców - dzięki przeogromne!!!!). Wyjście ze Skorupiakiem. Koncert ulubionego zespołu. Okazja do pośpiewania. Prezent (prawie)imieninowy. No, z lekkim poślizgiem, ale co tam. W ogóle ostatnio jakoś udaje mi się częściej zrobić coś dla siebie po prostu dlatego, że mam na to ochotę. Zjawisko niewidziane od piętnastu lat co najmniej. Jeszcze trochę  i będę prawie normalna :)  

wrrrr

Wrrrrr. W poniedziałek Piotrek wrócił ze szkoły lekko zielonkawy, a do wieczora miał 39,5. Obaj siedzą w domu, już w lepszej formie.   Ale za to z jaką przyjemnością dziś o 6 rano zamiast wstawać do pracy przewróciłam się na drugi bok!

jeszcze jeden przepis murzynek

Blog jest jednym z niewielu pewnych miejsc, gdzie mogę wrzucić wszystko i mi nie zginie. Przepis na dobre ciasto również. Bo kartki z zapiskami już dziś szukałam długo, więc na wszelki wypadek :) Murzynek z jabłkiem i żurawiną 1 margaryna 2 łyżki kakao 1 cukier wanilinowy 1 1/3 szkl. cukru 9 łyżek wody   Powyższe składniki zagotować, rozpuścić cukier, zostawić do wystygnięcia. Po ostygnięciu dodać 3 żółtka, wymieszać.  Odlać 3 łyżki masy, dodać do nich 1 czekoladę i trochę mleka, zagrzać do rozpuszczenia czekolady.   Do pozostałej masy dodać 1,5 szkl. mąki, 2 płaskie łyżki proszku do pieczenia i miksować 3 minuty. Dodać pianę z 3 białek.  3 duże jabłka obrać i pokroić w kostkę, dodać garść suszonej żurawiny, połączyć z masą.    Piec ok 40 minut w 180 stopniach. Po przestygnięciu polać masa czekoladową.  

znowu!!!!!!

No ja nie mogę, naprawdę. Tydzień temu Grzesiek miał zapalenie spojówek.  Dziś panie z przedszkola wydzwoniły mnie z pracy z informacją, że młody człowiek ma ponad 38 stopni, jest marudny, płacze że różne kawałki go bolą. Zdążyliśmy jeszcze dopaść naszego doktorka, zanim wyszedł z pracy. Diagnoza - prosta droga w kierunku anginy. Sam początek, bo przecież rano młody był jeszcze świeżuteńki jak szczypiorek. Nosz cholera jasna.   Edit: Wieczorem miał "tylko" 39,9....

najsłabsze?

Ból się rzuca na najsłabsze miejsce w człowieku. Że boli mnie głowa, to poniekąd rozumiem, ale czemu jeszcze stopa?

niech już będzie poniedziałek....

...bo zamorduję oba Węże.  Hałasują, kłócą się, naparzają, co chwila któryś przylatuje "mamoratuj", pyskują. Nie wytrzymuję tych decybeli. Niech oni już pójdą do placówek edukacyjnych, a ja sobie spokojnie popracuję.   Nienawidzę weekendów.

chlebek

Zakupiłam ostatnio mieszankę chlebową - tak w ramach rozpusty. Chlebek bez mąki, za to z czarnuszką. Dziś upiekłam - niebo w gębie. A do tego już nie będę więcej kupować mieszanki, bo wystarczy chwila liczenia i można mieszać samodzielnie :) W skład mieszanki wchodzą: otręby owsiane - 16,7% - 100g płatki owsiane pełnoziarniste - 16,7% - 100g pestki słonecznika - 16,7% - 100g pestki dyni - 16,7% - 100g siemię lniane - 16,7%  - 100g ziarna orkiszu - 8,3% - 50g ziarna sezamu - 6,6% - 40g czarnuszka - 1,6% - 10g   Na 600 g mieszanki należy dodać 5 jajek i 150 g maślanki, łyżkę soli i łyżeczkę kminku lub ziół prowansalskich. Zmieszać całość, piec 60 minut w 180 stopniach. Następnie ćwiczyć opanowanie i silną wolę, żeby nie wessać w całości. Następnym razem zrobię co najmniej podwójną porcję, bo zniknie na śniadanie. A, jeszcze jedna zaleta. Chleb jest bez drożdży, wiec nie trzeba czekać aż wyrośnie. Wsypać, zmieszać, do piekarnika i po godzinie jest!  

Ja też tak poproszę

Żre mnie. Całkiem zwyczajnie zazdrość mnie gryzie w tyłek. Zaczęła trochę rano, a teraz to już tak solidnie. Jedna koleżanka powiedziała, że oto wybiera się na weekend, ale nie wie gdzie - przyjaciółka powiedziała jej tylko, że ma być na lotnisku o konkretnej godzinie. Wyprawa - niespodzianka. Druga właśnie wrzuca zdjęcia z Hurghady - leżak na balkonie, słońce, drinki z palemką... Jak usiądę na balkonie, to mi tyłek przymarznie. No, chyba że w kurtce, tak jak ona w kostiumie - nie ma głupich. Niech ktoś się mną też tak zaopiekuje!!!!

cmentarne bezguście

Dziś jeszcze zajrzałam na cmentarz i po raz kolejny poraziło mnie, jak potwornie pozbawione gustu jest nasze społeczeństwo.  Już samo przejście przez supermarketowe alejki ze zniczami było ciężką próbą. Jak poszliśmy tam ze Skorupiakiem, to zastanawialiśmy się, który z modeli zniczy jest najkoszmarniejszy i uwierzcie mi, naprawdę konkurencja była ostra. Niestety nie przyszło mi do głowy, żeby robić zdjęcia.  Na regałach stały znicze w kształcie zegarów kominkowych, kilka modeli latających talerzy, wściekle opalizujące dynie, a już dzisiaj poległam zupełnie, bo to co zobaczyłam, jako żywo najbardziej przypominało nadnaturalnych rozmiarów opalizującego penisa... I takie koszmarki stoją potem na grobach. Im większe, bardziej błyszczące i widoczne, tym lepsze. Do tego jeszcze sztuczne wieńce w jaskrawych kolorkach.  Ci, którzy mają pecha leżeć pod tymi koszmarkami chyba obracają się w grobach.

niezastąpionych są pełne cmentarze

Mama podesłała mi ostatnio bardzo ciekawy artykuł. NIe wkleję linku, bo oczywiście już go zgubiłam , ale generalnie była to rozmowa z panią psycholog pracująca w hospicjum. Chodziło o to, jak bardzo eksploatują siebie osoby pracujące w takich miejscach (czyli między innymi ja). Jak zakładają swoistą omnipotencję, takie "ja sobie poradzę ze wszystkim, udźwignę" , jak lekceważą potrzeby swojego organizmu, bliskich, rodziny, bo przecież ktoś umiera i ich potrzebuje, przecież nie odmawia się umierającemu, prawda? co z tego, ze jest 21 w niedzielę, ale jak dzwonią z miejsca pracy, to  nie po to, żeby porozmawiać o modzie, tylko to ważne sprawy.   I niepostrzeżenie wpada się w taki mechanizm zatracania siebie. Moje sprawy nie są ważne - w porównaniu do strachu chorego podopiecznego, który być może umrze za tydzień.  Więc przestaję się bawić, przestaję mieć czas dla siebie. przestaję mieć granice, poza które praca nie ma prawa włazić. I płacę za to. Przemęczeniem - sama ostatnio