Mąż zapytał dziś nieśmiało, czy będzie mógł wieczorem pójść na półoficjalne spotkanie - ktoś tam umawia się z kimś innym, do kogo Skorupiak potrzebuje znaleźć dojście, a tak to Pierwszy Ktoś przedstawi go Drugiemu Ktosiowi i będą już kumple. Po czym będą się mogli już samodzielnie umawiać na spotkanie biznesowe. Pewnie że może, w końcu nie zgłupiałam, żeby mu blokować sprawy zawodowe. Zwłaszcza, że obiecywał, że postara się wrócić jak najprędzej. - No godzina, plus dojazd, na kładzenie chłopaków powinienem być. Pojechał. Jeszcze po drodze zadzwonił nieszczęśliwy, że zapomniał kluczy, więc zadzwoni wracając, żebym mu drzwi otworzyła - bo jakby się zaczął dobijać normalnie, to psica podniosłaby taki jazgot, że pół bloku by obudziła, nie tylko nasze dzieci. OK. Młodszy się bawił, ze starszym pograliśmy sobie w Rummikuba. Sprawiedliwie wyszło, raz on mnie ograł, raz ja jego. Zjedliśmy kolację (dosyć późno). Skorupiaka nie ma. Wpakowałam Potomki Dwa do wanny. Wypluskali sie, pochl