marsze dla życia i rodziny
No i kolejny marsz w obronie życia i rodziny, tym razem w Kielcach. Z inscenizacją porodu, krzykami rodzącej i pocieszającym osobnikiem, który zapewniał "matkę", że jak się urodzi syn, to tatuś dziecka na pewno do niej wróci, bo przecież każdy mężczyzna chce mieć syna. Jak o tym czytałam, to mi się nóż w kieszeni otwierał. Pierwsze pytanie, jakie mi się natychmiast nasunęło, to co zrobi tatuś, jeśli jednak okaże się, że noworodek nietaktownie jest dziewczynką. Wszak warunkiem sine qua non powrotu nieobecnego ojca miało być posiadanie penisa przez potomka. Ówże pocieszyciel miał być ojcem rodzącej, więc kolejne pytanie, to jak on poradził sobie z traumą sprzed lat, gdy obecna na schodach rodząca okazała się być przedstawicielką płci mniej wyczekiwanej. Dalej - cóż za tatuś pozwala własnej córce rodzić na schodach, już mógłby chociaż kawałek płaskiej powierzchni jakiejś znaleźć, osłoniętej nieco przed słońcem i gawiedzią. Ale cóż, czepiam się i tyle. A wszystko dlate