Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2012

jak ja go tego nauczyłam????

Siedzę i zastanawiam się od paru dni. Nad własnymi talentami wychowawczymi, co gorsza. No bo dotąd wiedziałam, przynajmniej mniej więcej, jak udało mi sie osiągnąć dany efekt wychowawczy. A teraz nie mam pojęcia. Piotrek codziennie przychodzi ze szkoły i pierwsze, co robi, to siada do odrabiania lekcji. Sam, z własnej woli, nie poganiany, bez przypominania. Robi je z radością i entuzjazmem.  Ja z tym miałam kłopot przez lata, nie chciało mi sie zabrać do roboty, odkładałam na później i potem zwisałam smętnie nad biurkiem, przysypiając nad zeszytami. Ewentualnie siadałam od razu (najczęsciej zmuszona przez rodziców) a za zeszytem chowałam jakąś książkę (no tak, przyznaję się...). I w efekcie i tak kończyłam późno. Młodemu na początku września przedstawiłam Teorię Inteligentnego Lenia (autorstwa mojego taty), młody zrozumiał, co trzeba i wprowadza w życie aż miło patrzeć.  I wszystko dobrze, tylko samo gadanie zwykle nie załatwia sprawy, z przykładem pod tym względem nieco gorzej,

skleroza 100

Skorupiak pomknął rano do pracy.  Jak zwykle na swoim ukochanym jednośladzie. Niosły go skrzydła entuzjazmu, jechało mu sie świetnie, tak lekko. Bardzo lekko... ZA LEKKO? Zapomniał plecaka z laptopem, dokumentami i całą resztą. Pojechał tak jak stał, tylko z komórką przypiętą na ramieniu.

przesądy ciążowe vol.3

Jakoś tak (całkiem nie wiem, czemu:) ), bardziej zwracam uwagę na artykuły ciążowe wszelkiej maści. Różności sie można dowiedzieć, po niektórych mam oczy w słup i zastanawiam sie, kto tu na głowę upadł. Tym razem mój niekłamany entuzjazm wzbudził kolejny przesąd, jaki udało mi sie wykopać. Hit absolutny, czegoś takiego jeszcze nie spotkałam: Otóz w czasie ciąży nie wolno sie zapatrzeć na psa, (kota, albo inne zwierzę), bo dziecko może sie urodzić z głową tegoż zwierzaka. Wyobraźnia zaczęła mi natychmiast pracować. W końcu w ciąży  z Pytonem często było tak, że kot leżał mi na brzuchu i mruczał, a ja gapiłam sie na niego i drapałam za uchem. Na psa tez sie czasem gapiłam - zwłaszcza, jak go nakryłam na grzebaniu w koszu na śmieci i wywlekaniu zużytych chusteczek do nosa.  Idąc tym tropem, co w sytuacji, gdy przyszła matka wybierze się do Zoo? Na przykład ze starszym potomkiem? Pogapi sie na różne zwierzęta, nietypowe i do tego w liczbie bardzo mnogiej. I którą głowę będzie miało dzi

Mam dość Aleksandry Kwaśniewskiej!

Zaczynam mieć alergię.  od jakiegoś czasu wszędzie pcha sie nachalnie ten temat w oczy, przed chwilą na głównej było OSIEM linków odnoszących sie jakoś do sprawy zamążpójścia tej pani.  Nic do niej nie mam osobiście, nie znam jej, może sobie być niezwykle sympatyczna, nie wiem. Nie interesuje mnie to, prawdę powiedziawszy. Zaczynam się bać otworzyć lodówkę, bo a nuż też tam będzie... Wiem za to, że mam już dość przedzierania sie przez mase artykułów o jej ślubie, żeby trafić na coś a) niezwiązanego z tematem, b)  interesującego. Jak sie odciśnie ślub, głupie plotki - zapychacze i jakieś drobne polityczne przepychanki, to zostaje bardzo niewiele...  Prasa nam sie tabloidyzuje, coraz więcej śmiecia, a coraz mniej konkretów. Jak już sie wydarzy coś, co dziennikarze uznają za warte rozdmuchania, to wałkują temat do znudzenia i jeszcze dwa miesiące potem. Często do tego nakręcają różnych świrów, robiąc wywiady z przestępcami, dając im minutę sławy, analizując na wszystkie strony ich czyn

aaaaa!!!!!!

Szykowałam kolejną partię suszonych pomidorów.  Do każdego słoiczka wpakowałam ząbek czosnku i kawałek ostrej papryczki, po czym popędziłam umyć starannie łapy, pomna swoich talentów do pchania palucha w oko w najmniej stosownym momencie. Zwykle ten moment ma miejsce, gdy mam na paszczy full tapetę a impreza właśnie sie ma zacząć. Nie chciałam ryzykować wsadzenia w oko palucha z papryczką, więc je starannie wyszorowałam.  Zakończyłam prace pomidorowe, umyłam ręce jeszcze raz. Poszłam sobie zasiąść wygodnie w pokoju. I odruchowo oblizałam palec. Aaaaaa!!!!!! To faktycznie jest ostra papryka....

piosenki potomka

znalazłam zapomniany szkic, to go wrzucę, a co mi tam. Po obozie Pyton wrócił rozśpiewany. Przyjęliśmy to z radością, bo po pierwsze, oboje bardzo lubimy śpiewać, a po drugie - repertuar nam pasował, prawie same znane - no, z jednym czy dwoma wyjątkami. Teraz Piotrek chodzi po domu i śpiewa na zmianę: Na tańcach ją poznałem, jasnowłosą blond Dziewczynę moich marzeń, nie wiadomo, skąd   Albo: Ciepła krew poleje sie falami,  Wygra ten, kto utrzyma ship...   Idealny repertuar dla sześciolatka :)

nie ma jak przyjaciółka

Rozmawiałam wczoraj z moją odwieczną przyjaciółką. Plotkujemy sobie miło, między innymi opowiedzialam jej dwa ostatnie teksty Pytona - komplement, jaki od niego usłyszeliśmy oboje i dywagacje związane z moim wiekiem. Podsumowała krótko i celnie: - No widzisz, jesteś po prostu stara i głupia :). Faktycznie, na to wygląda... 

festiwal nauki dla dzieci

jedną z cudownych stron FN są imprezy dla dzieci. Jest ich coraz więcej, dla coraz młodszych.  Dzisiaj byliśmy na dwóch - tylko dwóch, bo Pyton jest kaszlący nieco, a ja tez nie wytrzymam za dużo. Nie mówiąc o tym, że są rozsiane po całej okolicy i trzeba sobie rozsądnie ustawić rozkład jazdy. Najpierw były zajęcia w Instytucie Fizyki - Młodzi badacze na start! Ponieważ dzieci było dużo, a sala nie miała ścian z gumy, wpuszczono tylko maluchy, a dorosli zostali za drzwiami. Udało mi sie zdobyć fotel - uznałam, że jako ciężarówka nie mam wyrzutów po mordzie i nie ustępuję. Było to posunięcie o tyle strategiczne, zę dłuższe stanie powoduje zawroty głowy. Pogadałam sobie z panią z sąsiedniego fotela, okazało się, żę obie mamy w planach ten sam punkt programu - w Instytucie Biologii Molekularnej, tam wpuścili stado (tym razem z rodzicami) do laboratorium, gdzie studenci pokazywali rózne fajne rzeczy. Tą metodą mamy probóweczkę - eppendorf-  z DNA kiwi  - śmieszne białe glutki, młody poba

festiwal nauki 101

Zaczęła się moja ulubiona impreza. Normalnie nie jestem wielbicielką wszelkich Pikników Takich Czy Owakich, bo jest tam tłum, koszmarny hałas, zalew badziewia i wszystko skupione na niewielkiej przestrzeni (relatywnie) i w krótkim czasie. FN jest inny. Mimo, żę impreza jest wielka i z kazdym rokiem sie rozrasta, nie mam poczucia przytłoczenia i zadeptania. Nic dziwnego, wykładów, warsztatów, pokazów itp. jest masa, ale ta masa jest rozsiana po całej Warszawie i nie tylko. Oczywiście są takie, na które nie da sie wcisnąć - parę lat temu mi sie zdarzyło, że nie udało mi sie dostać do sali, bo ciasno było niczym w beczce śledzi. Ale rónie często jest tak, żę grupa jest niewielka, akurat umożliwiająca swobodny wykład, dyskusję, zadawanie pytań.   Tu każdy znajdzie coś dla siebie. Niekoniecznie z własnej branży, czasem właśnie z całkiem kontrastowej - zajęcia są jednak zaplanowane tak, żeby nie trzeba bylo mieć co najmniej doktoratu, aby zrozumieć prelegenta. Nie wiem, czy mi sie uda, al

data urodzenia

Sobota rano. Leżymy sobie jeszcze w łóżku i omawiamy rozkład jazdy na dziś, po cichu - Pyton jeszcze śpi. Przynajmniej tak nam sie wydawało.  W pewnej chwili zza ściany rozlega sie głos: - Mamo, a czy ty żyłaś w roku 1924? - Nie synku. Wtedy to nawet Dziadek jeszcze sie nie urodził. - Aha. - pomyślał chwilę - A za to wiem, kto sie urodzil w 1922!!!  - No kto? - zainteresowałam sie, zastanawiając, skąd u niego taka znajomość rodzinnej genealogii, żę wie takie rzeczy. Ale szybko mi ulżyło, jak usłyszałam odpowiedź: - Rodzice Dziadka!!! (chodzi o mojego dziadka, a jego pradziadka).  - Nie synu, nie da rady. Dziadek musiałby sie urodzić, gdy oni mieli po kilka lat. To za wcześnie. - Aaaa... - odparło nieco zawiedzione dziecko. - Ale ty sie urodzilaś niedługo później!   No dzięki, synu, wiem, że młodo wyglądam, ale może bez przesady, co?  

niegrzeczny czy zmęczony?

Ostatnio parę razy powtórzyła mi się sytuacja, kiedy to młody marudził, narzekał, wrzeszczał, kłócił się  i ogólnie prezentował pełen wachlarz tego, co wiele osób nazywa "niegrzecznością". I tak się zaczęłam nad tą niegrzecznością zastanawiać. Niegrzecznością w ogóle, nie w tych konkretnych sytuacjach u Pytona - tam sobie sprawę błyskawicznie zdiagnozowałam i rozwiązałam. No bo tak: Często się słyszy, ze dziecko jest NIEGRZECZNE. Ale co to właściwie znaczy, ktoś mi może powiedzieć? Bo jak zaczynam dopytywać, to przeważnie okazuje się, że "niegrzeczne" to znaczy "zachowuje się niegrzecznie" (nie są to terminy równoznaczne, ale to inna sprawa). A "zachowuje się niegrzecznie" - "jest niegrzeczne".  Innymi słowy, nadal nie wiadomo, o co chodzi, sami nie umiemy powiedzieć, czego chcemy od dziecka, jakie mamy zastrzeżenia. Co gorsza, przy takim podejściu zanika kompletnie pytanie moim zdaniem najistotniejsze - CO SPOWODOWAŁO, że dziecko

I/O

wchodzi informatyk do sklepu i mówi: - poproszę o środki czyszczące do portów wejścia i wyjścia. - Słucham????? - Wytrzeszczyła oczy sprzedawczyni. - O, przepraszam, chciałem powiedzieć, poproszę o pastę do zębów i papier toaletowy...   To moje ostatnie znalezisko, które mnie bardzo ucieszyło :)

niedzielny ranek

Pyton wstał wcześnie. Niestety, w dni szkolne nie ma tak dobrze, ale nadrabia z całą energią wtedy, kiedy do szkoły nie idzie. Ku naszej radości już do niego dotarło, że o świcie nie przychodzi sie do nas z komunikatem "rodzice, już rano, wstawajcie!". Sam sie ubiera, ściele łóżko i znajduje sobie różne zajęcia, dziś też. Nakarmił zwierzaki, zameldował krótko, że idzie wyrzucić śmieci.  Niech idzie, z Bogiem, zawsze to chwila ciszy. Po czym jednak pojawil sie u nas w sypialni. Poinformował, że już ósma rano i pora wstawać.  Zaproponowaliśmy z ziewnięciem, żeby sie na chwile przytulił - a proszę bardzo. Tylko niestety zapomnieliśmy poprosić, żeby przy tym nie gadał... Po chwili nawijania usłyszał stanowczą sugestię, żeby poszedł do siebie i czymś sie pobawił. - A czym mam sie pobawić? - Nie wiem, Pyton, masz tyle fajnych zabawek, wyciągnij klocki, kolejki, porysuj, poczytaj... - jęknęła spod poduszki niedobudzona matka. Poszedł.  Rozległ sie lekki hurgocik - grzebie w

śliwki

Kocham je bardzo.  W ogóle lubię zielsko, owoce,  warzywa, wszystko. Jak trawa jest, to ja moge żyć.  Zaczął sie sezon śliwkowy. Dąbrowickie, uleny, renklody,  i moje ukochane węgierki. Stara, dobra odmiana, nieduże - nie to, co jakieś potwornie wielkie mieszańce.  Nie, ja jestem tradycjonalistka, stare odmiany pasują mi najbardziej. I w tym roku mam problem.  Do tej pory mogłam wrąbać kilogram bez żadnych skutków ubocznych. Jeszcze sie oblizywałam. A Grzechotkowi chyba sie coś tu nie podoba, drugi raz po seansie śliwkowym ( i bynajmniej nie było to kilo na posiedzenie) przewala mi sie w żołądku, burbuluje i zwyczajnie boli.  Chyba będe musiała zrezygnowac w tym sezonie ze śliwek. I mieć nadzieję, ze to minie do przyszłego roku...

co to będzie....

... jak dzieć będzie bardziej zaawansowany w procesie naukowym? Innymi słowy, w wyższych klasach? Ostatnio rozmowa zeszła nam - już nie wiem z czego - na potęgowanie. Rozpisałam mu kilka działań, po czym sam doszedł do wniosku, o co w tym biega. Dzisiaj wyszłam z domu na pół godziny. Jak wróciłam, okazało sie, że panowie pochłonięci są pasjonująca rozmową o pierwiastkach, wiązaniach, liczbach atomowych. Potem jeszcze kilka partyjek Master Minda - młody rozpracowuje coraz szybciej, aczkolwiek jeszcze trzeba mu przypominać, zę nie wszystkie dostępne informacje przeanalizował i wykorzystał. ale jak już się zorientuje, to ładnie mu idzie. Tylko co on będzie robił w szkole? Zawsze uważałam, zę domowa edukacja to coś, co w moim wykonaniu nie ma szansy, a tu chyba właśnie nam wychodzi.... Ale nie podjęłabym sie przejęcia na siebie całości materiału. I tak za chwile polegnę na szczegółach.

nikt się tak nie doceni...

... jak własne dziecko. Zwróciłam o coś Piotrkowi uwagę. Drobiazg był, spokojnie powiedziałam, ze tak nie należy robić bo coś tam. Pyton, mocno juz zmęczony, zaczął sie mazać. - Jestem najgłupszy na świecie, głupszy nawet od was.... Nie ma jak komplement.

Pyskacz

Pyskate dziecko mamy. Impreza rodzinna. Chrzciny mojej bratanicy konkretnie.  Z Warszawy poleciała silna grupa pod wezwaniem (w sumie 8 osób), na miejscu dołączyli teściowie mojego brata i chrzestni plus jakaś kuzynka bratowej z mężem i dzieckiem. Teść brata jest osobnikiem, o którym można powiedzieć różne rzeczy, ale na pewno nie to, że jest małomówny i wycofany.  Zaczął rozmawiać z Pytonem, ktorego ostatnio widział na ślubie własnej córki dwa lata temu. Do mnie dotarł tylko fragment konwersacji, ale wystarczy: - Małe dzieci szybko sie uczą. - A dorosli szybko sie starzeją - odpalił mój bezczelny synek. Pana zatkało, nieprzyzwyczajony do naszego rodzinnego przygryzania i liczenia punktów, u niego w domu do patriarchy rodu należy odnosić sie z szacunkiem, a nie tak bezczelnie się odgryzać. U nas szacunek wyraża sie inaczej, a odgryzanie sie jest traktowane jako część edukacji. No i wyszedł drobny zgrzycik.... Ale ogólnie Pyton zachował sie idealnie - dzień był baaaardzo długi, zac

Prawo Zachowania Obwodu

W rodzinie działa ostatnio Prawo Zachowania Obwodu. O co chodzi, łatwo sie domyślić. Suma obwodów w pasie Skorupiaka, Pytona i mojego jest stała.  Pyton jest ogólnie szczupły (ostatnio na jakiejś metce znalazłam informację, że facet jego wzrostu powinien mieć ok 66 w obwodzie. On ma 54. Głodzę dziecko, ani chybi.) Ja sie zaokrąglam. Brzuch mi nawet jakoś straszliwie nie wystaje, tak że wiele osób nawet nie zauważa, że jestem w ciąży - a to już połowa! Ale jednak trochę widać, no, chyba,m że bardzo zimno i schowam go pod warstwami polarków ukochanych. Skorupiak za to pięknie chudnie. Od czasu, jak uruchomił rower, przestał właściwie jeździć komunikacja miejską, wszędzie popyla na swoim jednośladzie i jest go coraz mniej. Oznacza to miedzy innymi, że wszystkie ubrania wiszą na nim jak na kiju od szczotki - ale broni sie jak może przed zakupem choćby jednej pary spodni. Pretekst jest taki, że jeszcze schudnie i znowu będzie trzeba kupić nowy, ale tak naprawdę to on po prostu nie lubi

biwak duchowy

Napawamy sie cisza w domu. W sumie niby nic nadzwyczajnego,  o tej porze Pytoniasty i tak juz śpi (zazwyczaj...).  Ale tym razem jest inaczej, wiem, że go w domu nie ma.  Nagle - telefon, komórka burczy mi w kieszeni. Zestresowałam się potężnie, bo kto może o tej porze do mnie na komórkę dzwonić? Rodzice raczej na stacjonarny, a reszta swiata za dwadzieścia dziesiąta raczej głowy nie zawraca. Czyli - tylko jakiś sygnał z biwaku, coś z Piotrkiem. Okazało się, że jednak matka histeryczką jest.  Dzwonił braciszek. Omówiliśmy, co miał do omówienia, po czym poinfoirmowałam go, ze mnie wystraszył, bo młody wyjechał na biwak zuchowy. I ku swemu zdyumieniu usłyszałam: - Gdzie wyjechał???? - No na biwak zuchowy... A co to jest??? Kurczę, on co prawda nigdy nie był harcerzem, podobnie, jak ja, ale chyba o zuchach słyszał? No to tłumaczę, jak Antek krowie na miedzy: - Co to jest biwak, to chyba wiesz?  - Wiem. - Dobra, a zuchy to taka młodsza formacja, przed harcerzami. - Aaaaaa, ZUC

dziecko z głowy

Pojechał na biwak zuchowy. Wraca jutro wieczorem. Najmniejszy spośród zuchów, ale jak padła komenda na zbiórkę, to jako jedyny wykonał od razu i nie kręcił sie niczym wesz na grzebieniu. Da sobie chłopina radę. Troche miał cykora, ale po przegadaniu mu przeszło, a entuzjazm pozostał. Uwielbiam patrzeć na tę małą mordkę, rozświetloną szczęściem, radością, chęcią zdobywania świata. I ten zawadiacki uśmieszek....

do czego służy torba

Dostałam ostatnio torebkę.  Mięciutką, w drobny wzorek, całkiem pojemną - słowem bardzo fajna. I nie moge jej używać - nie tylko mnie sie spodobała.  Zanim zdążyłam schować ja na przynależne miejsce, położyłam ja na desce do prasowania. I już przepadło. Okazało sie, że torebka równie wielkie wrażenie jak na mnie, zrobila - na kocie. Włazi na deskę i sie wyleguje. Jak w pewnym momencie spadła na odłogę (przy kocim zeskoku) - natychmiast ułożył sie na niej.  Piotrek podniósł i położył z powrotem na desce - kot na torebce. Jak nie wiadomo, gdzie jest kot, to należy sprawdzić, gdzie jest torebka.  Ciekawe, czy jak będe chciala z nią wyjść, to będe miała kota  w środku. Wolałabym nie, zwłaszcza teraz - kiciuś wazy drobne 6 kilo z hakiem (a nie jest zatuczony, tylko wielki...), a ja nie powinnam nosić za dużo.  No i czyja właściwie to jest torba???

samozachwyt

Skorupiak wrócił do domu z kolejnej trasy rowerowej - jak codziennie ostatnio. Przygląda sie własnym nogom, przygląda... - Ale mam brudne nogi, jak to fajnie wygląda! Co sie komu podoba....

pomidor

U rodziców przed oknem była sobie rabatka kwiatowa. Taka trochę zmięta, gdyż stanowiła ulubione przez psa legowisko i trasę spacerową. Do tego w tym roku podczas remonty fasady budynku zadeptane zostało wszystko, co sie tam dotąd zdolało uchować.  Trzeba panom oddać sprawiedliwość, zniszczyli bardzo mało, jak na takie roboty. Ale trochę tak, nie da sie przy takiej okazji nie złamać albo nie zdeptać niczego. Po remoncie rabatka została obsiana trawą i już. Ale... Żeby nie było na niej nudno - w pewnym momencie spomiędzy traw zaczęło wystawać COŚ. Ściśle rzecz biorąc, dwa COSIE.  Jeden z nich coraz bardziej wyglądał na słonecznika. Drugi - na pomidora. Samosiejki, nikt ich tam nie planował, nie siał i w ogóle nie pomyślał, zwłaszcza o powrocie do upraw hodowlanych - w czasach dawno minionych, gdy w sklepach był na półkach li i jedynie ocet, rosły sobie tam kabaczki.  Pomidor wyrósł pięknie. Zakwitł. Zawiązały się pomidorki.  Potem sobie rosły i rosły. Przybywało ich. Dziś pop

poszedł....

Dzieć wypuszczony do szkoły. Czekał niecierpliwie. Od dwóch tygodni dopytywał, kiedy wreszcie będą lekcje. Wczoraj był zbulwersowany, że tylko krótkie spotkanie z wychowawczynią. A dziś od rana zaczął sie kłócić. Nie pościele łóżka, nie ubierze się, do worka na kapcie spakuje strój na gimnastykę, nie zrobi tego, tamtego... I w ogóle "ty wstrętna babo".  Przeczekałam chwilę, wygłosiłam komunikat, zę sobie nie życzę takich odzywek, łózko pościele, najwyżej sie spóźni (co wywołało nową falę wrzasków), po czym wyszłam. Jak wróciłam po chwili, to już nie krzyczał, więc spokojnie zapytałam : - Pyton, czy mi sie dobrze wydaje, czy to po prostu masz cykora przed szkołą? No i byliśmy w domu. W odpowiedzi doleciało cichutkie "tak...", przytulił sie na moment, pogadaliśmy chwilkę o możliwych zagrożeniach (wyszło, ze nie ma takich), po czym młody stwierdził, że kanapki do szkoły robi sobie sam, bo przecież jest już pierwszakiem. I zrobił. Ja mu jeszcze dołożyłam obraną mar

waga w ciąży

Jak już pisałam, jestem w ciąży. Całe życie miałam problemy z własnymi wymiarami - jednak bylo mnie zdecydowanie za dużo, co było mocno przygnębiające, gdy jako pierwszą radę na połowę dolegliwości u lekarza słyszałam "proszę schudnąć". Łatwo powiedzieć... Ciąża ma to do siebie, że waga wzrasta - w końcu potomek rośnie, dodatki do niego (nie będę tu wnikać w szczegóły fizjologiczne) też trochę ważą.  Innymi słowy, przyrost wagi w tym szczególnym okresie jest jedną z kluczowych kwestii interesujących przyszłą matkę. Mnie też. W ciąży z Piotrkiem było fajnie - na początku miałam mdłości, nie jakieś zabijające, ale wystarczyło, żeby schudnąć parę kilo. Potem dzieć był tak uprzejmy, że nie pozwalał mi zjeść za dużo, jeden kęs powyżej limitu kończył sie zwrotem całości. Trudno sie dziwić, że wobec takich argumentów grzecznie sie podporządkowałam, prawda?  W rezultacie tuż przed porodem wazyłam mniej, niż na poczatku ciąży. Ta historia dała mi pewną nadzieję teraz. W końcu n

nowe hobby

Pyton ma nowe hobby. Gada o nim w kółko, przepytuje skołowaną matkę, która wielkim wysiłkiem usiłuje wykopać resztki wiadomości z głębin zwojów mózgowych. Chodzi o fale. Różne. Świetlne, radiowe, dźwiękowe - już załapał, ze w gruncie rzeczy to jest to samo, różnią sie długością. Zaczyna dostrzegać najróżniejsze sposoby wykorzystania tej wiedzy. Chwyta kwestię kątów odbicia i wynikających z tego zmian - np. przy kopaniu piłki, ale również przy tworzeniu obrazu usg (wczoraj bardzo starannie oglądał film z usg połówkowego z sobą samym w roli głównej). Interesuje sie akustyką. Laserami. Operacjami okulistycznymi przy wykorzystaniu tychże. Sterana matka wymięka. W szkole z fizyką była bardziej niż na bakier, chociaż - jak sie okazuje - co nieco w mózgownicy jednak się ostało. Nie za dużo, ale na Pytonie pytania wystarczy. Przynajmniej na razie... W szkole nas zabiją.... Chociaż może nie, jeśli nauczyciel będzie miał ciur instynktu samozachowawczego, to z przyjemnością sceduje część tłum