Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2009

Urlop

W związku z wyjazdem służbowym (obóz z dzieciakami w Bieszczadach) odezwę sie po powrocie, a na razie robię sobie urlop blogowy. C o prawda męczący ten urlop jsk licho, ale cóż... Może przetrwam. Na razie fajnie jest, więc do zobaczenia wszystkim i pozdrawiam z Bieszczad

kocyk

Jak dziwnie sie plotą losy... Mielismy z mężem w dzieciństwie kocyki. Jak każdy chyba maluch - takie nieduże, dziecinne. Z tej samej serii, ten sam wzorek, tylko kolory inne. Mój był brązowo-pomrańczowy, jego - beżowo-żółty. Między nami jest 2,5 roku różnicy - jak na tamte czasy nic, to teraz moda sie zmienia co chwilę. Wtedy produkt taki jak dziecięcy kocyk mógł być produkowany latami. A może odziedziczony po jakimś starszym dziecku? Nieważne. Małża kocyk był jako dodatkowa izolacja w wózku, jak Piotrek był malutki, teraz jest na działce, wysiadywany czasem na trawie. Mój służy jako wyściółka psiego gniazda. Jak to się toczy....

zadymiarze z KDT

Zwykle staram sie nie przenosić tutaj wydarzeń polityczno-gospodarczych, ale tym razem sobie pozwolę. Chodzi mi o zadymę z KDT. Ten koszmarny blaszak jest kompromitacją stolicy europejskiego państwa. To raz. Państwo "kupcy" mieli od dawna sygnały, że ich czas tam się kończy - mieli możliwość załatwienia sobie innego lokum, propozycje ze strony miasta i nie tylko. To dwa. Decyzja sądu jest jaka jest - nie została zaskarżona, uprawomocniła się - czyli nie znaleźli powodu, żeby podważyć ją od strony prawnej. To trzy. A teraz płączą biedactwa, że im sie odbiera miejsca pracy. Jakaś kretynka ( bo nie umiem tego inaczej nazwać) wpuściła do hali swoje kilkuletnie dziecko, a potem sie darła, ze jej do tego dziecka nie wpuszczają. Zagranie pod publiczkę. Co za matka gotowa jest zaryzykować zdrowiem i życiem własnego dziecka?????? Rozumiem doskonale, ze lokalizacja na Placu Defilad jest dla nich genialna i każda inna bedzie gorsza. Centrum miasta, blisko dworca, metra, reprezenta

upalnie...

No właśnie. W związku z tym wena mi siadła i poszła spać gdzieś w chłodnym miejscu, nie meldując, kiedy wróci. Zbraku weny nie chce mi sie pisać. I robić niczego innego też nie. A lista rzeczy do zrobienia - długa jak słoniowa trąba, do tego z limitem czasowym - przed wyjazdem. Do kitu i tyle., Znowu bedzie jak co roku, obiecuję sobie, że tym razem to już na spokojnie, nie na ostatnią chwilę, przygotuję prze parę dni, zrobię listę, i tym podobne brednie. Już to widzę, akurat. Listę nawet zaczęłam, ale jak Małżon przenajwspanialszy zaczął kpić, że cud jakiś, ja i lista, to mnie szlag trafił i przestałam robić. No bo to już świństwo, ja sie staram, usiłuję zmienić paskudny nawyk odkładania na ostatnią chwilę, a ten sie śmieje. To niech sam pakuje, i sie  nie czepia potem, ze tego czy tamtego nie ma. Wytłumaczyłam kotu, żeby jednak wrócil na noc do domu - zapowiada sie kolejna burza. Czyli pies znów bedzie histeryzował. Kurczę, ona w czasie burzy łazi i piszczy, ale nie sporzysta z prop

Artysta

Piotrek się kąpał. A właściwie siedział już wykąpany i zawinięty w ręcznik na moich kolanach i spiewał. Wytłumaczył tacie, ze nie potrzebuje akompaniamentu, bedzie śpiewał sam i chórków nie chce. Zaśpiewał pełną piersią "zielony ogórek ma garniturek, i czapkę i sandały, zielony jest cały" Pogratulowałam mu występu, a on z wielką wprawą skłonił sie na prawo i lewo i mówi "dziękuję, dziękuję". Kurczę, gdzie on sie tego nauczył? Chyba w żłobku, bo my go nie trenowaliśmy do takich występów....

Wynalazca

Piotrek wynalazł maszynę zapobiegającą trzaskaniu drzwiami podczas przeciągów. Maszyna składa sie z drzwi, psiej smyczy i roweru. Smycz przyczepił karabińczykiem do zamka, drugi koniec zamontował na kierownicy. Jak każdy wynalazca przetestował pomysł przed wprowadzeniem do obiegu, sprawdził, czy wszystko jest ok - działa!  

Mechanik samochodowy

Obraz
Zebraliśmy sie wreszcie (rychło w czas,...) na zmianę kół w samochodzie. No bo to już obciach pełen, lipiec w całej krasie, a my nadal na zimowych kółkach. Ale jakoś tak wyszło.... Piotrek pomagał. Najpierw dzielnie podkładał klin pod właściwe koło, potem machał wajchą od podnośnika, odkręcał śruby poluzowane przez Małża, potem przykręcał następne, pamiętając, że należy je dokręcać na krzyż... Uświniony przy tej operacji od pięt po czubek głowy, ubranko w całości do prania, ale co tam. Najważniejszy był pełen szcześcia uśmiech, poczucie, że robi coś z tatą, coś ważnego, dorosłego. I naprawdę pomagał, jak on dokręcał śruby, to tata mógł odstawić zimowe koła do piwnicy.   To jest taki wiek, kiedy można dzieciaka nauczyć pomagania w sposób niezauważalny. Bo to jeszcze jest frajda - dopiero za parę lat będzie to przykry obowiązek - chyba, ze sie wcześniej nauczy, że każdy ma coś do zrobienia, że fajnie jest robić coś wspólnie, że wtedy można mieć więcej czasu na wspólną zabawę. że to

Powtórka z rozrywki 180

Krótko będzie, bo ile razy można to samo. Młody znowu zamknął mnie na balkonie, jak wieszałam pranie - i zablokował klamkę (mamy taką z zameczkiem na klucz). Na szczęście seria poleceń doprowadziła do wypuszczenia matki z aresztu. Ani chybi klawisz mi rośnie. Tej kariery dla dziecka raczej nie mam na liście wymarzonych.....

Powiązania rodzinne

Pietruszek ostatnio z bliżej niezidentyfikowanych powodów zaczął sie do mnie zwracać per "żono". Nie wiem, skąd mu sie to wzięło, Małż ślubny tak do mnie nie mówi. Wracając do tematu - najpiękniej to brzmi, jak młody z wielką mocą mówi "Maś rację, ziono!". Oprócz tego lecą różne inn teksty urozmaicone ową "zioną", co mnie bawi. Małż natomiast nie jest zachwycony - trudno się dziwić, w końcu ktoś usiłuje mu odbić połowicę. Ani chybi zazdrość. W sumie to całkiem miłe, jak mogę w bezpiecznej sytuacji poczuć, że mu tak na mnie zależy :). Piotrkowe pomysły nomenklaturowe spowodowały , że zaczłam sie zastanawiać nad powiązaniami rodzinnymi, jeśli miałabym być żoną Piotrka. Skomplikowane to niezmiernie, najbardziej ucieszył mnie wniosek, że byłabym wtedy swoją własną teściową - jako matka mojego męża... W ogóle wychodzi na to, ze mamy dość skomplikowaną sytuację - małż jako chyba jedyny mężczyzna na świecie ma dwie teściowe mimo posiadania tylko jednej żony (n

Piwo 181

Jedziemy na działkę. Mama Piotrek, ja i dwa psy. Rozmawiamy o moim bracie, który w łapki ogrywa wszystkich, do tego stopnia, że jakktoś był bardziej zaperzony, to proponował, że on może grać z zawiązanymi oczyma. I  tak wygrywał.  Grali o piwo, wiec miał spory zapas. Piotrek słucha z tyłu, w pewnym momencie wypalił - mama, ja chcę piwo. Zastrzygłam uchem, po pierwsze zabrakło magicznego słowa "proszę", a poza tym skąd u diabła on wie, co to jest piwo? Ja dotąd nie spotkałam gatunku, który by mi smakował, Małż jak wypije jedno na miesiąc,  to jest dużo. A młody przerywa mi rozmyślania komunikatem; - mama, ja lubie piwo! No to już przesada - za młody! Rozpijanie trzylatka to troche za wcześnie, więc zamiast piwa może dostać szklankę mleka. Tylko skąd mu sie taka wiedza wzięła, skorto u nas piwo bywa od wielkiego dzwonu, a alkohol w ogóle schodzi w ilościach śladowych? Butelka wódki, którą kumpel przyniósł na pępkowe, nadal stoi w szafce  z połową zawartości. A Piotrek ma p

Jak Piotrek dbał o kota

Poranek Piotrek bryka po mieszkaniu. My siedzimy w łazience i gadamy, korzystając z faktu, że Małż siedzi w wannie i nie ucieka. Poszłam po Potomka, żeby go wreszcie ubrać. Był w kuchni - i szczęka mi opadła na widok jego działalności. Młody wyjął z szafki karton mleka, otworzył go, nalał do kubka - i dał kotu. Bo "kotek lubi mlećko". Operatywny facet, zadbał o zwierzaka, zrobił to rozsądnie - kotek faktycznie lubi mleczko. Wniosek  -   nie zginie, w kuchni sobie poradzi. Przyszla synowa bedzie wdzięczna.  

bueeee

Świat mi sie nie podoba. Właściwie nie powinno tak być, w pracy fajnie, złapałam kontakt z pacjentem początkowo mocno zjeżonym i nastawionym na nie, z Piotrusiem w żłobku ok, potem pooglądaliśmy sobie koparki... No właśnie tylko jedna kanapka mi życie zatruła - całkiem dosłownie. Poszłam w wolnej chwiili do Fresh Pointa kupić sobie kanapkę ze złudną nadzieją, że będzie lepsza niż takie pakowane nie wiadomo kiedy. Wziełam taką zwykłą, z jajkiem, bez jakichś bajerów. I przewracała mi sie po żołądku przez parę godzin, żeby go w końcu opuścić trasą raczej nie przewidzianą dla ruchu w tym kierunku. Nie wiem, jedyne co tam mogło być drugiej świeżości, to odrobina sosu, ale też taki sos jest zawsze najbardziej podejrzany. Cóż, pomysł na zdrowsze jedzenie wziął w łeb, następnym razem pójdę do KFC, które jest za ścianą. Po  nich nigdy nie miałam kłopotów żołądkowych.

Równouprawnienie

Kładziemy Pietruszkę spać. Dostał dziś nową książeczkę o Franklinie, więc po obowiązkowej lekturze straży pożarnej tata czyta i o małym żółwiku. W połowie młody stwierdza, ze on woli sobie sam poczytać straż pożarną i za Franklina dziękuje. Ok, nie ma sprawy. Ale Piotrek prosi, żeby mama została z nim i posiedziała. Tłumaczę mu, że mama musi jeszcze posprzątać w kuchni po kolacji. Na co malutek kategorycznie zarządził: - mama zostań, kakuś ić przątać!

Dzielna psica...

Dziś dla odmiany o psie, a nie o Piotrusiu. Przynajmniej chwilowo... Pies (a raczej psica) jest typem wybitnie zaczepno-obronnym (to znaczy zaczepia i trzeba jej bronić). Chodząca odwaga po prostu. Do tego od czasu jak wiele lat temu pewien sąsiad ^%^$#$@%^%(*%^%) (nie będę sie wyrażać, ale mam nadzieję, że i tak wiadomo, co mam na myśli) w ramach świetnej rozrywki okołonoworocznej rzucił jej petardę prosto pod nos, Agra panicznie boi sie burzy, petard, strzałów i huków wszelkiej maści. Dziś była burza piękna, grzmiąca. Panowie P postanowili pójść obejrzeć ją z bliska - Piotruś włożył kaloszki, pelerynkę i jazda na spacer. I ta dzielna głupia sunia, która właziła prawie pod wannę ze strachu,  przez cały czas ich spaceru piszczała pod drzwiami, że chce wyjść ich chronić... Jak wrócili, to znowu zaczęła sie bać. Swoją drogą są momenty, kiedy najbardziej kochane dziecko mam ochotę własnoręcznie udusić. Czy on nie mógł pospać trochę dłużej?????? Piotrek dostał na zakończenie roku żłobk

przygrzało

Przygrzało nam Piotrusia. Innymi słowy udar słoneczny, lekki na szczeście, ale jednak. Temperatura, wymioty, narzeka na brzuszek, kręci mu sie w głowie... Dostał kapelusik - czapeczki znowu oczywiście nie wział ( a głowę bym dała, zę na 10 sekund przed wyjściem wcisnęłam mu ja na łepek). oprócz tego zarobił dziś sandałki i krótkie spodenki  - skoczył w górę ostatnio i trochę nam powyrastał. Mieliśmy dziś pojechać w odwiedziny do jednej z około miliona ciotek. Tę akurat bardzo lubimy, niestety jedzie sie do niej dobrą godzinę, a wobec stanu Piotrka ten pomysł był absolutnie wykluczony. Szkoda, dawno jej nie widziałam, ale z dziećmi tak juz jest - chorują wtedy, kiedy jest to najbardziej jak to możliwe w poprzek wszystkich planów. Za to dowiedziałam się, że jedna z koleżanek jest w ciąży. Zazdroszczę jej, będzie miała sympatyczną różnicę wieku pomiędzy dziećmi - ok 2 lat. Też tak chciałam, ale niestety, życie jest życiem i nie zawsze mamy to, czego chcemy. Może za rok..... Tyle razy p

O chlebie i wodzie

To jest wlaśnie dieta mojego dziecka. Nie żebym taka skąpa była i dziecku żałowała. Młody po prostu sam sie domaga - wie co dobre, chleb pieczony przeze mnie to jest pyszna rzecz. I on po prostu prosi o chleb z masłem i wystarczy. Ewentualnie z pomidorem. Do picia dostawał kiedys  Kubusie, ale po pogawędce z żywieniowcem zrezygnowaliśmy z tej bomby cukrowej, powoli przestawiamy sie na picie głównie wody - na te upały najlepsze. I tak Piotrek żyje o chlebie i wodzie. Dobrze, że w złobku ma normalne jedzenie....