a czy ja wiem?
Wróciliśmy do żłobka. Pani dr stwierdziła, że już można - ku naszej ogromnej uldze. Ja po prostu wymiękam, on teraz ma fazę na nie i do tego do wszystkiego potrzebna jaest mamusia. Tatuś nie może zaprowadzić do łazienki, umyć, dać kolacji, pokazać zwierzaków w internecie... kurczę, ja już dostaję cholery. Dziś robiłam coś ważnego, a ten wrzeszczy, że siusiu. Mąż chce go zaprowadzić - nie, mamusia!!!!!!!. Teraz mały potwór na szczeście śpi, Małż poleciał do klientów - na szczęście blisko i tylko na około godzinę. A ja nie mam siły, żeby się zabrać za uzupełnianie kart pacjentów, obiad, sprzątanie, wieszanie prania, rozładowanie zakupów z bazarku..... Po prostu padłam jak pies Pluto. Do tego szefowe małża rozliczają się z nim w odcinkach - dostał na razie pensję za styczeń i ogryzeczek prowizji z jednej transakcji, pensja za luty i reszta prowizji - w bliżej niesprecyzowanej przyszłości...... Za to ostatnio Małż wyprostował nieco naszą przychodnię lekarską. Może trochę za głośno to zro