Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2013

matura to bzdura

trafiłam na ten program  przypadkiem. Obejrzałam sobie i opadły mi wszystkie macki. Nie oczekuję  od społeczeństwa wszechstronnej wiedzy na każdy temat, znajomości szczegółów na poziomie habilitacji co najmniej, ale na litość boską, taka głupota i niedouczenie powinno być karalne!!!  Na pytania odpowiadali ludzie młodzi, tacy, którzy maturę zdawali najdalej kilka lat temu. i niestety, to co najbardziej bije po oczach, to nawet nie braki w wiedzy merytorycznej, choć te są porażające. To kompletna nieumiejętność myślenia, ruszenia tych trzech szarych komórek, które telepią sie między uszami.  Nawet nie bede cytować pytań i odpowiedzi, jak ktoś chce, niech sobie posłucha na you tube - załamka kompletna i absolutna. Ten program powinni sobie wziąć do serca decydenci odpowiedzialni za edukację. Bo niestety dowodzi on jasno, że ten temat leży i już nawet nie kwiczy. Co z tego, że ileś procent społeczeństwa ma maturę czy nawet wyższe wykształcenie, jeśli większość z tej grupy stanowią os

kosmatouchy

Grzechot jest nietypowym Wężem.  Ma mnóstwo cech, jakich normalnie u węża nie uświadczysz. Jedną z nich sa kosmate uszy. On w ogóle jest dość kosmatym facetem, ale te uszy rozczulają mnie najbardziej. Pokryte delikatnym ale jednak zdecydowanie widocznym puszkiem. Jak u szczeniaczka. Czy to Wąż, Pies, Kot, czy inna Zwierzyna???

drobne stópki

Dostałam dla Grzechotka kapciuszki. Śliczne, z oczkami, łapkami, ogonkiem. Popatrzyłam na nie i pomyślałam sobie, że strasznie wielkie jak na moje maleństwo, trzeba będzie poczekać. Po czym przymierzyłam... i ledwo włożyłam mu na nogę. W ciągu tych pięciu tygodni, które dziś mijają, stopa urosła mu chyba o trzy centymetry. No może trochę przesadzam, ale niewiele.  Pediatra też mówił, że facet ma wielkie stopy i będzie wysoki. Wysoki to może niekoniecznie, ale Wielka Stopa na pewno,  u mnie w rodzinie same takie wielkopłetwe, a Skorupiak też nosi niewielkie buciki w rozmiarze 46...

Tytuł 90

Mam dość. Czuję się, jakby po mnie walec przejechał. Z nosa mi kapie,mówię basem, głowa boli, temperatura w okolicach 38 - raz z jednej, raz z drugiej strony. Do tego Grzechot - jak to niemowlak (tak, tak, już się przestało być noworodkiem) - je co chwila, paskudzi w pieluchy na potęgę, marudzi nie wiadomo o co, stęka, prycha. Na domową infekcję zareagował żołądkiem, trzeba pilnować, żeby się nie odwodnił.  I Pyton. Potężnie znudzony, doprowadza mnie do szału. a równocześnie mam potężne wyrzuty sumienia, bo  wiem, że te cyrki są po prostu wołaniem o uwagę, troskę  i czas. Staram się dać mu tyle, ile mogę, ale w tej chwili mogę mało. Nie wyrabiam, poszłabym spać najchętniej. Tyle dobrego, że pan dr pozwolił puścić go jutro do szkoły.

neofita

Skorupiak poznaje narzędzia Teorii Ograniczeń. Jest nimi zachwycony, samokrytykę złożył , a teraz kłębią mu sie pod czaszką liczne możliwości wykorzystania tychże. Całkiem tak jak mnie półtora roku temu - kiedy to się zarzekał, że on tego czytać nie będzie. Co chwila ma nowe pomysły, siedzi po nocach i je opracowuje - słowem, świetnie się bawi. Wczoraj poszedł na spotkanie z kumplem - tym od analiz teologicznych. Po czym przeedukował go nieco z TOC i zaczęli rozpracowywać tymi narzędziami - co? Oczywiście jakieś zagadnienia teologiczne, Pismo Św. itp. Na maniaków nie ma siły. 

Pierwsze sukcesy

Grzechotek odnosi pierwsze sukcesy. Poprzednią noc w całości przespał we własnym łóżeczku. Dzisiejszej z kolei zafundował matce prezent w postaci ponad pięciu godzin nieprzerwanego snu. (To znaczy że on spał, ja się i tak obudziłam, ale to już nie jego wina). Na pewno poprawiło sytuację gruntowne olanie zaleceń dotyczących odziewania potomka. Bo przecież - jak nam wciskają różnej maści autorytety - dziecku musi być ciepło, jedna warstwa więcej niż rodzice, ble ble ble. A mnie w końcu tknęło i trzeci dzień trzymam Grzechotka w samym bodziaku i skarpetkach, z gołymi nogami. I od razu śpi dłużej, awanturuje się dużo mniej - zwłaszcza wrzaski, o których nie wiedziałam, czego dotyczą, są znacznie rzadsze. I już nie jest taki czerwony, jak trąbi. Jednak warto słuchać instynktu i własnego dziecka. I do diabła z zaleceniami.

coraz weselej...

Zrobiło sie wesoło, jak zachorował Pyton. Już sama nie wiem, co gorsze, Pyton marudny, słaby i chory, czy Pyton zdrowiejący, coraz silniejszy i ciężko znudzony.  Od paru dni podejrzanie zachowywała sie również mama, w końcu została wczoraj podstępem zapisana do lekarza. Efekt - antybiotyk. Ale za to pan dr pochwalił, że przyszła wcześnie, zanim sie choróbsko rozbujało. Dzisiaj od rana boli mnie głowa, zaczyna mnie drapać w gardle podejrzanie znajomo i smarczę na potęgę. zapisałam się do lekarza - normalnie leczyłabym sie sama, ale nie wiem, co mogę brać podczas karmienia, żeby nie zaszkodziło Grzechotkowi. Do tego Skorupiak poleciał na ważną rozmowę, która nie wiadomo ile potrwa. Słowem - pełnia szczęścia, nie nudzę się:)

samokrytyka 91

- Masz męża kretyna! - stwierdził wczoraj ku mojemu zdumieniu Skorupiak. Nie będę się kłócić, w końcu chyba wie, co mówi w tej materii, prawda? - Oczywiście masz rację, kochanie, a czemu tak twierdzisz? - zgodziłam się potulnie. - Bo tak długo broniłem się przed czytaniem Goldratta, a to jest świetne!!! No tak. Zgadzam się, że to świetne książki, sama mu to tłukłam w głowę i za żadne pierniki nie rozumiałam, czemu się zapiera, że nie. A teraz w końcu zaczął "Łańcuch krytyczny" i stwierdził, żę nie dość, zę mądre i można sie mnóstwo nauczyć, jeśli chodzi o prowadzenie projektów, zarządzanie i w ogóle organizowanie różnych rzeczy, to jeszcze napisane jak najlepsza powieść. A nie mówiłam????   Eliyahu Goldrat był (niestety, zmarł niecałe dwa lata temu) izraelskim fizykiem polskiego pochodzenia. Lubił doszukiwać sie przyczyn różnych rzeczy i zaczął stosować metody nauk ścisłych do rozwiązywania problemów ekonomicznych - ten człowiek nie zadowalał sie odpowiedzią "bo ta

raport zdrowotny

Pyton ma jakąś wirusówkę, na szczęscie płuca czyste - a tego sie bałam, w okolicy krązy zapalenie płuc. Ale do końca tygodnia siedzi w domu, a obawiam sie, ze może nawet dłużej - drugi dzień z rzędu leży w łóżku i ogląda filmy. W normalnej sytuacji już by wylazł bawić sie klockami, rysować, czy robić cokolwiek innego, byle nie leżeć. Widać, zę jest słaby.   Chciałam podziękować za maile, komentarze i ciekawostki na fb - dzięki temu nie czułam sie tak beznadziejnie uziemiona w domu, jednak jakiś tam kontakt ze światem i żywymi ludźmi jest, a tego bardzo potrzebuję. 

czy on oddycha?

To pytanie Skorupiak zadaje mi wiele razy dziennie. Na zmianę z "czy wszystko  w porządku?".  Zaczynam dostawać piany na pysku - ostatnio na pytanie o oddychanie, wygłoszone podczas spaceru na dworze, spokojnie odpowiedziałam "Nie". I dostał takiego przyspieszenia, że nie wiedziałam, czy mam sie śmiać, czy płakać. Powtarzanie za każdym razem, że przecież nie byłabym taka spokojna, gdybym stwierdziła, że Grzechot nie oddycha, albo coś innego źle sie z nim dzieje, nie skutkuje. Aczkolwiek i tak można powiedzieć, ze jest pewien postęp.Przy Pytonie Skorupiak potrafił mnie obudzić w środku nocy tylko po to, żeby zapytać o to samo.  Rozumiem ojcowską troskę, lęki i obawy, ale takie schizy to juz przesada....   Chociaż, mogło być gorzej. Są faceci, którzy sie w ogóle nie interesują własnymi dziećmi, prawda? To ja już wolę jak trochę za bardzo świruje, ale co do jego miłości do synów nigdy nie miałam wątpliwości.,...

za wesoło...

za łatwo było. Miałam zbyt wiele czasu i możliwości zrobienia wszystkiego. Teraz za to nie będzie tak dobrze. Pyton ma 39 stopni. Jest marudny, nieszczęśliwy i bardzo potrzebuje mamy. Problem w tym, że mamy potrzebuje również Grzechot, i wolałabym uniknąć braterskich prezentów w postaci wirusa.  Czy ktoś wie, jak się rozdwoić????   A w ogóle to poproszę o pisanie  do mnie - czegokolwiek, komentarze, maile czy coś. Nie obiecuję, że odpiszę - zwłaszcza w obecnej sytuacji, ale to naprawdę pomaga mi dać sobie radę z rzeczywistością...

ktoś ma pecha...

parę dni temu premier Tusk złośliwie spiskując z papieżem Benedyktem XVI spalił Kaczorowi pokazówę z wnioskiem o wotum nieufności. Mało kto w ogóle zauważył ten fakt w obliczu papieskiej niespodzianki. Oczywiście, podobnie jak wszystkie inne działania premiera, było to celowe, złośliwie wymierzone w nie-do-premiera. Tenże jednak bohatersko się otrząsnął po porażce (ma w tym w końcu dużą wprawę) i zapowiedział konferencję prasową. I co? I jakaś złośliwa małpa (zapewne Tusk) zesłała deszcz meteorów. I znowu wszyscy mówią nie o tym, o czym powinni... Ciekawi mnie tylko, jak też premier załatwił te meteory. I z kim w tym celu uknuł spisek. Bo za wiele tego, żeby uznać to za przypadki....

żarłok

Nie mogliśmy sobie ostatnio poradzić  z Grzechotnikiem. podenerwowany był jakiś, wisiał mi na cycu bez przerwy, jadł co chwila, wyjść sie nie dało, a ja już byłam nieźle zgryziona.  W końcu Skorupiak wysnuł jedyny sensowny wniosek: - On jest głodny! Z początku nie chciało mi sie wierzyć, mleko miałam - ale w sumie cięzko stwierdzić, ile. Na oko nie policzę przeciez.  W związku z powyższym postanowiłam sie oddoić laktatorem, podać mu z butelki - a bede miała jakiś pogląd ilościowy na kwestię. Oddoiłam 80 ml. Wessał jednym miękkim ruchem. Na szczęście Skorupiak widząc, co sie święci, przygotował flachę modyfikowanego. Pochłonął 60ml. Odbiłam gościa po raz kolejny, z nadzieją, że mu wystarczy, w końcu 140 ml na trzytygodniowego faceta to dużo. Gdzie tam, przyssał mi sie do piersi i dożarł  jeszcze trochę.    To było wczoraj. Dzisiaj postanowiłam wyjść sobie z domu - u dominikanów są fajne wykłady, a dzisiejszy temat zahaczał mi o zainteresowania zawodowe. W związku z tym oddoiłam

Bracia

Obraz
Ze wzruszeniem patrzyłam dziś rano na naszych synków. Pyton miał chwilę luzu przed wyjściem do szkoły. I jakoś zniknął mi z horyzontu. Obleciałam mieszkanie i w końcu go znalazłam. Leżał sobie na naszym łóżku obok Grzechotka i głaskał go po pyszczku. I obaj cię do siebie uśmiechali.  

złośliwa jestem

Obraz
Od wczoraj siedzę sobie z Grzechotkiem na ręku (to akurat się nie zmienia w ostatnim czasie) i chichoczę złośliwie.  Jak staram się nie komentować zbyt często wydarzeń politycznych, to teraz muszę, bo się wrednie cieszę. Jarkacz zapowiedział wniosek o wotum nieufności dla rządu, przygotował wszystko, żeby media miały czas sie zorientować i znowu zacząć o nim pisać, nadał sie, odpalił fanfary... I Benedykt XVI ukradł mu całe zainteresowanie.  A co gorsza, tym razem to już chyba nawet PiS nie powie, ze to spisek i wina Tuska :))))). I jeszcze demot znaleziony wczoraj - jakże adekwatny:

na specjalne życzenie

Na specjalną prośbę Pytona pochwalę sie synkiem. Widać wyraźnie, że czytanie młodszemu bratu procentuje - Pyton zaczął już czytać bez wokalizowania tekstu, samymi oczkami!.  Oczywiście zwiększyło mu to znacznie tempo czytania, a komentarz potomka był krótki: - Mamo, książki to prawdziwy raj!!!! Ma rację dziecko.  A do tego obiecałam mu, że jak będzie umiał czytać cicho, bez hałasu, to pogadam z wychowawczynią o możliwości czytania na lekcji w sytuacji, gdy inne dzieci jeszcze będą robić zadania, a on już skończy. Nie wiem, czy sie zgodzi, ale spróbowac warto :)

zamówienie

Skorupiak stanął w drzwiach pokoju, lekko zielonkawy i wstrząsany nerwowym chichotem. - Wiesz, co twój syn powiedział? - Nie mam pojęcia, a co? - Że on chciałby mieć jeszcze dwóch braci. W drodze wyjaśnienia dodał, że mielibyśmy wówczas czterech synów. - No, mielibyśmy, ale raczej nie będziemy mieli. - Zapytałem go, czy rozmawiał na ten temat z tobą.... - I co powiedział? - zainteresowałam sie gwałtownie. - Że jeszcze nie rozmawiał, ale na pewno sie zgodzisz! Błąd w założeniu, synu drogi, NA PEWNO NIE!!!!!

mądrość życiowa

Nawiedziła nas dzisiaj Niedoszła Kuzynka - zawrzeć znajomość z Grzechotnikiem, oczywiście. Oraz nacieszyć sie naszym, jakże interesującym towarzystwem, rzecz jasna. Gadało sie bardzo miło, konwersacja płynęła niby górski potok, a w pewnym momencie NK opowiedziała nam kawał. Z niezrozumiałych przyczyn mnie ucieszył niezmiernie, ale Skorupiak miał jakby... zastrzeżenia? Wątpliwości? No nie wiem, ale coś mu sie nie podobało. Całkiem nie wiem, dlaczego. A kawał brzmiał jak następuje: Jak mężczyzna powie, ze coś zrobi, to znaczy, że to zrobi. Nie ma żadnej potrzeby, żeby przypominać mu o tym co pół roku.   Postaram sie powstrzymać i nie przypominać co pół roku o różnych sprawach. W końcu powiedział, że zrobi. Nie dodał co prawda - kiedy....

Matka unieszkodliwiona

Matka została skutecznie unieszkodliwiona przez Grzechotnika. Młody człowiek ma zdecydowany charakter i sprecyzowane poglądy na życie, tudzież plany na najbliższa przyszłość.  Owe plany wyglądają następująco: jeść, ile sie da, i spać, ale wyłącznie w bezpośredniej bliskości matki. Jak odłożę faceta do łóżka, to się zaczyna drzeć i jedyne, co jest w stanie go uspokoić, to zatkanie dzioba cycem. Fałdę na karku ma juz niczym szczeniak buldożka francuskiego, musze mu jakoś te przerwy w jedzeniu zapewnić, nie może wcinać ciągiem od rana do nocy. W związku z tym nie mam innej skutecznej możliwości, jak tylko siedzieć z gadem śpiącym u mnie na brzuchu. W ostatecznej ostateczności daje sie namówić na spanie u nas na łóżku, pod warunkiem wszakże, że matka siedzi obok. No nie ma to tamto, nawet próby wymknięcia się cichcem pod prysznic powodują dość szybko włączenie syreny. W rezultacie większość czasu spędzam siedząc w łóżku i już mi tyłek drętwieje. A najśmieszniejsze jest to, ze on jest c

produkcja taśmowa

Skorupiak wrócił z pracy i skorzystał z okazji, by zająć się potomkiem młodszym.  Konkretnie oznaczało to zmianę pieluchy, gdyż potomek wykazuje się szybkim przerobem matczynej paszy. Pogadując pogodnie do Węża Młodszego rozpakował go z odzieży, powycierał, co trzeba, posmarował pryszczaty kuperek stosownym mazidłem, wymienił pieluszkę na czystą i suchą... I w tym momencie dzieć sobie przypomniał, że jeszcze nie opróżnił pęcherza. Co też natychmiast uczynił. Rodziciel wydał głuchy jęk boleści, po czym zaczął procedurę od początku. Chusteczki, smarowidło, czysta i sucha pieluszka.... Prrrrryk..... I z dolnego końca Węża wylała się kolejna porcja nieapetycznej cieczy.  Skorupiak zamarł na chwilę w bezruchu. Powiedział coś mało zrozumiałego, ale niezbyt groźnie - i zaczął wycierać odwłok potomka. Wytarł, wymienił pieluszkę na czystą i suchą, posmarował co trzeba czym trzeba.... I w tym momencie młody... Co będę pisać, wiadomo, co zrobił. Tak intensywnie tym razem, że upaćkał Skorupia

raport wagowy ostatni

Chyba ostatni, chociaż nie wiem, czy sie jeszcze kiedyś nie pochwalę. Nadal nie zamierzam się przyznawać, ile ważę - za dużo. Ale bilans ciąży jest nader zadowalający:  Różnica pomiędzy stanem z początku ciąży  a tym na dzień przed porodem - 0,4 kg. Tak, to nie jest pomyłka, przytyłam w sumie niecałe pół kilo. i podejrzewam, że to przede wszystkim kwestia świąt i kilku imprez urodzinowych po świętach. Stan po wyjściu ze szpitala - tydzień po porodzie - minus 12 kilo w  stosunku do początku ciąży. I nadal leci w dół, powoli, ale zdecydowanie. Jeszcze element humorystyczny: w szpitalu następnego dnia po porodzie znalazłam na korytarzu wagę. taką starego typu, lekarską, nie elektroniczną - z ramieniem, na którym przesuwa się ciężarki. I wyszło mi na niej, że ważę... więcej, niż przed cesarką:). A Grzechot jednak swoje ważył....   PS. ponad rok temu doszłam do odkrywczego wniosku, że pora najwyższa wziąć się za siebie i schudnąć. Z radością stwierdzam, że mimo  ciąży po drodze jes

Grzechotek i kot

Jedną z kwestii, które mnie bardzo intrygowały w związku z pojawieniem sie nowego członka rodziny, była reakcja zwierzaków na Grzechotnika. Chodziło mi przede wszystkim o kota, bo co do psa, to mniej wiecej wiedziałam, czego sie spodziewać.  Kot stanowił zagadkę. Przy Piotrku byłam zaskoczona - kocur bojowy, trzymający w szachu całe podwórko, samiec - z noworodka przyjął i pokochał niczym najczulsza kocia mama. Opiekował sie nim, sypiał u niego w łóżku (tak, wiem, że to średnio higieniczne, ale trudno), mruczał mu kołysanki i w ogóle dostał kręćka na jego tle. Do tej pory śpią razem, a Piotrek może z Czortem zrobić dużo więcej, niz ja. Mnie sie wyrwie, jeśli bede go niosła w niewygodnej pozycji, Pytonowi nie. Teraz było kilka możliwości: zlekceważy Grzechotka, bo już ma swojego ukochanego pana przerzuci uczucia na Grześka będzie się zajmował obydwoma. Najbardziej sie bałam opcji drugiej - Pytonowi i tak nie jest łatwo, zmienia sie cały jego świat, przestał być jedynakiem, co i

spotkanie na porodówce

O tym, że termin porodu wypada nam z A. prawie idealnie zgodnie - wiedziałyśmy od dawna. Umawiałyśmy sie na ten sam szpital, z nadzieją, ze sie spotkamy - w sumie tydzień różnicy w wyliczeniach, a jak wiadomo tylko około 5% dzieci rodzi sie w terminie liczonym z OM.  Jak pan dr wyznaczył mi datę cesarki i kazał się zgłosić dzień wcześniej - dałam jej znać, żeby w razie czego jechać razem - zawsze weselej. W końcu pojechałam sama. Zameldowałam się, rozpakowałam, zamontowali mi wenflon - i zaczęła sie nuda. Co można robić w szpitalu - czytać i gadać przez telefon. No to gadałam, snując sie po korytarzu. I nagle zobaczyłam znajomą twarz śmiejącą sie do mnie przez drzwi jednej z sal. Okazało sie, że A. przyjechała tego samego dnia, a kroją ją dzień po mnie. Przegadałyśmy razem aż do wieczora i poprosiłyśmy o umieszczenie nas potem w jednej sali na położniczym. W końcu jak sie przyjaźnimy juz tyle lat, to należy szczęściu troche pomóc.  I się udało, co prawda panie z noworodków trochę na

koniec i początek świata

Może mi sie uda wreszcie zebrać te wszystkie ważne i nieważne rzeczy, które działy sie przez ten szpitalny tydzień... Najważniejsze - jest. Wreszcie mamy wyczekane drugie dziecko.  Pod tym względem jest podobnie jak poprzednio - wymarzone, wytęsknione, wpasowuje sie w nasza rodzinę jakby było od zawsze. Przynajmniej tak mi się wydaje, Piotrek zapewne widzi to inaczej, ale mam wrażenie, że i na tym polu problemów jest stosunkowo mało.  Dla Pytona na pewno jest to trudny okres. Widać, że ma straszny mętlik  w uczuciach - z jednej strony cieszy się bardzo, marzył przecież o rodzeństwie i prosił o nie od trzech lat. Z drugiej - jakby nie było, jest to konkurencja do naszego czasu i uwagi. I to bardzo zachłanna konkurencja. Przestałam rano wstawać z Piotrkiem na śniadanie - to przejściowe, jak se skończą ferie, postaram się wrócić do tego zwyczaju, ale teraz i tak trzeba go odprowadzić do szkoły, żeby zapisać na odpowiednie zajęcia Zimy w mieście - zapisy są rano na bieżąco, nie ma możli

Mądrości pytonie

- żony czasami  umieją być nieznośne! - wygłosił dziś Pyton z przekonaniem. Ciekawe, skąd on to wie?...