Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2014

czy to wstyd być dobrym człowiekiem?

Tak mnie naszło na wydumki. Przypomniała mi sie garść scenek z różnych miejsc, do tego nałożył sie artykuł o owolontariacie, w którym moją uwagę przykuło jedno zdanie: "Koledzy uważają mój wolontariat za dziwactwo." I zaczęłam się zastanawiać, jak to jest, że jesli komuś sie coś stanie w miejscu publicznym, to na stado gapiów można liczyć bez pudła. Na to, żeby ktoś z nich się ruszyl i pomógł - już nie za bardzo.  Taka zwykła pomoc drugiemu człowiekowi czasem w naprawdę niewielkiej sprawie - jakoś nie pasuje bliźnim do mebli. Mam wrażenie, że sie wstydzą, że ktoś może ich zobaczyć - w trakcie czego? - bycia Człowiekiem? Jedna ze scenek - stoimy zs Skorupiakiem w korku na wiadukcie w centrum Warszawy. Na sasiednim pasie starsza pani w jakimś małym cinquecento czy czymś w tym guście usiłuje zapalić silnik. No zgasł, paskud jeden i kicha. Pani jest starsza, sama, stoi jeszcze lekko pod górkę - nie ma siły, nie poradzi. Korek jest i bez tego, jak jeszcze zablokuje jeden pas -

Przedsylwestrowo

Sylwestrowe plany mamy takie jak zwykle - idziemy spać. Na szczęście. Gdybyśmy przypadkiem postanowili w tym roku zmienić zwyczaje i wydać ciężką kasę na jakiś bal, to ilość brzydkich wyrazów zapewne by wyczerpała limit na najbliższe dwa lata. A tak klniemy tylko troszkę. Skorupiak miał problem z zębem, nie bolało, ale czekało na załatanie. Poszedł w poniedziałek. Wrócił zadowolony, co prawda paszcza mu troche zesztywniała po dłuższym trwaniu w stanie otwartym, ale co tam. Grunt, ze do przodu, pani dr przeczyściła kanały ząbka, załozyła opatrunek czy inny klajster i powinno być cudnie. Cudnie było do momentu, kiedy zaczęło puszczać znieczulenie zabiegowe. Puszczało i puszczało, bolało najpierw trochę, potem bardziej, a w końcu Skorupiak łaził po ścianach. Zjadł jakąś dziką ilość prosszków przeciwbólowych i dopiero po końskiej dawce tychże ból spadł do poziomu pozwalającego zasnąć. Zabiegi typu chłodzenie nie pomagały nic. Do rana zrobiło sie jako tako znośnie, dzień przetrwał, al

dencka

Grzechot gada jak nakręcony, często pojawiają się piękne konstrukcje - niestety na chwilę, zanim je zapamiętam i zdążę zanotować - już słowo wykluwa się w postaci prawidłowej.  Jednym z bardziej trwałych słów okazała sie "dencka"Pytanie - czy ktoś zgadnie, co to jest? W nagrodę można taką denckę dostać, oczywiście pod warunkiem spotkania, bo wysyłka raczej nie ma specjalnie sensu - choć technicznie byłaby mozliwa ;)  

Na pocieszenie

Obraz
Buka umie pocieszyć:

nie chce spać!!!!!

Uduszę dziś własne dziecko. To młodsze. Chociaż może mu sie omsknie, bo wreszcie zasnął, drań jeden. Woziliśmy sie z nim na zmianę ze Skorupiakiem przez DWIE GODZINY. I nic. Wesolutki szczygiełek, brykał, robił babach, psikusy, gadał, kazał sie głaskać, domagał pić albo telefonu, albo - dla odmiany - przejażdżki tojką. Jak wreszcie zasnął i mogłam od niego wyjść, to puściłam sobie na pocieszenie koncert dla rodziców . I puszczę jeszcze pewnie ze dwa razy dzisiaj, zanim mi wściek przejdzie.  

lepiej 41

Młody wyłazi, wczoraj już bez nurofenu na zbicie gorączki. Skorupiak miał mieć wolne, ale nic z tego, siedzi w robocie i jutro pewnie też będzie. A ja sie szykuję psychicznie na jutrzejszą zmianę licznika. I nie najlepiej mi to idzie, jakoś w to nie moge uwierzyć. No nie mogę, kant jakiś  i tyle. NIe urządzam imprezy. No chyba, że stypę na pożegnanie trzydziestki.

niech ja pierzem porosnę...

Grzesiek po trzech dniach gorączki ma wysypkę. Ale trzydniówkę już przechodził, a to akcja jednorazowa, wiec to raczej nie to. Wezwałam lekarza do domu, będzie licho wie, kiedy. Oczywiście najgorszy możliwy moment, świąteczne dyżury są nieliczne, więc pewnie gania po całym mieście jak kot z pęcherzem od jednego chorego do drugiego. Synu, miej litość nad rodzicami!!!!   PS. ByŁa pani doktor. Rumień zakaźny. tyle dobrego, że niegroźne i raczej juz w fazie schyłkowej.

Sam! Sam!

Tytułowy okrzyk słychać mniej więcej co pięć minut. Grzechot bardzo chce byc samodzielny - -i w miarę możliwości jest. Sam wkłada rajstopy - to znaczy podaję mu właściwą stroną i czekam, aż w końcu padnie "Mama, pomóz!!" Sam bierze pijapę zza miśka, sam ją sobie otwiera, sam siega po milion różnych rzeczy... Niestety, ku swemu wielkiemu ubolewaniu nie może sam ukroić ciasta, bo wredna matka zabiera ostry nóż z łapek. Sam wspina sie na wszysytko, sam włazi do wanny, sam wchodzi na swoje krzeełko (takie wysokie, jak również sam z niego wychodzi... A matka siwieje w tempie ekspresowym, bo takiego samodzielnego to jednak trzeba pilnować, jakby zaczął lecieć. Więc stoję, patrzę, pozwalam próbować, a włosy rządkami zmieniają mi kolor...

wieści z frontu

Grzesiek nadal chory, zapewne jakaś wirusówka. Temperatura zmienna, jak nie zbijam lekami, to leci pod 39. Dostanie Nurofen albo Pedicetamol - żywiutki jak skowroneczek przez następne 8 godzin, po czym znowu rośnie. Objawów dodatkowych brak. W rezultacie poszło się gwizdać spotkanie z cioteczną siostrą starszą od Grzechotnika o 8 miesięcy, spotkanie u (pra)dziadków, gdzie będzie spęd ogólny - niestety, on byłby tam za rozsadnik, a maluchów sporo, w tym panienka dwumiesięczna. Wypadło również spotkanie z Niedoszłą Kuzynką, czego bardzo żałuję, bo rzeczona wybrała wolność i wyprowadziła sie z Warszawy, przez co okazje do spotkania są dużo rzadsze. Teraz była no i gucio. Kurczę, młody, takie dowcipy świąteczne to jednak nie są zabawne, mamy poczucie humoru ich nie obejmuje. Zmień płytę kochanie, w przyszłym roku masz być zdrowy!!!! Czego Wam również, Czytelnicy Kochani, życzę serdecznie, bo w tym zamieszaniu nie zdążyłam zamieścić stosownie świątecznego wpisu.  Ale w sumie u nas nic

no nie...

Ostatnie przygotowania do Wigilii. Gzesiek ma 38 stopni.  dziękuję synku za taki prezent. W przyszłym roku wymyśl coś innego, to już było .   PS. Godzinę później , w kolejce do lekarza mial juz 39,6. Ale nie wiadomo co jest.

nos w paski

Grzechot jest osobnikiem ruchliwym i gadatliwym. Skutkuje to między innymi tym, że w ysiedzenie w spokoju (przynajmniej względnym...) przez całą mszę przekracza jego możliwości wielokrotnie. Żeby tylko biegał, to pół biedy, msza dla dzieci, więc takich biegusów jest więcej. Niestety Grzechot przekazuje swoje poglądy na świat głośno i dobitnie, jak również wkurza sie, jeśli nikt nie chce z nim rozmawiać. Głosi kazanie alternatywne. W rezultacie więcej chodzimy po dworze (jeśli pogoda pozwoli) albo po zakamarkach krużganków i dolnego kościoła - jesli pogoda nie sprzyja. Dziś padło na ten drugi wariant. NIestety, łażenie po schodach bez poręczy nie jest jeszcze sztuką do końca opanowaną, w związku z czym jak Grzesiek wyszedł dziś z kościoła, to miał pięknie obdrapany nos. Zleciał mi na schodach, takich betonowych - dolne piętro nie jest jeszcze skończone, już używane, ale w stanie raczej dość surowym, mówiąc oględnie. I po takich betonowych schodach Wąż Młodszy zleciał. Właściwie to  

sesja foto

Odbyłam dziś mini sesję fotograficzną. Efekty mi się niezbyt podobają. Ja się tam za bardzo nie znam, ale tak na oko to mi wychodzi, że nie ma siły, kręgosłup musi mnie boleć. Trzeba będzie zacząć ćwiczyć w domu, bo szans na wyjście na zajęcia w porze, kiedy jeszcze mam siły ruszyć palcem to niet. Dobrze, ze ortopeda zapisał mi jakieś zabiegi instruktażowe, to może sobie nie zrobię krzywdy niewłaściwymi wygibasami. To będzie ciekawe doświadczenie, ćwiczenia  z Grzechotnikiem na karku...

zawalidroga

Kręcę sie po mieszkaniu  i sprzątam. Skorupiak robi to samo, Piotrek kanalizuje Grześka. Kot się zwinął w kłębek na kaloryferze i śpi. Pies plącze sie pod nogami koszmarnie, jest wszędzie naraz, ze szczególnym uwzględnieniem miejscówki w drzwiach salonu, ale tak lekko wystając na korytarz. Potknie sie tam o niego każdy, kto będzie gdziekolwiek szedł. Prośby nie pomagają. Kilkukrotne rozdeptanie (nieumyślne) również.  Ona musi być w centrum i już.   Jak wytłumaczyć psu, że zawadza w tym miejscu jak cholera????

kant jakiś

Byłam wczoraj u lekarza. Zbiera wywiad i pyta między innymi o wiek.  Mało sie nie udławiłam, jak odpowiadałam 'Czterdzieści." No bo faktycznie, za dziesięć dni zmiana licznika... Kiedy to przeleciało, czy ktoś może mi wyjaśnić?????

zaczęło się

Nie mogę znaleźć prezentu dla Piotrka.  Prezent duży, więc ilość kryjówek lekko ograniczona, ale i tak przepadł. Ciekawe, co jeszcze zgubię...

kolejny przysmak

Grzesiek zeżarł mi właśnie pół pora. Tak ot, na surowo. Brak mi słów.

nie zauważyłem...

Z sąsiedniego pokoju dobiega co chwilę charakterystyczne yk! yk! - Synu, ale cię czkawka wzięła! - Mnie??? - zdziwił sie Piotrek. - A co, to nie ty masz czkawkę? - A faktycznie, ja. NIe zauważyłem....   To już trzeba byc artystą, nie zauważyć czkawki u siebie:)

owca z szablonem

Przekazano mi ostatnio co lepsze perełki z serii - jak się śpiewa hymn. Wniosek ogólny był taki, że żal patrzeć, co naród z nim wyprawia, w szkole powinno się porządnie nauczyć zarówno tekstu (nie tylko na pamięć, ale również tłumaczenie z polskiego na nasze), jak i melodii, tak  żeby nawet najbardziej drewniane uszy miały pojęcie. Melodia melodią, nie wszyscy mają słuch, ale tekst znać powinni. A nie znają. I nie mam tu nawet na myśli sławetnego "Z ziemi wolskiej do wolski"  w wykonaniu Sami Wiecie Kogo. Nie, poraził mnie inny wariant. "Co nam owca szablon wzięła..." Nie wiem, co było dalej, wyobraźni mi nie starcza, jak można to przerobić.  Przerażające.

ciekawe....

W kólko sprzatam, a tu ciągle bałagan. Klocków Duplo mamy chyba milion, bo zaraz po pozbieraniu do pudełka plączą sie pod nogami WSZĘDZIE.  Z butami podobnie, czyżby tu mieszkała jakas stonoga? Piąte podejście do mycia podłóg. Trzymajcie kciuki może sie tym razem uda...

zawody 42

Piotrek wczoraj zmowu mial zawody. Zastanawiałam się, czy go puścić, bo trochę zakatarzony i ogólnie zdechły, ale potem uznałam, że nie na tyle, żeby nie poszedł do szkoly, a niech się uczy, że nie każdy katarek jest od razu zwolnieniem z wysiłku i pracy. A do tego, jesli nie będzie najlepszy, to tez mu dobrze zrobi. Poszliśmy razem - na szczęście bez Grzesia, bo byłaby masakra. Ja sie wynudziłam setnie w dusznej sali, Piotrek z uwagą obserwował inne walki - fantastyczne było pzyglądanie sie mu, jak siedział przez te czas i patrzył. NIe zasypiał, nie gadał z kolegami, tylko uwaznie śledził to, co się dzialo na matach. Pierwszą walkę przegrał, przeciwnik rąbnął nim o matę aż zadudniło. Widać było, że chłopak jest dobry, do tego mial już żółty pas - a Piotrek ma biały, czyli tamten trenował dwa lata dłużej.  Tu sie przydala mama do pozbierania, zwłaszcza, że trochę go bolał obity bok, ale szybko zaczął mi chichotać na kolanach, zebrał w kupę i dwie następne walki już wygrał (też z ż

rewanżyk

Od lat jest omalże tradycją, że domyślam się, co Skorupiak dla mnie wykombinował. NIe robię tego specjalnie, nie węszę i nie grzebię po szafkach, ale jakoś tak wychodzi. Dzisiaj wziął odwet.  Mam w tym roku problem prezentowy z nim, ale w końcu coś wymyśliłam.  Zamówiłam, pracowicie schowałam . A on odkrył mój schowek podczas sprzatania. Cóż, dobrze, że był tam tylko jeden prezent, pozostałe są gdzie indziej. Ale muszę wreszcie znaleźć chwilę i zapakować wszystko,. jak leci, to sobie będzie mógł znajdować do oporu.

Hurra!!!!

Dzielni panowie, Skorupiak do spółki z moim Tatą naprawili mi zmywarkę!!! Byłam już lekko przerażona sytuacją, bo kupowanie nowej nie wchodziło w grę - jeśli mielibyśmy kupować, to zupełnie inną, mamy taką malutką, dwuosobową, kupowaną dziesięć lat temu jak nie więcej. Przy czteroosobowej rodzinie jest po prostu za mała, a z kolei kupienie większej równa sie konieczności solidnego przemeblowania kuchni. A to już z kolei jak robić, to raz a do końca, marzy mi sie wymiana szafek - kiedyś dałam sie nabrać, jak mi jakieś cwaniutki z firmy szafkowej twierdziły, że nikt mi nie zrobi pod sam sufit i marnuje mi sie tam mnóstwo przestrzeni. Czyli demolka wszystkiego. W ogóle powinniśmy wrzucić do tego mieszkania granat a potem zrobic je od nowa, ale to wymaga paru detali - jak na przykład wygranej w totka. Albo bezdzietnego a bogatego wujaszka w Ameryce.  W związku z powyższym podjęta została próba reanimacji sprzętu - jak widac skuteczna. Możliwośc uniknięcia ciągłego zmywania garów cieszy

Bizon w odstawkę

Zarządziłam zmianę płyty w odtwarzaczu zanim znienawidzę Carmen. Teraz króluje Talt. Ponownie pytanie - co to za jeden? :)

Woltyżer

Grzesiek ma łosia na biegunach. Takiego czerwonego, ikeowskiego. Odziedziczonego po Piotrku. Ponadto kocha wszelkie wspinaczki, przewroty, turlania, fikołki - wszystko, co się da wymyślić. Określa to zbiorczym terminem - ba bak. Dzisiaj doszła kolejna ewolucja. Mianowicie bujając się na łosiu po kowbojsku schyla się i próbuje podnieść z podłogi klocka. Na razie zsuwa się z wierzchowca, ale to dopiero początki... POra szukać zajęć z gimnastyki akrobatycznej dla dwulatka. 

Pomocy!!

Siedzenie w domu z Grześkiem padło mi na mózg. Tak jak zawsze byłam wrogiem ciapciania do dzieci, to chyba zbliżam się do tego etapu. Grzesiek się od niego oddala, więc refleks  mam jak szachista po zawale. Zaczęłam zdrabniać. Jeszcze nie seplenię, na całe szczęście, bo bym chyba sama ze soba nie wytrzymała, ale jeśli tylko dane słowo ma wersję zdrobniałą, to można ze sporym prawdopodobieństwem założyć, że będę go używać. Już Piotrek to zauważył i zaczął mnie punktować na każdym kroku, bo faktycznie - butki, kurteczka, krzesełko, stołeczek, łapki, talerzyk...  Aaaaaa!!!!!! Pomóżcie, dobrzy ludzie. Nie wiem, jak, nie mam pojęcia, co zrobić, żebym znowu zaczęła mówić normalnie. Ładna, poprawna polszczyzna była dla mnie zawsze czymś bardzo ważnym, jakimś moim elementem patriotyzmu, a tu tak...

ktoś mnie robi w jajo?

Przyszła zamówiona paczka z prezentami. Przyszła już przedwczoraj, ale nie miałam warunków, zęby ją otworzyć - innymi słowy Piotrek Wścibskie Oczko węszył po okolicy. WIęc jej po prostu nie otwierałam i już, w końcu wiedziałam, co w środku. Dobrałam sie do niej dziś - i lekko zdębiałam w pierwszej chwili. Moim oczom, zamiast zamówionych przedmiotów, ukazała sie wytłaczanka do jajek. Potem druga... Ktoś sobie jaja ze mnie robi? Ależ skąd. Po prostu stabilizowały całość i zajmowały wolną przestrzeń w pudełku, żeby zawartość właściwa nie latała. Pomysł znakomity, sama będę wykorzystywać, bo też czasem sie zastanawiam, co dać na wypełniacz. Ale co się zdziwiłam, to moje... :)  

dentystyczny

Rozrywki zapragnęłam, urwać się z domu bez dziecka.  To poszłam do dentysty. Że ząb mi się złamał, to pisałam. Prawdę mówiąc, złamał mi sie prawie dwa lata temu, tuż przed narodzinami Grzesia. Przystojny pan stomatolog zaklajstrował mi go wówczas czymś i powiedział, że to na pół roku starczy, ale potem trzeba będzie wstawić implant.  Nie mialam głowy do tematu, forsy ani czasu, ząb cicho siedział i nie dokuczał, więc nie poszłam.  Ostatnio złamał się drań po raz drugi - została z niego tylko przednia ściana. No to zainteresowałam sie bliżej kwestią implantów. I lekko pobladłam, bo z pobieżnego wyliczenia wyszło mi, że bez pięciu kafli nie mam do czego startować. A lepiej sześć.   Nie mam sześciu kafli na zbyciu.  Na szczęście rodzina duża, stomatolog też się znajdzie. Ciotka wiercąc tacie w zębach stwierdziła, że wcale niekoniecznie implant, może być porcelanowa korona.  Za około jednego kafla, a nie sześć. Ja tam sie nie znam, tata też, a ona mojej paszczy nie widziała, więc um

Ostatni...

... zastrzyk kotu zrobiony.  Na przyszłośc będę już wiedziała, że umiem i jak się kotek wda w bójkę, to od razu jak tylko doktor uzna, że nie ma konieczności oględzin i innych bardziej inwazyjnych zabiegów, to będę robić sama.  Taniej i szybciej. Czego to człowiek nie zrobi, jak musi. Nawet, jeśli mu się wydawało, że nigdy, nigdy, nigdy.

meloman

Grzechot ma zdecydowane upodobania muzyczne. Jak coś lubi, to nie ma przebacz, słucha na okrągło. Ostatnio upodobał sobie muzykę klasyczną.   Jego ukochanym (chwilowo) kompozytorem jest Bizon.   Kto zgadnie, o kogo chodzi?

kariera

Kolejny zastrzyk w koci tyłek. Coraz sprawniej i bezproblemowo. Chyba pomyślę o dokształceniu  i zacznę szukać pracy jako pomocnik weterynarza. Albo poskramiacz tygrysów w cyrku.

udało się!

Dzielna jestem.  Zastrzyk kotu zrobiłam. Przy współpracy przyodzianego pancernie Piotrka, który trzymał kotu ręcznik na głowie.  Nie odnotowano żadnych, nawet najmniejszych obrażeń!. Tylko kot sie na mnie obraził i teraz ucieka za łóżko...

szaleniec z nożem

Grzesiek co chwila biega mi z nożem po mieszkaniu. Takim ostrym, do warzyw najczęściej, ale nawet, jeśli weźmie inny, to nie są to stosunkowo mało niebezpieczne noże do masła... POwinnam założyć blokadę na szufladę ze sztućcami, ale wtedy już zwariuję kompletnie, poblokowane  w kuchni mam i tak więcej, niż bym chciała. ALe Gadzina jest coraz sprawniejsza... A rozrywka bierze sie stąd, że dziecię me kochane bierze pomarańczę, paprykę, ogórka (dziś), jabłko, albo inną zieleninę i przynosi, żeby mu obrać i pokroić na kawałki nadające sie na wsad do paszczy. Po czym się tąże zieleniną zażera, aż mu się uszy trzęsą. ZJadł mi pół ogórka i pognał szukać kolejnych smakołyków... (ostatnio nakryłam go jak zżarł pół kostki rosołowej...)

Ktoś mnie chyba przecenia...

A konkretnie to nasz Nadworny Lekarz Od Zwierzyny. Koteczek znowu wdał sie w jakąś bójkę. Od paru dni byl jakiś niemrawy, nieswój, już chcialam go wieźć i robić mu badania krwi, przerażona, ze z nerkami znowu gorzej, gdy Skorupiak odkrył przyczynę. POmiział porządnie niechętnego Pacjenta i wyczuł sklejki w futerku. Dużo sklejek...  Obejrzeliśmy komisyjnie i okazało sie, ze ktoś sie kotu dobrał fachowo do gardła i po prostu pogryzł nieco. Zawiozłam w związku z powyższym kota do weterynarza, który obejrzał ranę, stwierdzxił, że ropień już pękł, i bardzo dobrze, zaaplikował przeciwbólowy i antybiotyk w tyłek i zaprosił na dziś na powtórkę. A dziś zapytał, czy dam sobie radę z robieniem zastrzyków kotu sama... Wiedział, że psu kroplówki robię.  Ale wiedział również, że pies jest spokojny, najwyżej histeryczka, a kot bojowy... Jutro próba ogniowa, jak sie nie uda, to przywiozę mu pacjenta, jak sie uda - pojadę po jeszcze dwie strzykawki... Jak przestanę pisać, to będzie znaczyło, ze

problem prezentowy

Zaczynam mieć coroczny problem z [rezentami. Gdzie ja je mam chować, tak żeby:  niewłaściwe osoby nie znalazły ich za wcześnie,  żebym ja o nich nie zapomniała i wiedziała, gdzie je wetknęłam. Praqwdopodobnie o czymś zapomnę, bo nie mam dobrego miejsca, zęby to pochować, więc utykam w różnych kątach i na bank znajdę coś koło Wielkanocy :)

kasanka

Mały domaga sie ostatni regularnie różnych rzeczy. Systematycznie rozbrzmiewa żądanie: - Mama, kasanka! Nie denerwuj sie jednak, czytelniku. Matka nie pasie dziecka kaszanką. Potomek Mniejszy domaga sie kołysanki.... Jako odmiany od cholernych " Kapeluszy "...

uczulenie kulturalne

Zasadniczo lubię Małego Księcia. Nawet bardzo, z różnych powodów. Ostatnio jednak zaczynam mieć szczękościsk na ten temat. Grzechot pokochał jedną piosenkę z tego spektaklu w reżyserii Domagały i domaga sie jej jak dzień długi. Znalazłam ją na YT i puszczam małemu jak dzień długi, ale sama mam już odruch wymiotny.  Ciekawe, jak długo będzie tegochciał słuchać. I jak długo będzie potem trwał u mnie detoks, zanim znowu wezmę tę książkę do ręki...

wszystkie drogi prowadzą do Rzymu

Grzechot ma ostatnio mową rozrywkę. Zwiedza. Na szczęście razem ze mną, nie wybiera się (jeszcze) na samotne wycieczki, chociaż zamykania drzwi na zamek musimy juz pilnować bardzo. Jak jedziemy przez Ursynów, to młody człowiek wybiera trasę. Ta najprostsza, dobrze znana jest nudna, więc ma wymagania - w prawo, w lewo... A jeśli matka ośmieli sie pojechać nie tak, to sie drze.  Matka ten terror przez chwilę znosiła, bo ją to bawiło, ale zasadniczo bardzo nie lubi, jak się na niej coś próbuje wymusić wrzaskiem. Jesli ma humor, to ustala z Grześkiem, że ma ładnie poprosić i powiedzieć przed skrzyżowaniem, w którą stronę jedziemy. Jeśli matce się nie chce lawirować przez okolicę, bierze się na sposób. Zbliżając się do skrzyżowania zadaje Potomkowi pytanie: - Synu, jak jedziemy? Może być prosto? - Cały wic polega na tym, żeby zapytać o kierunek, który najbardziej pasuje kierowcy, bo pasażer zwykle entuzjastycznie potwierdza. Coraz starszy dzieć i ma coraz większe wymagania. Ale może