Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2012

wiosna idzie :)

Jak wracałam po odprowadzeniu pytona do przedszkola, to widziałam srokę tkającą isternie gniazdo na drzewie w ogrodzie szkolnym.  To gniazdo ma już parę lat, elegancki daszek - jak na sroczy dom przystało - i co roku sie rozrasta.  Gawrony też juz coraz częściej siedza parami przytulone do siebie - świat sie budzi do życia. Jak fajnie!!!!!!

pomyłka

Wczoraj u dominikanów był wykład nt. "czy chrześcijanom potrzebna jest psychoterapia?" Chciałam na to pójść, dogadałam sie ze Skorupiakiem, że wróci o odpowiedniej porze i zagospodaruje potomka. Wrócił, jak obiecał i szczęśliwa niczym prosie w deszcz pognałam na wykład. Wparowałam do sali, ucieszyłam sie, ze takie luzy, jeszcze dają herbatkę, ciasteczka... No luksus. Ale po chwili zaczęło być mi jakos dziwnie. Rozejrzawszy sie uważnie stwierdziłam, że większość ludzi ma jakieś teczki. Jakby tego było mało na środku stalo pudełko z długopisami. Co jest, klasówka po wykładzie, czy co? Kompletnie przestało mi pasować, gdy wykład sie zaczął - było jakoś kompletnie nie na temat. Po czym pani prowadząca rozdała karteczki, więc skorzystałam z okazji i zapytąłam, co jest grane. Okazało sie, że trafilam na kurs dla narzeczonych. O ponad dwanaście lat za późno... :) Na szczęście szybko sie dowiedziałam, gdzie powinnam sie znaleźć, wzięłam pod pachę płaszcz i powędrowałam pod wła

dylemat 113

Wczoraj wieczorem Pyton wystąpił z problemem: - Mamo, bo ja nie wiem, z kim mam się ożenić, z Mają czy z Martynką...  Pomyślał chwilę i dorzucił: - Chyba jednak z Mają. - Piotrek, a ty zapytałeś Maję, czy ona też chce za ciebie wyjść?  - Nie, zapomniałem. Zapytam jutro - postanowił.

przypadek?

Obraz
łażąc po blogach trafiłam przypadkiem na stronę Harapati . Od razu zachwycił mnie wisiorek na zdjęciu a gdy się wczytałam dokładniej i zobaczyłam konkurs rozdawajkowy - no nie mogłam sie juz powstrzymać.    Zapisy jeszcze trwają - do 25 lutego, więc strzelę sobie w stopę i powiadomię potencjalna konkurencję, ze tu takie śliczności sie wyrabia :)

O co tu chodzi???

Dialog z Pytonem: - Mama, a kiedy P i A wzięłi ślub? - półtora roku teu. - Aha, czyli pół roku temu mieli rocznicę? - dokładnie tak. - Ale dlaczego, skoro P ma wąsy? - ????? - No bo przecież on jest moim chrzestnym tatą, to nie może.   Niezbadane są ścieżki dziecięcej logiki. Nic z tego nie rozumiem.

Wolność!!!!

nareszcie nastąpił dzień wyczekiwany od dawna. Wypatrywany tęsknie i z niecierpliwością. Dzisiaj mój kochany koteczek został wypuszczony na spacer. łapka sie już zagoiła, oczywiście jeszcze widać ślady, ale już nie musze sie bać, że sobie otwartą ranę zakazi włażąc do pierwszej z brzegu kałuży. Trochę sie bałam, że jak pójdzie w tango po dwóch tygodniach siedzenia w domu, to wróci za trzy dni  i miałam nadzieję, zę pogoda będzie niesprzyjająca kocim wędrówkom.  Nic  tego, słoneczko, lekki śnieżek, kilka stopni mrozu - jakieś dwa lub trzy, nie więcej (właściwie nie mniej). Trudno, ile można trzymać kota - ja już nie dam rady znosić jego wrzasku. Gdy otworzyłam okno, kot najpierw długą chwilę stał, jakby własnym oczom nie wierząc. tylko czubek ogona mu drżał, reszta nieruchoma niczym posąg w parku. W końcu zasugerowałam mu, że mógłby szybiej przetwarzać dane, bo mi zimno i nie ma mowy o zostawieniu otwartego okna, żeby mógł sie zastanawiać. Na takie dictum kocisko sie sprężyło i po

kup pan kozę 114

Rozbestwiłam sie. Sama nie wiedziałam, jak mi dobrze aż do czasu, kiedy dobrze byc przestało. A wszystko za sprawą kota, oczywiście. W końcu po co sie ma dzieci i zwierzeta w domu - żeby było na kogo ponarzekać i zwalić całą winę. A już czarny kot nadaje sie do tego wyśmienicie. Tak więc czarny kot zachował sie zgodnie z zasadami i dał powód do narzekania.  Poszło o kuwetę.  Puszczałam kolejne pranie (wielkiego, beżowego niedźwiedzia), i stwierdziłam, że kocia kuweta wymaga interwencji. Mrunęłam coś brzydko pod nosem, że to już któryś raz w ciągu ostatnich paru dni i w ogóle kotu sie pod ogonem poprzewracało, bo co to znaczy, że tak często trzeba tam sprzatać. A potem puknęłam sie w głowę. Tak często - codziennie, a właściwie kilka razy dziennie - to jest zupełnie normalna częstotliwość. To tylko ja jestem taka wygodnicka i sprzątam tam raz na tydzień mniej wiecej. Zanim ktoś sie zacznie zastanawiać, jak ja mogę wytrzymać  w tym, excusez-le-mot, smrodzie, śpieszę wyjaśnić, że kuw

bitwa dominikańska

Ostatnio co wyjście na spacer to Piotrek wracał przemoczony jak szczur wodny. Nie ma co się dziwić - sanki, jabłuszko, czasem się zjeżdżało na pupie - zwłaszcza, jak jabłuszko wybrało wolność i znajdowało się u podnóża górki wcześniej, niż Pyton. Dzisiaj nie przewidywałam takich rozrywek - śnieg topnieje, na sanki już się nie da pójść. Do tego rodzice zaproponowali powrót do tradycji przerwanej kłopotami zdrowotnymi taty - sobotnie nocowanie Pytona u nich. Zgodziliśmy się z radością, zawieźliśmy, wykąpałam gada, położyłam - jeszcze Chatka Puchatka i papa. Spotkaliśmy się dzisiaj w kościele - na mszy dziecinnej u dominikanów.  W swej naiwności uznałam, że co jak co, ale msza nie stanowi zagrożenia błotno-wodnego. Nic bardziej mylnego. W ogłoszeniach ojciec Krzysztof zapowiedział, że za chwilę zaprasza wszystkie dzieci, których rodzice się zgodzą, na bitwę na śnieżki. Po mszy Piotrek pognał na wyznaczony plac boju. O. Krzysztof i o. Michał podzielili towarzystwo na dwie drużyny i da

dzielna jestem

jak w tytule. W związku z odchudzaniem w Tłusty Czwartek nie zjadłam ani jednego pączka. Poproszę o pogłaskanie po główce i docenienie, bo trudne było....

wyciąg rodzicielski

Ostatnio po przedszkolu plan jest prosty - sanki lub jabłuszko i idziemy na górkę.  Górka ma mnóstwo zalet - jest blisko, nie za wysoka, ale wystarczająca do zjazdów, ostatnio - z odpowiedniąilością śniegu. Ma też mankamenty - powierzchnia zjeżdżalna jest stanowczo za mała na dzieciarnię ze szkoły i przedszkola naraz. Poza tym obecnie pod piekną puchatą warstwą śniegu jest równie piękna, twarda i cholernie śliska warstwa lodu - której nie widać..... Do tego na skraju z jednej strony jest rząd rosy rugosy - kłującej paskudnie. W związku z powyższym, żeby ułatwić maluchom włażenie, ustawiłam sie dzisiaj na skraju górki w miejscu, gdzie maluchy podchodziły i po kolei wyciągałam je na górę.  Po chwili już wszystkie wiedziały, jaka jest procedura - podchodzi sie samodzielnie do granicy lodu, potem wysuwa do przodu jabłuszko - mocno trzymając drugi koniec. Ja łapałam wystawiony w moją stronę plastik i ciągnęłam całość.  Na dole górki stał cały tłumek rodziców. Przytupywali dla rozgrzew

no coś mnie trafi...

sąsiad za ścianą warczy od paru dni. Punkt ósma odpala wiertarę i boruje dziury w ścianach. W przerwach stuka młotkiem.  Żyć sie nie daje, mnie boligłowa, pies piszczy, kot miauczy, że chce na dwór - a jeszcze nie możę, musi mu sie łapa porządnie zagoić, zwłaszcza, jak teraz znowu dozorca soli.  Ech.... I znowu - wrrrrrrrrrrrrrrrr.. Czuję sie jak u dentysty.

zirytowałam się

Tata przesłał mi ostatnio wizytówkę zatytułowaną SPAM - nie odbierać. Powrzucał tam różne takie numery dzwoniące do niego, z smsów.  Zapisałam sobie w telefonie myśląc, że pewnie mi sie nie przyda, bo tacy to zwykle łowią numery od naiwniaków, którzy liczą na superwygrane w superpromocjach i dają sie naciągać na zbójeckie stawki za kolejne smsy. Otóż nie tylko. dzisiaj zaczęli sie namolnie dobijać -  trzy telefony w przeciągu trzech godzin. szlag mnie trafił, jak zadzwonili w trakcie czytania Piotrkowi Kubusia Puchatka - my tu sobie o zabawie w misie-patysie, a tu mi sie dobijają. Do tego telefon zabrzęczał kotu pod brzuchem - leżal sobie wygodnie na moim biodrze i milutko grzał, a jak u zaczęło wibrować, to uciekł.  Będę wredna. Jak do kogoś dzwonią spod numeru +48223205311 to na drzewo i nie odbierać.

zakład

Pyton idzie spać.  Kręci sie w łóżku, gada, przytula, wygłupia.  - Piotrek, pora spać. Zamykamy oczka i dziób. - A ja nie zamknę oczu wcale.  - Pyton, koniec brykania, zamykamy otwory twarzoczaszki. - zobaczysz mama, nie zamknę. - Tak? No to proszę bardzo, będzie po twojemu. Nie zamykasz oczu aż do rana. Pamiętaj, że nie wolno ci zasnąć, nawet na moment. Ale ie wolno przez ten czas sie bawić ani brykać, leżysz z otwartymi oczami. Tu już sie zaczął łamać.  - mama, ale tak całkiem do rana to ja nie dam rady... nie ma sprawy, mogę okazać wielkoduszność. - No dobrze. Ale przez najbliższe pół godziny masz wytrzymać. ja wychodzę, bo jak tu będę siedzieć to będzie ci za łatwo. Jak przyjdę za 30 minut, masz mieć otwarte oczka. - Dobrze. I potem już będę je tak powoli zamykał (tu pokazuje, jak to sie będzie odbywało).  Pocałowałam w nos i wyszłam. Nastawiłam minutnik w komórce (ah, jaka to użyteczna rzecz) na 30 minut i zajęłam sie swoimi sprawami. Jak zadzwonilo, poszłam do pokoju

Pies w butach

Był kot w butach, to czemu nie pies. A wszystko dzięki znajomej - kupiła swojej psicy butki, ale były o numer za małe, więc przejęła je Agrusia. Ja sie już do takich butków przymierzałam w zeszłym roku, ale poraziła mnie cena tych, które akurat zobaczyłam. Niewykluczone, że były ze skóry karibu, ręcznie haftowane przez buddyjskie mniszki i wysadzane diamentami, bo kosztowały jak za zboże. Odpuściłam temat, a tu okazało się, że wystarczy dycha za nogę :) Na początku chodziła prześmiesznie, jak kaczka, majtając łapkami na boki. Nie była do końca zachwycona, ale już opanowała technikę i dobrze jest. Tyko po powrocie ze spaceru patrzy na mnie wymownie: "no zdejmij mi wreszcie to dziwne coś z łapek!!! No już, pospiesz sie!!!" W samą porę, jak jutro ma sypnąć śniegiem, to dozorca w odwecie sypnie solą - a tego zwierzęce łapki nie lubią... Oznacza to również kolejny tydzień (co najmniej) wykłócania sie z kotem na temat spacerków. Czort nie wychodzi już ponad tydzień od czasu ja

Raport 115

Dzięki za wsparcie. Wszystko przez to, że całkiem niespodziewanie miałam rozmowę o pracę. Poszłam dowiedzieć sie czegoś o sześciolatkach w szkole i przypadkiem właściwej osobie we właściwym momencie zadałam właściwe pytanie. Decyzja będzie w czwartek, im sie spieszy a ja mogę zacząć sie wciągać od zaraz. Na oko oceniam szanse na jakieś 80 %. Siedzę jak na szpilkach.....

Proszę....

trzymajcie kciuki. Jutro napiszę co i jak. Dziś nie chcę zapeszyć.

Pórka?

Leżymy już w łóżku i  - prawdę mówiąc - mamy lekką głupawkę. W pewnym momencie Skorupiak zaczyna grymasić: - Przytuliłabyś się... - Toż się przytulam... - Ale ja chciałem na łyżeczkę! - A ja wolę plecami... Chwilę się mości, potem zaczyna znowu: - poproszę jakąś łapkę!  - nie da się, jedna jest podpórką, a druga pod główką! Chwila ciszy. Wyraźnie trwa przetwarzanie,  i  po chwili słychać lekko zdumiony głos: - Dobra, co to jest główka to wiem, ale co to jest pórka, to nie mam pojęcia!  

klatka Schodowa

W poprzednim wpisie  napomknęłam o klatce Schodowa, więc wypadałoby wytłumaczyć. Star dowcipy na temat wszelkich odkryć dokonanych przez naród bratni pewnie jeszcze większość pamięta - przynajmniej ci, którzy sie urodzili przed rokiem powiedzmy 78 czy 80.  Młodsi mogą mieć problem. I takiż właśnie problem zaczął mieć Piotrek, gdy przy jakiejś okazji któreś z nas - już nie pamiętam, Skorupiak czy ja nieważne - poprawiło odruchowo sformułowanie "Przy klatce schodowej" na "przy klatce Schodowa". Pech polegał na tym, że obecny był przy tym Pyton. I zaczął pytać... Ponieważ przy różnych okazjach już miał okazję usłyszeć to i owo na temat historii Polski, zwłaszcza okresu zaboru sowieckiego, więc dodaliśmy kolejną cegiełkę - tym razem dotyczącą właśnie kawałów typu 69 ( i nie miaŁo to nic, ale to nic wspólnego z pozycją seksualną, jak sie to zapewne większości teraz kojarzy), kabaretów, piosenek i ogólnie obśmiewania reżimu.  Opowiedzieliśmy mu o wielkich odkryciach

nie miała baba kłopotu... 116

...sprawiła sobie kota. Koteczek jest zwierzem wychodzącym, o czym ju wielokrotnie pisałam. Zwiększa mu to znacząco komfort życia (przypuszczam, że długość również), ale jest nierozerwalnie związane z odnoszonymi co jakiś czas obrażeniami różnej natury. Bywało tego trochę, wracał z poszarpanymi uszami, kiedyś nawet dziurą w jednym z nich, kłem wbitym w bark powyrywanymi kępkami sierści... I oczywiście urazy i skaleczenia łap. Tym razem też.  W takie mrozy kotek wychodzi na krótko -  końcu ma sie te prawie dwanaście lat. jesli nas nie będzie w domu, tak żeby można było jaśnie pana wpuścić natychmiast, jak mu ogon zmarznie - to nie wychodzi, co jest zwykle przyczyną solidnej awantury. Dziś pozwoliłam mu pójść  po powrocie z porannych jazd (sadło dla gawronów sie mamie skończyło, trzeba było uzupełnic zapasy - poważna sprawa). Zwykle wraca przez okno w kuchni, dlatego nieco sie zdziwiłam widząc kota przed drzwiami klatki schodowej (albo Schodowa, ale to następna notka), jak wychodzi

Problem informatyczny

Skorupiak poszedł wczoraj na piwo z kolegą. Od dawna go namawiałam, umawiali się parę razy, ale stale coś wyskakiwało - na przykład memu ślubnemu już się nie chcialo ruszyć po pracy, bo był zmordowany i zmarznięty, ale wreszcie się udało. Siedzą sobie panowie nad piwem, a tu nagle telefon. Godzina 21, piątek, a tu szefowa głowę zawraca. Przegięcie lekkie, ale Skorupiak grzecznie odebrał. - P, mam problem informatyczny.  - A co sie stało? - No bo mam nowego laptopa i nie wiem, jak sie go otwiera.... Całe szczeście, że udało mu sie powstrzymać i ryknąć śmiechem dopiero po zakończeniu rozmowy.... Swoją drogą to już nie pierwszy taki telefon z durnym pytaniem ...  

zdrowe lenistwo rodzicielskie

Teoria Inteligentnego Lenia była mi znana od zawsze. Autorem jest mój tata - zawsze twierdził, ze jest osobnikiem leniwym, dlatego szybko robił to, co miał do zrobienia - na przykład odrabiał lekcje, a potem już mógł sie spokojnie lenić. Na przykład na przystani. Albo w górach. Na basenie. Albo gdziekolwiek indziej, bo nikt mu nie zawracał głowy, że przecież jeszcze ma zrobić to czy tamto. No, to hołd ojcu tudzież prawom autorskim oddany, teraz można przejść do meritum. Teoria ta wydaje mi sie fantastyczną podstawą do wychowania samodzielnego dziecka.  Sprawa jest prosta.  Na początku swej kariery życiowej dziecko będzie wszystko wykonywało powoli, niedokładnie i ogólnie w sposób nie spełniający surowych kryteriów Idealnej Pani Domu. Normalna sprawa, jak nigdy wcześniej tego nie ćwiczyło, koordynacja jeszcze szwankuje, to jak ma byc inaczej. Idealna Pani Domu (IPD) ma tutaj dwie możliwości. Pierwsza - zapewne częściej wybierana przez IPD, gdyż nie zaburza ich potrzeby perfekcji.