Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2018

Czarna seria

Zaczęło się dobrze, 19.10 urodziło się trzecie dziecko jednego z moich licznych kuzynów. Potem było coraz gorzej. Następnego dnia umarła Mi. Noworodek nie chciał jeść, mlasnął dwa razy i zasypiał. Waga stoi w miejscu z poprawkami na stan po jedzeniu (sondą) i po kupie. Generalnie stoi w miejscu. W poniedziałek, w dniu pogrzebu Mi, C. - mama noworodka musiała przejść jeszcze jakiś zabieg w znieczuleniu ogólnym. Jak się wybudziła, dowiedziała się, że właśnie umarł jej tata. Na pogrzeb nie pojedzie - jutro, a do tego na drugim końcu Europy.  Maluch nie bardzo nadaje się do przewiezienia do CZD, gdzie będzie dalszy ciąg leczenia. W domu czeka na niego dwójka starszego rodzeństwa.  Jak bardzo takie zdarzenia zmieniają perspektywę. Myślałam, ze nam jest ciężko po stracie Mi, ale jej jest jeszcze trudniej. Trzymajcie się, kochani. I pamiętajcie, ze macie rodzinę, na którą możecie liczyć. Sprawdziłam ostatnio osobiście.

przesyłka

Dostałam właśnie wiadomość, ze jutro w godzinach takich-to-a-takich kurier dostarczy przesyłkę. I mam gulę w gardle. Zamówiłam sadzonki róż, kilka do mojego ogródka pod balkonem i jedną – najważniejszą, z jej powodu było całe zamówienie – New Dawn, ukochaną różę mamy.   Rosła zawsze na naszym rodzinnym grobie, ale w tym roku uschła. I jakoś tak niedawno zaczęliśmy z tatą rozmawiać ze trzeba by ją wykopać i posadzić nową, czy mogłabym poszukać, to mama się ucieszy, jak wyjdzie ze szpitala. Znalazłam, zamówiłam. Nie przypuszczałam, że sadzić będę na jej grobie.  

Tytuł 1

Bardzo trudno. Nie dociera, nie rozumiem. Nie wiem, jak mamy dalej żyć. Przecież się nie da bez powietrza!!!!

Tytuł 2

Mi nie żyje.

biuletyn

Z mamą lepiej. Oddycha już przez wąsy tlenowe, zdjęli nawet maseczkę. I dzisiaj powiedziała coć, i dało się to po chwili zrozumieć! Problemy komunikacyjne nie wynikały z urazów mózgu po niedotlenieniu, tylko z koszmarnego wysuszenia paszczy - maska tlenowa wysusza, a po intubacji ma pyszczek poraniony od środka. Poprosiła o herbatę!. Niestety nie mogła jej dostać, ale pozwolono mi przynieść butelkę wody i trochę pokapać. Kontaktuje już porządnie, nieco wierzgnęła nogą na prośbę pani doktor, jest w stanie się uśmiechnąć, reaguje. Możliwości poruszania się ma ogólnie bardzo ograniczone, zwłaszcza, ze ma założony port  z wkłuciem do żyły czy tętnicy na szyi, ale rękami i nogami zaczyna poruszać. I zdecydowanie rozumie to, co się mówi do niej. Walczymy dalej, ale teraz z dużo większą nadzieją, że to się naprawdę uda doprowadzić do stanu poprzedniego, a nawet lepiej, bo z sercem jest zrobiony kawał świetnej roboty.  

scena balkonowa

Węże nocowały u moich rodziców. Czyli u taty, bo Mi, jak wiadomo, cudzołoży ostatnio i nie sypia u siebie tylko szlaja po jakichś szpitalach. Dzisiaj przed szóstą Grzechot poszedł do taty i zaczął się intensywnie dopytywać, czy jeszcze jest noc. Intensywność tę zrozumie każdy rodzic kilkulatka... W końcu poszedł do siebie do pokoju. Ubrał się, popędził do kuchni. Zrobił śniadanie, zjadł. Po czym tatę wyrwał z przyjemnej sennej mgły brzęczyk furtki. Gdy dopadł drzwi balkonowych, okazało się, że ani Grześka, ani jego hulajnogi w domu nie ma. ( Była godzina 6.45). Tatę obudziło niczym strażaka na dyżurze, wyskoczył przed blok i cóż ujrzał? Romeo z hulajnogą stał pod balkonem koleżanki z przedszkola mieszkającej w sąsiednim budynku i smętnie zawodził: - Magda.... Magda..... Magda.....

biuletyn 3

Ciut lepiej. Wyjęli rurę do intubacji, która sprawiała mamie dużo bólu, teraz oddycha przez maseczke tlenową. A już się przymierzali do tracheotomii... Na szczęście nie było trzeba.

raport

Z mamą nadal marnie. To znaczy poprawia się, ale ta poprawa jest koszmarnie powolna. Nadal kontakt z nią jest ograniczony do mrugnięcia i ewentualnie - jak się ma szczęście - do minimalnego kiwnięcia głową. Zaintubowana, co ogranicza znacznie możliwości konwersacyjne. Podpięta do kilometrów rurek i kabelków. Ale lekarze twierdzą, że choć powoli, to jednak idzie we właściwym kierunku.    Mamo, proszę. Walcz, jesteś dla nas jak powietrze. Bardziej niż niezbędna.

trudne urodziny

Dwukrotnie zeżarło mi już wpis o urodzinach Piotrka. Szlag by to. W obecnych realiach nie miałam kompletnie głowy do zapraszania kogokolwiek poza tatą, pieczenie i jakies wielkie imprezy, więc miałam niezłego zgryza, jak to ogarnąć żeby nie czuł się zapomniany, a równocześnie nie zwariować.  I wymyśliłam. Zamiast spędy kolegów - może sobie pójść gdzie chce z Tomkiem - najlepszym kumplem. Nie wnikam, czy to będzie bulder, park linowy, kino czy cokolwiek. Dostają kasę na to i mają czas dla siebie. Tort kupiłam - na szczęście w budynku, w którym pracuję są trzy piekarnie i takie rzeczy tam są stale, więc nie miałam daleko i wiedziałam, że świeże. Prezent zamówiliśmy już dawno i szczerze mówiąc kompletnie o nim zapomniałam,. Dobrze, że Skorupiak miał lepsza pamięć. W sumie Piotrek wrócił dziś szczęśliwy. Przeleźli przez wysoką tradę w parku linowym, trochę poplątali się po mieście, wpadli na jakieś niezdrowe żarcie. Słowem, było to, co potrzebne, bez obciachowych i nielubianych dodatk

raport 4

Ledwo na oczy widzę, ale może ktoś czeka na wiadomości, wiec skrobnę dwa słowa. Mama już po operacji - spędziła jakieś 12 godzin na stole. Z przetaczaniem krwi i reanimacją w trakcie. Stabilna, wprowadzili ją teraz w śpiączkę farmakologiczną na parę dni. Generalni - aż się boję napisać - chyba idzie ku dobremu. DObranoc. Idę spać, bo już padam na dziób.

Tytuł 5

to już chyba ósma czy dziewiąta godzina operacji.....

kółko - dokumentacja

Obraz
  Mam wreszcie zdjęcie na kółku - voila!!!  

śniadanie

Obraz
Wczoraj Grzesiek jak zwykle ostatnio wlazł nam do łóżka o jakiejś dzikiej porze. A następnie zaczął domagać się  pobudki wszystkich obecnych w okolicy, bo przecież on chciałby się pobawić, a w ogóle to jest głodny. Jeść!!!!! Usłyszał krótki komunikat ogólnożołnierski i propozycję, żeby sobie śniadanie zrobil sam.  Po jakimś czasie zaintrygowani ciszą zajrzeliśmy ze Skorupiakiem do kuchni i naszym oczętom ukazał się taki oto obrazek:       Nie ma siły, książkoza pełnowymiarowa i nieuleczalna. 

biuletyn 6

No dobra.  Operacja chyba jednak jutro, o ile w nocy nic się nie zmieni.  Przegadali co mieli, badania porobili, chociaż zajęło im to dwa i pół tygodnia - jakby co jakiś czas się coś komuś przypominało, że może warto jeszcze to sprawdzić. NIech im tam. Teraz można już tylko czekać. Zaciskając ze strachu zęby i udając przed dziećmi, że wszystko jest w porządku, operacja na pewno się uda i Mi wyjdzie ze szpitala świeżutka jak młody szczypiorek na wiosnę. Mieć nadzieję, że nic się nie zmieni w nocy, Mi niczego nie odwinie im na stole, po otwarciu nie znajdą jeszcze jakichś niespodzianek... Możliwości jest mnóstwo,  a jakoś nie potrafię przestać o nich myśleć. Boję się.

znowu przesunęli

Stan na dziś jest taki, że operacja będzie w poniedziałek. I tylko bypassy. Okazało się, zę mama ma zbyt kruche naczynia, by ryzykować założenie klemy na tętnicy mózgowej - mogłaby się rozsypać. Klema, nie tętnica. Zastawkę zrobią za parę miesięcy. Z jednej strony dobrze, ze to zauważyli (Rafał, dzięki, zę zwróciłeś uwagę na ten aspekt), z drugiej - ileż można czekać i przesuwać??? Ponad dwa tygodnie zapuszczania korzonków na kardiologii na bezdurno, jakby nie dało się tych badań zrobić od razu. Ale NFZ płacze, zę nie ma pieniędzy....

NOP

Udało mi się zaszczepić Grzesia na grypę. Został zdyskwalifikowany w pierwszym podejściu, ale wczoraj poszło. Wrzasku narobił na pół przychodni, aż przyleciała pani pielęgniarka z drugiego końca, sprawdzić, kogo obdzierają ze skóry. A dzisiaj moje kochane dziecko zapytało mnie: - Czy będę mógł jeszcze jedną szczepionkę? Matka zastygła w stuporze, prędzej spodziewała się znaleźć skrzynię szmaragdów pod własna wanną niż usłyszeć coś takiego. - Eeee, co takiego? - wystękała elokwentnie, sprawdzając równocześnie gorączkowo, czy dziecina nie ma objawów zapalenia mózgu lub innych NOPów, tak ostatnio modnych. - No bo jak był wczoraj berek na piłce, to powiedziałem, ze miałem szczepionkę i nie wolno było mnie uderzyć w ramię, i było mnie trudniej złapać! - zakrzyknął Wąż Sprytny. Matka odetchnęła. To nie jakiś dziwnie pokręcony  NOP tylko wrodzone cwaniactwo.

przesunęli

NO więc stanęło na przeszkodzie, operacja przesunięta na piątek. Tym razem przynajmniej powód jest z sensem, uznali, że zrobią jeszcze jakieś badania, żeby mieć lepszy obraz sytuacji. Chwali im się, ale naprawdę nie mogli tego zrobić w ciągu tych dwóch tygodni, które Mi już spędziła na państwowym wikcie (bez opierunku)? Generalnie jak nie obgryzałam paznokci ze strachu przed samą operacją, to już zaczynam obgryzać w kwestii - przesuną znowu czy nie.

plany, plany...

Tym razem operacja planowana jest na czwartek. Zobaczymy, czy znowu coś nie stanie na przeszkodzie - dla odmiany święto Ziemniaka?