Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2013

koniec

Szkoła zamknięta, świadectwo w łapce, WAKACJE!!!! Do świadectwa dołączony jeszcze dyplom Wzorowego Ucznia - a co, pochwalę sie dzieckiem! Co prawda nieco na kredyt - zachowanie Potomka nie zawsze było idealne, ale   pranie mózgu jakie mu urządziłam po ostatnim zebraniu zadziałało, pani dostrzegła poprawę i starania i zdecydowała sie jednak mu ten dyplom dać.  Teraz tydzień w domu - a potem jazda na obóz!!!! Pewnie znowu będzie najmłodszym zuchem - nie ma jeszcze 7 lat, ale już będzie stary wyjadacz - w końcu byl w zeszłym roku i przetrwał :). To była taka mila świadomość, zę oto skończyła sie harówa i teraz w perspektywie są dwa miesiące laby.... Szkoda, że teraz patrzę jakoś inaczej - włosy z lekka mi stają dęba - jak ja wytrzymam ten czas, kiedy Pyton będzie w domu przez cały dzień??????

nadgorliwość

Wkurzyłam się ostatnio na pytonią szkołę. Dostaliśmy info, że dzieciątka w czwartek, czyli w przeddzień zakończenia roku, mają w programie mszę z tej okazji.  Ja ogólnie uważam, że pomysł z religią w szkołach był głupotą stulecia, wkurza mnie to, że 6 dni szkoły przepada na rekolekcje (dwa razy po trzy dni przed każdymi świętami), w sytuacji, gdy programy są tak przeładowane, że nauczyciele i tak sie nie wyrabiają. W mojej ocenie Kościół strzelił sobie w stopę tym pomysłem tak, ze bardziej to już trudno, ale cóż. Jak nie ma możliwości wysłania Pytona na religię przy parafii, to chodzi w szkole.  Nasza pani dyrektor sprawia wrażenie świętszej od papieża i chciałaby ganiać dzieciaki do kościoła z okazji początku roku, końca roku, środka roku i tak dalej. W święta kościelne jej nie wychodzi, ale chyba tylko dlatego, że w to co większe szkoła nie pracuje.  Tak czy siak, zirytowałam sie na tyle, że wpisałam Pytonowi, zę nie wyrażam zgody na tę wycieczkę. Jesli ksiądz proboszcz chce, to

zło

Ostatnio jest tak, że tysiące notek kłębią mi się po głowie... i nic  tego nie wynika. Po prostu nie mam czasu na to, żeby je przelać na klawiaturę, a jak mam już chwilę - bo chłopaki śpią, to padam na płaski kaczy dziób i sama też idę spać. Tym razem jednak notka powstanie. Nie dlatego, że zdarzyło sie coś spektakularnego. Muszę po prostu spróbować uporządkować myśli, a na piśmie to lepiej wychodzi. Wszystko sie zaczęło od artykułu w Tygodniku Powszechnym z 9 czerwca. Rozmowa ze Stefanem Chwinem, tekst zatytułowany "Jeśli zło rządzi światem" Tekst mądry. Bardzo mądry, zmuszający do zupełnie innego spojrzenia na sprawy wydawałoby sie oczywiste. Chodzi o to, czym jest zło. Zło ogólne i takie bardzo konkretne, wydarzenia, które miały miejsce, takie jak wojny, Holocaust itp. S.C. zastanawia sie nad tym w kontekście ewolucji i odwiecznych praw natury - gdzie przezywa silniejszy, gdzie panuje zamordyzm i dyktatura, gdzie likwidowanie osobników słabszych, chorych, będących obci

spryciulec

Położyłam Grześka na kocu piknikowym rozłożonym, w salonie. Jest nieco sztywniejszy od zwykłego i nie ślizga sie tak upiornie, więc miałam nadzieję, zę będzie mógł poćwiczyć raczkowanie  - tak jak ortopeda zalecił, położyłam mu zabawki ciut poza zasięgiem łapek. I co? I gucio. Mały po paru próbach przesunięcia ciężkiego zadka po prostu zaczął pracowicie ściągać do siebie kocyk i przysunął w ten sposób zabawkę. I ćwicz tu człowieku potomka :)

szok absolutny

Mam ciężki wytrzeszcz, zbieram zęby z podłogi, opadniętą szczękę i co tam jeszcze. Dwa piętra nad moimi Rodzicami mieszka pani J. Kochana kobieta, w czasach szkolnych spędziłam u niej mnóstwo czasu czekając, aż rodzice wrócą z pracy, mój brat przyjaźni sie z jej synem.  Ona uwielbia moich chłopaków. Ostatnio poinformowała mnie, że pomna moich próśb (przy jakiejś towarzyskiej okazji), żeby nie kupować Grzechotkowi przytulanek, których i tak ma na kopy a nie używa za bardzo, chce mu kupic pieluchy w ramach prezentu.  Po jakimś czasie zadzwoniła, jeszcze sprawdziła rozmiar... i powiedziała, że kupuje dziesięć paczek. DZIESIĘĆ PACZEK. DZIESIĘĆ PACZEK!!!!!! Jakby na to nie patrzeć, jest to szaleństwo, ja myślałam, że to bedzie jedna, no góra dwie - ale w życiu mi nie przyszło do głowy, zę aż tyle. I to tych dużych, po 50 sztuk w paczce.  Już po zapłaceniu zorientowała sie, że nie zabierze sie z tym na raz - jest osobą drobną, starszą, a to jednak i waży, i rąk by trzeba mieć więcej, ni

na gołąbka

Koteczek wybrał sie na wieczorną łazęgę.  Wcale mu sie nie dziwię, wreszcie są temperatury  nadające sie do życia, bo łażenie w południowym upale i to do ego w czarnym futrze to pomyłka. W końcu jednak wypadałoby wrócić. Wybraliśmy sie ze Skorupiakiem na spacer usypiający - Wąż Młodszy ostatnio wieczorami usypiany jest w ten sposób, jak nie skutkuje karmienie, prośba, perswazja i inne takie tam, jest ładowany w chustę, pies na smycz, robimy kółeczko po osiedlu i dzieć jest z głowy.  Przy okazji chcieliśmy odłowić kota, bo już za stary jednak na całonocne balety na dworze (ma sie w końcu już ponad 13 lat...), nie mówiac o tym, że jakby został, to od świtu byłby potworny jazgot srok.  Czorta nie trzeba bylo daleko szukać. Leżał sobie wygodnie pod samochodem sąsiadów. Leżał i zdecydowanie nie zamierzał wstawać. Poprosiłam ładnie. NIc. Zagwizdałam. Nic. Machnęłam nogą w jego stronę (niezbyt groźnie, bo mi sie noga nie składa do przodu, a z Grześkiem w chuście nie jestem bardzo wyrywna

dieta

w życiu nie zrozumiem kobiet, które twierdzą, że karmienie piersią jest niewygodne. dotąd mogłam sobie poczytać podczas posiłku potomka, po necie pogrzebać, a nawet napisać coś jedną ręką. A teraz??? A nic z tego. Jedną ręką podtrzymuję potomka. Drugą trzymam butelkę z łyżeczką. Trzecia ręka służy do przytrzymania machających łapek. Czwarta - do wycierania pomarańczowego pyszczka.  Na książkę zostaje ręka piąta (albo szósta, jeśli zamiast butelki z łyżeczką jest zestaw konwencjonalny, czyli micha i łyżka osobno). Jak się łatwo domyślić - rąk nie starcza i książka leży sobie spokojnie na półce obok, kusząc i denerwując swoim widokiem.  Po posiłku młody jest cały pomarańczowy, ja - solidnie zmęczona. I oboje nadajemy sie do prania. Ktoś mówił, zę to łatwe i wygodne????

polityczna kradzież koloru

Po latach depresyjno-szkolnych, kiedy to nosiłam ubrania typu pątniczego (bure, wtapiające sie w tło i generalnie niezauważalne), pokochałam kolor. Oczywiście nie taki, ze oczy bolą, ale intensywne barwy, wesołe zestawienia. Między innymi mam taką fajną bluzkę w tęczowe paski. W sam raz na obecne upały. Lubię ją bardzo i chętnie noszę. I krew najjaśniejsza mnie zalewa, gdy co jakiś czas różne osoby (z moim Tatą na czele) pytają, czy ta bluzka to wyraz poparcia politycznego dla środowisk LGBT. Ogłaszam więc wszem i wobec: Moja tęczowa bluzka NIE jest żadną manifestacją polityczną. Nie ma nic wspólnego z homoseksualistami, heteroseksualistami, okularnikami, rudymi czy filatelistami.  Jest po prostu fajnym kolorowym ciuchem i tyle.  Chociaż może jednak jest drobną manifestacją. Ale na zupełnie inny temat. Mianowicie demonstruję w ten sposób, że nie pozwolę polityce odbierać sobie kolejnych - dotąd całkiem neutralnych - elementów życia. Takich jak kolor, wzorek, melodia, czy przezwi

samobój

Piotrek zaczął marudzić, że chciałby minitablet. - A po co ci minitablet, synu? - Bo to sie przydaje do gier - odpowiedział Potomek Starszy - Gry to jest najbardziej idiotyczny sposób tracenia czasu, jaki możesz wymyślić - palnęła mama. Nie odrywając wzroku od ekranu, na którym miała partyjkę kulek....   Niestety młody sie zorientował....

zmiana imienia

Potomek Młodszy zmienił imię. Ostatnio zwie sie Drześ.  Kto zgadnie, dlaczego?

klęska urodzaju

dostaliśmy sporo ubranek dla Grześka. Między innymi jest tam bardzo dużo spodni. Ładnych, kolorowych, niektóre sama bym nosiła, gdyby były nieco większe. Tylko co mi po nich, jak Grzesiek nie uznaje portek?

warczę dalej

Pyton na szczęście zdrowy - uczuleniówka jakaś, niegroźne, ale jakaś gnida zarąbała nam z wózka materacyk, rożek, który robił za warstwę wyściełającą, oraz ocieplacz - ochraniacz przeciwdeszczowy. podejrzewam młodzież polską, przyszłość narodu, która potrzebowała podkładki pod siedzenie na nocne popijawy w sadku....

warczę

Pyton dał m dziś w kość. Po powrocie ze szkoły - nieco przedłużonym,. odprowadziliśmy Mame do metra - zrobił lekcje, po czym sie rozdarł na temat kaligrafii. Absolutnie standardowo, czyli on nie będzie pisał.  Powrzeszczał tak ze dwie i pół godziny (Grzegorz mu nieco wtórował, zwłaszcza, gdy niecnie usiłowałam go na chwilę odłożyć o zrobic coś w domu), po czym, i tak napisał to co miał napisać.  Ciekawa jestem, kiedy sie wreszcie nauczy, zę takie darcie japy mu sie zwyczajnie nie opłaca - limit dzienny to dwie kartki, jeśli napisze szybko i bez przypominania jest bonus - zmniejszamy do jednej kartki. Wydaje sie, zę to powinna być niezła motywacja, zwłaszcza, ze napisanie takiej kartki zajmuje mu 12 minut - ot, kwadransik i po robocie. Ale nie, zamiast tego drze sie przez kilka godzin, ja sie wkurzam, o bonusie nie ma mowy, dostaje kolejne kartki - za wrzask i wyzywanie mnie, takie zachowanie nie ma prawa mu sie opłacać.  W końcu i tak to napisze, osobiście tego pilnuję. Nie zdarzył

sposób na spodnie

Kupiłam spodnie dla Węża Starszego.  Dumna byłam z siebie niezmiernie, bo wymyśliłam, jak rozwiązać problem chudości potomka w kontekście garderoby oddolnej - przynajmniej w okresie letnim.  Mianowicie kupiłam mu portki przeznaczone rozmiarowo dla osobnika mającego 98 cm w kapeluszu. Albo i bez kapelusza, w końcu to nie na kapeluszu nosi sie tę część garderoby. Dla przypomnienia, Pyton ma 126. Uznałam, ze ciepło jest, to po prostu będzie je nosił jako takie bermudy do pół łydki. Kolor mają cudny, taki rdzawobrązowy, na guzik a nie na gumkę. Spodobały  mi się, i wreszcie była szansa, ze nie będe musiała redukować 10 cm w obwodzie. Piotrek włożył i pierwsze co powiedział z lekka mnie załąmało: - Mamo, są super, ale trochę mi zjeżdżają z pupy!   Jak podtuczyć dziecko? Bo nie stać mnie na to, żeby mu szyć spodnie u krawca, zwłaszcza biorąc pod częstotliwość z jaką wywala dziury  na kolanach...  

demolish dog

Psica podpadła.  Została wczoraj sama w domu - nic nowego, i nie jakoś ekstremalnie długo, ze trzy czy cztery godziny. I uznała, że jest samotna i nieszczęśliwa - albo samotna i wkurzona z tego powodu, licho wie - i zdemolowała nam pościel na łóżku. Mamy dwie wielkie dziury w prześcieradle i jedną, niewiele mniejszą w poszwie na kołdrę. Do wyrzucenia wszystko, a oczywiście wybrała nasz ulubiony komplet w kotki. i co ja mam zrobić z tym kundlem???? Ona jest dominantka i bardzo źle znosi to, że my się nie podporządkowujemy. Ma swoje lata - w sierpniu kończy 12 - więc raczej na proces wychowawczy już za późno. Nie chcę jej zostawiać w kagańcu jak wychodzę, ale chyba na tym się skończy, bo nie widzę innego wyjścia. A na razie chyba jej ogon wydepiluję za ten numer. 

nagroda

Pochwalę sie własnym Dzieckiem Starszym. Pyton lubi rysować. Rysuje dużo, chętnie - również w świetlicy. I dzisiaj odebrał nagrodę za II miejsce w konkursie międzyszkolnym na pracę plastyczną dotyczącą ratownictwa medycznego! Usłyszeliśmy o tym w piątek i od tamtej pory Pyton unosił sie  z lekka nad ziemią, podskakując co chwilę. Kompletnie nie  mógł uwierzyć, zwłaszcza, że dotychczasowy udział w konkursach szkolnych nie przynosił raczej sukcesów.  Tym razem było inaczej. Dostał piękny dyplom,  encyklopedię kosmosu i krówkę. Dyplom pożyczyła na razie pani świetliczanka - do skserowania i wyeksponowania w szkole, encyklopedia wzbudziła zachwyt, gdyż jest to temat pasjonujący Węża Starszego, a co do krówki, to po wyjściu ze szkoły potomek z powagą oświadczył, że odłoży ją na później. Ten ostatni fakt ucieszył niezmiernie moją psychologiczną duszę, gdyż umiejętność odroczenia gratyfikacji , w tym wieku raczej nieczęsta, jest lepszym predykatorem przyszłych sukcesów, niż wysokie wyniki

waga

Pan Grzegorz zostal zważony przy okazji szczepienia. 7960. Nie mam pytań. Pociesza mnie jedno, Piotrek ważył tyle w wieku trzech miesięcy. Półtora miesiąca wcześniej....

dzień dziecka

Co prawda DD minął  w ostatni weekend, a nastepny dopiero za rok, ale nie miałam kiedy zabrać sie do klawiatury i przelać na ekran tego, co mi sie kłębiło pod czaszką. Skutkiem tej zwłoki będzie niepowstanie paru wpisów - wiem, że miałam, jakiś pomysł, wiem, ze był fajny, ale co ja takiego dobrego miałam.... Nie pamiętam i tyle. To co pamiętam, to wycieczka na plac zabaw. Niedaleko nas jest taki fajny, wypasiony, nowoczesny, tartanem wykładany i w ogóle świetny.  Teraz dołożyli tam park linowy dla dzieci - było już linarium, z pajęczynami rozpiętymi na słupach, a doszła trasa linowa dla dzieciaków. Czynne w weekendy, czy jakoś tak, nie cały czas - bo jednak obsługa musi być, ktoś musi wydawać uprzęże i kaski. I zbierać kaskę ;), 20 zł od łebka,  Serpens Maior z okazji wyżej wymienionej dostał prawo do przejścia . Wyasygnowałam co trzeba, podpisałam, zę będę gada pilnować, pani przyodziała go w uprząż, przeedukowała - i jazda.  Jazda była powolna jak nagła krew, bo przed nami był w

jak puchacz bumistrza załatwił...

Z radością wielką i chichotem wewnętrznym usłyszałam dzisiaj, jak to pewien puchacz załatwił burmistrzowe plany turystycznego rozwoju regionu. Przynajmniej na jakiś czas.  W pięknym i zacnym mieście Cedynia jest stary most. Nieużywany od dziesięcioleci, był sobie i rdzewiał. Czy też korniki go żarły, ale raczej rdzewiał.  Władze Cedyni i niemieckiego miasta Jakiegośtam z drugiej strony Odry postanowiły uruchomić tamtędy turystyczną linię drezynową i 1 czerwca miało być huczne otwarcie. Przejazd drezyny, festyn, baloniki, kiełbaski, piwo i ogólnie gry i zabawy ludu polskiego wraz z ludem niemieckim do towarzystwa. A tu zonk. Nie do końca prawdę mówiąc rozumiem, bo w części artykułów pisali, że sprawa była znana już od dwóch lat, a gdzie indziej, że właśnie znaleźli, ale ganc pomada. Grunt że w trzewiach mostu założył sobie gniazdo puchacz. I do tego ma pisklaki. Dwa. Puchacz jest gatunkiem rzadkim, podlegającym ochronie, do tego stopnia, że wokół jego gniazda obowiązuje strefa ochro

groźba

Pyton się wkurzył na mnie.  Przypomniałam mu o codziennej porcji kaligrafii - ponieważ jest leworęczny, więc pisanie mu trudniej idzie i dołożyłam mu dodatkowe ćwiczenia. Nie jest tym zachwycony, oj nie... Młody człowiek zaprotestował. Najpierw w miarę normalnie, ale błyskawicznie doszedł do (całkiem skądinąd słusznego) wniosku, że nie wyglądam, jakbym chciała ustąpić i trzeba wyciągnąć grubsze działa. Powrzeszczał troszkę. Nie działało. Na mnie to rzadko kiedy działa, ale jeszcze tego nie zapamiętał. Wkurzył się jeszcze troszkę bardziej.  I jeszcze... Usłyszałam, że jestem najgorszą mamą na świecie i już mnie wcale nie kocha.  W końcu już w ostatecznej furii zagroził: - Jak nie przestaniesz się nade mną znęcać (to niby ta kaligrafia, którą napisać kazałam), to ci powiem to, co Jezus powiedział Piotrowi!!!! Nim ranek nadejdzie trzy razy się ciebie wyprę!!!!!! W tym momencie lekko się zapowietrzyłam. Dzielnie jednak opanowałam czkawkę i chichot narastający w trzewiach i spokojn