Weekendowy Dzień Dziecka.
Miała byc notka, ale będzie później. teraz trzeba już budzić potomka i gnać do przedszkola. A wszystko przez to, zę mi sie głupoty śniy i siedzę tu już od piątej rano. po południu Usiłuję usiąść i dopisać kawałek, korzystając z tego, ze Piotrek w przybytku samotności :). Za chwilę trzeba będzei wyjść z nim na plac zabaw - upałr sie osobnik, nie wiem, czemu nie chce zaczekać godzinkę, aż sie zrobi nieco chłodniej. Jak pomyślę o tym, co będzie latem, to mi sie słabo robi. Precież to dopiero maj.... A miało byc o weekendzie. W sobotę nie robiliśmy generalnie nic. Pogoda do bani, młody smarczący i kaszlący, a ja uznałam, ze nie mam wcale ochoty na tłumy na Pikniku Naukowym. Impreza fajna, ale nienawidzę takich tłumów w jednym miejscu, zwłaszcza, jeśli to miejsce jest duże. Innymi słowy, jesli nie ma możliwości szybiego opuszczenia zatłoczonego rejonu. lekka klaustrofobia, nie da sie ukryć. Za żadne skarby nie wlezę do ciasnej jaskinii, nie sprawdzonej dziury, w żadne miejsce w któr