Nie miała baba kłopotu...
... to sobie sprawiła zwierzaki do domu. Konkretnie chodzi mi tym razem o psa. Nie taki piekny i rasowy, jak ten ze zdjęcia , Dla odmiany całkiem rasowy kundel, zwany czasem dla niepoznaki wyżłem kabackim. Dobrze mi sie spało. Spokój, Piotrek tym razem nie przylazł do nas (zwykle robi to tak cwanie, ze dopiero rano sie orientujemy, że mamy dzikiego lokatora), nigdzie sie nam nie spieszy... Żyć nie umierać. A raczej spać, nie umierać. A tu nie ma tak dobrze. Około ósmej usłyszałam stukanie psich pazurów po podłodze. Nic nowego, przywykłam do tego dźwięku. Ale tym razem był jakiś inny, nieregularny, troche ciągnąco-szurający. Zaalarmowana podniosłam łeb znad poduszki i poderwało mnie galopem. Pies sie zataczał, jakby nie miał władzy nad tylną połową. Do tego lał po nogach - nietrzymanie moczu. Wyglądało nieciekawie, po chwili przeszło. Małżon wyskoczył z psem na siusiu, zrobiła, co miała elegancko, bez problemów, chodziła normalnie. Co prawda przeszło po chwili, ale nie wyglądało to