Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2010

Komplement perspektywiczny

idziemy z Pietruszkiem. Młody gada, biega, bryka. W pewnym momencie popatrzył na mnie i wypalił: - Mama, ty będziesz ładną dziewczyną! No dzięki!!!!!!

kto trzymał pióro?

Wieczorna kapiel. Ja myję Pietruszka, a tata bedzie czytał - podział ról. Młody się chlupta w pianie. Na razie tata przysiadł na sedesie i sobie rozmawiamy. Pietruszek się pluszcze, ale przypomniało mu sie, ze chce siusiu. Na sedesie siedzi Małż, młody mokry - może niezbyt wychowawczo, ale zaproponowałam, zeby siusiał do wanny. I przypomniał mi sie stareńki kawał z serii o hrabim, hrabinie i lokaju. Mówię do Małża: - Pani hrabina trzymała pióro, jaśnie panie. - Czyli sama puenta kawału, bo nie będę demoralizować potomka. A młody w tym momencie wypalił: - Mama, zgadnij, jaką literkę narysowałem? Umarliśmy ze śmiechu.

Tytuł 160

Faceci są nawet nie z Marsa. Oni sa z innej galaktyki.

wieczorem...

na dobranoc Piotrek poprosił, żebyśmy pooglądali zdjęcia. Jaki on był malutki... I jak bardzo widać, od samego początku, wielką kocią miłość. Kocur który rządzi podwórkiem, rozstawia psy po kątach, Piotrka pokochał. Przychodził do niego do łóżeczka, spali razem (wiem, wiem, że to niehigieniczne. Ale po pierwsze, proszę spróbować wymusić coś na kocie, a po drugie, sterylna czystość wcale dziecku nie służy.) Ja zdecydowanie poprosze o następnego maluszka. Zwłaszcza, ze Piotrek dziś zwiększył zamówienie. Teraz brzmi : - Mama, ja poproszę siostrę i brata i siostrę i brata. trzeba kupić większe mieszkanie, z piątką dzieci w trzech pokojach to ja tego nie widzę....

wyrodni rodzice

Pietruch od paru dni jest jakiś marudny. Złości się o byle co, krzyczy, usiłuje wymuszać wrzaskiem albo nawet biciem. Dziś rano ucięliśmy sobie poważną rozmowę na ten temat.  Pan Piotr przeprosił, obiecał, że więcej nie będzie, ustaliliśmy konsekwencje zachowania (dziś nie ma Minimini). A po paru godzinach zaczęło się od początku. Odesłałam faceta do sypialni. Miał tam porozmawiać z tatą (bo tacie też mocno nieuprzejmie nagadał). Poszedł. Wrócił i stwierdził, że załatwił sprawę, ale tata nie chciał z nim rozmawiać. Tata zeznaje co innego,  i niestety Pietruszkowa wersja nie pasuje mi do tego, co sama słyszałam i do znanych mi faktów. Usłyszał, że obiad będzie po załatwieniu sprawy. Dostałam zaciśniętą piąstką. Tak to sie bawić nie będziemy - jazda do sypialni. I proszę się do mnie nie odzywać, dopóki nie załatwisz tego z tatą, a potem ze mną. Młody sie rozdarł, ze on nie pójdzie do sypialni, że jest przeklęty na zawsze (???), że nikt nie chce z nim rozmawiać. I położył sie na kory

połamało

połamało mnie dokładnie. Przedwczoraj przewiało mi kark - boli do tej pory. Teraz doszły żebra z drugiej strony. W efekcie ruszam się jak paralityk. A na domiar złego, rano złapał mnie kurcz w łydce taki, ze zawyłam. Wiem, że marudzę. Gdzieś muszę, a wolę tu niż narzekać Małżowi na wszystko. Świat mi sie nie podoba. Poproszę coś na pocieszenie.  

reklama dźwignią handlu

reklama w telewizorni. dezodorant, który zapewnia "72 godziny bez wilgoci". Nie chcę mieć nic wspólnego z kimś, kto sie nie myje przez trzy dni i usiłuje to zamaskować zlewając sie dezodorantem. Jesli rexona chce być kojarzona z brudasami to jadziękuję za współpracę. Gratuluję autorowi reklamy, na pewno nie kupię żadnego produktu rexony.

dziecięca fantazja

Piotruś zameldował, że mamy nowego mieszkańca. Dinozaura. Malutki taki, zgubił się i nie wie, gdzie jest jego mama aPiotrusiowe koniki sie nim zaopiekowały. Teraz wszyscy razem mieszkają w przyczepce i bawią sie w berka. A koniki to w tej chwili najważniejsi Piotrkowi przyjaciele. Zaczęło sie od jednego - Freda. Fred bardzo dzielnie pomagał w czasie powodzi, Piotrek wysyłał  go do noszenia worków z piaskiem, umacniania wałów i innych prac - bo Fred jest silny, wiec mógł sie tam bardzo przydać. Teraz koników jest już bardzo dużo (nie wiem ile, Piotrek umie liczyć do 15, koników jest wiecej). Jeżdżą w przyczepce za naszym samochodem. Mają tam prysznic, telewizor, muzykę.  Dużo czasu spędzają na Piotrusiowej pustyni, tam pilnuja porządku. WYobraźnia takiego kajtka jest dla mnie czymś niezwykłym. Buduje całe światy, bardzo konsekwentnie,  i połowa jego zabawy rozgrywa się właśnie tam. Co niezwykle ułatwia pakowanie zabawek na wyjazdy.

Obiecałaś....

Piotrek dziś poszedł do przedszkola. Po trzech dniach siedzenia w domu z mamą i oglądania "Było sobie życie" - zaprotestował. Jasne, że w domu z mamą fajnie, ale mama już była gotowa zamordować własne dziecko. Póki był słaby, to mu sie należy, ale zdrowy -jazda mi stąd, do kolegów. A tu rozpacz. Nie był to wrzask protestu - nie, na takie rzeczy ja nie reaguję i on o tym świetnie wie. Tu było nieszczęście, grzecznie szedł ze mną za łapkę i prosił "mamo, ale ja nie musze tam zostać?..." Serce mi sie krajało, z drugiej strony znam potomka nie od dziś i świetnie wiedziałam, ze po kwadransie z dziećmi bedzie brykał z uśmiechem na paszczy. Doszliśmy, tam sie rozpłakał wreszcie dokładnie, wtulił w mamę  i chlipie. Do tego nie wziął ze sobą Mimi - najukochańszej przytulanki, bo uznał, że będzie jej za gorąco. A teraz by sie przydała.... I on bardzo prosi o Mimi. A Mimi na drugim końcu Ursynowa, bo to przedszkole zastępcze, a nie nasze własne.... W końcu widząc tę rozpacz

dywagacje wychowawcze

Jak co rano zadzwoniłam sobie poplotkować z mamą. I zeszło nam na wychowywanie dzieci. Dosyć szybko doszłyśmy do wniosku, ze to własciwie jest dosyć prosta sprawa, pod kilkoma warunkami. Po pierwsze, jeśli dziecko jest  kochane, chciane. I wie o tym. Dziecko, które ma świadomość, że jest dla rodziców bardzo ważne,że może na nich liczyć, że jest ktoś, kto je akceptuje, bedzie dużo bardziej pewne siebie i skłonne do odkrywania świata niż ktoś, kto boi sie kichnąć, zeby nie usłyszeć zgryźliwego "cicho bądź i nie przeszkadzaj mi, a najlepiej to zejdź mi z oczu". Po drugie cierpliwość. Wychowywanie nie jest procesem typu wyjęcie drzazgi z pięty, złapał, wyjął i po kłopocie. Wymaga wielokrotnego powtarzania tego samego. Jeśli się z tym pogodzę, to będzie mi łatwiej. Świadomośc, ze to jest naturalna kolej rzeczy, a nie zwykła złośliwość wrednego bachora niezwykle upraszcza sprawę. Mam wrażenie, że wiele osób różne niepożądane zachowania dziecka przyjmuje "do siebi

Palikot sięgnął bruku

Tym razem Palikot przegiął. Absolutnie i bezwzględnie, i nic go nie usprawiedliwia. Nie wiem, czy to miał być dowcip z tym tekstem, że ktoś widział Przemysława Gosiewskiego na peronie we Włoszczowie. Jak tylko to przeczytałam, to pomyślałam z lękiem, zę będzie strasznie, jesli usłyszy to ktoś z jego bliskich. I niestety usłyszał to jego syn.... Nieludzkie jest takie bawienie się uczuciami cierpiących po śmierci bliskich. A w przypadku uczuć dziecka - brakuje mi słów. Nie byłam wielbicielką poprzedniego prezydenta, Gosiewskiego,  i wielu innych. Ale to, co zrobił Palikot przekreśliło go w moich oczach całkowicie.

lepiej jest

Pietruszek w lepszej formie. Nadal słaby, ale wczoraj przeleżał cały dzień, oglądając minimini, a dziś już pęta sie po domu i próbuje bawić sie poza łóżkiem. Poza tym zafascynował go cykl filmów Było sobie życie. ogląda, niektóre odcinki po dwa razy, dopytuje, sprawdza. Tą metodą załatwiłam pierwszą rozmowę na temat "skąd sie biorą dzieci" - obejrzeliśmy sobie razem odcinek, troszkę skomentowałam, ale przeszło absolutnie bezboleśnie. Ja jestem bardziej zdechła niż on - takie upały mnie wykańczają, najchętniej poszłabym spać i przestawiła sie na nocny tryb zycia, ale przy Piotrku  nie da rady. Tak mi sie przypomniało lato sprzed czterech lat, jak byłam w ciąży i też było tak gorąco. Pracowałam w szkole, więc miałam wakacje, nie musiałam brać żadnego zwolnienia. I wtedy faktycznie przestawiłam sie na nocne życie, przesypiałam od 13 do 17 i potem brykałam do 2 w nocy. Fajnie było... Poprosze znowu, zwłaszcza tę ciążę :)  

Za dobrze było

Wczoraj Piotrek poszedł do nowego przedszkola. W czasie wakacji pracują rotacyjnie, pierwsze dwa tygodnie - nasze macierzyste, a od wczoraj następne. Pietruszek sie cieszył, poszedł z radością, wrócił z pytaniem, czy będzie mógł jeszcze raz tam pójść, bo było "super świetnie". I wszystko byłoby "super świetnie", gdyby nie to, że pod wieczór zrobił sie marudny, cieplutki i niemrawy. Jak zmierzyłam mu temperaturę - 38,5 jak nic. Dziś rano też powyżej 38, skarży sie że boli gardło, ręka, noga, ucho, głowa. Podejrzewam grypę, te bóle mięśni i głowy tak mi jakoś pasują. Za półtorej godziny idziemy do lekarza, zobaczymy, czy mi potwierdzi diagnozę. Na razie malutek poleguje w łóżku i ogląda sobie filmy. Normalnie już by go dawno rozniosło, a dziś nie ma siły się zwlec. Za to wreszcie można wyciągnąć skompletowane pracowicie kilka lat temu płytki z serii "Było sobie życie". Piotrek interesuje sie tym, prosi o filmy na konkretne tematy - o skórze, jak picie zami

Ciepłe i Puchate

W pewnym mieście wszyscy byli zdrowi i szczęśliwi. Każdy z jego mieszkańców rozdawał innym coś, czego coraz bardziej przybywało. Wszyscy swobodnie obdarowywali się Ciepłym i Puchatym wiedząc, że nigdy go nie zabraknie. Matki dawały Ciepłe i Puchate dzieciom, kiedy wracały do domu; żony i mężowie wręczali je sobie na powitanie, po powrocie z pracy, przed snem; nauczyciele rozdawali w szkole, sąsiedzi na ulicy i w sklepie, znajomi przy każdym spotkaniu; nawet groźny szef w pracy nierzadko sięgał do swojego woreczka z Ciepłym i Puchatym. Nikt tam nie chorował i nie umierał, a szczęście i radość mieszkały we wszystkich rodzinach. Pewnego dnia do miasta sprowadziła się zła czarownica, która żyła ze sprzedawania ludziom leków i zaklęć przeciw różnym chorobom i nieszczęściom. Szybko zrozumiała, że nic tu nie zarobi, więc postanowiła działać. Poszła do jednej młodej kobiety i w najgłębszej tajemnicy powiedziała jej, żeby nie szafowała zbytnio swoim Ciepłym i Puchatym, bo się skończy, i żeby

metalność Kalego

No nie mogę, nie odczepię się chyba od komentowania wydarzeń, ale mnie po prostu krew zalewa. I nawet nie chodzi o jedno konkretne, tylko o całokształt. PiS straszliwie płakał i wyrzekał, że wredna tłuszcza z PO nie szanowała Prezydenta, Wielkiego Człowieka, Ojca Narodu (i tak dalej, nie chce mi sie wyliczać wszystkich określeń. Za bardzo przypominają mi tytułomanię stosowaną wobec Stalina i Kim Ir Sena). Odsądzali od czci i wiary tych, którzy ośmielili sie wypowiedzieć choć jedno krytyczne słowo pod adresem Wielkiego Przywódcy. A teraz.... Wystarczy posłuchać, co mówią o Komorowsim. Może im sie nie podobać, ale jest to prezydent elekt wybrany przez naród w wolnych wyborach. I nie zmienią tego żadne karkołomne łamańce  na temat odrzucenia go przez prawie połowę społeczeństwa. Po pierwsze, nie przez prawie połowę, bo byłaby to prawda jedynie przy stuprocentowej frekwencji. A właściwie nawet i to nie, bo osoby nie mające 18 lat też mają poglądy, mimo, że nie mogą głosować. Frekwenc

Słońce Peru?

Poranne ablucje. Małż poprosił o przejechanie maszynką do strzyżenia po głowie. nie ma sprawy. Piotrek chciał popatrzeć - proszę bardzo. Wzięłam sprzęt, podeszłam, ale Piotrek był szybszy. Ustawił swój stołeczek tuż obok. - Piotrek, przesuń się z tym stołkiem, muszę mieć miejsce, żeby móc krążyć wokół taty. - Jak ziemia wokół słońca? - Żona, zapamiętaj to sobie!!!!! Bezczelni.

syrenka

Wakacje są. W związku z tym warszawskie przedszkola funkcjonują rotacyjnie. Na szczęście przez pierwsze dwa tygodnie lipca działało nasze rodzime. Pojawiło się tam sporo dzieci ne znanych na wcześniej - z innych placówek. I jedna z takich "napływowych" dziewczynek została muzą naszego dziecka. Kilka dni temu, jak poszliśmy odebrać Piotrka, pani dyrektor poinformowała nas, że Piotrek sie zakochał. Trochę mi zazgrzytało to określenie, tak jakby prześmiewczo. Wiem, zę pani dyrektor nie miała nic takiego na mysli, to bardzo sympatyczna osoba, życzliwa dzieciakom, ale nie spodobało mi sie i już. Piotrek przedstawił koleżankę, przytulił ją na pożegnanie i poszliśmy. Od tego czasu gada o niej w kółko. nazywa ją "syrenką". A ja sie zastanawiam, co będzie za parę lat. Pietruszek naprawde potrafi byc czarujący, zauważa detale garderoby, zmiany fryzury ... Wczoraj pomalowałam sobie paznokcie u nóg, to usłyszałam: - o, pomalowałaś paznokcie, jak prawdziwa dziewczynka (!!!!

padłam...

Padłam i zachorzałam. Gardło mnie podejrzanie drapało od czwartku. Poza tym niewiele wiecej - ot, osłabienie, lekkie stany podgorączkowe i tyle. I głos mi sie obniżał, zamiast uwodzicielskiego altu coraz bardziej przypominał przepity bas. Nie miałam kataru. Prawie nie kaszlałam.Ale te podstępne objawy są mi doskonale znane. Parę razy już sie przerobiłam w czasie studiów - basem mogę mówić, a teraz  nie mam czasu na chorowanie, bo sesja. no i jak trzeci raz tuż przed sesją lub w jej trakcie wylądowałam totalnie bez głosu i z 38-stopniową gorączką, to sie zrobiłam mądrzejsza. Poszłam wiec do lekarza. Diagnozę mi potwierdził - do tego nie był mi potrzebny, sama wiedziałam, co mi jest. Potrzebny był natomiast do wypisania antybiotyku - nie, żebym była maniaczką żarcia tychże, ale tak czułam, ze dostanę. I dostałam. I juz mi sie robi znacznie lepiej. Ale nadal jestem bardzo silna, póki siedzę, jak wstanę, to mi sie gwałtownie zmienia pogląd na tę kwestię. Przynajmniej mogę swobodnie pr

głupie pytanie

Mam pytanie z gatunku głupich i kompletnie do niczego mi nieprzydatnych. Jak ryby śpią? Bo jakoś muszą, ale przecież nie robią chyba domów, jakkolwiek by miały wyglądać, i co wtedy robią, płyną przez sen? A jak pływają ławicą, to co, śpi część, a reszta pilnuje, śpi cała ławica, czy jak??? I jak sobie wtedy radza z obroną przed drapieżnikami? Naszło mnie na tę kompletnie nieużyteczną ichtiologię gdy Piotrek oglądał na Minimini moją ukochaną kreskówke z dzieciństwa - Marceli Szpak dziwi sie światu. Marceli razem z Leszkiem Zającem zastanawiali się nad różnymi formami domów - kopiec, gniazdo, nora... Czy ktoś umie mi pomóc? Chyba bedą mi sie teraz rybie mrowiska tudzież gniazda śniły po nocy.....  

chyba wytłukłam zarazę!!!!

Mam yuccę. Piękną, dużą- dostałam ją od wówczas-jeszcze-nie-męża. Bardzo ją lubię. Problem polega na tym, że nie tylko ja. Tarczniki również. Przez lata nie mogłam sie cholerstwa pozbyć. Ale chyba sie udało. Dostały dwustronnie, to znaczy tabletki antytarcznikowe w grunt i równocześnie spryskałam ją jakąś trutką na wyzej wymienione, i wsadziłam worek na łeb. Oczywiście yuce, a nie sobie. Nie obeszło sie bez strat, bo worek był ciut za długo i słońce ją miejscami poparzyło, musiałam nieco przyciąć liście, ale chyba rzeczywiście wytłukło zarazę. Hurra!!!!  

Grunwald 161

Zbliża się kolejna rocznica, okrągła, aż miło. Kolejna bitwa. Widowiskowa. A ja sie coraz bardziej denerwuję. W bitwie bierze udzial mój brat. Jako wysoka szarża zresztą. Patrzę na termometr, w niebo. Wiem, jak wygąlda jego uzbrojenie, pamiętam tę patelnię na polu grunwaldzkim.... Zzwyczajnie się boję. O niego i o wszystkich, którzy tam bedą. Taka zbroja to jest naprawdę ciężka - jak sie policzy wszystko, to dobre 40 kg z tego wychodzi. Dołóżmy jeszcze przeszywanicę - waciak nakładany pod zbroję, żeby nie uwierała nigdzie, ani nie poparzyła - w końcu blacha się szybko nagrzewa, hełm - czyli ograniczenie wentylacji głowy. I robi sie naprawde ciepło. Tak ogólnie to impreza jest znakomita. I nie mam na myśli tylko aspektu widowiskowo-turystycznego, tylko to, że sami uczestnicy sie  świetnie bawią. Bardzo bym chciała zabrać tam Piotrka, ale mam wrażenie, ze jest jeszcze za mały, zeby naprawdę skorzystać - w sensie rozrywkowym, nie mówię o edukacyjnym, to przychodzi samo. Na razie by si

krzyż przed Pałacem Prezydenckim

Zrobiła się kolejna zadyma polityczno - religijna. Oczywiście z dużym udziałem PiSu, bo jakżeby inaczej. Chodzi o krzyż przed Pałacem. Już są głosy, że ma tam zostać, miejsce kultu i tak dalej. Kwiaty, znicze, msze spotkania co miesiąc... A właśnie, co do spotkań  i kwiatów co miesiąc. Ciekawi mnie niezmiernie, jak długo to potrwa. Pan Kuchciński gromko zapowiadał, ze oni  (czyli PiS) będą tak zawsze. I pytanie, ile trwa owo "zawsze".  Rok? Do zimy i mrozów? Aż się znudzi? Do wygranej PiS w jakichkolwiek wyborach? A może do odbicia Pałacu z rąk wroga? A wracając do tematu. W czasie żałoby były tam tłumy, znicze, kwiaty, kolejki. Harcerze w odruchu serca postawili krzyż. Pięknie, tylko co dalej? Krzyż zalicza się do kategorii przedmiotów, których się raczej nie wyrzuca na śmietnik po zużyciu czy ustaniu okoliczności będących przyczyną jego postawienia. Powstała spora grupa, która, używając różnych argumentów, usiłuje doprowadzić do pozostawienia krzyża tam, gdzie jest. A

apel w sprawie kaszalotów

Od paru dni chodził  za mną  temat kaszalotów, wielorybów i innych równie uprzejmych określeń stosowanych powszechnie wobec pań ważących więcej niż X kg. W pierwszym odruchu chciałam wstawić tu parę cytatów, żeby nie było, żem gołosłowna, ale potem zrezygnowałam. Uznałam, że byłaby to niczym niezasłużona promocja autorów tychże. Tak w ogóle, to pomyślałam sobie o tym, gdy na jakimś forum trafiłam na wypowiedź osobnika płci męskiej, który się żabił na temat wyglądu Pierwszej Damy. Powtarzać nie będę, tłumacząc na język polski wyrażał głęboką dezaprobatę uzasadniając to przede wszystkim względami estetycznymi. Czyli - jemu jest niemiło patrzeć na brzydkie(czyli - grube) dziewczyny, więc wszystkie przedstawicielki tego gatunku mają OBOWIĄZEK dbać o wygląd i atrakcyjność seksualną. Bo paru byczkom nie podoba się widok grubszej. Bo oni chcą, żeby wszędzie było tak przyjemnie, bo im się niedobrze robi, jak widzą wylewające sie fałdki. I dlatego od razu po wyborach pojawiło się mnóstwo wpis

sposób na zgubę

Piotrek zgubił słoneczne okulary. Wobec panujących upałów i żarówy świecącej nad głowami strata była dotkliwa. Abby uniknąć zapalenia spojówek, nabyliśmy potomkowi na bazarku nowe, żółte. Niestety - dwa dni potem je złamał. Tata pracowicie skleił. Ale pękły ponownie. W związku z tym podczas najbliższych zakupów nabbyłam kolejne, tym razzem granatowe. Ale zakupy robiłam bez Piotrka - i okazało sie, ze okulary są nieco za duże. Następne, dla odmiany czerwone, kupił mu tata. Dopasowane, bajeranckie. Po czym znaleźliśmy te pierwsze - spadły w samochodzie pod fotel kierowcy. Ta metodą Piotrek ma trzy pary okularów słonecznych - jak pogada z tatą, zeby skleił żłółte, będą cztery.    

Ideał?

Przejrzałam sobie różne starsze wpisy - i stwierdzłam, ze jak sie tak czyta, to Piotrek wychodzi na chodzący ideał. Grzeczny, pogodny, posłuszny, dzieli sie z innymi, dżentelmen... Laurka. Więc żeby nieco go odbrązowić powiem, że idealny nie jest. Bałagani - i czasem potrafi powiedzieć, zę nie posprząta, bo mu sie nie chce. trudno mi mieć proetensje o takie podejście - mnie też sie czasem (często)  nie chce. Próbuje wymuszać wrzaskiem - sprawdza granice. Potrafi sie obrazić, uderzyć - oczywiście zawsze reagujemy, wiec też jest tego niedużo, ale jest. Cwaniaczy - jak jedno z nas mu czegoś zabroni, to czasem próbuje wydobyć zgode od drugiego. Nie słyszy poleceń - tych niewygodnych. I tak dalej. Nie chodzi mi tu o to, żeby go oczerniać. Po prostu - jest normalnym, zdrowym dzieckiem, pogodnym i sympatycznym, ale  - jak każde dziecko - miewa humorki i złe dni. Nie jest ideałem. I bardzo dobrze. Tak jest znacznie ciekawiej.

Trzeba się dzielić

Powrócil jeden z pomyslów na notkę - tych, co sie skarżyłam , że sobie poszły na nieautoryzowaną wycieczkę. Chodziło o kwestię dzielenia sie z innymi. Piotrek od dawna wie ze należy się dzielić, że można wspólnie sie bawić zabawką, czy podzielić sie ciasteczkami. I nie ma z tym problemów. Czasem niecnie to wykorzystuje - jak nie ma ochoty np. na skończenie kanapki, czy soczku to przylatuje do nas, wciska w rękę niedojedzony produkt i znika z okrzykiem "Trzeba sie dzielić" Tym razem sprawa byla poważniejsza. Otóż Piotrek bardzo sie przejmuje sprawą powodzi. Zgodził sie oddać całą walizę nieużywanych pluszaków. Przebraliśmy je, wybierając te, które z jakichś powodów któreś z nas chciało zachować -wyszła tego cała torba, a i tak tą resztą napełniłam stareńką walizkę. W czasie gdy zalewało, regularnie wysyłał Freda (wymyślonego przyjaciela - konia) na wały, zeby pomagał przy noszeniu worków z piaskiem. Teraz przy okazji zbiórki WOŚP temat wrócił. Koło nas jest aktualnie we

Cała Polska czyta dzieciom

Moi panowie poszli na pocztę. Małż miał jakąś służbową korespondencję do wysłania, nieważne co, ale poszli we dwóch. Po jakimś czasie telefon. - Usiądź. Usiadłam. - Wiesz, o co on mnie poprosił? - Nie wiem, skąd mam wiedzieć, nie ma mnie tam. - Powiedział: "Tatusiu, czy możemy pójść do biblioteki?" No to go zapytałem, czy wie, co to jest biblioteka.  "Tak, to takie miejsce, gdzie są książki". Na marginesie dodam, ze my z biblioteki nie korzystamy, sami mamy potężny ksiegozbiór (zaraza jakaś, mnożą sie te książki jak króliki, nie ma na nie miejsca), rodzice jeszcze większy, a znajomi też posiadają więcej, niż tylko książkę telefoniczną, i chętnie pożyczają.Więc skąd on to wiedział???? Zdaje się, zę kwestię nawyku czytania to już mamy właściwie załatwioną - najgorsza wiecorną karą jest właśnie obcięcie czytania, teraz ta biblioteka.... Rośnie pożeracz książek, ani chybi. W genach ma.    

Wieczorem...

Uwielbiam takie dni. Poszliśmy sobie z piotrkiem na plac zabaw. Tam młody szalał, jak zawsze. W pewnym momencie gruchnął na ziemię, ale niegrożnie - z wysokości półtora metra, ale na tartan, wiec miękko. Popłakał mi chwilę w ramię, po czym dzielnie wlazł na kulę, z której właśnie spadł. Potem dołączył do nas Skorupiak wracający z pracy i potuptaliśmy razem do domu. Kolacja, bezproblemowe mycie, kolankowanie. Zwykle obowiązkowym punktem programu jest wieczorne czytanie. Prawdę mówiąc, dziś mi sie po prostu nie chciało czytać - zaproponowałam, że pośpiewam. Piotrek sie zgodził, wiec przyniosłam gitarę, śpiewnik - kilka piosenek - wcale niekoniecznie kołysanek - i Piotrek spał niczym susełek. A ja z przyjemnością wróciłam do różnych starych, zapomnianych melodii. Stare Dobre Małżeństwo, Luis Lliach, szanty, jakieś ballady turystyczne jeszcze z czasów górskich włóczęg moich rodziców.... To było piękne. Gitara, spokojne piosenki, zamykające sie oczka i uśmiechający się przez sen pyszcze

Fiona ratunku!!!!

W ramach przekomarzania (i ćwiczenia logopedycznego tak przy okazji - nie, żeby były potrzebne, ale czemu nie) rzuciłam Pietruszkowi któregoś dnia kawałkiem literackim: "Czy tata czyta cytaty Tacyta" Jak sie to powtórzy parę razy szybko, to bije na głowę króla Karola z koralami. A młody popatrzył na mnie i odpalił: - Nocą tata czyta cytaty Tacyta - i nie pomylił sie mały drań przy tym (ja sie pluję za prawie każdym razem).  Nie dość, ze pięknie wpasował sie w tekst, uzupełnił z sensem, to jeszcze powiedział to bezbłędnie. Fiona i pytanie do Ciebie, bo ja dawno zapomniałam, jak mi wbijali coś na ten temat w głowę: Jak sie nazywa taki tekst, gdzie ma dużo zbitek jakichś konkretnych liter? na samogłoskach to chyba były asonanse (uczyłam sie tego po francusku, wiec jak po polsku, to nie mam pojęcia, a i tak większość zapomniałam). Bo chyba jednak jakoś sie nzaywało?

taka sobie niedziela....

Obraz
Coś mi się blox ostatnio zbuntował - jak usiłowałam się dostać ze strony gazety albo z zakładek to mi pluł jakimiś błędami. Początkowo mu uwierzylam - taka już jestem ufna i naiwna istota, ale po dwóch dniach się wkurzyłam. Nie kijem go, to pałką, sposobem trzeba uparciucha -  i się udało. Niestety, pomysły na co najmniej dwie fajne notki znudziły się czekaniem i poszły sobie gdzieś. Może jeszcze wrócą.... O, jeden poczuł się przywołany do porzadku i wrócił sam. Miało być o niedzielnej wyprawie na Plac Zamkowy - na powodziową WOŚP. Piotrek szalał, on ma ostatnio fazę na straż pożarną, a tam tego było dużo, różne rodzaje wozów, motorówka, można było obejrzeć, wejść, pomacać... szał w trampkach po prostu. Rozpromieniona mordka przed wozem strażackim     Już na górze!!! I jeszcze motorówa... Do tego jeszcze tata zabrał go do namiotu pierwszej pomocy, gdzie demonstrowano, jak ratować nieprzytomnych. Pietruszek po raz pierwszy spróbował robić masaż serca.Zdjęć nie będzie, bo w

słuchając powyborczych wypowiedzi...

Włączyłam sobie telewizor, bo samej jakoś za cicho. Tradycyjnie słucham jednym uchem - od zawsze mam lekką alergię na polityczne napuszone deklaracje i przemówienia, wiec raczej omijam. Ale przy okazji wyborów - Zyrtec albo inne coś antyhistaminowe i jednak sprawdzam, co sie dzieje w kraju. I uderzyły mnie kolejne teksty Kaczyńskiego. Część z nich wyciągnęłi mu już dziennikarze. "...męczeńska śmierć..." - jakie męczeństwo? Wypadek, tragedia, dramat - zgoda. Ale męczeństwo to nie było za żadne skarby, nikt ich nie rozstrzelał, nikt im nie kazał wsiadać dotego samolotu (no, z wyjątkiem załogi - oni byli w pracy, a nie lecieli dobrowolnie) "... ci, dzięki którym teraz tu jesteśmy..."  - ratunku... Przecież jak coś jest DZIĘKI komuś lub czemuś, to znaczy, że tej osobie/okolicznościom jesteśmy wdzięczni za taki obrót spraw. Dziwnie brzmi w ustach brata bliźniaka jednej z ofiar. "...przede wszystkim muszę pogratulować, bo tak nakazuje dobry obyczaj..." czy j

Warto iść spać o normalnej porze :)

No wlaśnie. Co prawda ja padłam dopiero około północy - jak na mnie to późno, ale okazało sie wystarczająco wcześnie, zeby zaoszczędzić sobie potężnego stresu. A tak, to rano tylko przeczytałam, że przez godzinę wyglądało, ze wygra Kaczyński, ale już po strachu. Nie ma jak nocny wypoczynek!!! To jeszcze poczekam na oficjalne wyniki i wreszcie odetchnę z ulgą, że Kaczystan nam już nie zagraża. Co prawda Jarkacz odgraża sie, zę za pięć at znowu wystartuje, le do tego czasu tyle sie może zmienić, ze nie zamierzam sie ty w tej chwili przejnować. Uffff......

Małżeński dialog

Wieczór wyborczy, pokazują różne podziały frekwencji - tym razem podział według płci dla każdego z kandydatów. Kaczyński - pięćdziesiąt parę procent kobiet i czterdzieści kilka - mężczyźni. Małżónek skomentował: - Widać kobiety lubią pierdoły. - Lubię cię, kochanie :) Nie ma jak sie dobrze podłożyć... Może następnym razem siepomyśli, zanim sie będzie generalizować :)

Canossa

Kolejna runda wychowawczej próby sił. Po powrocie z Placu Zamkowego (młody szalał - tyle różnych wozów strażackich! i można było wleźć na dach jednego z nich!) nieco nam sie padło. Około 19 obudziłam potomka - żeby nie było cyrku przy kładzeniu spać docelowo. Młody dość szybko zaczął sie drzeć - chce Minimini i już. Ponieważ pierwszą podstawową zasadą w domu jest, że można negocjować,  a wymuszanie nie daje komplenie nic - nie ugrał swego. Powrzeszczał, usłyszał, ze Mini może być po kąpieli, więc jak się szybko umyje, to włączę. Znowu syrena. No to sie drzyj. Tata poszedł porozmawiać z potomkiem - po chwili potomek w amoku wrzeszcząc i machając końcówkami strącil mu okulary z nosa. Hasło, że tak to nie będzie i proszę to załatwić (czyli - przeprosić)  - nadal wrzask. No to wyszliśmy. A Piotrek zaczął sie drzeć, że on nie przyjdzie sam do nas, bo to za długa droga dla jego nóżek! Argument sobie znalazł, cwaniak jeden! My nic, twardo siedzimy i oglądamy wieczór wyborczy - właśnie

nowe lekarstwo

Idziemy sobie na spacerek. Nagle Małż boleściwie jęknął, waląc sie przy tym w czoło: - Już wiem, co chciałem jeszcze z apteki!!! - Tak? A co? - To sie nazywa pieprzona skleroza!!! - wypalił Skorupiak z rozpędu, kończąc poprzednie zdanie.   Nie słyszałam dotąd o takim lekarstwie. Ale w koncu nie uczyłam sie całego Farmindexu na pamięć. PS. Chodziło mu o gencjanę...

Ogórek, ogórek, ogórek zielony ma garniturek

Tak mi sie przypomniała ta pieśń mego dzieciństwa. Wszystko dlatego, że postanowiłam zrobić ogórki małosolne. Nie na zimę, takie do jedzenia za dwa dni. Postały dni cztery a nie dwa, więc były bardziej kiszone niż małosolne, ale i tak dobre. Małż się rzucił - wiadomo, on ogórki uwielbia. I po chwili sie nieprzytomnie skrzywił - najpierw skaleczył sobie podniebienie skórką od ogórka, a potem zalał skaleczenie sokiem z kiszeniaka. Zdolny facet, ja chyba bym tak nie umiała.

Alfa

Wieczór. Piotrek ostał właśnie zapakowany do łóżka i może jeszcze obejrzeć pół ostatniej kreskówki - potem kończy sie program i Minirybka idzie spać. Wróciłam do salonu, żeby na chwilę usiąść przy kompie, pogadać z Małżęm siedzącym obok - i po prostu odpocząć. Aje jest jeden problem. Moje krzesło przy biurku zajął Kot. Podeszłam. Poprosiłam Kota uprzejmie, żęby raczył wypoczywać gdzie indziej. Nic. Przesunęłam go nieco na krześle, z nadzieją, że zrozumie i sam pójdzie. Nic. Zaczęłam na nim siadać - powinien sie zaniepokoić, widząc mój wielki odwłok nad własną głową - marzenia. Ten zwierzak ma do mnie ogromne zaufanie, wie, zę nie zrobię z niego naleśnika. Przesunął sie o jakieś półtora centymetra i nic, dalej śpi. W efekcie ja siedzę na jednej literze, a kocur wygodnie sie rozwala za moimi plecami. Dokładnie widać, kto tu jest ważniejszy.

wychowywanie

Śniadanie. Piotrek wcina swój ulubiony przysmak - podeschnięta (właściwie sucha jak kamień*) chałka z dodatkami. Poprosił o sok jabłkowy. Nalałam, rozcieńczając wodą - jednak one są wściekle słodzone, więc w ten sposób trochę mu zmniejszam ilość cukru. Młody człowiek wyrazil niezadowolenie - to znaczy rozlał połowę soku  na swoim stoliku i zaczął wrzeszczeć. Odczekałam chwilę, wrzask nie milkł. Zapytałam z uprzejmym zainteresowaniem: - Piotrek, przypomnij mi, proszę. Czy tobie kiedykolwiek udało sie  ze mną coś takim wrzaskiem załatwić? Chwila ciszy. Potem padło cichutkie "Nie" - zupełnie innym tonem. Tak to możemy rozmawiać. Wyjaśniłam mu, dlaczego dolewam wody. Zaproponowałam układ - może być sam sok, ale po KAŻDYM piciu samego soku leci myć zęby. Sam, ja tego nie będe pilnować, natomiast jeśli raz zobaczę, że tego nie zrobił, wracamy do rozcieńczania wodą. Zgodził sie, więc nalałam mu soku. I przypomniałam, ze trzeba by wytrzeć to, co narozlewał. Wstał, wziął sprzęt