Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2014

Tytuł 59

Rozgryzłam nowe słówko u Grzechota. "duji" to są buty

prawda w oczy kole...

- Piję colę, piję pepsi, jestem sexy!  - śpiewa sobie Potomek Starszy podczas zakupów w pobliskim sklepie. - Synu, czy ty rozumiesz, co śpiewasz? - Tak - odparło dziecko z pewnością w głosie. - W takim razie co to znaczy, że ktoś jest sexy? - zapytała matka o zacięciu pedagogicznym. - No, że się kogoś kocha... - odrzekl nieco mniej pewnie Serpens Maior. - Porozmawiamy jak stąd wyjdziemy, bo to słowo oznacza trochę coś innego. Załatwiłam zakup paru bananów i wyszliśmy.  - Piotrek, pewnie często teraz słyszysz słowo "sexy", "seksowny" i podobne, prawda? - No... Właśnie. Odmieniane są przez wszystkie przypadki, seksowny wygląd staje się powoli obowiązkiem każdej kobiety, ale żeby dzieciakom ktoś to wytłumaczył... No to do roboty. - Synu, to słowo odnosi się przede wszystkim wyłącznie do wyglądu. Jak ktoś jest piękny, zadbany, ubiera się tak, żeby podkreślić i wyeksponowac swoje ciało, to wtedy niektórzy tak mówią. Ale to oznacza całkowite pominięcie tego, co

terminologia

- Grzechot, nie wierzgaj tak, bo kopniesz brata w jaja  bedzie go bolało - wygłosiłam dzis pedagogiczny komunikat do wierzgającego Węża. - Mama, skąd ty znasz formę klasową???? - zdumiał sie Syn Starszy.  - Wiesz, dziecko, to jest forma duzo starsza, niż ty i cała twoja klasa... Jak ja byłam w twoim wieku, to ona nie była nowa - uśmiechnęłam sie do synka. Po czym Piotrek zaczął pracowicie liczyć, jak dawno ludzkość zaczęła określać męskie klejnoty mianem jaj. I wysżło mu że ponad 32 lata. To bardzo długo.  Poczułam sie nieco stara. I bardzo rozbawiona.

kochane dziecko

Siedzialam wczoraj z Grześkiem na kolanach i płakałam. Mały sięgnął po paczkę chusteczek, które akurat byływ zasięgu, wyciągnął jedną i zaczął mi rozmazywać łzy cieknące po twarzy. Rozpłakałam sie jeszcze dokładniej. Tym razem ze wzruszenia. I to jest jeden z cudnych drobiazgów macierzyństwa, które stawiają do pionu, gdy wszystko wydaje sie do d....

matka nieidealna

Przez pół dnia pętały mi się pod czaszką pomysły na notki. Dwa złapałam, reszta - uciekła. Jak zwykle. Trafiłam na artykuł o wypalonych matkach, ciemnych stronach macierzyństwa itp. I zgadzam się, ze można mieć dość. Można bardzo kochac swoje dzieci i chcieć uciec od nich jak najdalej. Żeby sie zamknęły, przestaly co chwila czegoś domagać. Źeby nie trzeba było dopasowywać do nich rozkładu jazdy - bo Krzysiowi kończy sie tenis, Zuzia jedzie na hiszpański a Antoś ma za pół godziny coś tam. Żeby nie trzeba było pamiętać o wszystkim. Zawsze mialam problem z zabawą z maluchami. No nie umiem i już - siedzenie na podłodze i ustawianie klocków - nie ja, prosze państwa, nie mam zadatków na architekta i nie mam pomysłów na budowle. Moge je poskładac w słupek i tyle. bawienie się misiami - sama się nimi nie bawilam, jka byłam mała. Spacery z wóżkiem nudza mnie śmiertelnie, chyba, ze mam towarzystwo. Teraz jest już nieco lepiej, bo GResiek już jest bardziej kumaty i jak mu powiem, że jest gołąb

mrówki

Mam ostatnio mieszane uczucia względem m(M)rówek. Pojawiły sie u nas. Z jednej strony bardzo mnie to cieszy - pracownicy firmy Ekon, zwani popularnie Mrówkami znów odbierają spod drzwi surowce wtórne. Mniej roboty, idea znakomita - tam zatrudnieni sa ludzie z róznego stopnia uposledzeniami, ktozy nie znaleźliby pracy zapewne nigdzie indziej. Z drugiej zaś strony - mrówki łażą mi po parapecie w sypialni i za nic w świecie nie mogę sie ich pozbyć. Traktowanie chemią odpada, śpimy tam we trójkę, Grzesiek tez ma swoje łóżko w naszym pokoju (to, zę przeważnie w nocy cichcem włazi do nas, to inna sprawa), a zwierzaki na parapecie przesiadują. Oba, bo czasem i Agrze sie zdarzy, gdy wszyscy wyjdą, zasiąść w oknie i pyskować na wszystko, co sie rusza.  Tak więc chemia nie wchodzi w grę. Ogonki pomidoró jakoś chyba nie robią na nich wrażenia. Czy ktoś ma jakiś inny pomysł? Help!!!!

gryzoń 60

- Aaauuuuu! - zawrzasnęła gromko a znienacka matka. - Co sie tak drzesz, jakby cie ktoś w dupe ugryzł? - zainteresował się niezbyt wytwornie Skorupiak. - Bo właśnie ugryzł... - pożaliłam się masując równocześnie pośladek. - Ten mały gryzoń łazi i gryzie co chwila, mam dość! Faktycznie, draniowi chyba zęby ruszyły znowu, bo łazi i dziabie mnie co chwila. Gdzie sięgnie, czyli okolice tyłka są narażone. W niedzielę na  jarmarku dominikańskim mialam pogryzione dokładnie cale lewe ramię, wyglądało, jakbym miała jakieś wybroczyny po pobiciu. A tu tylko delikatne ząbki Grzechota....

norka

Potrzebuję norki. Takiej niedużej, jednoosobowej, z dobrą wentylacją i ciepłym kocykiem. Oraz oświetleniem, żeby sie dało czytać. I mocnymi, wygłuszonymi drzwiami z dobrym zamkiem, żeby można było odizolować się od otoczenia. Jestem wykończona. Jak jeszcze raz usłyszę "Siedzisz w domu z dzieckiem" albo "nie pracujesz", to zacznę gryźć. Do cholery jasnej, a jak nazywa sie całodzienny zasuw z szesnastomiesięcznym osobnikiem, który nie umie powiedzieć, czego chce, więc w każdej sytuacji problemowej wyje albo buczy? Który życzy sobie, żeby się nim zajmować? puszczać bańki? turlać piłkę? karmić? który wybebesza mi książki z półek i przynosi wszystkie po kolei?  Moim największym marzeniem jest tygodniowa wycieczka dokądkolwiek, byle bez facetów. Może być z którąś koleżanką - o, na przykład z M. w Bieszczady. Albo do spa. Albo gdziekolwiek indziej, nad morze - raczej ciepłe, bo Bałtyk o tej porze to taki niewyględny z mojego punktu widzenia, ja jednak jestem zmarzlak. G

szachista 61

Piotrek ma w szkole szachy. Raz w tygodniu godzinę lekcyjną. Nie jestem w stanie ocenić, jaki jest jego poziom, bo sama nie gram.  Wczoraj przyniósł w dzienniczku wpis od wychowawczyni z zapytaniem, czy zgodzilibyśmy się, żeby pojechał na zawody organizowane przez Polski Związek Szachowy. Z kolegą i jego mamą. Kapcie mi spadły z wrażenia, po czym zasiadłam do komputera - dowiedzieć się, co to za zawody i w ogóle o co biega. I kapcie mi spadły po raz drugi. Wróć, kapci już nie miałam. No to nie wiem, skarpetki. Okazuje się, że panowie jadą jako reprezentacja szkoły - bo jest to turniej dla szkół uczestniczacych w programie popularyzującym królewską grę, każda szkola może wystawić do 5 zawodników z klas I i II. U nas szachy są w dwóch klasach, nie wiem, czy z tamtej drugiej ktoś jedzie.  NIe mam pojęcia, jakie są jego możliwości w porównaniu z innymi - bo w judo to już wiem, że on jest jednym z lepszych w swojej grupie i na zawodach kosi medale jeden po drugim. Tu - brak danych i po

imieniny

Dziś z okazji imienin Grzechotek zostal zabrany na Jarmark św. Dominika.  Innymi słowy matka wykręcila sie w ten sposób od urzadzania imprezy, bo naprawde pada na pysk i nie ma na nic siły w takie upały, a jeszcze musiala być na tyle przytomna, żeby krzyżyk przy wlaściwym nazwisku postawić i nie pomylic list, na ten przykład. Głupio byłoby postawić krzyżyk przy nazwisku o własciwym numeerku na liście, ale z jakiejś obcej listy... Na szczęście załatwiliśy kwestię rano, zanim jeszcze matce z tego upału mózg sie zlasowal dokumentnie. Za to juz wiem, co chcę kupic Grzechotkowi na dzien dziecka - takiego gumowego osiołka, na którym można skakac i się bujać. Dominikanie mają takiego na placu zabaw i Grzechot poprostu oszalał, jka go zobaczył.   Wszystkiego najlepszego, synku!

Terraforming

- Mama, czy wiesz, że za kilkanaście lat ludzie beda sie zajmowac terraformowaniem Marsa? - zapytał mnie dziś Potomek Starszy. - Jeszcze zobaczymy - odmruknęła zmęczona mama.  - A ty wiesz, co to znaczy terraformowanie? - zainteresowal się Piotrek. - Wiem. Kształtowanie terenu planet. - No właśnie, kształtowanie terenu planet, żeby mogły zamieszkać na nich nowe orgazmy.   Hm, tego już nie wiedziałam. Człowiek jednak uczy sie przez całe życie. 

czy musialeś?

Skorupiak usiłuje położyć Grześka spać.  Jest jednak pewien problem - w łóżeczku jest mnóstwo różnych rzeczy. - Grzesiu, czy musiałes zrobić w łóżku taki burdel? - pyta tata. - Da! odpowiedział z moca potomek. Nic dodać, nic ująć.  I nie zadawac głupich pytań.

kolejny konkurs

Piotrkowi chyba bedzie trzeba sprawić segregator na dyplomy. Wczoraj przyniósl kolejny - za III miejsce w konkursie czytelniczym, dotyczącym serii "Biuro detektywistyczne Lassego i Mai"  Stracilam juz rachubę, w ilu konkursach on startowął w tym roku. Du\zo tego było, szkolne, międzyszkolne, różne. Fajny jest ten mój starszy Wąż. Ambitny, inteligentny, koleżeński... Bardzo sie cieszę, że jest.  Dumna jestem z niego bardzo, chociaż  czasem mnie wkurza :)

alergia

Zaczynam być uczulona na piski.  Wszystko przez Grześka - jeszcze nie jest w stanie wyartykułowac normalnego komunikatu "Mama, mam problem, pomóż", tylko wydaje paszczą ciągły sygnał alarmowy w wyjątkowo drażniącej tonacji. Szlag mnie normalnie trafia, jak to słyszę, a słyszę często, po wielekroc w ciągu dnia. W rezultacie, jak słyszę coś przypominającego to grzesiowe sklamrzenie, to też dostaję wysypki, na czym najbardziej cierpi pies. Ona z kolei piszczy, jak widzi obce koty łażące po dachu garażu i sąsiednich tarasach - a łażą stale, jest ich kilka i jak nie jeden to drugi, a czasem wszystkie po prostu sa na widoku. Mnie coś trafia i przeważnie psica zostaje karnie odkomenderowana na miejsce. Nie jestem w stanie znosic tego dźwięku prawie bez przerwy, to coś, jakby mi ktoś skrobal pazurami w szybę albo blaszany parapet. Okropność. Do tego dochodzi czasem piotrkowe jęczenie o różne rzeczy ("maaaamaaaa, czy mogę sie nie myć?", "Maaamaaaa, czy muszę juz iść

z dużej chmury mały deszcz

Byliśmy w szpitalu na badaniach.  Dokładniej rzecz biorąc, pojechaliśmy na badania, bo... żadnych badań nie było. Owszem, pozbierano wywiad - dokładnie i wielojęzycznie, bo na Izbie Przyjęć była grupka studentów z Madrytu, pan dr początkowo tłumaczył na /z angielski, ale szybko przestalo mi sie chcieć czekać, alż przełoży, zwłaszcza, że poza terminami medycznymi to nie były to rzeczy skomplikowane, wiec odpowiadałam od razu w języku wyspiarzy. Zawsze jakies ćwiczenie. Następny wywiad - na oddziale, z kolejna grupą studentó. I w jednym i w drugim przypadku jak słyszeli, jakie jest obciążenie rodzinne, to wytrzeszczali oczy ze zdumienia, po czym okazywało się, żę Grzesiek jest zdrowy, wszystkie badania, które można by ewentualnie zrobić, zostały zrobione, jak byliśmy w szpitalu w grudniu i w ogóle teraz to nie ma co dzieciaka męczyć. A zmęczony był, ja zresztą równiez. PObudka wczesna ( dla mnie - budzik na 6.15, ale obudziłam sie około 4), o 8 byliśmy w szpitalu. Tam trzeba było odc

jutro do szpitala...

Na szczęście niegroźnie i na krótko. Grzesiek ma jutro cały dzień badań diagnostycznych pod kątem astmy wczesnodziecięcej. A że mały - to idę z nim, mnie badać nie będą (chyba...), ale przepytywać solidnie już tak. Zaczynam oddychac z ulgą - caly czas się bałam, że jak przyjedzie ten wyczekany od stycznia termin, to mały nam sie rozchoruje, termin diabli wezmą i będziemy czekać od początku. Ale wygląda na to, że sie uda. Powinnam zabrać sie za poakowanie torby - niby na jeden dzień wiele nie trzeba, ale z takim małym Wężem to jednak trzeba. Pieluchy na zmianę, jakies zapasowe ubranko - jak nie wezmę, przesika na mur-beton. Albo jeszcze gorzej. Zabawki, żeby sie nie nudził w przerwach. Nie wiem, czy jemu przysługuje jakieś jedzenie na takich jednodniowych badaniach, mnie na pewno nie,  a nie mam co liczyc na to, że będzie jak w grudniu, kiedy malutek był chory i słaby i nie chcial nic poza moim mlekiem, a ja zjadałam porcje oficjalnie przynoszone dla niego. Czyli jakies jedzenie dla

poszłam

Dzielna jestem. Mimo potwornego lenia i solidnego zmęczenia poszłam dzis na trening. Za każdym razem jest to samo, nie chce mi sie potężnie, zwlekam się, po czym po kwadransie rozgrzewki mam wrażenie, ze umrę.  I nie umieram, a pod koniec jestem juz w całkiem niezłej formie, rozkręcona  i mogę ćwiczyć. Szkoda, że juz połowa zajęć za nami - coraz weselsze są. Dziś trzeba było lecieć z wrzaskiem na instruktorów, machając łapami i przylutować im kolanem po czym poprawić dwa razy z liścia. Wyglądałyśmy jak stado wariatek, ale takie powrzeszczenie dobrze robi. Jak już sie czlowiek odblokuje, bo to też nie takie proste, jednak wdrukowanie pewnych zasad (nie krzyczymy w miejscach publicznych) jest bardzo głębokie. A tu - dokładnie odwrotnie, nalerzało sie drzeć! Fajnie było. I o dziwo, jetem w dużo lepszej formie, niż przed treningiem, kiedy to spływałam po ścianie. Mogę sie poklepać po plecach.

poranek

Co można robić o godzinie 6.50 we wtorek? Puszczać w sadzie bańki  dziecku które obudziło sie półtorej godziny wcześniej. Czy on naprawdę musi?????

miłośnik książek

Grzechot lubi ksiązki. W sumie trudno, żeby było inaczej tyle ich w domu, stale ktoś coś czyta... Od wczoraj zaczął nam przynosić z półek książki, ktore - jak wynika z jego nieco rozkazującego świergotania - mamy mu przeczytać. Dobór lektur jest zastanawiający jak na gościa, który nie ma półtora roku... A oto lista: Krystyna corka Lavransa, S. Unsted Trylogia Tolkiena Dama Kameliowa A. Dumas Wicehrabia de Bragelonne A. Dumas Efeb z Eleuzyny W. Markowska Przygody Meliklesa Greka W. Makowiecki Diossos W. Makowiecki Prawo pustyni Ch. Jacq Dzieje Anglii A. Maurois Buddenbrokowie T. Mann Opowieść o prawdziwym człowieku B. Polewoj Romowy z katem  K. Moczarski   Mam pewne wątpliwości, czy akurat te książki powinnam czytać synkowi do snu...  

pomocnik

Grześ lubi pomagać.  Rozładunek zmywarki odbywa sie obowiązkowo przy jego udziale - podaje z namaszczeniem każdą rzecz po kolei. Jak dotąd ucierpiał na tym tylko jeden talerz. Większy problem jest przy zaladunku - Grzechot z uporem wyjmuje wszystkie brudne naczynia i podaje do schowania do szafki. Dzisiaj z kolei udzielal się przy rozpakowaniu zakupów. Znalazł dużą (jak na niego)paczkę papieru toaletowego. Chwilę sie męczył, żeby ją wygodnie złapać, po czym, poproszony o odniesienie jej do łazienki, równym krokiem ruszył we właściwym kierunku. To by było na tyle, jeśli chodzi o słynna teorię , zę z dziećmi do dziesiątego-dwunastego roku życia nie ma kontaktu.

gadułka

Wpadł dziś do nas na chwilę mój tata zwany powszechnie Dużym. Podrzucił coś, a że trafił akurat na moment, kiedy moje chłopaki szły na spacer - poszedł z nimi na kawałek trasy, po czym wsiadł w samochód i pojechał dalej, pomachawszy uprzednio jeszcze Grzesiowi przez okno. Grzechot jest osobnikiem coraz bardziej wygadanym - zasób słów sie zwiększa,z każdym dniem. Tym razem Wąż Młodszy widząc odjeżdżającego dziadka pomachał łapką i zakrzyknął z głębi wózka: - Du! Papa!   Historia lubi sie powtarzać, Piotrek używał tego samego tekstu. A my znowu mamy radochę. :) Swoją drogą, oni to chyba mają po prostu w genach. Mój dziadek wraz se swoim rodzeństwem jednego z wujów nazywali Wujaszek Piękne Łóżko Podwójny Krok, albo po prostu Wuj Podwójny Krok. Dla wyjaśnienia - oni wszyscy byli dwujęzyczni, francuskiego używali na równi z polskim. Przezwisko po polsku brzmi niewinnie, w oryginale - Beau Lit, Deux Pas....

Kangur

Są wyniki Kangura matematycznego. Piotrek ma 81,25 pkt na 105 możliwych. I wyróżnienie. W swojej szkole jest najlepszy spośród uczniów klas drugich, pokonał też paru trzecioklasistów.  Uroku sytuacji dodaje fakt, że on się prawie nie uczył, zrobił kilka zadań  z poprzednich lat, ale głównie tych łatwiejszych, jak chciałam pomóc przy trudniejszych, to się awanturował. Strach pomyśleć, co mógłby osiągnąć, gdyby się porządnie przyłożył do nauki.... Gratulacje, synku!!!!!

adwokacka uczciwość...

Scenka z wczoraj: Moi rodzice mają ogródek przy bloku. Mieszkanie parterowe, z prawem użytkowania przylegającego kawałka trawnika. Posadzili tam trochę różnej zieleniny, między innymi piękny bez, który rożnie w narożniku płotu okalajacego ogródek i  - siłą rzeczy - gałęzie rozkładają sie już również poza płotek. Wczoraj mama przyłapała sąsiadkę na łamaniu bzu. Pani nie speszyła sie, tylko poinformowała mamę, że kradnie jej bez, ale ponieważ to już za płotem, więc ma prawo. Mamę zamurowało tak, że nic nie powiedziała, a szkoda. Smaczku tej historii dodaje fakt, że owa bezczelna dama jest adwokatem, ma własną kancelarię, w swoim czasie pełniła różne ważne funkcje w Okręgowej Radzie Adwokackiej.  Nie ma to jak adwokackie pojęcie uczciwości. 

śniadanie 62

Własnego pieczenia bułeczka kukurydziana z ziarenkami, do tego własny dżem pomarańczowy i szklanka mleka. Bajka!

akrobata

Grzesiek jest coraz sprawniejszy. Miał pewne opóźnienie na starcie - lenia, bym powiedziała, bo raczkować zaczął róno ze wstawaniem, ale teraz wyrównał. Włazi na meble,   wspina się po półkach, na ślubie kuzyna w sobotę kilka rzy zdejmowałam gościa (Grześka, nie kuzyna) z kraty odgradzającej boczny ołtarz. Z moich kolan złazi przeważnie fikołkiem - trzyma mnie za kciuki, przerzuca nogi przez głowę i już stoi na podłodze. Skorupiak nauczył go jeszcze nader pożytecznej sztuczkim, przydatnej przy zmianie pieluchy. Mianowicie młody na komendę robi coś, co wygląda jak wstęp do mostka - stawia stopy na podłożu i podnosi kuper, dzięki czemu można pieluchę łatwo wyjąć i podłożyć nową. Następnie, na kolejną komendę zadziera kopytka do góry i można wygodnie wytrzeć i wysmarować kremem mały zadek. Bardzo ułatwia  nam życie, dziecko kochane.  Tylko jest jedno ale. Jeśli on robi takie rzeczy mając niecałe 16 miesięcy, to co b\edzie za rok? dwa? pięć? Wolę o tym nie myśleć....

prawie zawał

Dziecko młodsze postanowiło przetestować dziś moją wytrzymałość psychiczną. Łaził sobie po krawędzi kanapy i liczył, że ktoś go złapie. Na początku słusznie liczył, bo Pyton (który został w domu z powodu zafaflunionego gardła) martwił sie o Bratka i łapał franca, a ja siedziałam przy biurku i serce podchodzilo mi do gardła za każdym razem, jak widziałam, że Grzesiek sie chwieje. Zleci, nie zleci, zleci, nie zleci. Nie zleciał... tym razem. Niestety błyskawicznie dosżłam do wniosku, że małemu ta zabawa w łapanie go w locie bardzo się podoba. I jedyny sposób, żeby przestała się podobać, to pozwolić zwalić się na dziób. No i pozwoliłam. Z bólem serca strasznym - to naprawdę trudne, świadomie pozwolić dziecku zrobić sobie krzywdę, żeby nie zrobiło sobie większej.  Jak zleciał, to na jakąś godzinę był spokój. W sumie zglebił dziś trzy razym ale dzięki temu łazi teraz po podłodze. Tylko tego stresu i napięcia  to długo nie zapomnę, mięśnie do tej pory mnie bolą, prawie zawał serca przes

wesele

KOlejny kuzyn zaobrączkowany. A ja oddycham z ulgą, że wykręciłam sie od obecności na weselu. Mialam z tym pewne problemy, naciski rodzinne były. Nie dałam się. Teraz za chwilę idę spać i z ulgą myślę, że o tej porze zapewne bym się pakowała do samochodu ze zmęczonymi (czytaj - marudzącymi i wkurzonymi) dziećmi.  Niestety, osobnik niespełna szesnastomiesięczny kompletnie nie nadaje się na takie imprezy. Rodzinne spotkania imieninowo-urodzinowo-jakieś-tam to inna bajka - ludzi mniej, goście nie sa sadzani przy stołach, na tych stołach jest generalnie mniej rzeczy, ktore da sie ściągnąć na ziemię, można wyjść w razie czego po pół godzinie i nikt się nie obraża. Podczas wesela musiałabym biegać za nim przez cały czas (tak jak biegalam w kościele, najbardziej spodobały mu sie schody), pilnować, żeby nie zrzucał niczego, nie wpadał pod nogi i nie stracił mnie z oczu, bo byłby ryk. Eksperymenty z usamodzielanianiem, owszem, robimy, ale nie w takich warunkach.  Do tego byłabym sama do d

pokuta

- Wiesz, tyle gadania o Eurowizji, że postanowiłam obejrzeć ten nasz teledysk, co to podobno ma szanse nawet wygrać - poinformowałam dziś Skorupiaka. - Yyyy? - słabo zapytał Skorupiak. - No porażka, nie dałam rady obejrzeć do końca tego machania biustami i słuchać tego zawodzenia. Przypominało mi kota w marcu. - Następnym razem, jak ci sie zbierze na ekspiacje, to może przez pracę? - zasugerował mąż. Chyba ma rację. Niewiele jest rzeczy gorszych niż występ panienek Donatana. A jeśli to wygra? No cóż, będzie to potwierdzenie tego, co wszyscy wiedzą, Eurowizja to konkurs dla napalonych nastolatków. 

promocja

Zjeżyłam się dziś przy okazji zakupów. Zazwyczaj robię je w piątek, ale wczoraj okazako się, że jutrzejsze przedpołudnie jest jedynym możliwym terminem na pewne spotkanie, na którym mi zależy. Załadowaliśmy sie z mama i Grzesiem do bryki i jazda. W gazetce ważnej do dziś znalazłam sobie parę sympatycznych promocji, zwłaszcza na jedna się bardzo nastawiłam - sorbety Zielonej Budki. Cytrynowy śni mi sie po nocach, porzeczkowy takoż... A w sklepie okazało się, że nic z tego, mogę sobie śnić dalej. Bo jak mi to wyt\lumaczy\ł dobitnie pan z obsługi - gaetka jest do kiedy ? Do 8 maja. A dziś jest który? - 8 maja. Zgodnie z moja logiką oznacza to, że gazetka promocyjna jest aktualna i ceny w niej podane są obowiązuj\ące, ale zgodnie z logika Auchan - już nie, o 8 rano się zmieniają. Musze dokładniej czytać te gazetki, zapewne informacja o tym, że ostatni dzień ważności gazetki trwa tylko do 8 rano, podaan została bardzo małym drukiem.

trening 63

Może jednak nie jest ze mną tak źle. Pisałam już, że moja gmina organizuje co jakis czas zajęcia z samoobrony dla pań. Bezpłatne, prowadzone przez fachowców z Grom Combat.  Zapisałam się. Na pierwszym treningu dosyć szybko dostałam zadyszki, kolki i ogólnie mnie skręciło. Instruktor szybko to zauważył, narzucił mi odpowiedni rytm oddechu - po chwili przeszło i już do końca ćwiczyłam z resztą dziewczyn, nawet nie odstając jakoś tragicznie. Dziś miałam lenia, CHOLERNIE nie chciało mi sie iść. Zmęczona byłam, kostki mnie bolały - tysiąc pretekstów. Ale poszłam. Tym razem już nie wypadłam z ćwiczeń, jak łapala mnie zadyszka, to szybko sobie z nią radziłam i mimo wieeelu nadprogramowych kilogramów i braku ruchu od lat - było nieźle. Oczywiście, jutro będe pewnie miała zakwasy w łydkach, ale ogólnie nie jest źle, najtrudniejsze jest wyjście z domu, potem samo leci. Może jednak gdzie\s tam pod zwałami tłuszczu mam jakieś mięśnie, nie całkiem sflaczałe? Słynne babach*, które doprowadzało

czas

Czy 28 lat to dużo czy mało? Wydaje się, że to bylo wczoraj. Pamiętam tamten dzień, lekcję angielskiego z koleżanka z klasy i jej bratem. Siedzieliśmy wokół stołu... I wszystko sie skończyło. Potem oderwane sceny. Anglistka zbierająca w milczeniu ksiązki. Brat koleżanki, który nie wiedział, co ze sobą zrobić. I to absurdalnie świecące słońce. Przecież nie mogło być tak słonecznie, radośnie... 28 lat czekania na coś - wieczność. 28 lat mijających od tamtego dnia - chwila. Byłam dzieckiem, mialam dwanaście lat. Teraz - czterdziestka u bram, Piotrek jest raptem parę lat młodszy niż ja wtedy.  A jednak jakąś częścią mnie jestem też tamtą dwunastoletnią dziewczynką, która próbuje zrozumieć i poradzić sobie z tym, co się stało. Która nie przyjmuje standardowych słów pocieszenia, bo wie, że źródło bólu jest gdzie indziej. I która jest tak strasznie sama, mimo otaczających bliskich. Ale z takim bólem każdy jest sam... I nawet upływ czasu nie zaleczy ran tak do końca.

perła architektury

byliśmy dziś na działce u przyjaciół. Wyjeżdżając mało nie wpakowałam sie w drzewo albo inną przeszkodę terenową.  Otóż zobaczyłam bramę. Pięknie kutą, portykową, ze śnieżnobiałymi kolumnami po obu stronach a każda z nich zwieńczona kulą. Za bramą - hektar trawnika, równiutko przystrzyżonego. Po takim wstępie człowiek sie spodziewa co najmniej eleganckiejrezydencji. Czasem co prawda ta elegancja jest taka trochę... siermiężna, czasem kiczowata aż zęby bolą - na przykład taka , albo taka.   To, co ujrzałam, było zupełnie odmienne.  Na wielkim trawniku, centralnie na środku naprzeciwko bramy stała... malutka drewniana altanka typu szopa na narzędzia. Obskurna, mająca swoje lata, obdrapana. Żałuję, zę nie zrobilam zdjęcia, ale paparat miałam w torbie w bagażniku. Poprawię sie nastęnym razem, bo widok jest cudnej urody