Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2011

pomocy!!!!

załamuję sie. Moje najukochańsze dziecko  wcześnie zaczyna z tekstami wyprowadzającymi matkę z równowagi. Ostatnio jest tego coraz więcej: jestem wam do niczego niepotrzebny jestem najgłupszy jestem do niczego a teraz doszło jeszcze "byłoby najlepiej, gdybym umarł" i "chyba chciałabyś, żeby urodził sie wam ktoś inny, zamiast mnie". No nie wiem, skąd on to wziął, ale zagotowało sie we mnie. Jak prosiłam chwilę wcześniej, zeby nie ganiał na bosaka po kablu od mojego lapka, to nie, co mu tam. Po chwili ryk, bo sie zaczepił. Proszę, zeby włożył kapcie - wrzask. No to nakaz pójścia do pokoju, a ten sie na mnie zamachnął centymetrem, kóry akurat trzymał w łapie. I jedzie takimi właśnie kwiatkami. Mam dość ostatnio własnego dziecka. Bardzo go kocham, ale te zagrywki wkurzają mnie koszmarnie, manipulator rośnie pierwszej klasy.  Gotuje sie we mnie,  w takich sytuacjach zapominam o całej mojej wiedzy psychologicznej, jestem po prostu bezradną, wściekłą matką. Mam och

szantaż emocjonalny

Piotrek ostatnio znalazł sobie nowy sposób, który wypróbowuje, gdy chce coś na nas wymusić. Oprócz standardowego zestawu wrzasków, machania łapami, trzaskania drzwiami doszły urocze zupełnie teksty. Wersje są dwie, stosowane oddzielnie lub wspólnie, w zależności od gruboskórności matki. A że matka generalnie dość gruboskórna, to często lecą oba na raz. Teksty są następujące: Nie nadaje sie do niczego. Jestem wam do niczego niepotrzebny. Oczywiście wygłosiwszy powyższe młodzieniec popatruje spod oka, skulony na podłodze  sprawdzając, jaki jest efekt tego jakże płomiennego okrzyku. I tu zwykle jest dramat - bo efektu nie ma żadnego,,, Za pierwszym i drugim razem dałam sie nabrać na to "jestem wam do niczego niepotrzebny", ale potem rozum wrócił na swoje miejsce, przegoniwszy stamtąd emocje i jjuż  spokojnie poinformowałam synka, z eowszem, jest nambardzo potrzebny, natomiast teraz proszę wziąć sie za sprzątanie papierów na stole. Zasypiam, wiec nie będę sie rozpisywać.

jakby nieco lepiej

Po wielokrotnym odpowiadaniu na pytanie o samopoczucie standardowym "dziękuję, boli", mogę wreszcie powiedzieć, ze jest nieco lepiej. Rehabilitanci mnie uprzedzali, ze na początku zabiegów będzie gorzej, zeby mogło być lepiej, więc sie nie zdziwiłam. A ponieważ pierwsza część ich przepowiedni sie sprawdziła stuprocentowo, liczę na to ze i druga też zadziała. Jakby jeszcze tak ta zima odpuściła to już byłoby całkiem nieźle....

Hrabia zrobił pyf..

Co prawda nie hrabia, tylko pokrywka od mojego ulubionego garnka do gotowania na parze, ale dźwięk był podobny. A potem pokryła sie delikatną siateczką pęknięć. Całe szczęście, że miało to miejsce na chwilę PRZED  wrzuceniem do garnka pierogów. bo takich z dodatkiem szkła hartowanego to wolałabym nie jeść. Ten garnek w ogóle ostatnio nie ma szczęścia. Jak dwa tygodnie temu była u nas Teściowa h.c., to gotując nam obiad ugotowała również uchwyt od tegoż garnka (nie długą rączkę, tylko ten taki z drugiej strony). I sfajczyła go całkowicie. Teraz szlag trafił pokrywkę... Bez jednej i drugej części da sie żyć, pokrywka pasuje jakaś inna ale żal - lubię ten garnek, raz że na parze smaczne a dwa, ze można w nim warstwowo, bo ma jeszcze nadstawkę - wygodnie.... A tytuł notki jest odniesieniem literackim. Z moją Mamą uwielbiam sie tak bawić, że jedna rzuca jakimś cytatem, odniesieniem, postacią, skojarzeniem literackim, a druga ma odgadnąć źródło. Pytanie - skąd pochodzi ten tekst? zdaję s

zmroziło mnie

Całkiem dosłownie. Jak zoaczylam, ze jutro i pojutrze w Warszawie około 7 rano ma być między -20 a -25 stopni Celsjusza. Wyjeżdżam gdzieś na równik, będzie cieplej. Wrócę wiosną.  Nienawidzę mrozu!!!!!!! A mąż mi znowu skomentuje - to usiądź przy kaloryferze, tam jest ciepło.... Już ja go znam, już słyszałam takie teksty.... np. tu i tu

kłótnik

ostatnie dni były cholernie trudne. konkretnie ciężkie było przebywanie pod jednym dachem z Piotrkiem. Młody wyraźnie postanowił posprawdzać, na co można sobie z nami pozwolić - i była zabawa w "kto kogo przetrzyma". Spieszę donieść z nieukrywaną radością, że przetrzymaliśmy my. Młody od trzech (co najmniej) dni robił awantury z wrzaskiem, parę razy nas uderzył, rzucał przedmiotami, wyzywał od złodziei i głupków (mocniejszych epitetów na razie nie zna. Ale nie mam złudzeń, że sie niedługo dokształci, mamy szkołę pod oknami). Jakakolwiek propozycja, żeby zrobił coś pożytecznego (posprzątał, odniósł swoją piżamke z łazienki do  pokoju, zebrał śmieci czy coś w tym guście) kończyło sie draką pod tytułem "ja tego nie zrobię, bo sprzątanie mnie nudzi". Mnie też, jakby ktoś tego nie wiedział. NIe jestem masochistką, żeby uwielbiać powtarzanie w kółko tych samych czynności, które i tak nie daja żadnego efektu, bo zanim skończę sprzątać to już ktoś napaskudzi. I jeszcze sz

jest mi ... dziwnie

Czuję sie zdecydowanie nieswojo. Grzebałam coś po facebooku (kurczę, co za niewygodne słowo, a nie lubię okropnie spolszcznej fonetycznej pisowni, irytuje mnie i już), i wpadł mi w oko profil mojego kuzyna. Nic nowego, kuzynów mam coś milion pięciuset, albo więcej, nie zamierzam nawet liczyć. Ten jest osobnikiem smiesznym, przesympatycznym i kompletnie zwariowanym. Tak mi sie przypomniało, jak go poznałam - mieliśmy jakieś 16 lat (to znaczy, ja miałam, on jest trochę starszy ode mnie, ale z racji różnych jego przygód edukacyjnych byliśmy w równoległych klasach). był wówczas jednym z redaktorów (i podejrzewam, zę najbardziej pokręconym duchem) gazetki szkolnej w jednym z podwarszawskich ogólniaków. Fajne towarzystwo było, zaczęłam się tam pojawiać częściej, nawet napisałam jakiś tekst do gazetki, Czasem wyjeżdżaliśy całą bandą na wieś  - ogólnie fajne, zwariowane czasy. A teraz zobaczyłam, ze ktoś mu złożył życzenia urodzinowe na FB. Ludzka rzecz. Tylko to były urodziny już 39. I

Tytuł 143

kontrolna wizyta u ortopedy - po  skręceniu płetwy. Pan doktor obejrzał, pokiwał głową i wystawił skierowanie na fizjoterapię - konkretnie pole magnetyczne i krioterapię. Wróciłam do domu, relacjonuję Skorupiakowi. - No i dostałam krioterapię i coś tam jeszcze, jakieś prądy czy coś (bo oczywiście zapomniałam, co dokładnie. W sumie, po co mam pamiętać, jak mam wpisane na skierowaniu). A ten drań podsumował krótko: - Słuchaj, mamy w domu zamrażarkę, mamy gniazdka z prądem - to po co ty masz tam biegać? Załatwimy we własnym zakresie! Normalnie go kiedyś zamorduję. Jak sie przestanę śmiać.

kłopot

Idziemy do przedszkola. - Mamo, ja nie chcę dzisiaj iść... - A co sie stało? - Bo Szymek ciągle chce, żebym sie z nim bawił. Ja go lubię, ale chciałbym sie czasem pobawić z kimś innym, albo odpocząć, bo ja jestem jeszcze słaby po tej ospie. - No tak, rozumiem...- udało mi sie włączyć w słowotok potomka. - Bo wiesz, porucznik Kruszyna (postać z Było sobie życie, szef limfocytów) jest jeszcze zmęczony i musi odpocząć. A Szymek nie pozwala mi sie bawić z innymi dziećmi i on mnie za bardzo anuluje! W tym momencie zachłystnęłam sie nieco. W końcu to nie byle co, jak mi ktoś chce anulować dziecko!

nie ma lekko

do tego wszystkiego jeszcze kot sie bił z kimś na podwórku. Efekt? Ropień na uchu, spuchnięte, obolałe. Dziś dostał dwa zastrzyki w tyłek, a od jutra będę mu wtykać w paszczę po dwie tabletki. I 75 zł poszło. Niech to sie skończy, co?.....

ciężki wieczór....

CIężki wieczór z Pietruszką dzisiaj... Zaczęło się od tego, że bardzo grzecznnie zapytał, czy może sobie zrobić czekolade do picia. Powiedziałam, ze nie. Jakiś czas później będąc w kuchni stwierdziłam po śladach, ze jednak ją zrobił. A tu jeszcze a moje pytanie o stan sprawy młody człowiek sie wyparł. Czyli łże w żywe oczy... Tak to sie bawić nie będziemy. Udowodniłam młodemu, że kłamie. Wytłumaczyłam, dlaczego jest to złe. Powiedziałam, że każde kłamstwo będzie automatycznie oznaczało obcięcie przywilejów do wieczora - czyli bez telewizji, komputera, czytania wieczornego (to zabolało najbardziej), kolankowania. Młody sie wściekł i zaczął drzeć. Oberwałam (co prawda lekko, ale jednak) łapą, a potem piłką. W związku z czym usłyszał, zę ma sie przebrać w piżamę, nie ma mycia, nie ma kolacji - ma ość spać, bo ja nie mam ochoty rozmawiać z kimś, kto nie dość, zę kłamie, to jeszcze mnie bije. Zajączek dosyć szybko skruszał, przyszedł porozmawiać, przeprosił... Wszystko pięknie, ale po c

ogródek

Wracamy z Piotrkiem z przedszkola. Synek opowiada mi o swoim helikopterze, oraz o ogrodzie, w którym helikopter parkuje. I płynnie przechodzi od części helikopterowych do upraw. Oto, co Piotrek zamierza posadzić na grządkach: marchewka bananowce brzozy fasolka dynie pomidory ziemniaki ogórki kiszone ogórki konserwowe.... Dwie ostatnie pozycje wzbudzły mój niekłamany entuzjazm. A, na pytanie o pielęgnacje ogrodó, Piotrek nonszalancko stwierdził, że pieleniem grządek zajmie sie ... któzby, jak nie helikopter!. Już widzę, jak kuca na płozachi wirnikiem pracowicie wyrywa chwasty :)

już nie muszę...

ten tydzień dobrze sie zaczął. Piotrek poszedł wreszcie do przedszkola. Z jego grupy było pięcioro dzieci. I tak lepiej niż w piatek, kiedy była dwójka. Już nie musze siedzieć cały dzień z piekielnie znudzonym dzieckiem. nie, wróć. Nie mogę na niego narzekać, zajmował sie sobą cudownie, przychodzil do mnie pogadać, rozumiał, ze nie mogę chodzić. Potrafił mnóstwo czasu spędzić projektując części do helikoptera, oglądając po raz tysięczny Była sobie Ziemia, albo bawiąc sie samochodzikami.  Ale tak czy inaczej nie muszę ustawiać wszystkiego pod niego. Skonczyłam przyjmować heparyny - w związku ze skreceniem. Innymi słowy - nie muszę robić już sobie zastrzyków w brzuch. Może nie były  bolesne ale nieprzyjemne.... Udało nam sie wreszcie wywalić z pokoju Potrka gigantyczne biurko, spakować do piwnicy parę rzeczy - teraz jeszcze musimy zrobić ściany - połatać dziury po różnych mężowskich pomysłach inżynieryjnych, pomalować całość - pewnie  dwa najbliższe weekendy nam zejdą, bo czas schnięc

kogo można obudzić....

Piotrek ostatnio przychodzi do nas w nocy do łóżka. Nie zachwyca nas to z przyczyn oczywistych ;), a po za tym jest zwyczajnie za ciasno. Zwłaszcza, że rezyduje tam jeszcze pies. (Wiem, że jest milion przeciwwskazań, mam to w głębokim poważaniu. Pies świetnie grzeje nogi.) W każdym razie ucięłam sobie z młodzieńcem pogawędkę na ten temat. - Piotrek, co sie takiego dzieje, ze przychodzisz do nas w nocy? - Bo ja sie boję, jak mi sie śnią potwory. Aha. Co by tu.... Mam! - Synku, a może byś mógł w trakiej sytuacji poprosić Freda o pomoc? (Fred to szef stada Piotrusiowych wyobrażonych zwierzątek, do którego stale ktoś przybywa). - Świetny pomysł! Odetchnęłam z ulgą, z nadzieją, zę dziś w nocy przytulać sie będe jedynie do własnego męża (i psa). Okolo piątej rano okazało się, że była to zdecydowanie płonna nadzieja. Szurające tup tup tup rozbrzmiało w nocnej ciszy jak seria wystrzałów. - Co sie stało, Pietruszko? - Śnił mi sie potwór. - Przecież Fred miał ci pomagać w takich sytua

czepiam się

naszło mnie na czepiactwo po raz kolejny. Chodzi mi tym razem o perły spływające ku maluczkim z ust nieocenionego ojca dyrektora. Dość regularnie zaglądam sobie na Głos Rydzyka  - samej rozgłośni radiomaryjnej nie dam rady słuchać, nawet w celach rozrywkowych. Za cięzki kaliber jak na moją wytrzymałość. Ale juz poczytać kawałki spisane przez kogoś innego... A czemu nie. Zwłaszcza, ze  ja jestem typowym wzrokowcem, a ojdyr bełkocze w sposób konkursowy, na słuch nie jestem w stanie zrozumieć, co poeta miał na myśli. I tu właśnie dochodze do sedna. Ojciec dyrektor (całkiem świadomie pisżę te słowa małą literą, wielka sugeruje choćby minimalny szacunek) jako zalożyciel i pierwszy rektor Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej sam powinien skorzystać z zajęć prowadzonych przez własną placówkę. Po pierwsze, merytoryka. Jak odcedzić fusy i ozdobniki, to tam kompletnie nic treści nie zostaje. Jakieś niejasne insynuacje, bez podania kto powiedział - przeważnie w tonacji "mówi się

wszystko jasne

Dziwiłam sie ostatnio, co te spodnie Piotrkowe w praniu sie skurczyły, czy co? Jesienią kupowane z lekkim zapasem, do wiosny powinny wystarczyć, a tu juz woda w piwnicy.... Akurat dziś miałam pod ręką centymetr, miałam Piotrka - przystawiłam dziecia do szafy, zaznaczyłam, zmierzyłam - i szczęka mi opadła. Na bilansie czterolatka - czyli w pierwszych dniach października - pani pielęgniarka wymierzyła mu 104 cm. Myślałam sobie w naiwności swej niezgłębionej, że pewnie będzie miał teraz jakieś 107-108. Otóż nie proszę Państwa. Młody człowiek, mający lat 4 i tyleż miesięcy mierzy sobie... Uwaga... 111 cm. i równe 20 kg do tego. ja wiem, żę on mnie przerośnie i będzie popatrywał z góry na matkę. Ale proszę, niech chociaż zdąży przed tym pójść do szkoły....

spacerek 144

skorzystaliśmy dziś z pięknej pogody - zwłaszcza, zę najbliższa ma byc juz mniej piękna - i pojechaliśmy do parku Łazienkowskiego. Jeszcze tylko zabraliżmy moją Mamę i słoiczzek orzechów - i jazda. Młody na początku szalał, jak wypuszczony z klatki - co też w sumie było zgodne ze stanem faktycznym, przesiedział biedak bite trzy tygodnie. A tam tyle atrakcji - przede wszystkim przestrzeń, samolot stanął na pasie stsartowym, otrzepał się, podokręcał śrubki, pomachał skrzydłami... Wieża startowa (czyli ja) udzieliła pozwolenia na start i poszeeeedł.... A my z Mama godnie potoczyłyśmy sie za nim. A poza tym - pawie, wrony, gawrony, kawki, kaczki krzyżówki, kaczki mandarynki i  - oczywiście - wiewiórasy. Nie wszystkie były zainteresowane orzeszkami, ale dwie wzięły od Piotrka z ręki - młody człowiek juz umie sie zachować, minęły czasy rozgłośnych pisków i kwików, jak taki zwierz sie zbliżał. Spacer był krótki - ja kulawa (stabilizator i kula), młody jednak słaby po tej ospie... dosyć szy

czemu ja to czytam?

W związku z uszkodzoną nogą moim głównym zajęciem jst siedzenie na tyłku w łóżku z laptopem na kolanach.  A w związku z Piotrkową ospą niewykonalne jest pisanie czegokolwiek poważnego (np. pracy zaliczeniowej, która mi wisi nad głową...). Wobec powyzszych faktów po przeczytaniu iluś książęk znanych i kochanych postanowiłam sięgnąć po coś nieznanego. Bardziej ambitnego, może  do przemyślenia, może coś... jednym słowem, sama nie wiedziałam, czego chcę. Poczłapałam do salony, stanęłam z zamyśloną miną przed ścianą zastawioną książkami.... I do dziś nie mam pojęcia, czemu wybrałam akurat Targowisko próżności Thackeraya. NIe cierpię tego stylu pisania - protekcjonalne poklepywanie czytelnika po ramieniu, zdecydowanie przydługie dygresje i popisywanie sie wiedzą autora dotyczącą tego, co kto mysli, tłumaczenie, dlaczego autor może to wiedzieća czytelnik nie, dywagacje na temat, co, kto, gdzie i z kim robił, a czyj służący pił piwo, a która lady nie przywitała sie z kimś tam. Do tego nie

piaskowanie dziecka

Młody po dwóch tygodniach w domu dostaje świra. Ja zresztą też. Szlaban na przedszkole jest określony jasno - dopóki nie znikną strupki. Jeszcze jest 6. Wczoraj pojechaliśmy do moich rodziców - wymoczyć gada w wannie z hydromasażem, ze złudną  nadzieją, ze bąbelkowanie zdejmie z niego te paskudne czarnofioletowe pozostałości po pryszczycy i jutro będę wreszcie wolna.... Procedura z nieznanych powodów zwana jest u nas piaskowaniem - może w nadziei, żę woda, jak ziarenka piasku, zetrze zniego to, czego tam bycnie powinno? W kadym razie uspokajam co bardziej nerwowych czytaczy, zę nie zamierzam dziecka naprawdę traktowac piaskowym papierem ściefnym. Choćbym nawet chciała.... bąbelkowanie trochę pomogło - mniej szaro-fioletowych placków o gencjanie, parę strupków mniej... Ale głównym efektem była wielka radość pietruszki, jak masaż biczami znosił go na środek wanny. Po prostu facet był za lekki, jak na tak silny prąd wody :) . Przez dobrą godzinę rzecz wyglądała w ten sam sposób: mł

wiosna idzie

Wiosna sie zbliża, to wiecej niż pewne. Wszystko dlatego, ze oja Mama kupiła przedwczoraj kolejną porcję sadła dla gawronów. Wyspała wczoraj - i nic... W końcu zjadły, ale normalnie to znikało w kilka minut, tym razem - z pół godizny. I były sroki, kawki, mewy... Różne takie ptaszory, które zwykle nie zdążyły dolecieć, póki było jedzonko. A jak nie było jedzonka, to nie było po co przylatywć... Oczywiście jakoś się ten zapas skarmi zwierzyną, ale już nastęnych zakupów nie będzie. Wygląda na to, że czarne kury sie szykują do odlotu. Bardzo je lubię, ale ich nieobecnośc oznacza, ze wiosna już jest blisko, a to jest świetna wiadomość!!!!!!

psi... 145

Zainspirowana komentarzem Rysy do poprzedniej notki pociągnę jeszcze wątek retrospektywno-zwierzecy: Nasz pierwszy pies miał na imię Bromba. Taki niewielki kundelek, który gdzieś daleko wśród przodków miał zapewne jakiegoś teriera. Dzielna była bardzo. W czasie stanu wojennego strasznie szczekała na milicjantów. Kiedyś byliśmy na wakacjach na wsi. Mieszkaliśmy u jakiegoś sadownika, który oprócz sadów i plantacji malin miał jeszcze krowy, gęsi i dziesiątkę dzieci. To zapamiętałam, bo zafascynowało mnie, jak im sie udało tak równo - pięciu synów i pięć córek. Być może miał coś jeszcze, ale nie pamietam, a a pewno nie jest to istotne w tej historii. Dzieciaki, jak to na wsi, miały swoje obowiązki, te młodsze (czyli takie 5-6 letnie, podobnie jak ja), miały za zadanie między innymi pilnowanie gęsi, żeby nie wyłaziły na drogę. Któregoś dnia (mniejsza o przyczynę) poproszono mie o spędzenie stada z asfaltu. Pewnie byłam jedynym dzieckem w okolicy... Z pewna nieśmiałością zabrałam się d

Babcia

Jak mi sie zebrało na wspomiki o Babci, to jedziemy dalej. Najpierw bedzie jeszcze  o Dudim. Sąsiad Babci kiedys pozazdrościł świetnych kontaktów z ptaszyskiem i usiłował zachęcić gawrona białym serkiem. Biały serek owszem, sie lubiło ale WYŁĄCZNIE tłusty. A sąsiad był sknera i zaproponował chudy. Dudek popatrzył z jednej strony, popatrzyl z drugiej i .... dziobnął w palec. Sąsiadowi minęło natychmiast.   Kolejna historyjka, o której wspominałam w poprzedniej notce. Moja Mama jest biologiem z urodzenia. Od dziecka znosiła różne zwierzaki, wiedziała o nich mnóstwo - po prostu maniaczka i tyle. Między innymi przyniosła kiedyś skrzek. wylęgły się kijanki, z kijanek żabki (tylko dwie niestety). Były to zdaje sie żaby trawne - takie, co jak tracą ogonki, to musza wyleźć na stały ląd. Mama była wówczas całkiem smarkata i o takich niuansach jeszcze nie wiedziała - albo po prostu skrzek był niepodpisany, czyj on. I żabeńka sie przytopiła... Jak tylko panie to zauważyły, żab został wyję

Dudi

Obraz
Moja Babcia miała dobrą rękę do zwierząt i roślin. Zielsko rosło u niej w ogrodzie jak wściekłe, stale miała jakieś przygarnięte zwierzaki, głównie koty, ale nie tylko. Jej chyba największym sukcesem z zakresu ratownictwa weterynaryjnego było sztuczne oddychanie zrobione małej żabce (jesli nic nie pokręciłam, historię słyszałam dawno, jako dziecko). Jednym z jej wychowanków był Dudi. Wbrew imieniu nie był to dudek, tylko gawron. Znalazła takiego nieopierzonego, który wypadł z gniazda, wzięła, odkarmiła, odchowała  i pomogła sie usamodzielnić. Dudi pięknie wyrósł, poleciał w świat. I potem co roku przez 14 lat jesienią meldował sie na lufciku kuchennym. Początkowo nieśmiało, z czasem przypominał sobie, że tu jest dobrze i bezpiecznie i robił sie coraz bardziej bezczelny. Jak Babcia szła chodnikiem, to Dudi maszerował równym krokiem obok niej - wyciągając ostro nogi (w końcu miała nieco dłuższe od niego...). Oczywiście Babcia zawsze miała dla Dudiego różne smakołyki. Biały serek,

wpis alkoholowy

Dialog z potomkiem: - jak wrócimy do domu, to zjemy obiad, Pietruszko. - Dobrze, tylko proszę, nie dawaj mi wina na obiad.... - nie ma sprawy, a dlaczego nie chcesz? - Bo wino jest gorzkie - stwierdzil autorytatywnie mój syn. Zaniemówiłam po raz kolejny. - a skąd to wiesz? - czytalem w książce.  - a skąd ci to przyszło do głowy, zę mogłabym ci da wino????? - próbowałam jakoś odzyskać równowagę po wstrząsie. - no właśnie nie chcę, zebyś mi dawała. Niniejszym informuję, że: młody nie dostaje wina do obiadu nie próbował alkoholu (przynajmniej ja nic o tym nie wiem) w domu alkohol bywa sporadycznie. I rzadko kiedy pijemy, bo ja po dwóch lampkach wina zasypiam, a piwa nie cierpię. Małż twierdzi, ze głupio pić samotnie. I w związku z tym pijemy sok jabłkowy albo herbatki owocowe i dobrze jest. Co do punktu ostatniego, właśnie co wieczór wyciągam flachę wódki i zmniejszam ilość w butelce. Ale nie ma co sie cieszyć, nie piję, tylko do zdezynfekowania skóry przed zrobieniem sobie