Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2009

szkolnie...

Pietruszek znowu nie chodzi do żłobka. Jutro idziemy do pani dr, ale na moje oko dostanie szlaban do Świąt, i to nie przeraża. Jak do cholery mam umyć okna i podłogi z dzieckiem plączącym sie pod nogami i "pomagającym"?????? A zrobić zakupy? Nie wyobrażam sobie tego. Może pani dr nie będzie tak okrutna.... Ale czarno to widzę. Składamy podanie do przedszkola. Mam w związku z tym dylemat, bo przedszkole jest pod oknem, do żłobka trzeba go dowieźć, przedszkole - podobno dobre (polecane przez sąsiadów), żłobek - ukochany, i parę różnych powodów jeszczze. Z drugiejstrony, jak sie nie dostanie, to nie ma dramatu, zostaje w żłobku jeszcze rok i tyle. Mam zagwozdkę.... Pojechaliśmy na działkę rodziców. Piotrek  świetnie sie bawił wyrzucając kamyki na drogę (w ramach łatania co wiekszych i bardziej błotnistych kolein), a my cichcem pognaliśmy do sklepu, zostawiając go z dziadkami i dwoma szalejącymi psami. Wrócił i padł spać. Błoga cisza..... Nie chc e mi sie pisać, a z drugiej stron

BUNTOWNIK

Taaaak, okres buntu dwulatka.... kończy się, gdy zaczyna sie bunt trzylatka. A do tego jak patrzę na moje dziecko, to widzę samą siebie - i podziwiam moją mamę, zę mnie nie udusiła w dzieciństwie. Jeśli byłam tak uparta jak Piotrek (a z tego co pamiętam, to byłam), to miała wszelkie podstawy do rozwiązań drastycznych. Młody znowu złapał jakieś pokarmowe świństwo. Szczegółów oszczedzę, ale w rezultacie zatrzymałam go w domu. Byliśmy w Łazienkach pokarmić kaczki, wiewiórki, pawie i inny drób. W pewnym momencie młody człowiek postanowił pozwiedzać na własną rękę. Niektóre ścieżki, już wielokrotnie przez nas przedeptane i dobrze znane, pozwoliłam mu przebiec samodzielnie - tak, że mnie nie widział. Ale jak zaczął się za bardzo zbliżać do kanałku (i stromej skarpy) to zaprotestowałam - nie bardzo miałam ochotę na wyławianie i potem transport kompletnie mokrego osobnika. Osobnik miał inne zdanie, więc narobił wrzasku (nie działa na mnie) i ułożył sie w kałuży w alejce. Matka okazała sie wred

Areszt domowy 2

Potomek przekracza wszelkie granice. Dziś rano zamknął nas po raz kolejny. Już trzeci w swej krótkiej życiowej karierze. Kurczę, ten dzieciak nie ma jeszcze nawet dwóch i pół roku!!! Czasami się go boję.... Tak bardziej szczegółowo, to siedzieliśmy sobie rano w łazience.  Małżon moczył swe dostojne zwłoki w wannie, ja przycupnęłam na sedesie, żeby pogadać. Piotruś przywiózł ciężarówkę, pies uznał, ze jak wszyscy, to wszyscy, on też. Dobrze, ze kot sobie poszedł... Łazienka ma w sumie 5 m2, zawiera normalne wyposażenie, czyli podłogi jest stosownie mniej... Ciasno było, ale nic to.  Omawiamy z małżonem jakże istotną kwestię wyboru przedszkola dla Piotrka, a mały sie bawi. W pewnym momencie zarejestrowałam z lekkim rozbawieniem, ze wyciągnął z szuflady klucz do drzwi łazienkowych i ćwiczy zamykanie. Pomyślałam sobie, że skoro wszyscy jesteśmy w środku, klucz też, to niech ćwiczy, co mi tam. Zamknął drzwi na zamek i próbuje otworzyć. My gadamy. A ten cwaniak nagle.... wyrzucił klucz przez

Mam niechcieja

otóż to. Niechciej jak stąd do Katowic, najchętniej bym nic nie robiła. Ostatnio padam na dziób już ok 22, albo nawet wcześniej. Podejrzewam, ze ma to wszsytko związek z porą roku, już nie mogę doczekać sie słońca. Brakuje mi go strasznie. Depresja sezonowa. Wrrr.... Piotrek też sie dopomina o słońce - od rana jak wstanie, to pyta, czy jest, a jak nie ma, to twierdzi, że poszło jeść i pić i dlatego nie dotarło na miejsce. Właściwie nie za bardzo mam o czym pisać. O stażu - kończy się, co oznacza, ze muszę zabrać się za porządki w dokumentacji. Nienawidzę papierków.  O Piotrku piszę stale. Męczy mnie teraz skleroza, ostatnio rzucił jakimś świetnym tekstem, pomyślałam sobie, że warto uwiecznieć tutaj, ale nie chciało mi sie ruszyć odwłoka z łóżka, odłożyłam do następnego dnia, i zapomniałam. Jak zwykle.... to co by tu..... O, mam. Umieszczę tu ogłoszenie o pracy, a co:  Psycholog w trakcie szkolenia psychoterapeutycznego w Warszawie poszukuje pracy. Mile widziana duża pensja, ale za to s

Osioł

Jakiś czas temu namierzyłam stronę z adresami do podglądania zwierzaków w stanie dzikożyjącym. Fajna, systematycznie przychodzi stado dzików, czasem sarna, jenot... różności. Ostatnio przestawili jedną kamerę  - teraz celuje prosto w gniazdo orła. Widać , że się szykują do lęgów, przynoszą patyczki, poprawiają gniazdo... Piotrek się bardzo cieszy, jak je widzi. Pokrzykuje - mamo, osioł, osioł!!!! Chyba muszę mu wytłumaczyć różnicę między tymi gatunkami.... 

załamka...

Małż właśnie mi doniósł, że znowu kolejny klient zalega z prowizją. Przyłamało mnie to solidnie. Do tego znowu w nocy zmarzłam (wieczna dyskusja o otwieranie okien) i jestem zasmarkana.  Mam: bałagan w domu, kupę roboty ze stażu, ponurą perspektywę, katar. Nie mam: pracy. Chyba puszczę jutro tego totka....  

negocjator

Usiłuję młodocianego zagonić do spania. A przed tym do kąpieli. Trwa dyskusja, bo on by się jeszcze bawił, a jak juz koniecznie musi się myć, to chce w wannie. Co oznacza mnóstwo czasu, zachlapaną łazienkę  - nie chce mi się. Próbuję go namówić na prysznic. targi trwają, Piotrek z wdziękiem mówi "wamwa, plosę" i ja wymiękam. Na moje "prysznic, proszę" jest odporny jak pień. W końcu, lekko załamana, proponuję układ: Będzie się kąpał w wannie, jeśli potem sam położy się do łóżka i nie będzie już z niego dziś wyłaził. Na co mały spojrzał na mnie bystrze i mówi: "pysnic plosę". Ręce mi opadły....

Powtórka z rozrywki 187

ZNowu mnie ciocie żłobkowe wydzwoniły, zę Piotrek ma 38,6.  CO prawda tym razem dzwoniły, jak już byłam w domu i nie musiałam się urywać ze szpitala, za pół godziny miałam po niego i tak jechać. Ale zła jestem... Podejrzewam, zę on wcale nie jest chory, tylko mu piątki ruszyły do przodu. Poprzednie zęby też tak szły, trochę drgnęło, ciut gorączki, przerwa, jeszcze raz.... Zobaczymy.  Moja Ciocia jest w szpitalu. Zapalenie płuc, problemy z sercem. Na szczeście idzie ku lepszemu, już dziś sama jadła, jest przytomna. Dzielna jest. A w listopadzie skończy 100 lat. Oby jej się udało dożyć.... Trzymaj się Ciociu kochana :) Na  stażu - jak zwykle. Sala duszna, jak tam siedzi 20 osób to pod koniec sesji można uświerknąć. Albo zasnąć z braku tlenu. Tylko to głupio, jak terapeuta zasypia, więc walczęze sobą jak tylko potrafię. Wczoraj było łatwiej, była piękkna pogoda, obserwowałam dzięcioła przez okno w krytycznych momentach. A dziś buro i ponuro, nie ma na czym poka zawiesić, pogoda senna.....

spacerowy

Dziś się wietrzyliśmy na całego  - najpierw w Łazienkach, potem po obiedzie - po okolicy, wyciągnęłam znajomych, którzy mają trochę ponad rocznego synka i było fajnie. W Łazienkach  - żywizna wszelaka. Piotrek już umie wymienić ulubione zwierzaki - siś (sikorki), paw, kasia (kaczki), wiuja (wiewiórka), gołob (gołąb), siusia (sójka), kulki (kruki - systematycznie ogląda je przez internet, jeszcze myli kruki i gawrony). Jak na facecika, który ma niecałe 2,5 roku, to uważam, że nieźle. Do tego odróznia jeszcze dzwońce, kowaliki i wróble. Bo on te wszystkie gatunki rozpoznaje jak je zobaczy. Żeby nie było - nie jestem nawiedzona i nie uczę go od szczeniaka wszystkich gatunków ptaków po kolei. Po prostu od początku jak pokazywałam mu jakiegoś skowyrka, to podawałam nazwę, zamiast mówić "o , zobacz, ptaszek" . było - zobacz, kawka, sikorka , czy co tam. I teraz te gatunki, z którymi sie spotykał - rozpoznaje.  Część z tego bierze się z naszej ostatnio ulubionej strony do podglądani