Zabrałam dzisiaj moje zoo (plus mamę) do Łazienek. Zaopatrzeni w chleb, orzeszki i nasiona słonecznika pojechaliśmy szukać zwierzątek. Nie trzeba było szukać daleko, kaczki, wiewiórki i sikorki były jak zawsze na posterunku. Do tego głodne, dziś było bardzo przyjemnie, bez upałów, to i tłumów nie było. Grzesiek był zachwycony, szybko zrozumiał, ze nie powinien hałasować i sie kręcić, bo żaden zwierzak do niego nie podejdzie. trochę trudniej było z podawaniem ziarenek na otwartej dłoni - paluszki jakoś mu sie zawsze zwijały... Tak czy inaczej udało się, był bardzo podekscytowany przy pierwszej wiewiórce, nie mówiąc o kolejnych. A jak potem doszły jeszcze kaczki mandarynki przekomicznie kłócące sie o prawo do jedzenia, i sikorki delikatnie siadające na małej łapce, to ekstaza była pełna. Bardzo udany dzień. Nawet do wody wpadł tylko trochę, ledwo łokcie od kurtki miał mokre, wystarczyło ją zdjąć... :)