Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2015

odrobiny ciszy potrzebuję...

Chłopaki wrzeszczą jak się bawią, wrzeszczą jak sie wściekają, wrzeszczą jak czegoś chcąi wrzeszczą, jak czegoś nie chcą - na przykład wykonywać obowiązków. Ja chcę stąd uciec!!!!! Cztery ściany, Grzesiek bez przerwy, Piotrek z przerwami - na szczęście chodzi do szkoły, na judo i na szachy, ale jak wróci, to nadrabia. A ja nie mam gdzie sie schowac, nie mam kiedy zrobić czegoś tylko dla siebie - jak już ich spacyfikuję to padam na pysk... W sumie - zastanawiam sie, czy na kogoś nie napaść, albo lepiej spróbowac obrabować bank. Zamkną mnie w pudle i będzie cicho...

Mam dość

Mam już dość wszystkiego. Chcę uciec jak najdalej i nie wracać. Przynajmniej przez miesiąc. Wali mi sie na głowę od dawna, ze wszystkich stron. Wspieram bliskich, staram sie ogarniać co się da, przytulam, pomagam... I wiem, żę w drugą stronę to też jest. Ale wiem to "na rozum", bo tak emocjonalnie czukję sie komopletnie wypalona, niezauważana - taki matkobot, potrzebny bo użyteczny, bo ktoś musi te wszystkie rzeczy robić i być tym cholernym filarem, ale jak spróchnieje, to sie wymieni na inny, wszystko jedno jaki buyle był i podpierał.  Mnie jako mnie w tym wszystkim nie ma.  Nie umiem już niczego chcieć, nie wiem, co mi sprawia przyjemność. Pytanie "na co masz ochotę" jest absolutnie zabijające. Nie wiem. Nawet jeśli dotyczy kwestii tak trywialnej, jak to co chcę zjeść - i to w ramach ograniczonych możliwości, nie biorąc pod uwagę wystawnych dań z homara i krewetek ( i dobrze, nie lubię, jak coś na mnie patrzy z talerza. A może nie "nie lubię", tylko n

i co jeszcze?

Grzesiek ma  zapalenie oskrzeli. Znowu. Brak mi słów.

... 35

Co chwilę kątem oka widzę czarny cień.  Oglądam się - nie ma... Boli...

dialog sprzątaniowy

Proszę Piotrka o pomoc przy sprzątaniu. Boli mnie noga i pewnych rzeczy nie mogę zrobić, np. schylać się i kucać. Piotrek ostatnio miga się od roboty, jak może, zużywając na to więcej czasu i energii niż potrzebowałby na zrobienie tego, o co proszę. - Synek, pozbieraj proszę klocki Grześka z podłogi w pokoju. - Bo ty nie zauważasz, że ja jestem dzieckiem i potrzebuję też czasu na zabawę!!!! - Piotruś, to jest nasz wspólny dom i razem o niego dbamy. - Ale ty mi dajesz za długie polecenia! Ja wolę dużo krótkich! - Proszę bardzo. Idź włóż do pudełka jeden klocek. Dotarło. Prychnął śmiechem i pozbierał klocki nie kłócąc sie dalej.   Jeszcze nie zapamiętał, że matki nie przegada...

tęsknię...

Trudno jest.  Co chwila oglądam się, gdzie jest, wydaje mi się, że słyszę miauczenie albo mruczenie. Sprawdzam, czy nie usiądę na kocie siadając w fotelu. Powinnam zabrać się za likwidowanie kuwety, miseczek, oddać karmę znajomym kotom-nerkowcom... Jak na razie zdobyłam się tylko na zdjęcie hamaka z kaloryfera i wrzucenie do prania.  Czorcik, bardzo mi cię brakuje...

Czort nie żyje

Przegraliśmy tę ostatnią walkę. Dzisiaj uśpiłam Czortka... Dwie noce z rzędu miał ataki duszności połączone z niedowładem tylnej połowy ciała. Nie było szans, nie chcieliśy go męczyć. Smutno i źle...

spróbujmy jeszcze raz

Wczorajsza noc była straszna, myślałam, że kot już jej nie przeżyje.  Z panią doktor ustaliłyśmy, że dajemy my czas do soboty...   Kotuś, proszę. Ostatnia próba, ostatnia szansa. Wiem, ze te zastrzyki i kroplówki są nieprzyjemne, wenflon w łapce przeszkadza - ale jak sie uda, to wiosną pójdziesz znowu powkurzać sroki...  

prawostronnie pokiereszowana

jakby mało mi było rozrywek, to jeszcze Czort mnie całkiem solidnie ugryzł. Nie mam do niego pretensji, głupio go chwyciłam przy próbie zrobienia zastrzyku i wbił sie zębami w to , co miał najbliżej, czyli moją dłoń. Ledwo ruszam kciukiem.  Do tego boli mnie prawa noga, którą sobie załatwiłam na kijkach w sobotę.  Kaleka prawostronna.

znowu gorzej...

kotu znowu sie pogarsza. Kreatynina wzrosła, mocznik też, wyraźnie jest jakaś infekcja. Boję sie, że to już koniec, nie chcę , żeby sie męczył... Żle mi.

prezent wielozadaniowy

Z okazji bez okazji tata kupił nam prezent.  Ławeczkę do ćwiczeń, taką skośną. Stwierdził, że mam małe szanse na wyjście gdzieś na jakikolwiek trening, bo Grzechot na mnie wisi, a tak będziemy mogli poćwiczyć. Chłopcy zaś będą mieli zjeżdżalnię  i dadzą mi wreszcie spokój - do tej pory zjeżdżali z moich kolan. Z Grześkiem jeszcze szło, ale Piotrek waży prawie 30 kg i stawy mi piszczały... Węże zjeżdżają na potęgę, Piotrek ćwiczy brzuszki, Grzechotnik parę razy spadł - obaj są szczęśliwi. Mogą sie pokotłować, a ja mam chwilę spokoju, co zwłaszcza wobec stanu mojej nogi jest cenne. Co prawda jest już dużo lepiej - chodzę już bez kul i boli znacznie mniej, ale jeszcze czuję. a tak chłopaki mają zajęcie, ja nie musze się nimi zajmować przez cały czas - pełnia szczęścia. W weekend zamierzam pójść na kijki znowu.

medalista

Kolejne zawody judo, kolejny medal - tym razem brązowy. Jakoś tam wychodzi, że zawsze jest albo złoto albo brąz. Srebra nie było jeszcze nigdy i chyba też nie był poniżej podium.  Dobra robota, synku!

Sport to zdrowie

Zachciało mi sie poodchudzać. Zachciało mi sie zadbać o własną kondycję, poruszać sie trochę.  Zachęcona zeszłotygodniowym sukcesem postanowiłam w sobotę znowu pójść na kijki do lasu. Pogoda piękna, zabrałam Piotrka i poszliśmy.  W drodze powrotnej poczułam, że mnie trochę pobolewa stopa. Trudno, idziemy spokojniej, ale wrócić do domu i tak trzeba. Łaziliśmy prawie dwie godziny, 8,5 kilometra. A w domu jak sie stopa rozbujała, to dziś rano zażyczyłam sobie przywiezienia dyżurnych kul od rodziców - kupili je ponad piętnaście lat temu, jka tata sobie nogę solidnie uszkodził i od tego czasu chodzą po rodzinie, jak ktoś potrzebuje. Na szczęście okazało się, że akurat były u rodziców. I chodzę o kulach. Ortopeda kazał smarować i łykać piguły oraz robić zimne okłady - to ostatnie jest straszne, i bez tego stopy mi marzną. Ale co tam, w końcu kiedyś przejdzie...

Polska język trudna jest

Grzechot właśnie odkrywa tę prawdę. Para aż bucha mu z mózgownicy, jak próbuje ogarnąć zasady rządzące językiem. Próbuje, składa zdania - dzisiaj usłyszałam długą historię o tym, jak to poszedł z Dużym do metra, odprowadzić Bratka, który jechał do szkoły, a potem siedział na ławce i oglądał pociągi.  Za to potem wyłożył sie nieco na trudnym czasowniku "jechać". No bo to skomplikowane jest. Najpierw tłumaczył, że autobus pojechała - skoro mama pojechała, to i autobus też. Ale potem zaczął odmieniać - słucham ci ja i słucham i w pierwszej chwili nie mogłam zrozumieć, co to znaczy "mama, jacham!". W końcu dotarło - "jacham" jak "macham" i "dmucham". Bo niby dlaczego nagle "jadę"? Takich śliczności coraz więcej, mały trajkocze bez przerwy, mówi coraz ładniej i coraz więcej. I właściwie wymawia bezbłędnie, "r" jest bardzo delikatne, ale zdecydowanie przypomina to, co powinno, a nie jakieś zamienniki, większość słów też

Obcinanie pazurów

Nie wiem, o co kociarze robią tyle hałasu z tym obcinaniem pazurów.  Ponieważ Czort dostaje codziennie piguły i broni sie przy tym coraz bardziej, postanowiłam mu skrócić elementy drapiące. Pani doktor zaproponowała wręcz, żeby zrobic to w gabinecie, na cztery ręce, bo to awanturnik. Podziękowałam uprzejmie, mówiac że dam sobie radę sama w domu. I dałam. Wzięłam kotka na kolana, obcinaczkę do paznokci w dłoń i całkiem spokojnie poprosiłam o wysunięcie pazurków. Koteczek możez bez entuzjazmu, ale też bez protestów pozwolił zrobić, co trzeba. No, może nie do końca, bo po trzeciej nodze miał już dosyć, ale i tak postęp jest. Czwartą nogę obetnę dzisiaj.  Kotu powol sie poprawia. jeszcze nie jest dobrze, ale kierunek słuszny. I tak trzymać.

uduszę Majora

Albo mu coś urwę, obojętne, co .  Skorupiak usypiał Grześka, który jest dziś wyjątkowo marudny. Już prawie mu sie udało. A Piotrek wlazł do pokoju pytając głośno, godzie jest tablet. Oczywiście Minor natychmiast sie obudził.   Aaaaaaaa!!!!!! Niech oni wreszcie pójdą spać i dadzą mi święty spokój! Głowa mi pęka od tego wszystkiego.

Co ja z nimi mam...

Dzisiaj dla odmiany Skorupiak zapewnił mi trochę emocji.  Tata miał dziś jakiś długi dzień roboczy i poprosił mnie, żebym wyprowadziła psa gdzieś w południe. Oczywiście zgodziłam się, bo czemu nie.  Relacjonuję to później Skorupiakowi przez telefon, a ten zastrzelił mnie jednym pytaniem: - A pamiętasz, że ja mam twoje klucze od ich mieszkania? Nie pamiętam. No to zonk, biedny pies. Stanęło na tym, że Skorupiak albo wpadnie tam i sam wyprowadzi psa, albo przyjedzie do domu i przywiezie mi klucze. Ułożyło mu się tak, że przyjechał, zjadł coś i pojechał wyprowadzić Gardę. Jakiś czas później przechodząc koło drzwi rzuciłam okiem na zamek, bo jakoś podejrzanie wyglądał. Miałam rację, okazało się, że wychodząc zamknął gerdę na dwa razy - co oznacza, że nie da się otworzyć od środka. Czyli dopóki nie wróci Piotrek ze szkoły, nie wyjdę z psem ani z Grześkiem na spacer... Jak sie doda do tego pomysły Grzesia z dobieraniem się do szafek, szuflad i koszyka z lekami, to się zastanawiam, czy

dziecko potrafi rodzicom podnieść ciśnienie jak nikt...

Wąż Młodszy zapewnił mi dzisiaj solidny pęczek siwych włosów. Skorupiakowi też. Piotrek umówil sie z moim tatą, że dziś u niego zanocuje - od czasu jak mama jest w szpitalu robi to często, "żeby Dużemu smutno nie było'. Skorupiak pojechał odwieźć metrem Potomka Starszego, Potomek Młodszy został ze mną.  Ja byłam w stanie niezbyt dekoracyjnym - zamaskowana, z łepetyną zawiniętą w folię i ręcznik, w szlafroku. Ale w końcu syn własny nie raz mnie w takim stanie widywał, nieprawdaż? Korzystając z faktu, że Grzechociński bawi sie klockami poszłam sobie na chwilę do łazienki, zasiąść w wiadomym miejscu. Ale po chwili dotarło do mnie, że jest trochę za cicho.... Wsłuchałam sie w tę ciszę i po paru sekundach wypadłam z łazienki jak torpeda. Grzechotnik zmienił miejsce pobytu, przeniósł sie do kuchni i dobrał do leków. Niestety oboje łykamy na stałe trochę różnych rzeczy, kot też ma swoje, a że ostatnio prychałam, to jeszcze były jakieś przeziębieniowe. Staramy się pilnować, żeby

Ale fajnie!

Nareszcie! Udało mi się urwać  z domu porzucając Skorupiaka z dziećmi i pójść na kijki do lasu. Czaiłam się na to od dawna, a tu albo ja byłam prychająca i smarcząca, albo dzieci, albo jakieś inne sprawy właziły w paradę i nic z tego nie wychodziło.  Dziś łaziłam bite dwie godziny w ostrym tempie, bez zatrzymywania się - no dobrze, dwa przystanki na sprawdzenie zegarka. Przeszłam las tam i z powrotem, załapałam się na zupełnie solidną zadymkę i było cicho i spokojnie. Nikt nic ode mnie nie chciał, nie wrzeszczał, mogłam iść gdzie chciałam i jak chciałam - po prostu raj! Jakby się tak udało częściej - to znakomicie wpływa na humor. PS. Wieczorem ledwo się ruszam, sztywna jestem  i ruszam się jak paralityk.

kocia miłość

Czort od początku byl moim kotem. Nie w sensie własności - któż bowiem może byc właścicielem kota?, ale emocjonalnie. Oczywiście kocha rónież Skorupiaka i Węże, ale przede wszystkim jest mój. To ja mogę mu podać piguły do paszczy (co nie znaczy, że je grzecznie łyka, wręcz przeciwnie, ale ja wyjdę z tego najmniej podrapana), oczyścić ranę czy zrobić zastrzyk.  Ostatnio takich działań jest dużo - kroplówka codziennie, trzy razy dziennie piguły wdziobne, dwa razy alugastrin - miętowe świństwo w zawiesinie, ja go nie cierpię i wątpię szczerze, żeby kot był innego zdania. Wszystkie te działania były i są konieczne - kotu sie znacznie poprawia, bez tego już by nie żył. Nawet, jeślibyśmy go nie uśpili, był już tak słaby, odwodniony i zatruty mocznikiem, że umarłby i tak.  A Czort, oprócz tego, że w coraz lepszej formie, to zrobił się dużo bardziej pieszczotliwy. Włazi na kolana przy każdej okazji, przytula się, trąca łebkiem i domaga głaskania. Nigdy tego nie było w takim natężeniu, owszem

mamo bawimy się!

Grzesiek sie bawi. Ja sie nim zajmuję. Polega to na tym, że mały biega w kółko po pokoju, śmiejąc się do rozpuku, turla po podłodze, rzuca klockami do pudełka i ćwiczy piruety.  Ja siedzę na krześle i patrzę. Nie mogę sie odwrócić, zająć czymkolwiek, nawet na sekundę. Nie ma mowy o napisaniu smsa, przyszyciu guzika, dobraniu skarpetek w pary, czymkolwiek. Nie wolno mi oderwać oczu od potomka i tyle. Nawet na sekundę,  bo natychmiast przybiega  i kategorycznie rozkazuje: "Mama, pacz!". No to mama paczy... W sumie mało męczące takie zajmowanie się, nie muszę sie turlać, budować z klocków, do czego nie mam za grosz talentu, ale takie nicnierobienie jest męczące i nudne. Wystarczy, że robię miny i od czasu do czasu wydaję z siebie groźnie brzmiące ryki i warczenia. Synu, kiedy ty będziesz umiał czytać, to jest tak ciekawe zajęcie, a nie absorbuje bliźnich....

kościelne oddalenie

Od pewnego czasu zbierało mi się na tę notkę - zwykle jak jechałam Puławską w stronę Piaseczna, i zanim dotarłam w pobliże komputera, to zapominałam. A potem wkurzało mnie na nowo. Na płocie kościoła po drodze czy też na jakimś bilbordzie na ich terenie jest wielki plakat z następującym tekstem: "Odnowić nasze śluby chcemy Maryjo". Irytuje mnie on niepomiernie - nie ze względu na treść - generalnie nie wtrącam się w czyjeś śluby, wiarę, ale ze względu na sformułowanie.  Niestety kościelny język ma swój styl, drewniany, sztywny, sztuczny i daleki od ludzi. Jak Episkopat wystąpi z listem pasterskim, to się tego słuchać nie da, albo usypia, albo nie do zrozumienia  - każde słowo z osobna jak najbardziej, ale całość - jakiś bełkot. Nie można było tego napisać normalnie, "Maryjo, chcemy odnowić nasze śluby"?  Te same słowa, to samo znaczenie, a jakoś bliżej, mniej sztywno. Cóż, polski KK jest taki właśnie, sztuczny, sztywny i nadęty, z dużą ilością ornamentów, kokarde

I jeszcze jeden...

Kolejne pisklę rodzinne pojawiło się na świecie. Witaj Danielu!

siemię lniane

Ostatnio znalazłam sobie znakomity patent kosmetyczny, który z upodobaniem stosuję. Suchoty kieszonkowe wymuszają inwencję również w tej dziedzinie, a tu metoda tania i skuteczna. Siemię lniane. Zawsze miałam chybzia na punkcie własnych włosów. Mam gęste, przez lata długie, choć ostatnio solidnie skróciłam, ale chyba wrócę do długich bo nie chce mi sie latać do fryzjera co miesiąc. W każdym razie dbam o nie, stosowałam różne maseczki, odżywki, cuda wianki. A teraz przestałam się bawić w większość wyżej wymienionych, tylko raz w tygodniu (przeważnie, czasem częściej, czasem rzadziej, jak mam czas) robię sobie na łepetynie okład. Na skórę głowy idzie mielone siemię z odrobiną oliwy, a na same włosy - ten glutek po wygotowaniu nasionek. jak sie nie za bardzo zgluci, to daje sie ładnie przecedzić przez sitko i wlać na głowę bez nasion, ale jak nie da, to też można. Jest potem tylko więcej sprzątania. Następnie zawijam to w folię, ręcznik i idę zająć sie czymś pożytecznym albo i nie - p