Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2010

w szkole nas zamordują..

Młody ostatnio ogląda "Było sobie życie" na komputerze. Efekty widać. Dzisiejsza zabawa polegała na mobilizowaniu  zwierzątek do walki z bakteriami, paciorkowcami, wzywaniu limfocytów do obrony i makrofagów do posprzątania, podawaniu antybiotyków, jesli walka była ostra.... Używa tej terminologii całkiem sprawnie. A, jeszcze jedno - ostatnio stwierdził, ze mu przybywa zwierząątek bardzo szybko, bo się dzielą. No to zapytałam, jak sie dzielą,o co chodzi. a on na mnie popatrzył i mówi: - No jak to? o tak! - Machnął ręką i wydał komendę- Mitoza! Musze poprosić mamę, żeby mu wytłumaczyła dokładnie mitozę, za jakiś czas sie dołoży mejozę i przed końcem przedszkola będzie miał przerobiony program biologii z podstawówki. (zwalam na mamę, bo ona biologii uczyła przez lata, a ja, wstyd sie przyznać, średnio to pamiętam....) Biedni nauczyciele....  

nadrabianie zaległości

No dobra, czas sie zabrać za raportowanie ostatniego tygodnia, bo tyle tego, ze sie poplącze. To znaczy, poplącze sie i tak, ale może trochę mniej. Wątki główne są dwa: wakacje pod Poznaniem ślub mojego brata. Wątek pierwszy: Częściowo juz odnotowany, migawki wakacyjne były, aczkolwiek nie zawsze mi sie chciało wyciągać lapka. W końcu to były wakacje. Do sukcesów należy zaliczyć kolejne dwie pary kolczyków (w tym jedna specjalnie na ślub młodszego), oraz wypad na basen, po którym Piotrek NIE DOSTAŁ gorączki. Czyli to jednak była kwestia placówki a nie pływania w ogólności, co nas niezmiernie cieszy. Jako sie rzekło już wcześniej, mieliśmy w planach koncert Jacka Kowalskiego . Postanowiłam powkurzać braciszka, który Jacka zna i lubi, i powiedzieć mu o koncercie, na którym na pewno nie będzie. A ten drań, zamiast sie zdenerwować, stwierdził, że umówił się z Jackiem na kolację!!!! Ale zostało mu wybaczone, bo zabrał na ze sobą.... POza tym - piękna puszcza, cisza, spokój, sympa

wróciliśmy 157

zmęczeni, pełni wrażeń - bedzie co opisywac. Ale nie dziś. Na razie sygnał, ze wróciłam do świata, a teraz prysznic i spać - nareszcie we własnym łóżku....

wykorzystaie naczyń

Obraz
urlop był nam potrzebny. Zmęczeni byliśmy solidnie, zwłaszcza Małż. postanowiliśmy sie pobratać z naturą - wyjechaliśmy do lasu, gdzie cywilizacja zbytnio nie przeszkadza. Jest w stopniu wystarczająym (prysznic z ciepłą wodą), ale nie nachalnym. Co ułatwia Małżowi relaks :   W sumie jak psu nie przeszkadza takie wykorzystanie miski, to mi tym bardziej....

frustracja 158

Obraz
jestem sfrustrowana i zła. Coraz bardziej zła. Wyjechałam na wakacje. Jestem w lesie. Przepięknej puszczy zresztą. Pogoda super - ciepło, mokro. Grzybów od cholery. Głównie muchomory, surojadki i inne, ogólnie zwane przez nas psiankami albo betkami. trafiaja sie też takie :   Wygląda pięknie, jest ich dużo. I ma jedną drobną wadę. To jest borowik szatan.   Z jadalnych mamy na koncie dwa prawdziwki i trzy podgrzybki, oraz garsteczkę kurek.  

zranione uczucia

Rozmowa wychowawcza z potomkiem na temat szeptania w towarzystwie, przerywania i pokrzykiwania. Spokojnie, ciepło, bez stresu. Młody wysłuchał, zawinął się na pięcie i poszedł do łazienki. Zamykając za sobą drzwi odwrócił sie na pięcie i gorzko powiedział: - Zraniliście mnie. Hm.

Wakacji ciąg dalszy

Wczoraj zgodnie z zapowiedzią w planie był zamek w Kórniku i koncert Jacka Kowalskiego. W Kórniku przemyślnie ustalona kolejność zwiedzania była następująca: najpierw arboretum – tam jest dużo przestrzeni, samolot Piotrek może  solidnie polatać. Potem zamek – ciekawszy dla nas niż dla niego, więc może wytrzyma, jeśli się wcześniej upuści nadmiar energii. Na koniec znowu arboretum i plac zabaw – niech ma w nagrodę za nudy zamkowe. Generalnie zadziałało. Co prawda w zamku zaczął marudzić wcześniej, niż się spodziewałam, ale jakoś się go udało upilnować, pokazując czasem jakiś ciekawy drobiazg – a to kolekcje muszli (ja mam większą, chociaż tam jest parę takich rzeczy, które bym z chęcią gwizdnęła – na przykład tridacna gigas) a to świetlik w wejściu głównym, który kiedyś pełnił rolę judasza – wjeżdżały ta powozy i jak się goście nie spodobali, to gospodarze mogli sprawić im gorące przyjęcie całkiem dosłownie – albo inną niespodziankę.   Po Kórniku pojechaliśmy do Poznania na koncert.

Poranek wakacyjny

Śpimy na wakacjach jak susły. Po 10-11 godzin. Problem w tym, że Piotrek sie budzi natychmiast, a my nieco wolniej. Dziś też - młody wyskoczył z łóżka, zawrzasnął: - Wstawać, leniuchy!!! My nie byliśmy tak szybcy, synek dostał zestaw gardwroby i sio na dwór, zwłaszcza, ze w pokoju za ścianą mieszka chłopiec niewiele starszy. pozbywszy sie potomka chcieliśmy wykorzystac chwikę i sie jeszcze przytulić, bo inaczej nie ma możliwości - pokoik malęńki, a wieczorem jak dzieć zaśnie, to nas też scina z nóg. Nic z teo. Po chwili rozległ się z dworu ryk: - Rodzice, wstawajcie!!!! i po chwili, bo nie było widać efektu: - Jasiu, choc pomóc obudzić moich rodziców!!!!!! No nie, tego to już za wiele. Wylazłam z łóżka, wytlumaczyłam dzieciom, zę wstaniemy bez ich pomocy i na wszelki wypadek zamknęłam za nimi drzwi na klucz. Jeszcze by Piotrek wlazł (oczywiście nie zamykając drzwi, bo po co) w trakcie moich kursów do łazieki. Kursy liczne, bo łazeinka malutka, wiec większość utensyliów trzyma

wakacyjnie!!!

Nareszice udało sie wyrwać. na tydzień (taki przedłużony  o weekend), ale zawsze coś. Psa zabraliśmy, kot został - czyli menażeria ma to, co lubi. Dzieć zmachany - i o to chodziło. Przed chwilą zapakowany do łóżka zapowiedział twardo, ze nie będzie spać, dopóki my nie będziemy w piżamkach - nie ma sprawy. Przerabiałam to juz nie raz - prosze bardzo, ale jeden warunek - nie wolno gadać. Po dwóch minutach leżenia i nie gadania oczka sie zamykają..... Dzisiaj pojechaliśmy do Poznania - panowie przejechali sie Maltanką, a ja przestawiłam samochód i zebrałam ich na drugim końcu. Mieliśmy jeszcze chęć na Termy, ale okazało się, ze na razie pęknie prezentują sie w interncie, a całykompleks zostanie zbudowany dopiero za rok (jesli nie będzie obsuwu). Więc nie poszliśmy na basen. Pies też zmęczony, poszliśmy z nią na długi spacer do lasu. Widać, zę to miejskie zwierzę, taka mnogość nowych zapachów połączona z ograniczoną widocznością i pies głupieje. Jutro koncert Jacka Kowalskiego i  - prz

kwiatki matki

mama wyjechała na babski sabat do kuzynki. W sumie miały tam byc we trzy, polazić po sklepach , poplotkowć i tak dalej. Dziś rano zadzonił tata z prośbą, żeby wyprowadzić Gardę w ciągu dnia, jak on bedzie w pracy. Nie ma sprawy. Zabrałam Piotrka i Agrafkę (czyli nasza psicę), pojechaliśmy. Na spacerze było trochę niewygodnie, ruchliwy dzieciak, dwa psy, z czego jeden duży stosujący bierny opór, bo nie ma ukochanej pani, a drugi ciągnący we wszystkich możliwych kierunkach. Jakoś sobie poradziłam. W drodze powrotnej pozbieraliśmy jeszcze Małża z przystanku. Wracamy do domu, ja narzekam na temperaturę, rozmawiamy o terminie powrotu mamy i szczególach technicznych zebrania jej z dworca. Małżon  pyta: - Baby pewnie też nie chciały chodzić? Trochę sie zdziwiłam, co on tak nieuprzejmie o teściowej i jej stryjecznych siostrach, ale nic. - nie, odpuściły zwiedzanie i sklepy, plotkują sobie. U Kuki są bardzo wygodne fotele, to im dobrze. Skorupiak popatrzył na mnie ze zdumieniem: - Ale

Lassie

Wcięło mi pół wpisu, szlag by to trafił. Skołowani upałem próbowaliśmy jakoś przetrwać - i trafiliśmy w TV na Lassie. Zawsze bardzo lubiłam tę książkę. Tu załapaliśmy sie gdzieś od środka - ale widok collie równym truchtem przemirzającego wrzosowiska, wzgórza, rzeki i miasta jest nie do pomylenia z czymkolwiek innym. Zalegliśmy sobie więc we trójkę racząc sie tym kinem familijnym. Ja sie troche martwilam, bo pamiętała, że był jakiś taki wątek o tym, jak wilk czy inny drapieżnik poturbował Lassie - nie wiedziałam, jak Piotrek to zniesie. Okazało sie, ze jak zwykle martwiłam się nie o to, o co było trzeba. Kompletnie zapomniałam o innym watku - wedrownego kuglarza (w książce to chyba był sprzedawca garnków i innej starzyzny) podróżującego w towarzystwie niewielkiego psiaka. Lassie przyłączyła sie do nich. Którejś nocy dwóch bandziorów postanowiło uwolnić go od ciężaru pieniędzy. Celu nie osiągnęłi, ale zabili tego pieska. I tu sie zaczął problem. Piotrek juz do końca filmu popłakiw

gorąco....

Mózg mi sie lasuje, myslenie wysiadło juz dawno, najchętniej bym po prostu przestawiła sie na nocny tryb życia. Niestety sie nie da. Piotrek zdecydowanie domaga sie mojej uwagi, czasu, towarzystwa. I jakoś nie uwzględnia tego, że matka padnięta jest i rozcieknięta w tym upale. Co chwila pada pytanie "mama, c robimy?" albo  "mama, chodźmy sie poruszać" albo wreszcie, najbardziej znienawidzone "No wstawajcie leniuszki, ruchy, ruchy!" Mam ochotę go wtedy zamordować. A jutro bedzie gorzej - już nie ma przedszkola, do którego matka mogłaby wysłać potomka i spokojnie dogorywać. trzeba będzie sie nim zająć samodzielnie.... W planach była wyprawa do ZOO, ale jakoś sie obawiam przy tej pogodzie. Chyba pozostanie nam zrobienie porządków w piwnicy. Robota  czeka, a tam przynajmniej chłodno...... Byle do wyjazdu....

Ślimacza matka

Wracaliśmy wczoraj z placu zabaw. Piotrek, jak to on, pobiegł. Ponieważ juz było blisko i bez samochodów po drodze, pozwoliłam mu popędzić pod klatkę schodową nie czekając na mamę, która jeszcze gadała. Spotkaliśmy sie na miejscu, wszystko w porządku. A dziś spotykam sasiadkę. Pani Ania mówi, ze widziała wczoraj Piotrka pod klatką samego, więc sie zaniepokoiła i zapytała, gdzie mama. A ten mały huncwot odpowiedział: - Mama się tam ślimaczy jak ślimak! ja ci dam ślimaka, synu, zwłaszcza, jak czegoś będziesz ode mnie chciał :)

no nie mogę

Fanatycy domagali sie upamiętnienia - dostali. Jest tablica. Pani Gosiewska nr 2 nazywa ją "jakąś tam tablicą" Mało im. Ma byc pomnik. Im większy, tym lepszy.Najlepiej piramida, koniecznie większa od Piramidy Cheopsa. Terroryści pod Pałacu żądają "godnego upamiętnienia", coś tam było o "osobach z cywilizacji i kultury łacińskiej", i inne takie. Pultają sie o brak poszanowania dla pracy ludzi, którzy szykowali projekt pomnika, o, ktoś właśnie wspomniał, że powinny sie wypowiedzieć rodziny ofiar. Czyli sami przyznają, ze rodziny nie mają z nimi  nic wspólnego. Żenada, kompromitacja i dno.   "Bo żywy student  to jest kłopot dziki. A my Polacy - my lubim pomniki..." KIG miał rację.

Ludzie, myślcie, to nie boli!!!!

Awantura pod krzyżem sie dalej kręci. Manifestacje, kontrmanifestacje, pewien prawnik zamierza pozwać Kancelarie Prezydenta żeby sąd zadecydowął, co ma sie stać z krzyżem. Kancelara mówi o przeniesieniu pod koniec września, HGW jest na urlope i sie nie wypowiada, hierarchia kościelna umywa ręce. A mnie nadal krew zalewa. Nie znosze głupoty i bezmyslności, zawsze sie wkurzam, jak widzę, zę ktoś, kto chce osiągnąć cel X podejmuje działania, które najkrócej można określić jako strzał w stopę. Nawet, jeśli ten cel X uważam za absurdalny, szkodliwy i tak dalej. Mogę sie wtedy cieszyć, że nie uda im sie tego celu zrealizować i nie zaszkodzą komuś czy czemuś, ale i tak mnie to drażni. Tak mam i już. Tutaj jest to samo. Osobiście uważam, ze krzyż powinien zniknąć z Krakowskiego tak szybko,  jak sie da. "Obrońcy" uważają, ze broniąc krzyża bronią wiary, Kościoła, Chrystusa i pamięci Lecha Kaczyńskiego. Zaczynając od końca. Pamięć LK - owszem, upamiętniają go. Światowe media też

następna marchewka, tym razem większa

Uczenia matki porządku ciąg dalszy . Posprzątałam (prawie) biurko. Małż popatrzył na biurko, popatrzył na mnie. Siegnął do szuflady po suszarke do włosów. NIc z tego, zaklinowała sie. Warknął coś gniewnie, po czym zerknął na Pietruszka i mało wychowawczo pyta: - Piotrek, mama tak ładnie posprzatała biurko, co jej kupimy, jak posprząta szuflady w szafce? A mały szybciutko odpowiedział: - Mama, ty sobie sama wybierz, co chcesz, żebyśmy ci kupili jak posprzątasz szuflady!!!! To ja chcę domek w Prowansji.    

Śliczne zwierzątko p

Piotrek bawi się bawi na balkonie. Nagle słychać rozpaczliwe wołanie: - Mama, chodź! Brzmiało groźnie, wiec popędziłam, depcząc po drodze psa. - Co się stało, Pietruszko? - Zobacz, nie ma mojego pająka z pajęczyny! A on jest taki śliczny!.... Zdębiałam. Po pierwsze, Piotrek dotąd raczej na widok pająka sie wzdrygał i otrząsał niczym mokry kot. Po drugie, nie liczyłam na to, że udało mi sie nie przekazać mu mojej awersji do tych kosmatonogich stworzeń. Nie lubię ich i tyle. Co nie znaczy, ze wrzeszczę, jak takiego zobaczę i wzywam męża na pomoc. Przeciwnie, u nas to ja eksmituję tego typu dzikich lokatorów (no, do pewnych granic, do takiego powyżej 4-5 cm to już sie nie zbliżę). W każdym razie, starałam sie nauczyć Piotrka, ze wszystkie zwierzaki mają prawo do życia, że nie należy ich zabijać tylko dlatego, ze dla mnie są brzydkie. (Nie dotyczy komarów). I chyba mi sie to udało.

nie ma jak marchewka...

jedziemy z Pietruszką samochodem. Przed nami na pasach przechodzi dziewczyna w ładnej sukience. Młody popatrzyl na nią, popatrzył na mnie i zaproponpwał: - Mama, zobacz, jaka ładna sukienka. Jak chcesz, to ci taką kupimy z tatą. Mama sie ucieszyła, bo sukienka jej się bardzo podobała. Ale okazało się, ze nic darmo. - Ale musisz najpierw posprzatac bałagan na biurku - powiedziało wyrodne dzieko. Mamę zatchnło. Jak odzyskała dech, zadzwoniła do taty, poinformować go o obietnicy uczynionej - jakby nie było - rónież w jego imieniu. Poza tym, dlaczego tylko mnie ma zatykać, nie będę Małżowi żałować takich atrakcji. A teraz biorę się za sprzątanie biurka.  

Komentarz do rzeczywistości...

Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą. Tak mi sie przypomniał ten cytat z wieszcza w kontekście nieobecności Jarkacza podczas zaprzysiężęnia prezydenta, demonstracyjnego zachowania Kempy podczas orędzia i równie demonstracyjnej żałoby obecnych posłów PISu. Jak mieli odwagę zrobić coś takiego, to mogliby juz sie nie tłumaczyć w sposób tak żenujący, ze to po ofiarach katasrofy. Jakby nosili tę żałobę tak samo przez ostatnie cztery miesiące, to może bym uwierzyła... I jeszcze jeden cytat, tym razem chybaOscar  Wilde: Dobre maniery to umiejętność znoszenia złych manier innych.

wieczorne czytanie 159

Wieczorne rytuały. Podział ról, mama umyła i utuliła na kolankach, to tata powinien czytać. Piotrek usiłuje wynegocjować, zeby mama jeszcze została: - To może mama troche poczyta i tata trochę - próbuje. Mama jest oporna. - Tata będzie czytał, a mama posłucha - szuka mozliwości. Nic z tego. - Mama poczyta, a tata bedzie przewracał kartki - wymyślil w końcu nasz synek. Cóż... czy to oznacza, ze tylko na tyle ocenia umiejętność czytania tatusia?

co bywa w occie?

Naszło mnie i postanowiłam sobie polakierować paznokcie. Rzadko mi sie zdarza, bo jestem niecierpliwa i zanim mi lakier dobrze zaschnie, to zwykle wsadzę w coś rękę i wszystko rozmażę. W drodze powrotenj z przedszkola mlody popatrzył namnie z uznaniem: - Mama, jak ty ładnie wyglądasz, pmalowałaś ręce! Szkoda, zę nie na kolorowo. - Jak to nie na kolorowo? - lakier był błękitny. - To nie jest kolorowo, ja ci wybiorę w domu lakier. No dobra, zwłaszcza ze ten miał sliczny kolor, ale po dwóch godzinach nadal sie mazał. Piotrek wybrał mi lakier w kolorze fuksji. Małż zawył boleściwie, bo on na różowe ma uczulenie. Ale trudno Bedzie fuksja. Konwersacja się toczy niczym górski potok, synek w pewnym momencie pouczył rodziciela: - Tata, ty nie malujesz paznokci, panowie tego nie robią, bo byś wyglądał jak kobieta!!! Święta prawda, aczkolwiek trochę nas zatchnęło. A Synek popatrzył i rzekł z potępieniem: - Czy wy jesteście żaby w occie, żeby się tak śmiać???? Nie ma co, fantazję face

słowa kluczowe

"młoda goła pani pije ze sedesu filmy" "kot jadł i zaczłął toczyc pianę z pyska" "zła czarownica z północy kreskówka"   Ja nie bredzę, ani sie nie schlałam. To są najlepsze kwiatki z listy słów kluczowych, po których ktoś trafił do mnie na bloga. Czy ktoś z tego coś rozumie? Bo ja na pewno nie.

skojarzenia...

Jak patrzyłam na to, co działo sie przed Pałacem Prezydenckim, to zrobiło mi sie strasznie smutno. A potem, po informacji, źe krzyż dziś nie zostanie przeniesiony, przypomniał mi sie taki kawałek literacki, być może znany niektórym z tych "obrońców": Potem dwie nierządnice przyszły do króla i stanęły przed nim.  Jedna z kobiet powiedziała: Litości, panie mój! Ja i ta kobieta mieszkamy w jednym domu. Ja porodziłam, kiedy ona była w domu. A trzeciego dnia po moim porodzie ta kobieta również porodziła. Byłyśmy razem. Nikogo innego z nami w domu nie było, tylko my obydwie.  Syn tej kobiety zmarł w nocy, bo położyła się na nim. Wtedy pośród nocy wstała i zabrała mojego syna od mego boku, kiedy twoja służebnica spała, i przyłożyła go do swoich piersi, położywszy przy mnie swego syna zmarłego. Kiedy rano wstałam, aby nakarmić mojego syna, patrzę, a oto on martwy! Gdy mu się przyjrzałam przy świetle, rozpoznałam, że to nie był mój syn, którego urodziłam. Na to odparła druga

anegdotka studencka

To jeszcze jeden kwiatek studencki. Egzamin z psychometrii. Miał być testowy, jak co roku. Oczywiście materiały krążą, również testy z poprzedniego roku, które jakoś "wyciekły". jakiś geniusz nie umiejąc samodzielnie rozwiązać zadań ( w domu z zeszytem, podręcznikami i wszelkimi pomocami) poszedł do profesora po pomoc z testem w łapce. No i tu sie zaczęło... Profesor Sosnowski załatwiał sprawę "na leniwca" - co roku dawał ten sam test... Nieświadomi rzeczy przyszliśmy na egzamin, a profesor zebrał nas w auli i poinformował o w/w faktach. I zapowiedział, że w związku z tym nas wszystkich przepyta. 150 osób... Jak tylko skończyl to zdanie, to wymierzyłam sójkę w żebra koleżanek i popędziłyśmy pod gabinet. Dzięki temu weszłyśmy jako pierwsze. Zdałyśmy bez problemu. Obawiam sie, zę po paru godzinach nerwówki w ciasnym i dusznym korytarzu mogloby byc inaczej....    

przecwanione..

Tak mi się przypomniało z czasów studenckich. Kolega,  Bułgar studiujący w Polsce, nie nauczył się na egzamin. Nie chciało mu się, zabalował - nie wiem, nieistotne. W trakcie egzaminu ustnego usiłował zamaskować niedostatek wiedzy udając, że po prostu ma problem z językiem polskim i nie wie, jak przekazać to, co oczywiście wie. I tu sie chłopak naciął. Profesor Strelau, cudowny człowiek, świetny wykładowca, naukowiec i poliglota spokojnie zaproponował mu egzaminowanie po angielsku, niemiecku, rosyjsku i chyba jeszcze po włosku. A na koniec stwierdził, ze po bułgarsku też sobie poradzi.   Kolejna anegdotka tegoż pana profesora, którą opowiedział nam przed egzaminami; Poprawka, kolejna już. Dziewczyna nadal nic nie umie. W końcu padła na kolana i zaczęła błagać: - Panie profesorze ja wszystko zrobię, tylko niech mi pan zaliczy. Profesor opowiadając to popatrzył po studentach zgromadzonych w auli: - No i co ja miałem zrobić? Uciekłem! - Od tej pory zawsze egzaminował przynajmnie

polityczna poprawność językowa

Ostatnio mnóstwo się mówi o miłość do Ojczyzny, słowo "patriotyzm" jest odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki.  A równocześnie mało kto zwraca uwagę na tak ważny element tożsamości narodowej, jakim jest język.  A przecież jest to jeden z głównych elementów łączących daną społeczność. I dlatego mnie tak drażni niechlujstwo językowe, brak znajomości zasad gramatyki, ograniczone słownictwo - zarówno zwykłych obywateli, jak i  - co gorsza - osób publicznych. Mam tu na myśli zarówno polityków wszelkiej maści, jak i dziennikarzy. Niedawno w jakiejś audycji brać dziennikarska zaczęła się zastanawiać, czy słowo "rozchwierutany" istnieje, czy to jakiś dziwaczny neologizm - musieli to sprawdzić w słowniku. W sumie dobrze, że w ogóle umieją z niego skorzystać, ale sam fakt jest dla mnie kuriozalny. Nie wymagam znajomości tak rzadko używanego i archaicznego określenia od przeciętnych zjadaczy chleba, ale osoba, której podstawowym narzędziem pracy jest język powinna je

kiedy to sie skończy?...

Awantury o krzyż ciąg dalszy. Szlag mnie trafia, jak patrzę na to wszystko. Jak widzę "katolików", którzy jakoś nie pamiętają o podstawowych przykazaniach. Którzy szermują krzyżem niczym ZOMO pałą. I bardzo boję się tego, co mogą wymyślić ci "obrońcy krzyża". Cudzysłów jest tu zamierzony - oni nie bronią krzyża. Oni walczą krzyżem, nie rozumiejąc kompletnie jego znaczenia. Skandalem jest dla mnie oburzanie się na decyzję podjętą wspólnie z przedstawicielami Kościoła o przeniesieniu krzyża w inne miejsce. Jeszcze większym - nawoływanie do postawienia kolejnego. Mam wrażenie, że ci ludzie już dawno zapomnieli, o co tu chodzi, wiedzą, że trzeba się kłócić, to się kłócą. Że Komorowski jest zły, niezależnie od tego, co zrobi. Że jest wrogiem krzyża, wiary i Boga - a że przypadkiem kuria również brała udział w ustaleniach szczegółów  i zasad całej przeprowadzki - to oni też wpadają do tego samego worka. Zastanawiam się też, czy te wszystkie Stowarzyszenia Obrońców i i

Ambitna lektura

Młody siedzi na sedesie i spiewa: - Być albo nie być, być albo nie być...   Kto tem dziecku czytał Szekspira???? Bo ja na razie zostłam na etapie Franklina, Kaczki Katastrofy, Muminków i Savoire-vivre dla dzieci Grzegorza Kasdebki....

pytanie strategiczne

Wracamy z przedszkola. Młody popatrzył na mnie z ukosa i pyta: - Mama, czemu masz taki duży brzuh? Zatchnęło mnie. No fakt, elfa nie przypominam, ale żeby aż tak? A młody dołożył: - Masz tam dzidziusia? Czy jedzonko? - Niestety jedzonko... A Piotrek jak widać nie zapomniał i o rodzeństwo twardo walczy. Ale co bezczelny jest to jego.

Ciekawa jestem...

Jestem bardzo ciekawa, jak to będzie z zaprzysiężeniem prezydenta. A konkretnie, czy pojawi sie Kaczyński. Jak na razie - na wręczeniu nominacji (czy jak to sie tam zwie) pokazać sie nie raczył. Czy teraz też zachowa sie jak obrażone dziecko w piaskownicy?

kto tu hałasuje?

wyskoczyliśmy po drobne zakupy. No, może nie drobne, mleko nam sie kończy. Ostatnio idzie na hektolitry. Piotrek wymienia różne produkty, turkocze, dziób mu sie nie zamyka. Małżą boli głowa. W pewnym momencie młody pyta tatę: - Tata, a co ty byś jeszze chciał? - Trochę silencji, odpowiada znękany ojcie. - Czyli ciszy, jakbyś nie zrozumiał aluzji. Na to młody obejrzał sie do tyłu i wrzasnął: - koniki , słyszycie? Macie być cicho! - I już spokojnie dodał - To masz tę ciszę.  

jak to powiedzieć, żeby nie zrozumiał?

Rodzice maja działkę. Taką najzwyklejszą, pracownicze ogródki działkowe, czy coś. Niedaleko,  jedzie sie dwadzieścia minut ( no, chyba ze są korki). Piotrek ją uwielbia. I tu jest pewien problem. Bo jak sie tylko o niej wspomni, choćby w kontekście "nie możemy pojechac na działkę, bo coś tam", to natychmiast młody zaczyna sie dopominać. I robi to bardzo dobitnie. W związku z  tym zaczęiśmy używać różnych omówień, z nadzieją, że sie nie połapie. W słowniku zaistniało: wyprawa za las jazda na południe i jeszcze coś, ale w tej chwili nie pamiętam A dziś mały po kolejnym takim tekście powiedział, że on chce pojechać na działkę... To coś jak z psami. Jakby nie kombinować, i tak doskonale rozumieją, kiedy jest mowa o wyjściu z nimi na spacer. Znają (i nienawidzą) zwrot "Pies zostaje". Bromba, nasza pierwsza psica na magiczne słowo na "s" dostawała świra. Na słowo "działka"zresztą też. Mimo ze Piotrka i Brombę dzieli jakieś dwanaście